Witajcie kochani!

Moje sprawy chyba powoli zaczynają się stabilizować, choć nadal mam małe urwanie głowy. Grypa musiała zejść na drugi plan, kiedy trzeba było ruszyć na uczelnię- są zajęcia, więc nie ma zmiłuj.

Dziś przychodzę do Was z recenzją jednego z kosmetyków przytachanych z wakacyjnych włoskich wojaży- będzie to żel pod prysznic Idratante Bagno Crema con Aloe Vera e Olio di Mandorle Dolci Kaloderma. Wiem, że to infantylne, ale początkowo we Włoszech potwornie rozbawiało mnie słowo "bagno". Choć czyta się je inaczej, to jednak nie mogłam wyzbyć się skojarzenia z polskim znaczeniem tego słowa. Starałam się jednak do recenzji podejść profesjonalnie, bez żadnych uprzedzeń na starcie :P



Opakowanie: mieści w sobie aż 750ml żelu! W Polsce raczej nie spotyka się tak wielkich opakowań żeli pod prysznic. Płyn do kąpieli tak, ale żel raczej nie. Za to we Włoszech znajdziemy mnóstwo żeli pod prysznic w takim formacie. Czy to delikatna sugestia, że Polacy dbają o higienę mniej niż Włosi? :P
W każdym razie opakowanie to jest solidne, wygodne i estetyczne. Co prawda nie zwraca na siebie wielkiej uwagi, kiedy stoi na półce obok dziesiątek innych żeli, ale nie mam mu nic do zarzucenia.


Użytkowanie:
+ Konsystencja - jest to żel kremowy - biały, dość gęsty
+ Pienienie się - żel wytwarza spore ilości kremowej, gęstej piany- pieni się dobrze zarówno na dłoni, na gąbce oraz na myjce
+ Wydajność - pomijając już nawet sam fakt ogromnej pojemności, żel jest bardzo wydajny- wytwarza sporo piany, więc nie potrzeba dużej jego ilości, by umyć całe ciało
+ Zapach - choć sztuczny, perfumowany, to jednak bardzo miły dla nosa. Trudno go opisać, bo nie przypomina niczego konkretnego- jest jak delikatne, a zarazem słodkie i eleganckie perfumy
+ U mnie nie spowodował podrażnień


Efekty:
Czego wymagam od żelu? Nie mam zbyt wygórowanych życzeń- ma dobrze oczyszczać i ładnie pachnieć. Kaloderma spełnia te wymagania- skutecznie oczyszcza skórę, zapach w pełni mnie zadowala. Ogromnym plusem jest również fakt, że ten żel nie przesusza skóry, co często zdarza się w przypadku tanich środków myjących. Po prysznicu z użyciem tego żelu skóra jest miękka, właściwie gdyby się uprzeć, stosowanie balsamu nie byłoby konieczne.


Skład: Nie jest źle! Co prawda mamy Sodium Lauryl Sulfate, ale przed nim w składzie Sodium Coceth Sulfate, który jest dość delikatną substancją myjącą uzyskiwaną z kwasów tłuszczowych z oleju kokosowego. Poza tym na początku składu mamy olej ze słodkich migdałów i żel aloesowy. Na minus można zaliczyć substancje zapachowe w połowie składu.

INCI: Aqua, Sodium Coceth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Cocamide MEA, Sodium Lauryl Sulfate, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Aloe Barbadensis Gel, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Citric Acid, Sodium Chloride, Styrene/Acrylates Copolymer, Disodium EDTA, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Hexyl Cinnamal, Limonene.


Dostępność: i tu mamy problem... nie widziałam nigdy żelu Kaloderma w Polsce. Na pewno jest do kupienia we Włoszech. Ja kupiłam ten żel w drogerii Limoni w galerii handlowej Parco Leonardo w Fiumicino.

Cena: 3,00 € za 750ml



Ocena: 6-/6 (Chciałam się do czegoś przyczepić, ale kurcze nie ma do czego! Jedynie mały minus za słabą dostępność, ale cóż- taki urok kosmetyków przywiezionych z wakacji- kupujemy zazwyczaj to, co u nas nie jest dostępne. Jeśli macie możliwość kupienia żelu Kaloderma, to nie wahajcie się- świetny kosmetyk w bardzo przystępnej cenie! Jeśli kiedyś jeszcze będę we Włoszech, na pewno kupię ten żel ponownie- i skuszę się na inne wersje zapachowe- o ile istnieją inne wersje)






Co sądzicie o testowaniu takich 'wakacyjnych' kosmetyków? Przywozicie sobie z wakacji kosmetyczne pamiątki?
Witajcie kochani!

Ten weekend do najlepszych nie należał- najpierw musiałam zrezygnować ze spotkania Etre Belle (o którym możecie poczytać u Red Lipstick TUTAJ albo u Vex TUTAJ), bo dopadło mnie grypsko. Do tego mnóstwo nauki i same problemy.
Na przekór postanowiłam ten weekend zakończyć miłym akcentem. Miłym dla jednej z Was :)


Tak jak obiecałam, do niedzieli włącznie miałyście czas, by przekonać mnie, że Wasz Sylwester nie może się odbyć bez kosmetyków Bell z limitowanej edycji Glam Night Sparkle.
Najskuteczniej uczyniła to...


Same przyznacie, że Cupcake jest w wielkiej potrzebie i po prostu nie mogłabym spać w nocy, gdybym nie przyznała jej tych kosmetyków ;)

Gratuluję, Cupcake! Sprawdź proszę maila, bo czeka tam już na Ciebie wiadomość ode mnie.

Wszystkim dziękuję za zgłoszenia i życzę już teraz, aby Wasz Sylwester był niezapomniany i by szampańska zabawa trwała do samego rana!

Zdradzę Wam, że ja wybieram się w góry razem z moim chłopakiem i znajomymi. Ale spokojnie- w pensjonacie będzie internet, zabieram laptopa ze sobą, więc nie pozwolę Wam od siebie odpocząć ;)



UWAGA!!!
Komentarze do tego posta zostały ukryte, by adresy mailowe Uczestników konkursu nie zostały wykorzystane przez rozsyłaczy spamu!!!

Kochani!

Dziś miała pojawić się obiecana niespodzianka dla Was - i będzie, choć z małym opóźnieniem.
Dopadła mnie grypa, przyplątała się gorączka i całe popołudnie spędziłam w łóżku. Dopiero teraz po lekarstwach temperatura trochę spadła i mogę zasiąść na chwilę przed laptopem.

Moi wierni czytelnicy wiedzą, że podczas niedawnego spotkania organizowanego przez Polską Grupę Kosmetyczną i Elfa Pharm otrzymałam sporo ciekawych kosmetyków- między innymi kilka sztuk z nowej limitowanej edycji Bell - Glam Night Sparkle. To kosmetyki idealne na zbliżające się imprezy andrzejkowe, sylwestrowe i karnawał.
Ja nie jestem imprezową dziewczyną- co prawda planuję imprezę sylwestrową, ale bez przesady- aż 3 błyszczykami się nie wysmaruję ;)
Dlatego wpadłam na pomysł, by jedna z moich czytelniczek testowała kosmetyki Bell razem ze mną!



Co otrzyma wybrana przeze mnie osoba:
- błyszczyk Bell Glam Night Sparkle nr 02 (złoto)
- błyszczyk Bell Glam Night Sparkle nr 03 (róż)
- lakier do paznokci Bell Glam Night Sparkle nr 01 (czerwień z różowymi błyszczącymi drobinkami)
- kilka innych kosmetyków - niespodziewajek
Wszystkie kosmetyki są nowe, nigdy nie otwierane przeze mnie.

Nie zdążyłam dziś zrobić zdjęcia kosmetykom, które oddaję Wam do testów, dlatego na tym zdjęciu zbiorczym zaznaczyłam serduszkami te mazidła, które możecie przygarnąć.

Co należy zrobić, aby mieć szansę na otrzymanie tego zestawu?
- Być moim aktywnym obserwatorem (to znaczy nie tylko obserwować blog, ale też od czasu do czasu coś napisać)
- Wyrazić chęć otrzymania tego zestawu pod postem, podając też swój email
- Opisać, jakie macie plany na sylwestrową noc- wielki bal, impreza w klubie, domówka ze znajomymi a może romantyczny czas z ukochanym? Udowodnijcie mi po prostu, że te kosmetyki są Wam niezbędne do stworzenia sylwestrowego makijażu.

I to wszystko. Będzie mi bardzo miło, jeśli zwyciężczyni zrecenzuje u siebie na blogu kosmetyki Bell.
Zwycięzcę wybieram ja.
Koszty przesyłki wygranego zestawu pokrywam z własnej kieszeni ;)
Czas na zgłoszenia macie do niedzieli - w poniedziałek wybieram zwycięzcę i jak najszybciej wysyłam nagrodę, by zdążyła dotrzeć jeszcze przez Andrzejkami - może zwyciężczyni zrobi sobie wystrzałowy makijaż już na Andrzejki ;)

Do dzieła Kochani!



 P.S. Zachęcam Was też do wzięcia udziału w rozdaniu u  Juicy Beauty Star :)




UWAGA!!!
Komentarze do tego posta zostały ukryte, by adresy mailowe Uczestników konkursu nie zostały wykorzystane przez rozsyłaczy spamu!!!
Witajcie kochani!

Dziś spędziłam pół dnia, stojąc przy oknie z aparatem w ręce. Polowałam na pewną 'sympatyczną' panią, która ma bardzo agresywnego owczarka staroangielskiego i bez przerwy chodzi z nim bez smyczy. Jej pies już nieraz pogryzł mojego, atakuje też większość innych psów na osiedlu, a to wstrętne babsko nic sobie z tego nie robi! Nie pomaga zwracanie jej uwagi- twierdzi, że to mój Olis jest agresywny... (bez komentarza). Nawet, gdyby był, to mój west jest na smyczy, a jej pies biega bez opieki!
Dlatego postanowiłam, że zrobię jej piękne fotki, wystosuję petycję do straży miejskiej czy policji (podpisze się pod nią połowa właścicieli psów na osiedlu, bo już niejednemu za skórę zalazła) i zobaczymy, czy ta baba nadal będzie taka mądra...
Jeśli jakimś cudem ta pani to czyta (w co wątpię, bo nie wygląda na osobę zainteresowaną tematem kosmetyków), to serdecznie pani życzę sraczki za te wszystkie nerwy, które nam pani napsuła!

No, od razu mi ulżyło.

Teraz już z czystym sumieniem mogę przejść do zapowiedzianej na dziś recenzji. Opiszę Wam tonik, który stosowałam przez ostatnie dni- Antybakteryjny tonik AG 123 Silver Touch Invex Remedies. Producent określa ten kosmetyk jako "innowacyjny, antybakteryjny tonik ochronny na bazie srebra". Zalecany jest szczególnie do cery trądzikowej, czyli właśnie takiej jak moja. Jak się u mnie sprawdził?


Srebro już od wieków jest znane jako substancja zapobiegająca rozwojowi bakterii. Jego właściwości opisywał w starożytności Hipokrates. Nie bez powodu bogate rodziny jadające ja srebrnych zastawach były mniej narażone na panujące wiele wieków temu zarazy. Przed wynalezieniem penicyliny stosowano srebro jako środek zapobiegający infekcjom. Obecnie jeszcze bardziej wykorzystuje się bakteriobójcze działanie srebra- pokrywa się nim przyrządy medyczne (np. służące do dializ), leki ze srebrem stosuje się na trudno gojące się rany i poparzenia.

Opakowanie: estetyczna plastikowa butelka z dozownikiem w formie sprayu, co bardzo ułatwia aplikację kosmetyku- tonik w całości wchłania się w skórę, a nie wsiąka w wacik. Spray rozpyla tonik w przyjemną mgiełkę. Niestety butelka jest nieprzezroczysta, więc nie widać, ile kosmetyku pozostało.


Użytkowanie:
Tonik ma płynną konsystencję.Na twarzy jest niewidoczny, jednak kiedy zajrzymy do środka butelki, zobaczymy, że ma lekko brązowy kolor- jak np hydrolat czy krótko parzona herbata. Nie ma żadnego zapachu, nie wyczuwałam też żadnego smaku, kiedy spryskałam nim wargi.
Wydajność określiłabym jako przeciętną- ja aplikowałam go dość dużo za każdym razem, ale wystarczył mi na około miesiąc codziennego stosowania (aplikowałam go tylko raz dziennie na noc).
Nie podrażnił mnie.

Tutaj widać, jak wyglądają zaschnięte krople toniku na opakowaniu- są właśnie takie lekko brązowe.

Efekty:
No wyschnięciu tworzy na twarzy powłokę, która daje uczucie mocnego napięcia- po prostu jak niewidoczna maska. Nie jest to przyjemne, na szczęście znika po nałożeniu kremu.
Po jednorazowym zastosowaniu toniku pory są wyraźnie ściągnięte, mniej widoczne. Po dłuższym stosowaniu zauważyłam, że objawy trądziku były mniej nasilone- jeśli jakieś niefajne niespodzianki pojawiały się na mojej skórze, znacznie szybciej się goiły i nie były tak zaczerwienione.


Skład: bardzo krótki, jedynie 4 składniki!!! Żadnych parabenów, alkoholu, czy innych potencjalnie szkodliwych substancji. Ze względu na brak substancji konserwujących, tonik jest ważny tylko 6 miesięcy od daty produkcji lub 3 miesiące od otwarcia.

INCI: Aqua, PVP (polimer, który ma działanie zmiękczające skórę), Allantoin (działa przeciwzapalnie, nawilża, wspomaga regenerację, stymuluje gojenie się ran), Silver Acetate.


Dostępność: online - sklep producenta: ( http://www.invexremedies.pl/pl/sklep.html ), nie mam pojęcia, czy można je dostać stacjonarnie
Cena: 35zł za 100ml


Ocena: 5+/6 (Wow, jedno wielkie wow! Tonik podziałał rewelacyjnie na moją skórę- kiedy mi się skończył, dobitnie odczuwam jego brak- niedoskonałości znowu mnie obsypały i nie chcą się skubane goić tak szybko, jak podczas stosowania toniku. Bardzo podoba mi się krótki, sympatyczny skład. Jedyny minus to kiepska dostępność (chyba, że ja o czymś nie wiem, bo niestety dotąd nie widziałam tych kosmetyków w żadnej drogerii, ale ślepa jestem, więc może przegapiłam :P) i cena- jak dla mnie dość wysoka, jednak co tu dużo mówić- moim zdaniem ten tonik jest tyle wart!)



Kosmetyk otrzymałam podczas spotkania blogerek. 
Zaznaczam, że fakt otrzymania kosmetyku za darmo nie wpłynął na moją opinię o nim.
 Dziękuję firmie Invex Remedies za przekazanie kosmetyku do testów.



Znacie kosmetyki Invex Remedies?
Z tego co widzę na blogach, firma ta jest chyba ostatnio dość popularna.

Zdradzę Wam jeszcze, że mam też mgiełkę ze złotem- podarowałam ją mamie. Okazało się, że mgiełka wyleczyła mamie zajady, które robiły jej się uparcie już od kilku miesięcy i nic na nie nie działało!

Zostawiam Was z moim nowym muzycznym odkryciem.
Miłego wieczoru!




Pamiętacie wczorajszą zagadkę- co Kasia znalazła w paczce?
Jedynie trzy osoby miały dobrą intuicję.

Początkowo, kiedy odebrałam paczkę od listonosza, pomyślałam, że musiał ją pakować prawdziwy sadysta xD Była tak mocno pozaklejana, że należało wykazać się ogromną cierpliwością i sprytem, by zaspokoić swoją ciekawość i zajrzeć do środka.

Kiedy jakimś cudem udało mi się zedrzeć tony taśmy, moim oczom ukazał się piękny, mikołajkowy papier. Pierwsza myśl: "O wow, czyżby święty Mikołaj pomylił w tym roku daty?!".


Rozpakowuję, rozpakowuję.... a tam piękne pudełeczko! Hm, czyżby już świąteczny prezent?



Zaglądam do środka, a tam.... styropianowy wypełniacz. Hm.... czy ktoś robi sobie żarty i przesyłał mi pudełko pełne styropianowych chipsów? xD


Grzebu, grzebu, grzebu... Oho! Coś tam jednak jest poza styropianem!
COŚ jest. I to jakie COŚ!!!


Ze styropianu wygrzebałam 9 cudownych kosmetyków i liścik. Patrząc na poniższe zdjęcie na pewno domyślicie się już, że przesyłka pochodzi od Marti, która w tym roku zastąpiła mojego św. Mikołaja. Choć- jak sama kiedyś pisała- nie ma brody i brzucha jak Mikołaj, to jednak pomimo braku tych atrybutów sprawiła mi najpiękniejszy prezent (przed)mikołajkowy, jaki kiedykolwiek dostałam (no dobra, salon piękności kucyków Ponny też był fajny, ale to było dawno, więc się nie liczy :P).


Marti, dziękuję Ci raz jeszcze :*
A Was zapraszam do obejrzenia moich nowych kosmetycznych cudów:

Benefit - The POREfessional - baza pod makijaż zmniejszająca widoczność porów

Lancome - Galateis Douceur - mleczko do demakijażu twarzy i oczu

Benefit - BeneTint - płynny róż (już trochę się nim maziałam wczoraj)

Illamasqua - Nail Varnish - Velocity

Illamsaqua - Intense Lipgloss - Succubus

Bobbi Brown - Long Wear Gel Eyeliner - 28 Denim Ink

MAC - Pro Longwear Eye Shadow - Hot Paprika

Lush - Facial Cleanser - Buche de Noel - czyścik do twarzy z limitowanej świątecznej edycji
(Mamie wmówiłam, że to migdałowa chałwa xD Teraz jest na mnie śmiertelnie obrażona, bo narobiła sobie ochoty na chałwę, a tu rozczarowanie, bo to nie do jedzenia, tylko do mycia twarzy xD)

Lancome - Mascara Hypnose Doll Eyes


O to, że się podoba, nie trzeba pytać. Ale spytam, co najbardziej spośród tych cudowności wpadło Wam w oko?


Harmonogram jest taki- jutro recenzja czegoś... drogocennego, szlachetnego (nie, nie Synesis xD), wręcz burżujskiego, ale zarazem wcale nie takiego drogiego... A pojutrze niespodzianka dla Was.
Myślałyście już może nad tym, jak zamierzacie spędzić Sylwestra? Ja wiem, że jeszcze sporo czasu, ale... ciocia Kasia radzi- rozgrzewajcie już teraz szare komórki i zastanawiajcie się, co będziecie robić w tą wyjątkową sylwestrową noc ;)


Witajcie kochani!
Mam ostatnio ciężki czas, dlatego pojawiam się i znikam. Dziś się pojawiam i przybywam od razu z recenzją pewnego kosmetyku, który z całą pewnością polubią masochiści. Mowa oczywiście o peelingu (jeśli spodziewaliście się lateksu i pejczy, to muszę Was rozczarować :P).
Od lipca peelinguję moją twarz tylko jednym peelingiem mechanicznym. Od czasu do czasu używam dla odmiany peelingu enzymatycznego z Bandi, ale to już jest inna historia. Tym mechanicznym zdzierakiem, który u mnie gości jest Lirene Dermoprogram Pielęgnacja oczyszczająca - Oczyszczający żel peelingujący do mycia twarzy z wyciągiem z soku cytryny, witaminą A i E.


Opakowanie: Półprzezroczysta plastikowa tubka, którą można postawić na zakrętce. Wygodna, praktyczna, higieniczna (joł xD), na etykietach znajdują się wszystkie ważne informacje.


Użytkowanie:
+ Drobinki peelingujące - jak piasek na polskiej plaży nad morzem- bardzo drobne, ale zarazem ostre. Jest ich sporo- wystarczająco dużo, by skutecznie peelingować. Niebieskie większe granulki nie peelingują- rozpuszczają się.
+ Konsystencja - drobinki peelingujące zatopione są w żelu, który nie spływa z dłoni, ale równocześnie nie jest na tyle gęsty, by ślizgał się po twarzy
+ Pienienie się - ten peeling wytwarza pianę. Dla mnie jest to plus, bo nie muszę przed wykonaniem peelingu myć twarzy żelem czy mydłem. Piana nie jest zbyt obfita, ale wystarczająca, by usunąć resztki makijażu.
+/- Zapach - zapach peelingu jest po prostu piękny- kosmetyk pachnie jak dobre perfumy. Niestety jak dla mnie zapach ten jest zbyt silny. Utrzymuje się na twarzy po spłukaniu peelingu, po nałożeniu maseczki, zmyciu jej, nałożeniu toniku i kremu! Nie jestem zwolenniczką stosowania tak silnie pachnących kosmetyków do pielęgnacji twarzy- taka ilość substancji zapachowych może wywołać alergie skórne.
+ Wydajność - peeling stosuję przynajmniej raz w tygodniu od lipca i do dziś mam go jeszcze około 1/10

Niebieskie drobinki nie peelingują- rozpuszczają się pod wpływem wody.

Efekty:
Po peelingu skóra jest oczyszczona, bardzo gładka i świeża. Możemy stopniować efekty ścierania- np. czoło masuję środkową częścią dłoni, natomiast brodę czy policzki tylko delikatnie smyram opuszkami palców. Po takim peelingu skóra jest świetnie przygotowana do nałożenia maseczki czy kremu.
Peeling nie wywołuje u mnie podrażnień.
UWAGA! Moim zdaniem nie jest to stricte żel peelingujący, jak nazywa go producent. Ja nie wyobrażam sobie, by stosować go codziennie- to byłoby za mocne dla cery. Jednak jako typowy peeling, stosowany 1-2 razy w tygodniu jest super.


Skład: Dość długi, dużo w nim chemii. Minusem jest niewątpliwie glikol propylenowy (substancja z przerobu ropy naftowej), na plus zaliczam brak SLS i SLES oraz parabenów.

INCI: Aqua, Polyethylene, Cocamidopropyl Betaine, PEG-7 Glyceryn Cocoate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylte Crosspolymer, Triethanolamine, Coco-Glucoside, Ethoxydiglycol, Propylene Glycol, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, PPG-26-Buteth-26, Ethylhexyl Salicylate, Mannitol, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Citrus Medica Limonum (Lemon) Juice, Glucose, Cellulose, Butylene Glycol, Tocopheryl Acetate, Hydroxypropyl Methylcellulose, Retinyl Palmitate, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Parfum, Benzyl Alcohol, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Alpha-Isomethyl Ionone, CI 77007, CI 16035, CI 17200, CI 42090


Dostępność: większe i mniejsze drogerie
Cena: ok. 12zł za 150ml

Ocena: 5/6 (Za co odejmuję punkty? Za bardzo mocny zapach, glikol propylenowy w składzie i fakt, że nazwa 'żel peelingujący' może być trochę myląca. Stosowanie go codziennie rano i wieczorem byłoby naprawdę masochizmem. Pod każdym innym względem jednak kosmetyk spełnia moje oczekiwania- bardzo go lubię i chyba po zdenkowaniu kupię kolejne jego opakowanie).




Znacie ten kosmetyk?
Czym Wy peelingujecie swoje buźki? Może polecicie mi jakiś skuteczny peeling- niekoniecznie mechaniczny :)

Pozdrawiam! :*

Kosmetyk otrzymałam podczas spotkania blogerek. Uprzejmie dziękuję firmie dr. Irena Eris za przekazanie kosmetyku do testów.
Jednocześnie zaznaczam, że fakt otrzymania kosmetyku za darmo nie wpłynął na moją opinię.





P.S. Dziś listonosz przyniósł mi paczkę. Zapakowana tak, że rozwścieczony amstaff by się do niej nie dobrał xD Jakimś cudem jednak udało mi się dostać do środka... Początkowo myślałam, że to prezent mikołajkowy ;) Okazało się jednak, że w środku znalazłam............

Zadanie dla Was- co Kasia znalazła w paczce? ;>
(nie musicie wymieniać dokładnie, wystarczy napisać np. zamówienie ze sklepu X, prezent od chłopaka, kosmetyki ze współpracy z firmą Y, itp)


Pokażę Wam dziś cztery sympatyczne kosmetyki, które zagościły u mnie wczoraj. Otrzymałam je w ramach współpracy z agencją PR Vesna Lorenc, z którą miałam już przyjemność współpracować podczas akcji testowania suplementu Merz Special.

Są to produkty marki Pharmatheiss Cosmetics z serii Granatapfel. Mają one działanie ujędrniające, rewitalizujące i nawilżające. Trzy z nich będę testować na mojej własnej osobistej skórze :P Jeden wypróbuje moja mama. Mam nadzieję, że z ciekawością przeczytacie recenzję gościnną 'made by my mum'- postaram się, byście poznali bliżej moją rodzicielkę, może nawet mami zgodzi się na upublicznienie jej zdjęcia (ocenicie, czy jestem do niej podobna :P).

A oto jak wygląda przesyłka od Vesna Lorenc:

Kosmetyki są zapakowane w piękne pudełko- ujmuje mnie ta dbałość o szczegóły! Widać, że firma mocno się stara, że nie jest to pójście w 'masówkę' - to się bardzo chwali.

Motyw na pudełku nawiązuje do motywu na opakowaniach kosmetyków :)

Kokarda była ładniejsza, ale niestety już nie mogłam się doczekać i rozpakowałam przed zrobieniem zdjęć

A oto i główni bohaterowie dzisiejszej noki:
- Pharmatheiss Granatapfel - żel pod prysznic
- Pharmatheiss Granatapfel - masło do ciała
- Pharmatheiss Granatapfel - krem do twarzy (cera normalna i sucha)
- Pharmatheiss Granatapfel - krem do rąk

I jak myślicie, który kosmetyk będzie testować moja mama? ;)


Na koniec pokażę Wam jeszcze nagrodę, która przybyła do mnie od Lili Naturalnej. Bardzo się cieszę z tych cudowności! :)

- NeoBio - szampon do włosów zniszczonych mleko i miód
- NeoBio - żel pod prysznic pomarańcza i chilli


Teraz już wiecie, co wywołało u mnie uśmiech nawet w tak ponury dzień ;)

Opowiadajcie, jak Wam mija weekend? Mam nadzieję, że równie dobrze jak mi :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...