Dziewczyny, wybaczcie, że zasypuję Was kolejnym postem dzisiaj, ale po prostu patrzę, patrzę... i oczom nie wierzę!
Do Polski wędruje kolejne pudełko kosmetyczne- ShinyBox. Według informacji na stronie internetowej, mają zamiar współpracować z takimi markami jak Yves Saint Laurent, Guerlain, Dior, Prada czy Calvin Klein!!! Zapowiada się super. Jakby tego było mało, obiecują nam, że po zaproszeniu 20 znajomych do zarejestrowania się, dostaniemy pudełko zupełnie za darmo!!!! Jesteście w stanie w to uwierzyć?!
Mi aż odebrało mowę ;) Gdyby okazało się, że za darmo możemy dostać box wypełniony miniaturkami takich marek, to byłby cud.
Zachęcam Was do czytania na ten temat na ich stronie internetowej.
Szczerze powiedziawszy ciężko mi uwierzyć w to, że mają dla nas aż tak dobrze serce, jednak ja skusiłam się na rejestrację, by w razie czego nie przegapić swojej szansy.



Co do innych boxów- podobno jutro mają do nas dotrzeć GlossyBoxy. Czy to prawda? Zobaczymy ;) W każdym razie ich zawartość- pewnie wszystkim z Was już znana, zapowiada się bosko!

Znalezione na blogu: http://belleoleum.blogspot.com

Eh, te boxy przyprawią mnie kiedyś o zawał. Piszcie, co sądzicie! :*

EDIT:
Moja znajoma na facebooku zasiała we mnie ziarno niepewności. Czy ShinyBox jest wyjątkowo wspaniałą  okazją czy jednym wielkim oszustwem? Może po prostu wyłudzają nasze dane? Co o tym sądzicie?
Witajcie kochani!
Dzisiejszy dzień u mnie zapowiada się pięknie- za oknem mam prawdziwie wiosenną pogodę. Aż chce się żyć!
Dlatego też z dużą energią przystępuję do pochwalenia się Wam moimi lutowymi zużyciami. Jest ich naprawdę sporo, choć miesiąc krótki. Oczywiście nie wszystkie zużyłam w ciągu miesiąca- niektóre miałam od daaaaawna, ale o tym za chwilkę.
Chcę tylko z góry wyjaśnić, dlaczego zużywam takie ogromne ilości kosmetyków- zwłaszcza tych pielęgnacyjnych. Otóż biorę prysznic dwa razy dziennie (rano i wieczorem), po każdym prysznicu czy kąpieli smaruję się jakimś mazidłem, dlatego mazideł i żeli pod prysznic zużywam sporo. Codziennie rano myję włosy- niestety przetłuszczają się tak bardzo, że muszę myć je codziennie. Dlatego zużywam też dużo szamponów i odżywek do włosów. Kolorówki używam zazwyczaj wspólnie z mamą i siostrą- sama nie byłabym w stanie spożytkować wszystkich, jakie posiadam, przed upłynięciem ich terminu ważności.
Po tym krótkim wstępie mogę zaprezentować Wam lutowe denko w moich kosmetycznych zasobach:


Teraz po kolei parę słów o każdym z wyzerowanych kosmetyków.




 Mydełka oliwkowe Idea Toscana z serii Prima Spremitura. Miałam je od października- jedno dałam w prezencie mojej babci, dwa zostawiłam dla siebie. Ich recenzję znajdziecie TUTAJ.
Czy kupiłabym je ponownie? TAK





Sól wzmacniająca z pierwiastkami biogennymi od BingoSpa. Używałam jej do moczenia stópek ;) Szyszkowy kształt opakowania to nie przypadek, gdyż sól ma leśny zapach.
Czy kupiłabym ją ponownie? TAK







Szampon normalizujący Joanna z serii Z Apteczki Babuni. Bardzo fajny szampon, używałam go w komplecie z odżywką, jednak razem za bardzo wysuszały włosy zimą. Na lato pewnie byłyby idealne. Niedrogi, a skuteczny.
Czy kupiłabym go ponownie? TAK






Maska głęboko nawilżająca Perfecta. Konsystencja gęstego kremu, ładny zapach, niska cena, efekty takie sobie.
Czy kupiłabym ją ponownie? NIE WIEM







Maska oczyszczająca Ziaja. To już produkt kultowy, nie trzeba dużo pisać na jej temat. Ta maseczka wpadła mi w ręce dzięki wygranemu rozdaniu u dziewczyn z bloga Crazy folly.
Czy kupiłabym ją ponownie? TAK





 Maseczki Rival de Loop. Ich recenzję zbiorczą znajdziecie TUTAJ. Jedna niezła, druga średnia... Sama nie wiem, co o nich myśleć. Takie średniej jakości, niedrogie maseczki.
Czy kupiłabym je ponownie? NIE WIEM


 







Płyn do płukania ust Prokudent. Niedrogi rossmanowy produkt. Szczerze powiedziawszy nie jestem nim zachwycona- odświeża, ale pozostawia nieprzyjemny smak w ustach. Nie wybiela zębów. Ale ma za to niską cenę.
Czy kupiłabym go ponownie? NIE








 



Suplement diety CeraNova z bratkiem od BioGarden. Preparat ten dostaję w ramach programu ambasadorskiego prowadzonego przez firmę BioGarden. Po pierwszym opakowaniu nie zauważyłam szczególnych zmian- wydaje mi się, że mój organizm się oczyszcza, gdyż na skórze w różnych miejscach zaczęły pojawiać się pryszcze i inne niefajne rzeczy. Co będzie dalej? Zobaczymy, gdyż moim zdaniem nie da się ocenić działania produktu ziołowego po jednym miesiącu kuracji.









Podkład Lirene City Mat. Nie wiem, czemu jeszcze nie napisałam jego recenzji- pojawi się ona niebawem. Bardzo fajny, mocno kryjący i matujący podkład za niespecjalnie wysoką cenę.
Czy kupiłabym go ponownie? TAK





Balsam brzoskwiniowy do dłoni BingoSpa. Jego recenzję znajdziecie TUTAJ. Ja jestem nim zachwycona, na wiosnę i lato, kiedy skóra dłoni nie przesusza się zbyt mocno, na pewno go kupię.
Czy kupiłabym go ponownie? TAK




Kolagenowa maska do twarzy z proteinami jedwabiu i kaszmiru od BingoSpa. Recenzję znajdziecie TUTAJ. Jeden z moich ulubionych ostatnio kosmetyków- niedroga, a naprawdę zaskakująco skuteczna.
Czy kupiłabym ją ponownie? TAK




Kuracja do włosów z 40 aktywnych składników od BingoSpa. Pisałam o niej dokładnie wczoraj (TUTAJ). To, że jest na liście moich KWC mówi samo za siebie.
Czy kupiłabym ją ponownie? TAK


Balsam do ciała Eva for Teens z serii Energy. Napisy po rosyjsku, bo dostałam ten balsam jako nagrodę w urodzinowym konkursie na fanpage for Teens. Recenzja balsamu również w planach. Na razie powiem Wam tyle, że nie wiem, co o nim sądzić... Niby nawilża nieźle, ale trochę barwi ciało.
Czy kupiłabym go ponownie? NIE








 

Żel pod oczy i na powieki ze świetlikiem i babką od FlosLek. Świetny i niedrogi kosmetyk. Używam go już od dawna i pewnie jeszcze nie raz go kupię. Na razie jednak przerwa od FlosLek, gdyż używam żelu pod oczy Yes to Cucumbers, wygranego na blogu Craving for beauty. Recenzję żelu FlosLek znajdziecie TUTAJ.
Czy kupiłabym go ponownie? TAK


 
Krem na dzień Iwostin Lucidin. Spytacie, po co mi krem na przebarwienia, skoro nie mam przebarwień? Otóż moja mama wygrała kiedyś całą serię Lucidin i teraz ja używam tych kremów na noc (mam jeszcze serum i krem punktowy), by się nie zmarnowały. Są dla mnie za ciężkie na dzień, więc sprawdzają się w roli kremów na noc. Pozwolę sobie go nie oceniać, gdyż nie czuję się odpowiednią do tego osobą. To tak, jakbym chciała krem przeciwzmarszczkowy oceniać ("Dobry, ładny, ale nie wiem, czy usuwa zmarszczki, bo nie mam zmarszczek" xD).









Maskara Max Factor 2000 Calorie Dramatic Look. Jeden z najlepszych tuszów do rzęs jakie miałam. U mnie się sprawdził, ale ja mam długie rzęsy i nie potrzebuję specjalnie silnie działających maskar.
Czy kupiłabym go ponownie? TAK






 







Eyeliner w płynie Miss Sporty Fabulous Glam. Kupiłam go przypadkiem, za marne grosze. Potem wyjechałam na parę dni i moja siostra tak do niego tęskniła, że kupiła sobie drugi. W ten oto sposób miałam piękną parkę bliźniaków. Eyeliner spisywał się znakomicie, recenzja niebawem. Oczywiście chciałabym kupić go ponownie, ale teraz nie mogę dostać go w żadnym sklepie :(
Czy kupiłabym go ponownie? TAK










Błyszczyk Bourjois Gloss Effet 3D w kolorze 18 Transparent Oiric. Jeden z moich KWC - piękny efekt na ustach, rewelacyjne nawilżanie, które z powodzeniem może zastąpić wszelkie balsamy do ust. Recenzję poczytajcie TUTAJ.
Czy kupiłabym go ponownie? TAK









 Do tych wszystkich denek powinnam jeszcze dodać dwa żele pod prysznic, które mi się w tym miesiącu skończyły, jednak przez sklerozę wyrzuciłam ich opakowania :(
Te żele to:
- H&M Sugared Fig - recenzja TUTAJ. Czy kupiłabym ponownie? NIE
- BingoSpa Silk Pure mleczko pod prysznic - recenzja TUTAJ. Czy kupiłabym ponownie? NIE

Uffff, ale się nagadałam.
Pozdrawiam Was ciepło i zmykam pisać pracę licencjacką- pierwszy jej rozdział muszę wysłać do północy, a na razie... jest kiepsko. Trzymajcie kciuki za moją wenę!
Witajcie!
Dzisiaj post popołudniowy, gdyż całe przedpołudnie zajęła mi kosmetyczna sesja zdjęciowa. Fotografowałam moje nowe kosmetyki oraz... siebie samą ;) szykuję serię recenzji porównawczych różnych maskar. Dlatego też musiałam sfotografować moje oko, a w szczególności rzęsy pokryte różnymi maskarami. Nakładanie ich i zmywanie na przemian było koszmarem! Po całej sesji moje oko (bo fotografowałam tylko jedno) zrobiło się całe czerwone i piecze do teraz. Więc mam nadzieję, że recenzje maskar Wam się spodobają i moje poświęcenie nie pójdzie na marne.
Dziś jednak temat zupełnie inny- recenzja kosmetyku pielęgnacyjnego. Będzie to moja ukochana maska do włosów, która niestety zakończyła w niedzielę swój żywot. Na razie nie kupię jej ponownie, bo mam do zużycia inną. Maska, którą chyba śmiało mogę zaliczyć do moich KWC, zwie się Kuracja do włosów z 40 aktywnych składników BingoSpa. Przeznaczona jest do włosów słabych i wypadających oraz po farbowaniu.


Opakowanie: Maska sprzedawana jest w ogromnym (tak mi się wydawało) opakowaniu- jest w nim aż 500g kosmetyku. Potem okazało się, że taka ilość dość szybko się zużywa, bo maskę należy nakładać także na skórę głowy. W każdym razie kosmetyk zamknięty jest w sporym, plastikowym słoiczku. Opakowanie jest wygodne, niestety pod wpływem wilgoci w łazience etykietka marszczy się i nieładnie namaka.

Użytkowanie: Maskę nakłada się przede wszystkim na skórę głowy. Jest to dosyć czasochłonne i wymaga cierpliwości- zwłaszcza, kiedy ma się tak gęste włosy jak ja. Maska nie ma zbyt gęstej konsystencji- raczej przypomina pod tym względem odżywkę niż typowe maski. Jest koloru białego. Nie jest taka "silikonowa" w dotyku- dlatego też dość ciężko się ją rozprowadza na włosach. Niestety z wydajnością jest średnio. Kosmetyk wyróżnia się przepięknym zapachem, który utrzymuje się na włosach przez cały dzień, a nawet przez drugą dobę, po kolejnym umyciu włosów.


Efekty: Obawiałam się, że nakładana na skórę głowy maska obciąży moje przetłuszczające się włosy. Okazało się jednak, że po zmyciu maski i wysuszeniu były sypkie, delikatne w dotyku i przez calutki dzień zachowywały świeżość! Poza tym pięknie pachniały. Po dłuższym używaniu maska sprawia, że włosy rzeczywiście wzmacniają się- mniej wypadają, są grubsze, bardziej lśniące. Co ciekawe- zauważyłam też, że moje włosy rosły o wiele szybciej, kiedy używałam tej maseczki. Moja siostra (która razem ze mną testowała kosmetyk) również zauważyła taki efekt. Ważne jest również to, że maska zapobiega i leczy łupież dzięki bezpośredniemu nawilżaniu skóry głowy. Ja jestem nią zachwycona!


Skład: producent zapewnia, że maska zawiera ponad 40 aktywnych składników (które przeczytacie sobie na etykietce na jednym z poniższych zdjęć). W składzie parabeny.
Postarałam się o dokładną analizę składu- najpierw analiza chemicznych składników, potem analiza wyciągów roślinnych.
Zaczynamy od chemii:
- Aqua
- Stearamidopropyl Dimethylamine - kationowy środek powierzchniowo czynny, pozyskiwany z olejów roślinnych (np. oleju rzepakowego), rozpuszczalny w wodzie, stosowany najczęściej jako zastępstwo dla silikonów w kosmetykach do włosów.
- Heksadecanol - alkohol cetylowy - emulgator i zagęszczacz, zmiękcza naskórek, zwiększa przyswajanie innych substancji
- Octadecanol - alkohol stearylowy - polepsza spoistość kosmetyku, działa zmiękczająco na naskórek, może być drażniący dla skóry
- Ceteareth-20 - niejonowa substancja powierzchniowo czynna - myje, tworzy pianę, jest emulgatorem
- Cetearyl Alcohol - mieszanina alkoholi tłuszczowych- cetylowego i stearylowego, nadaje skórze miękkość, elastyczność i gładkość
- Styrene/Acrylates Copolymer - kopolimery - działają jako emulgatory, substancje żelujące i antystatyczne- tworzą film na skórze i włosach, mają właściwości bakteriobójcze, ułatwiają rozczesywanie i zapobiegają elektryzowaniu się włosów.
- Propylene Glycol - glikol propylenowy - otrzymywany z ropy naftowej, utrzymuje wilgotność, stosowany jest równie do ekstraktacji do produktów pochodzenia roślinnego, może działać drażniąco
Parfum
Citric Acid - kwas cytrynowy - reguluje nawilżenie, wygładza, odmładza, działa na skórę zmiękczająco, przeciwbakteryjnie i przeciwobrzękowo
- Methyl Paraben i Ethyl Paraben - konserwanty, mogą działać drażniąco
- Sodium Benzoate - benzoesan sodu - ma działanie konserwujące

Teraz będzie przyjemniej- ekstrakty roślinne i ich właściwości:
- Rosmarinus Officinalis Leaf Extract - wyciąg z liści rozmarynu lekarskiego - działanie antyseptyczne, pobudzające ukrwienie
- Chamomilla Recutita Flower Extract - wyciąg z kwiatów rumianka pospolitego - przeciwdziała i łagodzi stany zapalne skóry i podrażnienia
- Arnica Montana Flower Extract - wyciąg z kwiatów arniki górskiej - działa antyseptycznie, mocno pobudza krążenie krwi, uszczelnia naczynia krwionośne
- Lamium Album Extract - wyciąg z jasnoty białej - działa przeciwzapalnie i ściągająco
- Salvia Officinalis Leaf Extract - wyciąg z liści szałwii lekarskiej - ma działanie przeciwzapalne
- Pinus Sylvestris Bud Extract - wyciąg z młodych pędów sosny zwyczajnej - działa przeciwzapalnie, łagodząco
- Nasturtium Officinale Extract - wyciąg z rukwi wodnej (rzeżuchy wodnej) - likwiduje podrażnienia skóry
- Arctium Majus Root Extract - wyciąg z korzenia łopianu większego - działa antybakteryjnie, grzybobójczo i przeciwzapalnie, leczy czyraki, trądzik, świąd skóry i łupież, zapobiega łupieżowi i wypadaniu włosów
- Citrus Medica Limonum Peel Extract - wyciąg ze skórki cytryny - działa łagodząco, przyspiesza gojenie podrażnień, antybakteryjny, antyseptyczny, antyoksydant, reguluje wydzielanie sebum, uszczelnia naczynia krwionośne, odświeża
- Hedera Helix Extract - wyciąg z bluszczu pospolitego - działa łagodząco na skórę
- Calendula Officinalis Flower Extract - wyciąg z kwiatów nagietka lekarskiego - działa przeciwzapalnie i bakteriobójczo
- Tropaeolum Majus Flower Extract - wyciąg z kwiatów nasturcji większej - działa przeciwłojotokowo, osuszająco, przeciwzapalnie, antyseptycznie, poprawia krążenie skórne
- Linum Usitatissimum Seed Extract - wyciąg z nasion lnu zwyczajnego - nawilża i zmiękcza skórę, działa łagodząco, przeciwzapalnie
- Aloe Extract - wyciąg z aloesu - przyspiesza gojenie się skóry, działa łagodząco


Dostępność: najłatwiej kupować kosmetyki BingoSpa przez sklep internetowy producenta: http://www.bingospa.eu - być może znajdziecie tą maskę w drogeriach i supermarketach, ale ja niestety nigdzie jej nie widziałam.
Cena: 16zł za 500g

Ocena: 5+/6 (odejmuję punkty za parabeny, średnią jakość opakowania i średnią wydajność. Mimo to kosmetyk wędruje do mojej listy KWC).







Jeszcze tylko pochwalę się Wam przesyłką od Dagmary (Make Up po mojemu). Kiedy otworzyłam pudełko, byłam zachwycona! Na zdjęciach Dagmary nagroda wydawała się jakaś taka niepozorna, a w rzeczywistości totalnie mnie oczarowała. Do gustu przypadła mi szczególnie pomadka- ma piękny kolor i świetnie trzyma się na ustach. Perfumy również trafione w mój gust ;) Dziękuję Ci kochana!!! :*

Witajcie,
dziś cały filmowy świat i wszyscy kinomaniacy (do których i ja się zaliczam) żyją tylko jednym- rozdaniem Oscarów. Od czasu ogłoszenia nominacji wszyscy namiętnie oglądali wyróżnione filmy, oceniali, typowali faworytów do nagrody. Ja co prawda nie miałam jeszcze czasu zagłębić się w nominowane w tym roku produkcje. Spośród wszystkich obejrzałam jednie trzy- "Dziewczyna z tatuażem", "Mój tydzień z Marilyn" i "Żelazna dama", dlatego nie będę komentować decyzji Akademii Filmowej.

Moje serce podbiła "Dziewczyna z tatuażem"- obiecałam sobie, że nie będę oglądać nic z trylogii Millennium, dopóki nie przeczytam książek. A książki pozwolę sobie przeczytać dopiero, kiedy napiszę przynajmniej jeden rozdział pracy licencjackiej (w ten sposób motywuję się do pisania :P). Jednak "Dziewczyna z tatuażem" nie zalicza się do Millennium (bo Millennium to ekranizacje szwedzkie), dlatego przymknęłam oko na moje zasady i dałam się namówić na oglądanie tego filmu. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona treścią samego filmu (trzymał w napięciu od pierwszej, do ostatniej minuty- akcja była naprawdę niesamowicie wartka, przemyślana, a finał naprawdę mnie zaskoczył) oraz grą aktorską młodziutkiej Rooney Mara. Aktoreczka, która wcześniej grała w kiczowatym horrorze "Koszmar z ulicy Wiązów" (nie lubię horrorów, większość z nich uważam za kiczowate) czy niewielką, mało znaczącą rolę w "The Social Network", tym razem wybiła się wysoko ponad przeciętność. Niesamowicie trudną rolę Lisbeth Salander zagrała moim zdaniem brawurowo. Muszę jeszcze dla porównania zobaczyć szwedzką wersję tej części Millennium i porównać Rooney z Noomi Rapace, ale na razie cały czas pozostaję pod ogromnym wrażeniem tej niepozornej aktorki o słodkiej, dziewczęcej urodzie.
Co do filmu "Mój tydzień z Marilyn" - nie zachwycił mnie, chociaż wiele się po nim spodziewałam. Uwielbiam Marilyn i miałam nadzieję, że film pokaże jakąś prawdę o jej życiu. Niestety jednak postać wykreowana przez Michelle Williams nie miała ani odrobiny tego uroku i czaru, jaki wokół siebie roztaczała Marilyn. Film strasznie mi się dłużył- nie było w nim zbyt wiele akcji. Poza tym Marilyn przedstawiona została jako niezrównoważona psychicznie blond-idiotka, która szczerzyła się bez powodu, płakała bez powodu i ćpała dużo leków nasennych. Strasznie mi się nie podobał sposób, w jaki wykreowano główną postać.
"Żelazną damę" widziałam w sobotę (na szczęście nie spóźniłam się wtedy :P). Film bardzo ładny- dosłownie. Poza tym niestety troszkę nudny. Ukazywał niesamowicie ciekawą historię, jednak w dość nudny moim zdaniem sposób. Gdyby nie brawurowa gra aktorska boskiej Meryl Streep, widzowie pewnie spaliby w fotelach. Meryl była fenomenalna - po filmie od razu wiedziałam, że za tą rolę należy jej się Oscar. Dlatego bardzo się cieszę, że Streep dostała kolejną statuetkę do kolekcji- tą rolą zasłużyła sobie na nią jak nikt inny.

Uf... Miałam tylko pokrótce wspomnieć o tych filmach, a jak zwykle się rozgadałam. No trudno. Większość kobiet na świecie zachwyca się sukniami, jakie nosiły gwiazdy podczas oscarowej gali. Moim zdaniem w tym roku szału nie było- zachwyciła mnie jedynie suknia od Armaniego, założona przez Penelope Cruz. Nie przepadam za tą aktorką, jednak tym razem muszę się nią pozachwycać- prezentuje się przepięknie! Idealnie dobrała dodatki, makijaż i fryzurę. Jak dla mnie jest to niekwestionowana modowa królowa tej gali.

www.plejada.pl

Mnie, jako kosmetoholiczkę bardzo interesują makijaże gwiazd. Podczas tegorocznej gali można było zaobserwować dwa makijażowe trendy- zoom na oczy i zoom na usta. Większość makijaży była raczej klasyczna, bardzo kobieca. Sami zobaczcie:
(poniższe zdjęcia pochodzą z portalu www.mystylebell.com)

Angelina Jolie - zoom na usta. Makijaż bardzo subtelny, ale kobiecy. Piękne puszyste włosy!

Rooney Mara - zoom na usta. Oczy podkreślone baaardzo delikatnie, na usta nałożona ultrakobieca, mocno czerwona pomadka. Podoba mi się. Podziwiam też jej idealnie gładko zaczesane włosy i idealnie prostą grzywkę. Czemu moja grzywka tak się nie układa? :P Zwróćcie uwagę na jej perfekcyjną cerę. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem zachwycona Rooney!

Emma Stone - pastelowe barwy, delikatność w makijażu- idealny zestaw, który nie kontrastował z wyrazistą suknią aktorki

Jennifer Lopez - makijaż oczu pięknie pogłębia spojrzenie. I te kolczyki, mmmm...

Viola Davis - również postawiła na delikatny makeup, by nie odwracać uwagi od sukni i dużej biżuterii. Mocniej podkreślone oczy odwracają uwagę od dużych warg aktorki.

Penelope Cruz - zoom na oczy wyszedł jej bardzo na korzyść. Na tym zdjęciu makijaż wydaje mi się troszkę niestaranny- może po prostu tak padało światło. Olśniewa mnie biżuteria!

Octavia Spencer - zoom na oczy, ale jednak delikatnie i z klasą. W ogóle bardzo stylowo wyglądała ta pani.

Michelle Williams - delikatny makijaż, koralowa pomadka. Ładnie, ale mnie nie powala.

Jessica Chastain - uwagę zwraca eyelinerowa kreska na górnej powiece. Bardzo podoba mi się subtelny kolor ust i pięknie układające się włosy.


Jak widzicie- makijażyści sobie przed galą nie poszaleli. Gdyby zrobić zbliżenie i pokazać jedynie twarze aktorek, wyglądałyby bardzo skromnie. Myślę, że to dlatego, że na takiej gali większą uwagę przywiązuje się do sukni. Aby nie wyglądać tandetnie, aktorki wolą zrobić delikatny makijaż- i to się chwali. Efekty są subtelne, ale ładne.
Co Wy sądzicie o oscarowych makijażach i sukniach? I przede wszystkim- jak oceniacie wyróżnione w tym roku filmy? Widzieliście któryś z nich? Piszcie, piszcie i jeszcze raz piszcie! Czekam na Wasze opinie :)
Pozdrawiam ciepło i życzę dużo energii na cały tydzień!
Eh, miałam zamiar nie męczyć Was notkami w niedzielę, ale nie mogę się oprzeć.
Dziś będzie jeszcze krócej niż wczoraj. Trzy sprawy.
Obrazek ze strony nokaut.pl
  1. Chcecie wygrać paletkę cieni Sleek? To głosować, robaczki! ;) Z prawej strony w pasku bocznym jest ankieta- tam możecie zgłaszać, o którą paletkę powalczyłybyście najchętniej. Pytanie jest z podtekstem oczywiście- po zakończeniu walentynkowo- urodzinowego rozdania mam zamiar zorganizować kolejne, w którym do wygrania będzie między innymi paleta Sleek. Nie chcę wybierać samodzielnie i dawać Wam coś, co się Wam nie spodoba, dlatego pytam o Wasze zdanie. Oczywiście nigdy nie będzie tak, że zadowolę Was wszystkich, bo tak się niestety nie da (a szkoda), jednak przychylę się do zdania większości.
    Dlatego głosujcie, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.


  2. Rozdaniowa przypominajka. Pewnie już wszyscy, którzy chcieli, zgłosili się do rozdania, ale jeśli ktoś ma sklerozę (jak ja sama), to nie zaszkodzi przypomnieć. Zgłoszenia pod postem rozdaniowym- odnajdziecie go po kliknięciu w banner w pasku bocznym.

  3. Trzecia ważna sprawa to MODERACJA komentarzy. Ostatnio w blogowym środowisku zrodziła się dyskusja na ten temat, która pozwoliła mi uświadomić sobie moje własne zdanie w tej kwestii i wprowadzić je w życie. Dlaczego moderacja? Mój blog zaczyna funkcjonować coraz sprawniej. Ciężko mi ogarniać komentarze pod postami sprzed miesiąca. Dlatego też, by żadnego z Waszych słów nie pominąć, nie przeoczyć, postanowiłam, że moderacja pozwoli mi na dokładne przeczytanie wszystkiego, co do mnie piszecie w komentarzach.
    Zaznaczam, że nie będę wprowadzać żadnej cenzury, bo nie po to prowadzę bloga, żeby się dowartościować- krytyczne komentarze będą publikowane, a jakże. Kasowane będą jedynie wpisy niezgodne z moimi blogowymi zasadami (z którymi możecie się zapoznać w zakładce Blogowe zasady) - czyli obraźliwe, chamskie, brutalne, wszelki spam, wszelkie reklamy.
    Mam nadzieję, że wizja moderacji nie zniechęci Was do komentowania. Robię to nie tylko z własnej wygodny (chociaż też, nie ukrywajmy :P), ale również dlatego, że każdy Wasz komentarz jest dla mnie bardzo cenny i chcę przeczytać każde skierowane do mnie słowo, odpowiedzieć na każde pytanie.

  4. Miały być trzy sprawy, ale przypomniała mi się jeszcze jedna- bardzo ważna, może nawet najważniejsza. Kochani, dziękuję Wam za niesamowicie szybko rosnącą liczbę obserwatorów i komentarzy! Nawet sobie nie wyobrażacie, jak się cieszę, że ze mną jesteście :*
Obrazek pochodzi ze strony picturesdepot.com
 
    Dziś post krótki, weekendowy. Wybieram się do kina, więc sami rozumiecie, że muszę się troszkę pospieszyć- tym razem 2-godzinne spóźnienie nie wchodzi w grę :P

    Dziś opowiem Wam o wrażeniach po używaniu brzoskwiniowego balsamu do dłoni BingoSpa. Tutaj słowo "balsam" jest kluczowe, gdyż zmienia spojrzenie na kosmetyk. Od balsamu wymaga się troszkę mniej niż od kremu. I jeśli w ten sposób podejdziemy do tego kosmetyku, opinia będzie zdecydowanie lepsza.
    Wybaczcie, że nie mam zdjęć jego konsystencji, jednak zanim wpadłam na genialny pomysł zrobienia zdjęć samego balsamu, kosmetyk już się skończył :(


    Opakowanie: kosmetyk zamknięty jest w plastikowym niedużym słoiczku. Łatwo można wydobyć z niego odpowiednią porcję balsamu, odłożyć troszkę, jeśli weźmiemy za dużo. Poza tym widzimy też, ile balsamu już zużyłyśmy, a ile jeszcze pozostało. Niestety jednak grzebanie łapą w kremie nie jest zbyt higieniczne- zwłaszcza jeśli chcemy korzystać z kosmetyku nie tylko w domu.

    Użytkowanie: balsam ma lekką konsystencję- o wiele lżejszą niż na przykład czerwony krem do rąk Garniera. Jest to raczej konsystencja lotionu. Dzięki temu szybko się wchłania i jest baaaardzo wydajny- wystarczy odrobina, by posmarować całe dłonie. Ma przyjemny zapach- owocowy, słodki, ale nie mdły. Podczas zużywania całego opakowania nie znudzi się.

    Efekty: Tak jak już mówiłam- krem świetnie się wchłania. Nie daje uczucia lepkości, nie pozostawia tłustego filmu na skórze. Jeśli chodzi o poziom nawilżania... tutaj właśnie kluczowe jest rozróżnienie kremu do rąk i balsamu do rąk. Wiadomo, że balsam nawilża słabiej od kremu, bo ma lżejszą konsystencję. Tutaj jednak nawilżanie jest naprawdę niezłe- oczywiście nie tak silne jak np. we wspomnianym już Garnierze, ale niezłe. Nie jest to krem zimowy- niestety u mnie nawet pomimo używania go kilka razy na dzień nawilżenie było za słabe. Jednak jesienią, kiedy nie było jeszcze dużych mrozów, sprawdzał się wyśmienicie. Zapach i nawilżenie utrzymują się na skórze dość długo.

    Skład: Niestety zawiera parabeny :(

    Dostępność: Tak jak wszystkie kosmetyki BingoSpa - najlepiej zamawiać je bezpośrednio przez internetowy sklep producenta. ( http://www.bingospa.eu/ ).
    Cena: 10zł za 100g

    Ocena: 5/6 (z czystym sercem oceniam balsam jako bardzo dobry. Mały minus za parabeny, ale poza tym nie ma się do czego przyczepić. Świetny kosmetyk na cieplejsze pory roku, niska cena).


    Chciałam Wam pokazać wielkość słoiczka- jako punk odniesienia dodałam zwykły długopis :)


    Przypominam Wam o zgłaszaniu się do mojego rozdania- klikajcie w baner w pasku bocznym, a przeniesie Was do odpowiedniego posta.
    Dziękuję za lawinę komentarzy pod ostatnim postem :*
    Życzę Wam cudownego weekendu i zapraszam do wypowiadania się także pod dzisiejszą notką.
    Witajcie,
    postanowiłam stworzyć nową serię postów tematycznych pod tytułem "Kasia próbuje". Nie będą to recenzje, ale krótkie opinie na temat próbek różnych kosmetyków. Pokażę Wam, co w ostatnim czasie wypróbowałam i krótko opiszę, jakie wrażenie zrobił na mnie kosmetyk po jednym użyciu i czy czuję się zachęcona do jego zakupu.
    Posty te pomogą mi samej ogarnąć kwestie próbek- zmobilizują mnie do sukcesywnego ich zużywania i pozwolą zapamiętać, które kosmetyki są warte uwagi. Często zdarza mi się, że kiedy kończy mi się np krem na noc, idę do drogerii i dostaję oczopląsu. Nie wiem, co mam wybrać, bo na każdym opakowaniu producenci obiecują mi cuda. Niby miałam próbki kilku z nich, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć, które były dobre, a które nie bardzo. Dlatego takie usystematyzowanie mojego "próbkowania" będzie korzystne przede wszystkim dla mnie (ależ jestem samolubna). Przy okazji może i Wy zwrócicie uwagę na jakiś nieznany Wam dotąd kosmetyk :)

    Dzisiaj zaczynamy od opinii o 8 próbkach. Opiszę je w kolejności chronologicznej- czyli od tej wypróbowanej najwcześniej.



    ATACHE - Soft Derm - Calming Facial Cream Night (kojący krem na noc)

    Było to moje pierwsze spotkanie z kosmetykami Atache. Przyznam, że po nałożeniu kremu na twarz miałam duże obawy- konsystencja nie przedstawiała się zachęcająco. Była bardzo gęsta, lepka i tłusta- czyli na pierwszy rzut oka- totalnie nie dla mnie. Zapach co prawda przyjemny, ale nie powala na kolana. Nałożyłam na twarz, wklepałam, poszłam spać. Rano obudziłam się z odmienioną skórą twarzy- była miękka, delikatna i ładnie ukojona. Krem dobrze się wchłonął. Bardzo pozytywne zaskoczenie. W składzie sporo parabenów, ale i tak jestem zachwycona jego działaniem.
    Czy kupiłabym pełnowartościowy kosmetyk? TAK




    BANDI - Delicate Care - Kojący krem dla skóry tłustej

    Tak samo jak i w przypadku Atache, pierwszy raz zetknęłam się z Bandi. Wiele o tej firmie słyszałam, ale dopiero teraz miałam szansę na wypróbowanie ich kosmetyków. Krem ma bardzo lekką konsystencję, jest wydajny, dobrze się rozprowadza. Pachnie uroczo- słodko, żelkowo (zapach kojarzy mi się z cukierkami pudrowymi, które wcinałam w dzieciństwie). Używałam go na dzień- sprawdził się świetnie. Skóra przez cały dzień była ładnie zmatowiona, ale równocześnie nawilżona. Nie przetłuszczała się. Makijaż dobrze się na nim trzymał. W tym przypadku również jestem mega pozytywnie zaskoczona i mam zamiar w najbliższym czasie (po opróżnieniu kremowych zapasów) kupić sobie taki krem na dzień. Myślę, że dobrze sprawdziłby się na lato. Chętnie wypróbowałabym go w duecie z wspomnianym wyżej Atache na noc. W składzie parabeny- cóż zrobić...
    Czy kupiłabym pełnowartościowy kosmetyk? TAK





    Nivea Visage - Pure & Natural - Nawilżający krem na dzień

    Krem przeznaczony jest do cery normalnej i mieszanej. Do zakoszenia próbki w Drogerii Natura skusiła mnie informacja, że krem zawiera 95% składników pochodzenia naturalnego (między innymi bio olejek arganowy i bio aloes). Skład kremu jest naprawdę imponujący! Nie ma w nim parabenów, silikonów, sztucznych barwników i olejów mineralnych. Pachnie bardzo przyjemnie- nie jest to zapach perfumowany, sztuczny, ale przyjemny i odświeżający. Dla mnie jednak krem się nie nadaje- po nałożeniu na skórę nie chciał się wchłaniać. Przez cały dzień skóra  była lepka- dobrze, że akurat tego dnia mogłam sobie pozwolić na słodkie lenistwo w domu, więc nie nakładałam makijażu. Skóra była po prostu za tłusta, by nałożyć na nią podkład. Pomimo całego zachwytu nad naturalnością kremu, nie jestem jego fanką.
    Czy kupiłabym pełnowartościowy kosmetyk? NIE





    Clinique - 3 Steps Skin Care System - Step 1 - Cleanse - Liquid Facial Soap - Mild

    Żel zrobił na mnie dobre wrażenie- dobrze oczyścił skórę, nie przesuszył jej (chociaż czytałam opinie, że problemy z przesuszeniem zaczynają się po kilku aplikacjach). Zawiera SLS, co bardzo mnie zmartwiło, bo po  kosmetyku za dość dużą cenę spodziewałam się czegoś lepszego. Żel nie pieni się jakoś szczególnie mocno, nie wiem, jak radzi sobie z makijażem, bo myłam nim twarz rano. Ma specyficzny zapach- niezbyt przyjemny, ale też nie na tyle straszny, by na niego narzekać. Podobno efekty używania 3 kroków Clinique są rewelacyjne. Ja na podstawie jednej próbki nie potrafię ocenić, czy kosmetyk w moim przypadku sprawdziłby się. Cena jednak dla mnie jest dosyć wysoka i na razie nie mogę pozwolić sobie na zakup Clinique.
    Czy kupiłabym pełnowartościowy produkt? MOŻE...




    Clinique - 3 Steps Skin Care System - Step 2 - Clarifying Lotion

    Bardzo spodobała mi się sama forma próbki- była to delikatna chusteczka nasączona tonikiem. Dzięki temu wystarczyło tylko przetrzeć skórę, bez konieczności męczenia się z płynną zawartością saszetki. Po rozsmarowaniu na twarzy poczułam jakby delikatne mrowienie. Było to bardzo fajne- dosłownie czułam, że tonik działa. Co do zapachu- bez szału, da się wyczuć trochę alkoholu, który niestety znajduje się w składzie i może działać drażniąco na skórę. Może kiedyś zdecyduję się na zakup Clinique- teraz jednak nie stać mnie na tak drogie kosmetyki, tym bardziej że próbki nie powaliły mnie na kolana. Biorę jednak pod uwagę fakt, że te kosmetyki zaczynają działać dopiero po jakimś czasie, dlatego nie wykluczam, że kiedyś być może spróbuję kuracji Clinique.
    Czy kupiłabym pełnowartościowy produkt? MOŻE...

     



    Ziaja Med - Kuracja lipidowa - Fizjoderm krem - na dzień/na noc - skóra alergiczna, atopowa, odwodniona

    Krem ma za zadanie złagodzić skórę, nawilżyć ją i przywrócić naturalną barierę ochronną. Dla mnie jednak jest to przede wszystkim krem natłuszczający. Co prawda ma lekką konsystencję, łatwo się rozsmarowuje, jednak na twarzy tworzy tłusty film, który utrzymuje się przez cały dzień i nie bardzo chce się wchłaniać, przez co zapycha pory. Co gorsza- krem ma po prostu paskudny, chemiczny zapach, który utrzymuje się na skórze ładnych kilka godzin. Co tu dużo mówić- kosmetyk nie dla mnie. Musiałabym być bardzo zdesperowana, by używać kremu o takim zapachu...
    Czy kupiłabym pełnowartościowy produkt? NIE







    Bioclin - Acnelia C - żel oczyszczający

    Żel zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jest wydajny, przezroczysty, dosyć gęsty. Ciężko ocenić, jak sprawdzałby się na skórze, ale oczarował mnie boski zapach. Pachnie jak eleganckie męskie perfumy- myjąc się nim mam wrażenie, że tuż obok mnie stoi przystojny nieznajomy ;) Skład preparatu przedstawia się nienajgorzej- brak SLS, ale są za to parabeny. Cena produktu pełnowartościowego to niecałe 30zł- troszkę dużo. W sumie nie wiem, czy bym się zdecydowała- co prawda kosmetyk działa korzystnie na skórę trądzikową, jednak nie powalił mnie na kolana.
    Czy kupiłabym pełnowartościowy produkt? MOŻE...




    Garnier - Czysta Skóra Active - Peeling eliminujący zaskórniki

    Do tej serii Garniera byłam bardzo zniechęcona- półtora roku temu kupiłam sobie Peeling Brusher (peeling ze specjalną szczoteczką). Po kilku zastosowaniach na mojej twarzy pojawiły się koszmarne podrażnienia- bolesne nadżerki, które stopniowo ogarnęły całą twarz i sprawiły, że nie ruszałam się z domu przez 2 miesiące. Co prawda nie mam pewności, że to na 100% Peeling Brusher był przyczyną moich nieszczęść, jednak złe skojarzenia pozostały. Dlatego niechętnie wzięłam się za testowanie peelingu z tej serii. Tym razem pozytywnie się zaskoczyłam. Peeling zawiera bardzo drobne, ale dość ostre granulki, zatopione w kremowej konsystencji. Dzięki takiej formie działa łagodnie i nie powoduje podrażnień skóry. Można go stosować codziennie- zwłaszcza na strefę T. Moim zdaniem pomysł świetny- zamiast peelingować się raz- dwa razy na tydzień, możemy robić to codziennie, ale delikatniej. Problem w tym, czy miałabym czas na to, by codziennie się z tym bawić... Dodam jeszcze, że kosmetyk ma przyjemny zapach. Zawiera mentol, dzięki czemu po jego zastosowaniu skóra jest baaaaardzo odświeżona. Niestety w składzie doszukamy się SLS.
    Czy kupiłabym produkt pełnowartościowy? TAK




    Uf, troszkę się naprodukowałam. Mam nadzieję, że dzięki tym krótkim, próbkowym opiniom dowiecie się czegoś nowego, poznacie wstępnie najważniejsze właściwości opisywanych kosmetyków.

    Teraz znowu czas na podziękowania.
    Po pierwsze dziękuję Tanice oraz drogerii Biolander - za przyznanie mi pierwszej nagrody w konkursie walentynkowym. Wczoraj listonosz przyniósł mi nagrodę- bio krem na noc (mrrrrrrrrrr *.*) oraz mydło Alep z oliwą z oliwek. Marzyłam o tym, by wypróbować Alep, ale jakoś nie miałam okazji- teraz wreszcie moja skóra zakosztuje prawdziwie naturalnej pielęgnacji :) Dziękuję! :*


     Podziękowania również dla Gosi z bloga Lyna_sama bloguje kosmetycznie - za przyznanie mi dodatkowej nagrody niespodzianki w rozdaniu urodzinowym :* Umieram z ciekawości, co to będzie :) Merci! :*
    Obrazek ze strony www.graphicshunt.com


    A Wam przypominam o moim rozdaniu i życzę miłego piątku! :*
    Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...