Trudno zliczyć, ile razy każda kobieta zastanawiała się, czy dany odcień podkładu będzie dla niej odpowiedni. Pół biedy, jeśli mogła iść do drogerii/perfumerii i zobaczyć go na żywo, wypróbować kolor na skórze. Problem pojawia się jednak, kiedy chodzi o podkład, którego na żywo pomacać się nie da, jak na przykład azjatycki BB krem. Marka Skin79 ma na to rozwiązanie - próbki BB kremów, które można sobie kupić (TUTAJ), wypróbować i ocenić. Dziś chciałam pokazać Wam porównanie ośmiu najpopularniejszych BB kremów Skin79 zrobione właśnie na podstawie takich próbek (w większości, bo jeden krem oceniałam na podstawie pełnowymiarowego opakowania). Ciekawi, jak wypadły testy?

Na zdjęciach porównawczych po lewej stronie będzie zdjęcie mojej cery bez makijażu, a po prawej zdjęcie z zaaplikowanym kremem BB bez zmatowienia i bez użycia korektora na niedoskonałości czy cienie pod oczami. Jeśli chcecie się przyjrzeć bliżej, wystarczy kliknąć na wybrane zdjęcie, by się powiększyło.


Na zdjęciu zabrakło próbki Snail Nutrition BB Cream - skleroza zadziałała ;)




Najbardziej popularnym w Polsce BB kremem Skin79 jest Hot Pink. Recenzowałam go już obszerniej TUTAJ, ale wspomnę jeszcze o jego najważniejszych właściwościach. Polecany jest dla cery poszarzałej, przebarwionej i tłustej. Daje naturalne, pudrowe wykończenie. Ma filtr SPF30, działa rozjaśniająco i przeciwzmarszczkowo.



Hot Pink ma jasny kolor w chłodnej tonacji, dla mnie odrobinę za jasny. Daje bardzo dobre krycie, ale o pudrowym wykończeniu nie ma mowy - jest to raczej efekt solidnego "glow". Przyjemnie pachnie, trzyma się na skórze rewelacyjnie.







Bliźniakiem Hot Pink jest VIP Gold - również 3-funkcyjny BB krem, tyle że o odżywczej formule, przeznaczony dla posiadaczy cery suchej, zniszczonej, poszarzałej. Tak samo jak Hot Pink, ma działanie przeciwzmarszczkowe i rozjaśniające i posiada taki sam faktor SPF30. Dodatkowo dostarcza skórze nawilżenia, zatrzymuje wilgoć w skórze i poprawia elastyczność.



VIP Gold ma prawie identyczny odcień jak Hot Pink - ta sama jasność, może odrobinę bardziej ciepła tonacja, ale na skórze jest to niezauważalna różnica. Również jest dla mnie ciut za jasny. Mimo że przeznaczony jest dla posiadaczy cery suchej, nie zauważyłam, by jakoś wybitnie różnił się konsystencją od Hot Pink - też jest dość ciężki, daje efekt glow i fantastycznie kryje. Być może różnica pojawiłaby się przy dłuższym noszeniu na skórze.








Zupełną nowością był dla mnie BB krem w wersji Purple. Jest to krem rozjaśniająco-nawilżający dla cery suchej, odwodnionej. Ma wysoki filtr SPF40. Zawiera ceramidy i kwas hialuronowy, dzięki czemu solidnie nawilża cerę. Ma właściwości maskujące niedoskonałości i rozświetlające cerę.



Fioletowy BB krem jest ciemniejszy niż Hot Pink i VIP Gold, ma też cieplejszą tonację. W konsystencji przypomina swoich poprzedników, ale mam wrażenie, że rzeczywiście lepiej kryje niedoskonałości. Rozświetla, dając zdrowy "glow". Bardzo dobrze wyglądał na mojej cerze, ale nie wiem, czy taka nawilżająca formuła zdałaby egzamin... Cóż, kiedyś może w niego zainwestuję i się przekonam, bo spośród wszystkich próbek to właśnie Purple najbardziej mnie do siebie przekonał, również ze względu na cudowny zapach ;)







Kolejnym wypróbowanym przeze mnie BB kremem był Green. Jest to krem specjalnie dla cery mieszanej i tłustej. Pomaga ukryć drobne zmarszczki i rozszerzone pory, działa rozjaśniająco i matująco. Ma filtr SPF30.



Byłby to być może krem idealny dla mnie, ale jego mega jasny kolor totalnie go dyskwalifikuje, bo wyraźnie odcina się od naturalnego koloru mojej skóry. Krem rzeczywiście sprawdza się przy tłustej cerze - jest bardziej matujący, jakby mniej tłusty niż reszta BB kremów od Skin79, ale równie dobrze kryje. Na cerze staje się prawie niewyczuwalny w dotyku, a dzięki temu też bardzo trwały. Ah, gdybyż zrobili go w odcieniu, jaki ma wersja Purple...








Kolejnym bratem bliźniakiem dla Hot Pink jest wersja Orange. Jest to krem witaminowy, zawierający filtr o mocy aż 50 SPF. Polecany jest dla cery tłustej, przebarwionej, poszarzałej, zmęczonej. Powstał z myślą o cerze Europejek - ma znacznie cieplejszą tonację, więcej żółtych tonów. Poza tym Orange BB krem dba o witalność cery, kontroluje wydzielanie sebum i zapewnia matowe wykończenie.



Orange mógłby znaleźć się w gamie kolorów dowolnego europejskiego podkładu - ma jasny, ale wyraźnie żółtawy odcień. Świetnie wygląda na skórze, nadaje zdrowego wyglądu i ukrywa zaczerwienienia. Ma równie dobre krycie jak Hot Pink i również daje efekt "glow". 







Po Orange przyszła pora na Snail Nutrition BB Cream. Jest to odżywczy krem zawierający aż 45% wyciągu ze śluzu ślimaka. Poleca się go dla cery wrażliwej, suchej, problematycznej, bo ujędrnia, dodaje blasku, nawilża, wygładza, działa kojąco i przeciwzmarszczkowo. Podejrzewam, że może sobie też nieźle radzić z bliznami, bo podobno na to śluz ślimaka jest idealny.



Ten BB krem różni się od pozostałych przede wszystkim konsystencją - jest rzadki, lejący, poza tym po wylaniu na dłoń wygląda trochę jakby się rozwarstwił - podejrzewam, że to właśnie przez dużą zawartość śluzu ślimaka. Jest jasny, ale nie bardzo jasny i ma neutralną tonację. Kryje gorzej niż poprzednio opisywane BB kremy - jego krycie określiłabym jako średnie. Zdobywa jednak moje serce obłędnym zapachem ;)







Diamond BB Cream to jedyny, którego próbki nie posiadam. Postanowiłam jednak dodać go do zestawienia, bo to zawsze kolejny punkt odniesienia. Diamond to krem właściwie dla każdej cery. Zawiera 5 sproszkowanych drogocennych kamieni: diament, koral, perła, ametyst i turmalin. Wyrównuje strukturę skóry, ukrywa niedoskonałości i rozszerzone pory, wygładza zmarszczki, pobudza do regeneracji, odświeża, dodaje blasku, łagodzi objawy trądziku. Poza tym ma filtr SPF25.



Diamentowy BB krem jest bardzo jasny, jaśniejszy niż Hot Pink, ale ciemniejszy niż Green. Ma też bardziej nawilżającą formułę i słabsze krycie (średnie w kierunku słabego). Daje bardzo ładny, naturalny efekt na skórze i sprawdzi się u osób, które potrzebują jedynie ujednolicenia kolorytu. Myślę, że posiadaczki suchej cery będą zadowolone.







Na koniec zostawiłam hit - BB krem w wersji Bronze, stworzony z myślą o osobach z ciemną karnacją i tych, którzy właśnie wrócili z wakacji opaleni na czekoladkę. Jak przystało na azjatycki BB krem, ma działanie nie tylko koloryzujące, ale i pielęgnujące - rozjaśnia cerę, działa przeciwzmarszczkowo i ochronnie (SPF50).



Bronze to kolor... po prostu szalony. Jest tak ciemny, że ja musiałabym się opalać ze dwa miesiące non stop, by nie odznaczał się od mojej cery. Ma bardzo dużo pomarańczowych tonów, przez co daje efekt po prostu komiczny na bladej europejskiej cerze. Nie wiem, komu mógłby pasować - mi na pewno nie pasuje, co doskonale oddają poniższe zdjęcia. Pozwalam się śmiać ;)
Poza tym mogę o nim powiedzieć tyle, że ma konsystencję i krycie bardzo podobne do Hot Pink. Również daje efekt rozświetlenia. Może dałoby się go wymieszać z Hot Pink? Muszę kiedyś spróbować.






Trudno jest zrobić miarodajne zdjęcia na skórze przy dziennym świetle, dlatego, aby lepiej zobrazować Wam odcienie poszczególnych BB kremów, załączam ściągę:



I co sądzicie? Który BB krem od Skin79 wydaje się Wam najlepiej dostosowany do potrzeb i kolorytu Waszej skóry?
Wakacje pod palmami to chyba kwintesencja letnich marzeń wyjazdowych - odpoczynek gdzieś, gdzie jest ciepło, egzotycznie, słonecznie, gdzie możemy poczuć prawdziwy relaks i zapomnieć o szarej codzienności. Nie trzeba jednak wydawać kilku tysięcy na drogie wycieczki - można iść na łatwiznę i sięgnąć po wosk Yankee Candle - Under the Palms.



Under the Palms wprowadzono na rynek w kolekcji Q1 w 2014 roku. Podobno jest już wycofywany, ale jeśli poszukacie, znajdziecie jeszcze świece w różnych formatach. Należy do rześkiej linii zapachowej i kryje w sobie aromat palmowych liści (wiadomo), trawy morskiej i kokosa. Zielony kolor wosku zapowiada całkiem miłą dla nosa kompozycję.


Na sucho zapach jest bardzo delikatny i świeży. Dominują w nim zielone nuty, kojarzące się z trawą albo liśćmi. Niestety po rozpaleniu władzę w tej kompozycji zapachowej przejmuje kokos. I to taki sztuczny, mdły, "kosmetyczny" (jak to określiła moja siostra - zapach kokosowej mgiełki do ciała z Avonu). Gdzieś w tle przebijają się "trawowe", zielone nuty, ale jednak kokos dominuje je prawie całkowicie, sprawiając, że Under the Palms jest słodki i kremowy. I pewnie powiedziałabym, że zapach mnie zemdlił i zmęczył po 10 minutach, ale... dzięki temu, że Under the Palms jest mało intensywny, kokosowa słodycz nie jest dla zmysłów męcząca.
 


Dostępność: stacjonarnie lub online (np. w Goodies)
Pora roku: uniwersalny
Pora dnia: południe
Przy gościach: tak
Intensywność:





Under the Palms nie dołączy do grona moich ulubieńców. Z takich słodkawych, kremowych i delikatnych zapachów zdecydowanie bardziej wolę na przykład Shea Butter, a jeśli miałabym ochotę na zielone odświeżenie, sprawiłabym sobie (niedostępny w Polsce niestety) Green Grass. Nie przywodzi też na myśl egzotycznych wakacji - w tej roli lepiej sprawdza się mój ulubiony Waikiki Melon. Under the Palms wypalę do końca i... na tym skończy się nasza znajomość.




Moja mama, posiadaczka dojrzałej, suchej skóry, testowała ostatnio naturalne oleje i masła, by wybrać ten, który najlepiej sprawdza się na jej skórze. Pod lupę wzięła olej awokado, arganowy, masło shea i BIO-Olejek do ciała Kneipp. Jak sądzicie, który spisał się najlepiej?




Olej awokado polecany jest szczególnie dla posiadaczy cery suchej, wrażliwej, dojrzałej. Zawiera witaminy (A, B, D, E, H, K, PP, dlatego też zwany jest olejem 7 witamin), proteiny, aminokwasy, fosfolipidy, fitosterole, składniki mineralne (potas, mangan, fosfor, krzem), lecytynę, skwalen, oraz nienasycone kwasy tłuszczowe (oleinowy, linolowy, palimitynowy), dzięki czemu działa zmiękczająco, nawilżająco, regenerująco i przeciwutleniająco. Redukuje drobne zmarszczki, opóźnia procesy starzenia, poprawia jędrność skóry. Bardzo dobrze wnika w skórę, szybko się wchłania. Posiada naturalny filtr UV (SPF3-4).

Olej awokado ma średnio gęstą (jak na oleje) konsystencję i nie posiada zapachu. Rzeczywiście bardzo dobrze się wchłania, skóra sucha wprost go wypija, więc może być stosowany nie tylko na noc, ale i na dzień, pod makijaż (jeśli damy mu parę minut na wchłonięcie po aplikacji). Sprawia, że skóra jest elastyczna, natłuszczona, gładka i miękka. Według mamy jest jednym z najlepszych w tym zestawieniu.





Olej arganowy - zwany "złotem Maroka" lub "eliksirem młodości" - wykazuje bardzo dużą zgodność biologiczną ze skórą, ponieważ składem przypomina ludzki łój. W około 80% procentach składa się z nienasyconych kwasów tłuszczowych, które odgrywają ogromną rolę w regeneracji skóry. Olej arganowy działa bakteriostatycznie, uelastyczniająco, przeciwstarzeniowo (zawiera duże ilości naturalnej witaminy E), wzmacnia naczynia krwionośne, nawilża, ujędrnia, napina skórę, odbudowuje naturalną barierę hydrolipidową. Polecany jest właściwie do każdego typu skóry, ale najbardziej dla cery suchej, wrażliwej, alergicznej, ale też trądzikowej (wspomaga gojenie).

Olej arganowy jest polecany jako eliksir młodości dla skóry, ale moja mama nie była z niego do końca zadowolona. Może zraził ją specyficzny, orzechowy, niezbyt przyjemny dla nosa zapach? A może dość gęsta konsystencja i średnie wchłanianie? Owszem, olej skutecznie natłuszcza skórę, likwiduje napięcie po oczyszczaniu, wygładza, uelastycznia skórę, ale mama od oleju arganowego woli na przykład olej z awokado.





Masło shea (karite) zawiera naturalną allantoinę, witaminy A, E, F, nasycone i nienasycone kwasy tłuszczowe, woski. Wykazuje działanie natłuszczające, nawilżające, przeciwstarzeniowe, łagodzące. Zapobiega rozstępom, więc polecane jest kobietom w ciąży. Tworzy na skórze film chroniący przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi takimi jak mróz czy promieniowanie (zawiera naturalny filtr UV - SPF2). Mogą go stosować nawet posiadacze tłustej, trądzikowej cery, bo nie zapycha.

Mama nie polubiła się z masłem shea (to chyba u nas rodzinne, bo ja też za czystym masłem shea nie przepadam, mimo że kosmetyki z nim uwielbiam). Stała konsystencja, gęstość, "lepkość", powolne wchłanianie, pozostawianie na skórze filmu - to główne przyczyny, dla których masło shea nie zagości na dłużej w pielęgnacji mojej mamy. Mama zdecydowanie preferuje płynne oleje.







BIO-Olejek do ciała Kneipp jest mieszaniną naturalnych składników, głównie dwóch olejów:
  • z krokosza barwierskiego - zawiera kwasy linolowy, oleinowy, palmitynowy, stearynowy, linolenowy, arachinowy, witaminę A i E, działa przeciwstarzeniowo, ujędrniająco, nawilżająco.
  • oliwy z oliwek - zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe, witaminę E, dzięki czemu wygładza zmarszczki i zapobiega powstawaniu nowych, natłuszcza, koi, stanowi naturalny filtr UV. Dzięki zawartości witaminy F skutecznie wspomaga odbudowę płaszcza lipidowego naszej skóry, likwiduje szorstkość, nawilża.
Bio-Olejek ma rzadką konsystencję i przyjemny dla nosa, delikatnie cytrusowy aromat, co uprzyjemnia aplikację. Błyskawicznie się wchłania, pozostawiając skórę miękką, odżywioną, gładką, lekko natłuszczoną i nawilżoną. Wystarczyło parę aplikacji, by mama zaczęła dostrzegać pozytywne efekty jego działania.






Gdy spytałam mamę, jak mogłaby podsumować działanie tych czterech olejów, odpowiedziała, że awokado i BIO-Olejek Kneipp są dla niej najlepsze, bo szybko się wchłaniają i fajnie działają, arganowy był ok, ale bez szału, a masło shea w ogóle nie jest dla niej - nawet mimo tego, że ma suchą skórę, nie chciało się wchłaniać do końca i pozostawiało film, który sprzyjał tłuszczeniu się włosów wokół twarzy (mama ma grzywkę).
Pamiętajcie jednak, że to, iż mama nie polubiła danego oleju czy masła nie oznacza wcale, że Wy go nie polubicie. Wszystkie naturalne masła i oleje są napakowane dobrociami dla skóry, więc warto ich używać - przy dłuższym stosowaniu efekty gwarantowane!

Stosujecie oleje w codziennej pielęgnacji skóry? Macie swojego olejowego ulubieńca?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...