Znowu zostałam otagowana (i to nie raz!), tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak ponownie uraczyć Was porcją informacji na mój temat (że też Wam się to nie znudzi :P).


Najpierw otagowała mnie Wypad i takie oto zadała mi pytania:

1. Jak wygląda Twój codzienny makijaż?
Po umyciu twarzy, nałożeniu toniku i kremu, ukrywam niedoskonałości pod warstwą korektora. Następnie w ruch idzie podkład lub krem BB. Utrwalam go sypkim pudrem. Na powieki nakładam bazę (czasami pomijam ten krok) i beżowy cień do powiek. Czarnym eyelinerem rysuję cienką kreskę. Tuszuję rzęsy. Policzki muskam pędzlem z odrobiną różu lub bronzera. I gotowe :)

2. Podkład mineralny czy płynny?
Tylko i wyłącznie płynny. Mineralne kosmetyki są nie dla mnie.

3. Ile miałaś lat, gdy zaczęłaś się malować?
O ile mnie pamięć nie myli- 16 lub 17- czyli dopiero w liceum.

4. Co robisz w życiu poza blogowaniem?
Studiuję :)

5. Ile masz lakierów do paznokci?
Ostatnio moja kolekcja nieco się powiększyła, więc musiałam policzyć: 33 sztuki + 1, którą przed chwilą zamówiłam przez internet xD

6. Gdzie wyjeżdżałaś na wakacje?
Do tej pory wakacje spędzałam w Polsce- nad morzem. Ciężko wymieniać tutaj wszystkie miejscowości, bo było ich naprawdę sporo. W tym roku wybieram się do Włoch.

7. Paznokcie krótkie czy długie?
Krótkie- ze względu na ich zły stan nie mogę ich zapuścić ani na 5 milimetrów.

8. Jesteś na coś uczulona?
Tak, na głupotę ludzką :P A tak serio- są pewne substancje/pokarmy/alergeny, które mnie podrażniają. Nigdy jednak nie robiłam testów na alergię.

9. Masz własne auto? Jakie?
Prawo jazdy zrobiłam 4 lata temu, jednak samochodu jeszcze się nie dorobiłam ;)

10. Ulubiony krem nawilżający?
Ojoj, trudne pytanie. Chyba MAC Complete Comfort Cream.


Kolejne pytania przywędrowały do mnie od Avi:

1. Jesteś egoistką czy oddałabyś innym przysłowiową "ostatnią skórę"?
To trudne pytanie. Wydaje mi się, że jestem okropną egoistką, choć zdarzają mi się sytuacje, kiedy ostatnie pieniądze wydaję, by uszczęśliwić bliską mi osobę. Na pewno jednak jestem egoistką, jeśli chodzi o mój wolny czas- lubię mieć go po prostu dużo dla siebie samej.

2. Jakie jest czułe słówko, którym zwracasz się do swojego partnera?
Oj, ale pytanie wymyśliłaś xD Niestety nie mogę Wam powiedzieć, to moja słodka tajemnica ;) Poza tym mój chłopak jest wiernym czytelnikiem mojego bloga, więc udusiłby mnie, gdyby wyczytał, że zdradzam Wam takie rzeczy :P

3. Zmieniłaś kiedyś coś tak, że chciało Ci się płakać z efektów?
Jasne, że tak- chyba każdemu z nas zdarzają się takie sytuacje. Chociażby na przykład w kwestii wyglądu bloga- na początku jego istnienia wgrałam taki szablon, że blog wyglądał, jakby dotyczył przedwojennej prostytucji, a nie kosmetyków xD

4. Zabawka z dzieciństwa, którą zawsze będziesz pamiętać to...
Bez wahania odpowiem, że BUBA! Była to po prostu zwykła biała pielucha, którą ja mianowałam najlepszą zabawką na świecie i nie rozstawałam się z nią. Mój tata ułożył nawet rymowaną bajkę o królewnie Bubolinie xD

5. Uganiałaś się kiedyś za facetem tak, że aż Ci wstyd, jak o tym pomyślisz? Jak miał na imię?
Kolejne pytanie, które rozwala mnie na łopatki :P Kiedy myślę o moich pierwszych zalotach z perspektywy czasu, mam ochotę porządnie walnąć się w głowę. Mój sposób na podryw był tak beznadziejnie głupi, że aż nie mogę uwierzyć, jak mogłam wpaść na takie pomysły. A imion było kilka... xD Ale to stare czasy ;)

6. Piosenka, która jest tragiczna, ale ją lubisz to...
"Oops I did it again" Britney Spears - sentyment z dzieciństwa :P

7. Do którego aktora wzdychałaś jako dzieciak?
Nie pamiętam, jak miał na imię ten "przystojniak" - grał w jakiejś durnej telenoweli brazylijskiej i tam właśnie podbił moje 10-letnie serce :P

8. Ulubiony babski film/serial?
Bardzo lubię "Dziennik Bridget Jones" oraz "Jedz, módl się, kochaj".

9. Zrobiłaś kiedyś coś "zakazanego"? Co to było?
Wiele zakazanych rzeczy zdarzało mi się robić. Na przykład perfidne ściąganie na egzaminach- powiem Wam w sekrecie, że jestem w tym naprawdę dobra :P

10. Twoja najbardziej wstydliwa "przygoda"?
Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to historia sprzed kilku lat. Będąc w gimnazjum przykleiłam się do krzesła. Ktoś "uprzejmy" podłożył mi gumę do żucia. Nie mogłam z tego krzesła wstać- naprawdę mocno się przykleiłam. Potem przez cały dzień musiałam chodzić po szkole z wielką lepką plamą na pupie...

11. Zadaj sobie pytanie i odpowiedz.
Ciężko będzie przebić Twoje pytania, Avi ;) O co mogę siebie samą zapytać? Doprawdy nie wiem. I w ten oto sposób zadałam sobie pytanie i nawet sensownie na nie odpowiedziałam :P


Ostatnie już pytania zadała mi Nika_87:

1. Skąd pomysł na bloga?
Moi bliscy mieli już dość wysłuchiwania w kółko moich monologów na temat kosmetyków, dlatego siostra doradziła mi założenie bloga.

2. Ile masz lat?
22

3. Trzy kosmetyki, bez których nie wyobrażasz sobie dnia?
Mydło - najlepiej Alepp (jest uniwersalne, umyję nim całe ciało, a nawet włosy, jeśli się uprę :P), nawilżacz- jakiś krem lub balsam, podkład.

4. Zaglądnij do swojej torebki. Co tam chowasz?
Yyyy, ale której torebki? Obecnie korzystam z trzech i w każdej jest coś innego :P Zawsze mam w torebce jakieś mazidło do ust, lusterko (prezent od przyjaciółki), małą szczotkę do włosów, saszetkę zapachową, dokumenty, telefony komórkowe (jako wzorowa buisness woman mam ich aż 2) i... mnóstwo śmieci- plastry, chusteczki higieniczne i całe stosy paragonów :P

5. Ulubiona książka?
"Ania z Zielonego Wzgórza", trylogia LOTR, "Lalka", "Mistrz i Małgorzata"

6. Ulubiona firma kosmetyczna?
Nie mam jednej konkretnej firmy, z której uwielbiam absolutnie wszystko.

7. Czy jest jakiś kosmetyk, który poleciłabyś niemal każdemu?
Hm, to trudne pytanie- wychodzę z założenia, że każdy ma inny kosmetyczny gust i potrzeby. Najbardziej uniwersalne jest chyba mydło Alepp, które szczerze ubóstwiam.

8.  Jakie jest Twoje marzenie?
Jest ich wieeeele :) Marzę o tym, by mieć nieograniczony limit zakupów kosmetycznych i by kosmetyk, którego nie lubię, zużywał się sam na pstryknięcie palców xD

9. Najgorszy kosmetyk, z jakim miałaś do czynienia i nie poleciłabyś go nikomu?
Szampon do włosów Familijny Pollena Savona - używałam go ja i cała moja rodzina. I wszyscy dostaliśmy takiego łupieżu i uczulenia, że szok! Szampon może i tani, ale bardzo intensywny i przy codziennym lub prawie codziennym stosowaniu może wywołać prawdziwą masakrę na głowie.

10. Jakie barwy dominują w Twoim codziennym makijażu? Stawiasz na akcent ust czy oczu?
Na codzień wybieram delikatne kolory- odcienie beżu i brązu. Akcentuję oczy.

11. Czy uważasz, że drogie znaczy lepsze- mowa oczywiście o kosmetykach - wskaż jakiś przykład.
Myślę, że ta zasada nie zawsze się sprawdza. Znam bardzo dobre kosmetyki za grosze- np. wycofany już eyeliner wodoodporny Miss Sporty- kosztował 7zł, a dawał naprawdę nieziemski efekt, godny kosmetyku z wyższej półki cenowej. Albo np. szampon Babydream- mój hit za grosze. Są natomiast kosmetyki, do których warto dopłacić- np. lakiery do paznokci Essie- kosztują co prawda ok. 34zł, jednak trzymają się na paznokciu ponad tydzień.


Uffff, uporałam się z natłokiem Waszych pytań. Mam nadzieję, że jesteście usatysfakcjonowane.
Nie taguję nikogo- kto chce, może w komentarzach odpowiedzieć na te same pytania, z którymi ja musiałam się zmierzyć ;)
Witajcie kochani!
Pokażę Wam dziś błyszczyk, z którym ostatnio się nie rozstaję. Chociaż zapas wszelkich mazideł do ust jest u mnie dość spory, ten błyszczyk wiedzie prym- sięgam po niego najczęściej, pomimo tego, że powinnam denkować zupełnie inne produkty.
Mowa o błyszczyku High Gloss Ultra Brillance od Estee Lauder. Mój odcień to 10 Rose. Dostałam go w paczce wraz z innymi cudownościami od kochanej Urban Warrior. Z tego, co wyczytałam w internecie, jest to miniaturka- zawiera 7 ml błyszczyku, natomiast w pełnowymiarowym opakowaniu mamy aż 15 ml kosmetyku.


Opakowanie: plastikowa miękka przezroczysta tubka z aplikatorem, którego w innych błyszczykach bardzo nie lubię- mamy dziurkę, wyciskamy troszkę kosmetyku i od razu smarujemy usta. O dziwo w tym błyszczyku taki aplikator zupełnie mi nie przeszkadza. Opakowanie bardzo proste, nie ozdobione, niestety nie ma na nim informacji o składzie błyszczyku.


Użytkowanie i efekty:
Błyszczyk ma dość gęstą konsystencję- dzięki temu nie wypływa z opakowania (co w przypadku innych błyszczyków z takim aplikatorem jest zmorą). Dobrze nawilża usta - nie jest tylko ozdobą, ale spełnia też funkcję pielęgnacyjną. I co ważne- naprawdę długo utrzymuje się na ustach! Oczywiście nie przetrwa porządnego dwudaniowego obiadu, ale kiedy nic nie jem, czuję go na ustach przez ładnych parę godzin. Gęsta konsystencja wiąże się niestety z "lepkością" błyszczyku- jeśli tego nie lubicie, odradzam rozglądanie się za tą wersją Estee Lauder. Mi osobiście to uczucie nie przeszkadza.
Za co kocham ten błyszczyk? Za to, że czuję się z nim jak milion dolców. Nie widziałam jeszcze niczego, co potrafiłoby tak mocno roziskrzyć usta, nie dając przy tym efektu kiczu. Jak czytam na stronie stylistka.pl - jest to zasługa czystej, polimerowej bazy, która daje efekt lustrzanego błysku. W bazie zatopiony jest pigment (w przypadku odcienia 10 Rose - jest to brudny, delikatny róż) oraz błyszczące na złoto drobinki. Nie są to drobinki z gatunku wielkiego brokatu, a jedynie niewielkie, błyszczące cząstki. Ze względu na to, że w błyszczyku zatopiono ich naprawdę sporo, efekt jest naprawdę niesamowity.
Co poza tym? Błyszczyk pachnie słodko, waniliowo, jednak w smaku jest nieco chemiczny. U mnie nie wywołał podrażnień, przy dłuższym stosowaniu nie przesusza warg.

Widać tysiące niewielkich, ale mocno lśniących drobinek.

Skład: na opakowaniu nie ma żadnych informacji o INCI, w internecie też nie mogę się niczego na ten temat doszukać.

Cena: 77 zł za 15ml
Dostępność: o ile się nie mylę, kosmetyki Estee Lauder możemy kupić w drogeriach Sephora, Douglas, Marionnaud.

Ocena: 6-/6 (Ze względu na perfekcyjne nawilżanie i mega rozświetlanie ust, jest to mój ulubiony błyszczyk. Obniżam mu punkty jedynie za wysoką cenę. Myślę jednak, że warto w niego zainwestować, gdyż jest naprawdę wydajny i długo utrzymuje się na ustach. Oficjalnie ogłaszam, że Estee Lauder podbił moje serce.)







A Wy wolicie błyszczyki, pomadki, a może stosujecie jedynie kosmetyki pielęgnacyjne do ust?
Chętnie poczytam, co najczęściej nakładacie na swoje usta :)



Nadejszła wiekopomna chwila.
Chyba pierwszy raz w życiu zdarza mi się taka sytuacja, że po przetestowaniu całego pełnowymiarowego opakowania kosmetyku ja nadal nie wiem, co mam o nim napisać. Po prostu nie wiem, co myśleć na temat Masła do ciała do skóry bardzo suchej i podrażnionej z bio olejkiem arganowym Ziaja. Ani mi ono jakoś szczególnie nie pomogło, ani nie zaszkodziło. Nie przypadło do gustu, ale też nie powiem, żebym go nie lubiła. Mówiąc prościej- taka szara myszka wśród kosmetyków.


Opakowanie: plastikowy słoiczek z zakrętką, wygodny. Estetyka opakowania typowa dla Ziaji.

Użytkowanie: konsystencja masła jest bardziej kremowa niż maślana- po prostu jak bardzo gęsty balsam, a nie jak np. limitowane masło z Isany (o którym wspominam, bo znają go chyba wszyscy i dlatego stanowi dobry punkt odniesienia). Rozsmarowuje się na ciele bez większych problemów. Wchłania się dość szybko- oczywiście nie ma co liczyć na to, że nasza skóra zrobi "siorb" i masło wchłonie w dwie sekundy, jednak u mnie z wchłanianiem nie było problemów. Wydajność masła określiłabym jako przeciętną ze wskazaniem na słabą. Zapach bardzo przyjemny, choć odrobinę jakby... męski. Wyczuwam w nim arganową nutę. Niestety nie utrzymuje się zbyt długo na skórze.

Efekty: nawilża- owszem, tego mu odmówić nie można. Nie jest to jednak nawilżenie, które rzucałoby na kolana. Utrzymuje się od nasmarowania do kolejnego mycia i tyle. Nie ma też powodów do narzekań- w końcu nie jest to kosmetyk wysokopółkowy, więc cudów się po nim nie spodziewałam.
Nie podrażnia, nie uczula.
Nie pozostawia na skórze tłustego czy lepkiego filmu, co jest sporym plusem.

Skład: taki sobie- na początku mamy olei palmowy i masło shea, nieco dalej olej arganowy i oliwę z oliwek. Niestety jednak jest też trochę chemii i nieszczęsne parabeny.

INCI: Aqua, Cetearyl Ethylhexanoate, Elaeis Guineensis (Palm) Oil*, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Caprylic/Capric Triglyceride*, Cetearyl Alcohol*, Glycerin*, Glyceryl Stearate Citrate*, Cetearyl Glucoside, Dimethicone, Hydrogenated Coco-Glycierides*, Argania Spinosa Kernel Oil*, Tocopheryl Acetate, Olea Europaea (Olive) Frut Oil*, Sodium Polyacrylate, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylene Glycol, DMDM Hydratoin, Parfum, Limonene, Benzyl Salicylate, Hydroxycitronellal, Alpha-Isomethyl Ionone, Hexyl Cinnamal
* surowiec zaaprobowany przez ECOCERT


Cena: ok 13 zł za 200ml
Dostępność: drogerie stacjonarne i internetowe

Ocena: 4/6 (Jest to przyzwoity nawilżacz dla skóry normalnej- na bardzo suchej i odwodnionej raczej się nie sprawdzi. Plus za niską cenę, dobrą dostępność i przyzwoite miejsce olejów w składzie. Minus za parabeny i brak dogłębnego nawilżenia.)








Znacie masła do ciała Ziaja?
Ja przyznam szczerze, że do tej pory nie stosowałam żadnego poza tym z olejkiem arganowym. A czytałam, że jest nawet pomarańczowe i kokosowe *.*





Bez zbędnego owijania w bawełnę:




MASECZKĘ DROŻDŻOWĄ BANDI
wygrywa...

Arivle !!!

Twoja odpowiedź bardzo mnie rozbawiła - Twoją ulubioną notką na moim blogu była "Oddam w dobre ręce" - to się nazywa konkretne podejście do tematu ;)





PEELING ENZYMATYCZNY BANDI
otrzymuje...

Sonja !!!

Czytając Twoją odpowiedź najpierw byłam zdziwiona (też mam takie swoje szczęśliwe liczby, ale u Ciebie to się objawia naprawdę w zaawansowanym stadium), a potem śmiałam się w głos, czytając o pani, która zdziwiła się, że ma wąsa xD



Dziękuję wszystkim za wzięcie udziału w konkursie.
Sonja i Arivle - zajrzyjcie do swoich skrzynek mailowych, powinien tam czekać już na Was mail ode mnie.
Pozdrawiam!
Czasami też bez butów mogą zostać takie głupiutko zakochane dziewczęta jak ja.

Początek historii jest prosty i niektórym znany-
Kasia jest głupia jak głąb kapuściany.

No bo kto kupuje za duże buty za 250zł?! Trzeba mieć nierówno pod sufitem. Nie wiem, co ja sobie myślałam- że urosnę? albo że przyleci wróżka i zmniejszy mi buty?
W każdym razie pomimo wkładek, zapiętków, wypychania watą- buty jak były za duże, tak nadal są. Uparły się i koniec.

Kto nie pamięta, odsyłam do notki TUTAJ



Wreszcie Kasia przejrzała na oczy i postanowiła buty oddać.
A tu suprajs- w sklepach Ryłko nie ma możliwości zwrotu obuwia!
Możecie sobie wyobrazić moją minę, kiedy się o tym dowiedziałam.

No trudno- przynajmniej wymienię na inne- może coś akurat się trafi. Jak nie, to wezmę czarne baleriny i już- takie obuwie zawsze się przydaje.
A tu kolejny suprajs- możliwość wymiany obuwia tylko do 5 dni od daty zakupu. A kiedy ja wybrałam się do sklepu, mijał już dokładnie szósty dzień od zakupu...

Na szczęście jednak przesympatyczna pani w sklepie* (ta sama, która za pierwszym razem pomagała mi wybrać buty i dopasować je za pomocą wkładek) nie robiła żadnych problemów i pozwoliła mi wymienić buty pomimo przekroczonego terminu. Ufffff!
* był to sklep w Galerii Krakowskiej, tak więc polecam ten salon- obsługa naprawdę wzorowa!

Wybrałam beżowe szpilki- tym razem, nauczona na błędach, wzięłam model z paskiem, który pozwala dopasować buta do wielkości i tęgości stopy.
Model 86GC6B_Z55 w kolorze chłodnego beżu (coś pomiędzy beżem a szarością) chyba jeszcze lepiej będzie pasował do mojej sukienki. Co prawda to są buty wyłącznie "wyjściowe" (nienawidzę tego słowa), bo w takich szpilach (10cm to dla mnie dużo :P) najlepiej jest wspierać się na ramieniu partnera podczas chodzenia :P
Mimo przerażającego (jak dla mnie) wyglądu buty są zaskakująco wygodne. Mają bardzo miękką wkładkę, a do tego sporą platformę z przodu, więc stopa nie jest ustawiona pionowo, jak w zwykłych szpilkach.





Do kompletu dostałam od mojego lubego piękną torebkę. Idealnie pasuje do butów!
Torebka upolowana w Reserved. Ma dopinany pasek- można nosić ją jak zwykłą torebkę lub jako kopertówkę.




Jak Wam się podoba moja nowa miłość?
Które buty ładniejsze- poprzednie (pełne) czy nowe (sandały na szpilce)?

P.S. Ta notka nie jest w żaden sposób inspirowana przez firmę Ryłko, nie ma na celu reklamy ;)

Dzisiaj przedstawię Wam recenzję kolejnego rosyjskiego kosmetyku. Tym razem będzie to specyfik do pielęgnacji twarzy.

Dlaczego uznałam, że Ekspresowa maseczka do twarzy dla wszystkich typów skóry Natura Siberica będzie odpowiednia dla młodych mężatek?
Ta maska pomoże nam złamać stereotypy o tym, że po ślubie kobieta zmienia się w błotnego potwora wysmarowanego zieloną maską glinkową, z wałkami/papilotami na głowie i wałkiem w dłoni, czekając na swojego męża, który śmiał wyskoczyć na piwko z kolegami.
Same przyznacie, że nieświadomy kosmetycznych powinności mężczyzna może doznać szoku, kiedy przed ślubem ogląda kobietę w pełnym makijażu, a gdy z nią zamieszka, następuje transformacja jak na poniższym zdjęciu:

Nawet Kim Kardashian czasami wygląda po prostu... niewyjściowo :P
Źródła zdjęć: http://collection-picture-2012.blogspot.com & http://kimkardashian.celebuzz.com

Błyskawiczna maseczka Natura Siberica jest właściwie niewidoczna na skórze, tak więc pozwala zadbać o cerę bez konieczności straszenia swojego lubego ;)
Ale po kolei:


Opakowanie: miękka plastikowa tubka z zakrętką- dość higieniczna, praktyczna, szkoda tylko, że nieprzezroczysta. Jednak wybaczam jej tą cechę ze względu na cudną grafikę opakowania- kosmetyki Natura Siberica po prostu przyciągają wzrok! Tubka zamknięta jest dodatkowo w równie uroczym kartoniku. Niestety wszystkie napisy są po rosyjsku- informacje w języku polskim zawiera jedynie naklejka  dystrybutora. Dołączona jest również ulotka- niestety cała w języku rosyjskim :P


Użytkowanie:
+ Zapach: piękny, delikatny, kwiatowo-pudrowy, nie męczy w trakcie aplikacji
+ Konsystencja: jak gęsty krem, jednak rozsmarowana na twarzy jest zupełnie matowa, a nie tłusta; aplikuje się bez problemów. Nałożona na twarz jest właściwie niewidoczna, dlatego uznałam ją za całkowite przeciwieństwo straszliwych masek glinkowych, które zamieniają nas w błotne potwory ;)
+ Wydajność: przyzwoita
+ W trakcie aplikacji: nie wywołuje pieczenia, mrowienia, nie chłodzi ani nie rozgrzewa; nie zasycha na twarzy jak maski glinkowe
+ Zmywanie: bez większych problemów, warto jednak posiłkować się gąbeczką- znacznie skróci to czas zmywania maski z twarzy
+ Trudność aplikacji: znikoma- maska łatwo się nakłada, wystarczy pozostawić ją na twarzy na 10-15 minut



Efekty:
Po zmyciu maski skóra jest:
+ nawilżona (nawilżenie utrzymuje się dłużej niż do kolejnego umycia twarzy)
+ ukojona (znikają zaczerwienienia)
+ gładka
+ sprężysta
+ odświeżona
+ promienna
+ wyraźnie mniej zmęczona (maska idealnie sprawdzi się jako ratunek przed ważnym spotkaniem, randką, itp- błyskawicznie redukuje oznaki zmęczenia, sprawia, że wyglądamy na wyspane, zrelaksowane).
+ nie podrażniona (przynajmniej u mnie maska nie wywołała żadnych podrażnień)
+ maska nie zapycha porów
- oczyszczanie: co do tego mam wątpliwości- nigdy nie potrafię zauważyć, czy maska rzeczywiście oczyszcza czy też nie xD

Skład:  jest to kosmetyk organiczny, więc skład ma bardzo przyjazny. Nie zawiera parabenów, oleju mineralnego ani sztucznych barwników. Skoro jest to kosmetyk organiczny, nie mniej niż 95% składników musi być pochodzenia roślinnego.

INCI: Aqua with infusions of extracts: Panax Ginseng*, Chamomilla Recutita*, Organic Calendula Officinalis*, Coco-Caprylate/Caprate*, Glycerin, Silica, Glyceryl Stearate*, Polyglyceryl-3-Methylglucosedistearate*, Panthenol (prowitamina B5), Sodium Hyaluronate*, Sodium Ascorbyl Phosphate (witamina C), Tocopherol* (witamina E), Sodium Polyacrylate, Glyceryl Linoleate*, Glyceryl Oleate*, Glyceryl Linolenate* (witamina F), Sodium Stearoyl Glutamate*, Benzyl Alcohol, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid
* komponenty certyfikowane organicznie (?) - tyle mama wyczytała po rosyjsku :P


Cena: 18,50zł za 75ml
Dostępność: sklep internetowy Kalina

Ocena: 6/6 (Możecie się dziwić, możecie nie dowierzać- dla mnie to kolejny rosyjski kosmetyk, który wędruje na moją listę KWC. Uwielbiam to, co ta maska robi z moją cerą- głęboko ją nawilża, dodaje sprężystości i właściwie w mgnieniu oka usuwa oznaki zmęczenia. W dodatku ma organiczny skład, przyjazną dla kieszeni cenę i piękne opakowanie. Myślę, że taką "maseczkę ratunkową" zawsze warto mieć w kosmetyczce).




Zdjęcie z ulotki

Zdjęcie z ulotki

Drobne naśmiewanie się z masek glinkowych to jedynie forma żartu- nie neguję skuteczności glinek- wręcz przeciwnie, sama jestem ich fanką.

Czy Wy też dałyście się oczarować modzie na rosyjskie kosmetyki? Może znacie już firmę Natura Siberica? A może polecacie jakąś inną (np. glinkową :P) maseczkę?
Czekam na Wasze komentarze :*
Kochani!

Dziś ponownie dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod postem na temat moich problemów z trądzikiem. To naprawdę niesamowite, że obce osoby dają mi tyle wspaniałych rad, poświęcają swój czas, by pomóc mi w walce o piękną cerę. Jestem Wam wszystkim ogromnie wdzięczna! :*
Decyzję o zmianach w pielęgnacji i diecie podejmę po powrocie z wakacji. Dzięki Ms JumanjiPublicznej Pralni coraz bardziej przekonuję się do tego, że warto spróbować diety bezbiałkowej i w ogóle zwracać baczniejszą uwagę na to, co wkłada się do ust. Ostateczna decyzja jednak po powrocie z wakacji.

Jutro wyjeżdżam na wschód kraju- spędzę parę dni w niewielkiej miejscowości, oderwę się trochę od wszystkich wielkomiejskich spraw.
Wracam do domu w środę- 29 sierpnia, ale już w piątek 31 sierpnia o 2 nad ranem śmigam na lotnisko do Pyrzowic i lecę do Włoch.
W domu będę 9 września.

Obrazek ze strony: http://www.wakacjenaobcasach.pl/
Gdzieś tam będę sobie mieszkać. A nad tym nieziemsko błękitnym morzem będę się opalać :)
Czerwona elipsa to miejsce, gdzie będę mieszkać. Jak widać- niedaleko, by wyskoczyć pozwiedzać Rzym, jednak na tyle daleko, by nie czuć wielkomiejskiej wrzawy.


W związku z tym bloga zostawiam pod opieką mojej siostry. Przygotowałam kilka notek, które Asia opublikuje w czasie mojej nieobecności, żebyście o mnie nie zapomnieli ;)
Na wszystkie komentarze i maile będę odpowiadać dopiero po powrocie z Włoch.


A oto kilka kosmetyków, na które mam zamiar zapolować, kiedy będę we Włoszech:


P.S. Wyniki rozdania "501 powodów do radości" pojawią się w terminie, nagrody do zwycięzców wyślę zaraz po powrocie do domu, jeszcze przed wyjazdem do Włoch - w środę lub w czwartek.
... no właśnie nie wiadomo co. Ale spróbuję się tego dowiedzieć :)

Przede wszystkim: dziewczyny, dziękuję Wam serdecznie za wszystkie komentarze pod wczorajszym postem! Dostałam od Was bardzo dużo cennych rad, które nieco podniosły mnie na duchu. Okazało się, że jednak jeszcze nie wszystko stracone- są sposoby, których nie wypróbowałam.


Zanim odniosę się do tego, co planuję zrobić z moją prywatną imitacją powierzchni księżyca na twarzy (te kratery, miodzo), opowiem Wam, co już wypróbowałam:
  1. Drogeryjne kosmetyki antytrądzikowe - kupowali mi je rodzice, kiedy tylko problemy z trądzikiem się zaczęły. Jak łatwo się domyślić- nie pomogły.

  2. Apteczne kosmetyki antytrądzikowe - Vichy, Bioderma, Eucerin, La Roche Posay, SVR, Pharmaceris - kieszeń rodziców ładnie się opróżniała, a efektu jak nie było, tak nie ma nadal.

  3. Herbatka z bratka - picie tego specyfiku poleciła mi znajoma lekarka. Niestety nie pomogło.

  4. Wizyty u dermatologów - ze względu na rodzinę pracującą w służbie zdrowia, mam dostęp do lekarzy uznawanych na najlepszych  w moim mieście. Niestety jednak nie byli w stanie mi pomóc- przepisywali kremy, maści, itp- bez skutku. Raz miałam krem z nadtlenkiem benzoilu (nie pamiętam nazwy), który tak mnie podrażnił, że nie byłam w stanie wyjść z domu...

  5. Zabiegi kosmetyczne - peeling kawitacyjny, mechaniczne oczyszczanie twarzy - efekt jest tylko chwilowy. Kosmetyczki rozkładają ręce.

  6. Solarium - pod koniec liceum za radą pani dermatolog chodziłam do solarium raz w tygodniu na 10 minut. Niestety na trądzik to nie pomogło.

  7. Naturalna pielęgnacja - obecnie staram się wyeliminować kosmetyki, które mogą mnie podrażniać czy zapychać. Stawiam na jak najbardziej naturalne, w miarę możliwości organiczne specyfiki. Wciąż jednak bez skutku. Cera co prawda jest lepiej nawilżona, zdrowsza, jednak trądzik nadal pozostaje.


Dlaczego nie zdecydowałam się na inne rodzaje leczenia?

  1. Tabletki antykoncepcyjne - jestem na etapie stabilizowania hormonów tarczycy, tak więc mój endokrynolog nie chciał przepisywać mi niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób wpływać na moją gospodarkę hormonalną. Być może w przyszłości zdecyduję się spróbować, jednak przerażają mnie trochę możliwe skutki uboczne antykoncepcji "tabletkowej"...

  2. Retinoidy doustne - parę lat temu dermatolog zaproponował mi taką kurację. Byłam już zdecydowana, pomimo możliwych skutków ubocznych. Wtedy jednak na jaw wyszły moje problemy z tarczycą i kuracja retinoidami odwleka się w nieskończoność.

  3. Dieta bezbiałkowa - polecana przez Obsession i Ms Jumanji- Ja nie wyobrażam sobie mojego życia bez możliwości picia mleka. Po prostu kocham mleko w każdej postaci. Uwielbiam też sery, jogurty, śmietanę, budynie i inne desery na bazie mleka. Dlatego dieta bezbiałkowa byłaby dla mnie prawdziwą torturą. Spróbuję, jeśli nie będzie już żadnego innego rozwiązania.
Totalny ekshibicjonizm - Kasia w wersji "no makeup" po raz drugi.

Co planuję?
Zanim wybiorę się do dermatologa, który z pewnością przepisze mi retinoidy lub inne doustne świństwo, spróbuję kilku z metod, które Wy mi polecałyście.
W międzyczasie zajmę się doprowadzeniem do perfekcji mojego uzębienia, migdałków i innych części ciała, gdyż czytałam, że przed rozpoczęciem kuracji retinoidami w organizmie nie może być żadnych stanów zapalnych. Tak na wszelki wypadek jednak się do tych retinoidów przygotuję, by w razie czego w przyszłym roku mój od razu jesienią zacząć kurację.

Na razie jednak planuję:


  1. Picie pokrzywy i rumianku - ziółka nie zaszkodzą, a mogą jedynie pomóc. Na pewno złagodzą i wspomogą oczyszczanie organizmu. Zielona herbata niestety odpada- nie jestem w stanie przyzwyczaić się do jej specyficznego smaku. Za poradę dziękuję Alieneczce i Megalasce.

  2. Himalaya - Antiseptic Cream  oraz Sudocrem - o których pisały Ania99 i Secret Garden - Himalaya podobno zmniejsza zaczerwienienie, łagodzi stan cery, natomiast Sudocrem zawiera między innymi tlenek cynku, który wspomaga gojenie się ranek i podrażnień. Te dwa specyfiki będą pomocne w uspokojeniu cery.

  3. Avene Triacneal - o którym napisała mi BeautyBlogByKingaRoszak - przyznam, że nie słyszałam jeszcze o tym specyfiku. Do firmy Avene mam zaufanie, a o Triacneal czytam teraz na wizażu pozytywne opinie, tak więc warto spróbować. Akurat zbliża się jesień, nie będę więc narażona na intensywne promieniowanie słoneczne, więc mój krem Bandi EcoSkin Care SPF 25 powinien wystarczyć do współpracy z Triacnealem.
  4. Olej tamanu - już niejeden raz czytałam o nim pozytywne opinie. Jako zwolenniczka naturalnej pielęgnacji koniecznie muszę się w niego zaopatrzyć. Za przypomnienie mi o nim dziękuję Jessy.

  5. Pasta z kurkumy - pisała o niej jakiś czas temu Alina - odsyłam Was do posta TUTAJ. Podobno świetnie działa na nie-twarzowe niespodzianki. Można do niej dodawać olej tamanu, który dodatkowo wzmocni działanie anty-trądzikowe.

  6. Badanie hormonów płciowych - powoli stabilizują mi się już hormony tarczycy, przez które miałam małe zamieszanie również w innych hormonach. Teraz czas na zbadanie, czy wszystko ok w moich hormonach kobiecych. Alieneczka i Ms Jumanji zasugerowały mi, że bardzo możliwe jest, iż sprawcami moich problemów z cerą są właśnie hormony.
    Zastanawiam się tylko, czy w tej sprawie wybrać się do ginekologa czy do dermatologa?

Oczywiście nie wszystko naraz. Postaram się po kolei wprowadzać do mojej pielęgnacji nowości i obserwować zachodzące zmiany (mam nadzieję, że będą to tylko i wyłącznie zmiany na lepsze).

Pozdrawiam! :*
Witajcie kochani!
Minęło już prawie 7 miesięcy, odkąd rozpoczęłam kurację suplementem CeraNova z bratkiem BioGarden - przeznaczonym do cery z problemami trądziku i nadmiernego przetłuszczania się. Kuracja trwała dokładnie 6 miesięcy, w ciągu których codziennie brałam 2 tabletki tego suplementu. Po kuracji chciałam odczekać trochę i zobaczyć, jakie będą efekty, zanim napiszę Wam parę słów na temat CeraNova.


Zanim przejdę do samego suplementu, przybliżę Wam problem, z jakim się zmagam:
- nadmierne przetłuszczanie się cery
- trądzik, z którym bezskutecznie walczę od około 10 lat
- rozszerzone pory
- wągry
- grudki i krostki
- blizny i przebarwienia potrądzikowe
- problemy nasilają się po zjedzeniu czekolady, tłustych lub ostrych potraw

Równocześnie do suplementacji stosowałam następującą pielęgnację cery:
- naturalne delikatne mydła bez detergentów (Alepia, C-Soap, naturalne mydło z nanosrebrem)
- naturalne toniki bez alkoholu (woda różana, tonik witaminowy Bourjois, hydrolat lawendowy, tonik do cery wrażliwej Bandi)
- lekkie niezapychające kremy na dzień (Yes to Cucumbers, kojący krem Bandi EcoSkin Care)
- bogate, ale niezapychające kremy na noc (organiczny krem na noc Marilou Bio, Intensive Creme Alpin Derm z firmy Styx Naturcosmetic)
- maseczki (oczyszczające, nawilżające, antyoksydacyjne)
- delikatne peelingi

Czego możemy spodziewać się po kuracji CeraNova z bratkiem (a przynajmniej co obiecuje nam producent)?
- przyspieszenie przemiany materii
- działanie antyoksydacyjne
- opóźnienie procesów starzenia się skóry
- oczyszczanie organizmu
- zdrowa cera
- zanik problemów z trądzikiem i łojotokiem
(Informacje pochodzą ze strony producenta: http://biogarden.pl/produkt5.htm )


Co to jest CeraNova?
- jest to tzw. "kosmeceutyk" - kosmetyk doustny
- forma: niepowlekane tabletki wielkości porównywalnej np. z Ibupromem
- przyjmowanie: 2 razy dziennie po 1 tabletce
- moja kuracja trwała 6 miesięcy
- w opakowaniu znajdują się 4 listki, w sumie 60 tabletek, co odpowiada miesięcznej kuracji


Składniki aktywne CeraNova z bratkiem (zawartość w jednej tabletce):
- ziele bratka - 150 mg
- witamina C - 30 mg  (50% RDA)
- cynk - 5 mg (33% RDA)
- niacyna - 4,06 mg (22% RDA)
- ryboflawina - 0,47 mg (29% RDA)
- witamina B6 - 0,46 mg (23% RDA)
- tiamina - 0,41 mg (29% RDA)
- kwas foliowy - 68,7μg (34% RDA)
- witamina B12 - 0,5μg (50% RDA)
* RDA - dzienne zalecane spożycie
Informacje z opakowania CeraNova z bratkiem.

Skład tabletki: ziele bratka (Viola tricolor) suchy wyciąg, glukonian cynku, kwas L-askorbinowy (witamina C), tiamina (witamina B1), ryboflawina (witamina B2), pirydoksyna (witamina B6), kobalamina (witamina B12), niacyna (witamina PP), kwas foliowy, celuloza mikrokrystaliczna (substancja wypełniająca), stearynian magnezu (substancja przeciwzbrylająca).
Informacje z opakowania CeraNova z bratkiem.


Dostępność: apteki, sklepy internetowe
Cena: około 25 zł za miesięczną kurację

Efekty półrocznej kuracji:
- przetłuszczanie się cery - bez zmian
- zaskórniki - bez zmian
- grudki i krosty - bez zmian
- koloryt skóry - bez zmian
- ogólny stan skóry - bez zmian
- przyspieszenie przemiany materii - bardzo, bardzo niewielkie- w ostatnim miesiącu kuracji schudłam 2kg, jednak trzeba brać pod uwagę, że równocześnie pracowałam fizycznie
- opóźnianie procesów starzenia się skóry - niemożliwe do stwierdzenia

Zdjęcie dla odważnych- kto czuje się na siłach, może powiększyć.
Fotka została zrobiona dwa dni temu, czyli około 3 tygodnie po zakończeniu kuracji CeraNova z bratkiem. Macie tu moją "piękną" cerę w całej okazałości- bez podkładu, pudru, jedynie posmarowaną kremem.
Jednym słowem- tragedia.

Podsumowując- kuracja zupełnie się u mnie nie sprawdziła. W żaden sposób nie pomogła mi na moje problemy z cerą.
Część osób przyjmujących ten suplement zauważa po około 1-2 miesięcy nasilenie objawów trądziku- u mnie nie miało to miejsca. Nie nastąpiła też żadna, choćby niewielka poprawa po półrocznej kuracji.

Od zakończenia kuracji minął już prawie miesiąc. Od momentu odstawienia CeraNova z bratkiem rozpoczął się koszmar-na mojej brodzie i szyi pojawiają się zaczerwienione grudki i krosty, które w ogóle nie chcą się goić. W upalne dni ciężko ukrywać je pod warstwą makijażu.
Nie chcę na razie jednoznacznie winić suplementu CeraNova za ten "wysyp niespodzianek" (w sumie nie wiem nawet, w jaki sposób zakończenie kuracji mogłoby mieć wpływ na gorszy wygląd cery teraz niż przed rozpoczęciem przyjmowania suplementu). Mam na razie trzech podejrzanych- mleczko do demakijażu FlosLek (jednak jego odstawienie w niczym nie pomogło), Blemish Recover Balm BRTC (stosowałam go wcześniej i takich niespodzianek nie było, jednak może moja cera po prostu zaczęła mieć go dosyć?) lub właśnie zakończenie kuracji CeraNova z bratkiem.

Pozwolę sobie nie wystawiać żadnej oceny suplementowi CeraNova z bratkiem- ma całkiem przyjemną w stosowaniu formę (dodałabym jedynie powlekanie do tabletek), jednak u mnie się nie sprawdził. Obawiam się, że to po prostu kwestia mojego upartego trądziku, a nie nieskuteczności tych tabletek (skądś w końcu muszą się brać pozytywne opinie, które o CeraNova czytałam).
Poleciłabym ten suplement osobom młodym, które zmagają się z trądzikiem młodzieńczym, oraz wszystkim tym, którym od czasu do czasu wyskoczy jakiś pryszcz. Na bardziej zaawansowane problemy skórne raczej nam nie pomoże.

Cóż... Moja ostatnia nadzieja legła w gruzach. Chyba czas na retinoidy doustne :(
Cera(jak)Nova nadal pozostaje w sferze marzeń.


Dziękuję firmie BioGarden za możliwość udziału w testach konsumenckich. Jednocześnie zaznaczam, że fakt otrzymania suplementu za darmo nie wpłynął na moją ocenę.



Od prawej: tabletka CeraNova z bratkiem, tabletka Merz Special oraz tabletka Ibuprom

Opakowania pozostałe po półrocznej kuracji


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...