Witajcie Kochani!
Wybaczcie mi tę małą obsuwę w podaniu wyników - po kilku mega intensywnych i pozytywnych dniach mój organizm chyba trochę się przeforsował i dopadło mnie przeziębienie. Od leków na przeziębienie jestem non stop śpiąca i przesypiam chyba z 20 godzin na dobę. Mam jednak nadzieję, że jutro, najpóźniej pojutrze wrócę do mojego nowego, aktywnego trybu życia :)

Nie przedłużając... rozdanie z beGLOSSY wygrywa Pani Bogusława Kołodziej.
Gratuluję i proszę o kontakt przez wiadomość na Facebooku lub na blogowego maila.


A konkurs z okazji Dnia Dziecka zwycięża... Nottoserious Blog!
Rozbawiły mnie psikusy, które płatałaś rodzince. Sama byłam takim trochę aniołkiem z różkami - pamiętam, jak chowałam się w przedpokoju za kurtkami i przyprawiałam rodziców o zawał, wynurzając się nagle zza ubrań. Do tej pory lubię psocić :P
Poza tym zakochałam się w zdjęciu, które dołączyłaś do zgłoszenia - artystyczny portret!
Gratuluję, za chwilę napiszę do Ciebie maila.


Dziękuję wszystkim za udział w konkursie i rozdaniu. Kolejne atrakcje są w planach, także zachęcam do zaglądania tutaj i na Facebooka.
Kiedy wybierałam zapachy H&H, od razu zakochałam się w Mgle o świcie oraz Pnącej się róży. Skusiłam się jednak jeszcze na sampler zapachu Zauroczenie. Nie było to zauroczenie od pierwszego wejrzenia (a raczej powąchania), ale zapach zdecydowanie miał w sobie to "coś": intrygującego i kuszącego...



Zauroczenie pochodzi z linii Pure Bliss. Producent tak go opisuje: "słodki zapach romantycznej obietnicy prawdziwej miłości. Ta świeża, intrygująca kompozycja woni uwiedzie Twoje zmysły."



Wszędzie szukałam podpowiedzi, jakie nuty zapachowe kryją się w zapachu Zauroczenie, niestety nie znalazłam żadnych informacji. A ja sama po prostu nie jestem w stanie stwierdzić, do czego w ogóle porównać tę kompozycję. Nie jest to zapach kwiatowy - to coś perfumowanego, trudnego do określenia. 
Przy pierwszym powąchaniu pomyślałam, że jest strasznie ciężki i ciepły, trochę jak perfumy jakiejś cioci, która zgniata nas w uścisku podczas każdej imprezy rodzinnej. Sama nie wiem, czemu skusiłam się na sampler. Była to jednak bardzo dobra decyzja, bo z czasem przekonałam się do tego zapachu. Stał się bardziej rześki i lekki w odbiorze, a także elegancki.



Zapach cechuje się naprawdę bardzo dobrą intensywnością, ale z trwałością jest trochę gorzej. Rozpalony na kominku szybko rozchodzi się po pomieszczeniu, ale wystarczą 2 palenia, by był już niewyczuwalny.



Dostępność: stacjonarnie w Krakowie ul. Miodowa 33 (Zapach Domu) lub online TUTAJ
Pora roku: uniwersalny (ale raczej nie pasuje na upalne dni)
Pora dnia: uniwersalny
Przy gościach: może
Intensywność:






Zauroczenie okazało się być całkiem przyjemne w odbiorze, jednak prawdziwej miłości z tego nie będzie. Wypalę go do końca nie bez przyjemności, ale chyba już do niego nie wrócę. Marka Heart&Home ma inne warte wypróbowania zapachy.
A o marce Heart&Home poczytacie TUTAJ.


Chcesz mieć fantastyczne wakacje?
To proste!
Spraw, by były fantastyczne!

Taki jest mój plan na tegoroczne lato - sprawić, by było fantastyczne, zrobić wszystkie te rzeczy, które zawsze chciałam i zobaczyć te miejsca, do których mnie ciągnęło. Teraz wreszcie mam obok siebie kogoś, kto tak samo jak ja ma apetyt na życie, dlatego wiem, że to będą wspaniałe wakacje, inne niż dotychczas, pełne przygód i szalonych tripów. W końcu nigdy już nie będę taka młoda jak teraz ;)


Moją listę podzieliłam na dwie części, bo planów wyjazdowych mam szczególnie dużo.





Mam nadzieję, że moje wakacyjne plany zainspirują Was do tego, by wykorzystywać każdą chwilę tego cudownego lata i by czerpać pozytywną energię z każdego promienia słońca.
Niech to lato będzie fantastyczne!
Turkus ze złotym akcentem to jedno z moich ulubionych połączeń kolorystycznych. Zobaczcie, jak prezentuje się w makijażu w postaci cieni do powiek Melkior Professional w kolorach Green Cocktail i Gold Rush.



Te cienie zrobiły na mnie naprawdę dobre wrażenie. Mają świetną pigmentację (co widać na zdjęciach ze swatchami - właściwie prawie identycznie wyglądają nałożone solo, na bazę czy na mokro), są kremowe, dobrze się je aplikuje i blenduje, a w trakcie noszenia nie osypują się i nie migrują po powiekach i policzkach. Ich trwałość w dużej mierze zależy od tego, jak tłuste mamy powieki - u mnie solo wszystkie cienie trzymają się kiepsko, ale na bazie to już inna bajka. Natomiast cienie Melkior nałożone na mokro są po prostu nie do zdarcia. Mają też piękne wykończenie - nie jest to perła, nie jest to metalic, nie jest to mat. Dają po prostu bardzo ładny, lekko rozświetlający efekt (producent określa to wykończenie jako satynowe), dzięki czemu makijaż wykonany tymi cieniami jeszcze mocniej przyciąga spojrzenie.




Cienie Melkior Professional kupicie online w cenie 26,60zł za 3,5g lub 17,60zł za wkład do paletki magnetycznej.









Tak intensywnie napigmentowane cienie sprawdzają się również do kolorowych kresek (ja używam pędzla do eyelinera zwilżonego delikatnie wodą).



Jak Wam się podoba takie zestawienie kolorów? Co sądzicie o cieniach Melkior Professional?


Moja skóra stała się ostatnio bardzo sucha i wrażliwa, dlatego częściej sięgam po łagodne żele myjące i emolientowe balsamy. Przygotowałam dla Was krótkie recenzje czterech produktów, które dobrze się u mnie sprawdziły:
  • Bioderma Atoderm Intensive Kojący balsam emolientowy
  • Lirene Emolient Odżywcze serum SOS
  • La Roche-Posay Cicaplast Mains Regenerujący krem do rąk
  • Dove Caring Protection Nawilżający żel pod prysznic


O żelu pod prysznic Dove Caring Protection już Wam kiedyś pisałam (TUTAJ znajdziecie pełną recenzję), ale nie mogłam go pominąć, pisząc o moich ulubionych kosmetykach do suchej skóry. To żel inny niż wszystkie dostępne na drogeryjnej półce. Ma konsystencję balsamu do ciała, jest mega kremowy i gęsty. Fantastycznie się pieni, dobrze oczyszcza skórę, ale pozostawia ją tak nawilżoną, że jeśli macie skórę normalną lub tłustą, możecie nawet pominąć aplikację balsamu po kąpieli w żelu Dove Caring Protection. Dla suchej skóry jest idealny, bo nie przesusza i nie wywołuje dodatkowych podrażnień.





Bardzo polubiłam też balsam Lirene Emolient Odżywcze serum SOS. To kolejny drogeryjny produkt o działaniu, którego nie powstydziłyby się apteczne kosmetyki za wiele większą cenę. Ma kremową i dość gęstą konsystencję, ale dobrze się rozprowadza. Pachnie przyjemnie - jego woń kojarzy mi się z zapachem kosmetyków na poparzenia słoneczne, a to z kolei budzi skojarzenia z uczuciem ukojenia skóry. Serum Lirene naprawdę skutecznie nawilża i delikatnie natłuszcza, co dla suchej skóry jest wybawieniem.





Balsam Bioderma Atoderm Intensive to wyjątkowo delikatny produkt, który nie tylko nawilża i natłuszcza, ale jest też wzbogacony o składniki działające przeciwświądowo, odbudowujące naturalną barierę ochronną skóry i zapobiegające podrażnieniom. Można stosować go nawet na ultradelikatną skórę niemowląt już od 1 dnia! Ten balsam nie ma żadnego zapachu, bardzo dobrze się rozprowadza i szybko wchłania.





Jeśli dokucza Wam przesuszenie skóry dłoni, z czystym sumieniem mogę polecić krem La Roche-Posay Cicaplast Mains. Ten apteczny produkt ma konsystencję bardziej maści niż kremu, ale rozprowadza się bez problemu i szybko wchłania. Pozostawia na skórze delikatną, ochronną warstwę, więc jeśli zamierzacie używać go za dnia, radzę nie przesadzać z ilością. Ja bardzo lubię nakładać go grubą warstwą na noc. Krem nie posiada zapachu. Lubię go za to, że jest w stanie szybko przynieść przesuszonym dłoniom ulgę i zregenerować nawet ekstremalnie wysuszoną skórę.





Znacie któryś z tych kosmetyków? Jakie macie sposoby na przesuszoną skórę?

A dla bardzo wrażliwej, suchej skóry polecam kosmetyki organiczne, np. BeOrganic.
To był rewelacyjny długi weekend - mam nadzieję, że dla Was także. Pogoda dopisała, udało mi się zrealizować wszystkie moje plany, a poza tym wydarzyło się kilka naprawdę fantastycznych rzeczy, którymi muszę się z Wami podzielić.



Po ostatnich gorszych dniach czuję, że teraz zaczynam żyć na nowo. Mam wrażenie, że ktoś zdjął mi z pleców jakiś ogromny ciężar, że po długim wstrzymywaniu oddechu wreszcie mogę głęboko odetchnąć. Dostrzegam wokół siebie tyle pozytywnej energii, tyle wspaniałych osób. Odzyskuję kontrolę nad własnym życiem i czuję się naprawdę szczęśliwa.



Znów odkryłam w sobie nastolatkę, przed którą świat stoi otworem i dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Znowu chce mi się tańczyć i śpiewać, a na imprezach spotykam samych świetnych ludzi. Nie sądziłam, że w klubach można poznać sympatycznych mężczyzn, którzy nie robią żadnych zboczonych aluzji, po dżentelmeńsku odprowadzą do domu, a na pożegnanie całują kobietę w rękę! :)
Mam ochotę eksperymentować z makijażem i kiedy patrzę w lustro, widzę uśmiechniętą, zadowoloną z siebie, szczęśliwą kobietę.



Blogowa działalność również przynosi mi sporo radości. Wspominałam Wam, że biorę udział w konkursie beGLOSSY na Ambasadorkę. Nie spodziewałam się w ogóle przejść eliminacji, a ostatecznie jury przyznało mi wyróżnienie <3 To fantastyczna mobilizacja, gdy ktoś docenia Twoją pracę.



Ostatnio bardzo dużo czytam. Dobra muzyka na słuchawkach + książka = czyż nie jest to najlepszy sposób na relaks?



Bawię się też w spinning. Rozpalanie do czerwoności domowego rowerka stacjonarnego nigdy nie dawało mi większej frajdy. Do tego spacery, zdrowa dieta i czuję się nowym człowiekiem.



Nie brakuje mi też spotkań w babskim gronie. Na ostatnie wybrałam się do Chrzanowa, gdzie czekały na mnie: Kadik, Natalia, Basia z bloga Szarość Gwiazd, Kasia z 7days7looks i Martyna - Modna Komoda. Dziewczyny przekazały mi taki ładunek pozytywnej energii, że mogłabym ją teraz kontenerowcami wysyłać potrzebującym ;)





Z Chrzanowa przywiozłam też trochę prezentów. Te najpyszniejsze już widzieliście na Instagramie, a reszta poniżej:



Kochamy Łakocie / Zmiany Zmiany / Scandia Cosmetics / Barwa / Semilac / PinkiPrzypinki / Akatja / I-Apteka / Revitalash / Equilibra / Allbag / BornPrettyStore


Gdyby jeszcze dwa tygodnie temu ktoś powiedział mi, że ten weekend może być tak fantastyczny, nie uwierzyłabym.
Mam nadzieję, że u Was weekend minął równie pozytywnie jak u mnie. Pochwalcie się, jak zagospodarowaliście ten wolny czas?


Do niedawna byłam zwolenniczką naturalnej opalenizny - twierdziłam, że samoopalacze są beznadziejne, a smażenie się w solarium oczywiście niezdrowe. Jakiś czas temu odkryłam jednak, że nie wszystkie produkty samoopalające dają takie efekty:


Dziś przygotowałam dla Was recenzję samoopalacza Vita Liberata pHenomenal 2-3 Week Tan Mousse w odcieniu Medium. Jest to samoopalająca pianka, która gwarantuje bezproblemową aplikację i naprawdę długotrwałe efekty. Producent zapewnia, że kosmetyk jest "lekki jak powietrze", błyskawicznie wysycha, nie śmierdzi jak niektóre samoopalacze, daje naturalny efekt utrzymujący się 2-3 tygodnie, a do tego zapewnia skórze nawilżenie. Przyznacie, że obietnice brzmią naprawdę nieźle. Zniechęcać może jedynie cena - za zestaw: pianka samoopalająca 125ml + specjalna rękawica ułatwiająca aplikację, zapłacimy około 200zł. Sprawdziłam na własnej skórze, czy te produkty są warte takich pieniędzy.



Zacznijmy od aplikacji. Nie miałam w tym względzie większego doświadczenia, bo wcześniej prawie nie korzystałam z tego typu produktów. Mimo to już za pierwszym razem udało mi się rozprowadzić kosmetyk bez żadnych zacieków i plam (samodzielnie!) - piankowa konsystencja i wygodna rękawica rzeczywiście dają radę! Kosmetyk wysechł błyskawicznie - dosłownie po paru minutach mogłam włożyć ubrania bez obawy o ich ubrudzenie. 
Aplikację samoopalacza przeprowadziłam wieczorem, a na rano skóra nie była wysuszona, mimo że poza pianką Vita Liberata nie nałożyłam na nią nic nawilżającego. Dlatego kolejną z obietnic producenta mogę uznać za spełnioną.



Od razu po aplikacji widać, że skóra nabiera koloru, jednak z czasem kosmetyk utlenia się i przyciemnia jeszcze bardziej. Po kilku godzinach skóra robi się naprawdę mooocno opalona. Wystarczy jednak wziąć prysznic, by nadmiar kosmetyku się wypłukał. Producent pisze, by aplikację powtórzyć trzykrotnie. Ja ograniczyłam się do dwóch aplikacji, bo odpowiadał mi taki efekt i nie chciałam jeszcze mocniej przyciemniać skóry.

Wiem, że najbardziej ciekawią Was efekty, więc oto one - prawa noga solo, a lewa posmarowana jedną warstwą samoopalacza Vita Liberata.


Trudno mi było uwierzyć w to, że efekt utrzyma się do 3 tygodni. Oczywiście producent zaznacza, że trwałość zależy od pH skóry, jednak przyznaję, że u mnie efekt utrzymywał się ponad dwa tygodnie. Co prawda nie jest to tak, że po dwóch tygodniach skóra wygląda jak chwilę po aplikacji - opalenizna po Vita Liberata wymywa się i zanika stopniowo, prawie jak naturalna opalenizna. 



Jedyne do czego mogę się przyczepić (poza ceną, bo dla mnie 200zł za zestaw to naprawdę spora kwota) to zapach pianki. Zaraz po nałożeniu jest jeszcze w miarę ok, choć nie jest to jakaś szczególnie piękna woń. Problem zaczyna się jednak po paru godzinach, gdy samoopalacz się utlenia - wtedy niestety nie da się uniknąć tej specyficznej, charakterystycznej dla samoopalaczy woni. Ja nie jestem na nią jakoś szczególnie wyczulona, moja siostra wręcz lubi ten zapach, ale wiem, że niektórzy z Was szczerze go nienawidzą.



Muszę przyznać, że pianka Vita Liberata to najlepszy produkt samoopalający, jaki kiedykolwiek miałam. Efekty są fantastyczne, naturalne i naprawdę długotrwałe. Łatwość aplikacji i szybkość wysychania, a także delikatne właściwości pielęgnacyjne to kolejne plusy. Zaskoczyła mnie też wydajność produktu - aplikowałam go już kilka razy na całe ciało, a wciąż mam jeszcze zapas na kolejne aplikacje. Nie wiem jednak, czy kupię go sobie ponownie - może jeśli trafię na promocję.



Na koniec dodam jeszcze, że produkty Vita Liberata znajdziecie między innymi w drogeriach Sephora.
Więcej informacji znajdziecie również na fanpage'u Vita Liberata Polska.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...