Kiedy będziecie czytać tą notkę, ja będę w pociągu gdzieś między Krakowem a Wrocławiem. Albo już w samym Wrocławiu- będę zachwycać się miastem, narzekać, że jestem głodna i poszukiwać krasnali ;)
A Wy w tym czasie zobaczycie, co udało mi się wyzerować w tym miesiącu.


 





Balsam do ciała Synergen
Całkiem fajny. Niedrogi, a dobrze nawilża i nie pozostawia tłustej warstwy.
Czy kupię ponownie: TAK (może nie teraz, ale w przyszłości na pewno)








 






Płyn do płukania ust Listerine Coolmint
Bardzo lubię płukanki z tej firmy.
Czy kupię ponownie: TAK






 








 Ziaja kremowe mydło pod prysznic pomarańczowe
Jego recenzja ukaże się w najbliższych dniach, więc nie zdradzam szczegółów.
Czy kupię ponownie: NIE







 








Szampon dziecięcy Babydream
Teraz zużywam go hurtowo, bo niestety jest mało wydajny. Ale niska cena i fajne działanie wynagradzają małą wydajność.
Czy kupię ponownie: TAK






 







Lotion do higieny intymnej Facelle Intim Sensitive
Żel rossmanowy- nie zawiera SLS, dlatego się skusiłam. Działanie ma bardzo dobre, cena niska.
Czy kupię ponownie: TAK





 




Isana peeling biała czekolada i wanilia
Kochany i znienawidzony. Ja należę do jego fanek. Co prawda do ciała jest odrobinę zbyt delikatny, jednak świetnie nadaje się do twarzy i dłoni. Nie zawiera SLS, pięknie pachnie.
Czy kupię ponownie: TAK (jeśli tylko gdzieś jeszcze go upoluję, bo to edycja limitowana)







Isana masło do ciała orzech włoski i mleko
Niespecjalnie się polubiliśmy. Wiem, że wiele osób go lubi- u mnie się nie sprawdził. Pozostawiał skórę lepką i tłustą, a tego nie zniesę ;)
Czy kupię ponownie: NIE




 





Styx Alpina Derm balsam do ciała z mlekiem i ziołami alpejskimi - miniaturka
Niebawem recenzja, więc nie zdradzam zbyt wiele. Dostałam go w ramach współpracy z firmą Aroma Derm.
Czy kupię go ponownie: NIE WIEM
















Styx Kartoflany balsam do dłoni i stóp - miniaturka
Dostałam go w ramach współpracy z firmą Aroma Derm. Recenzja TUTAJ
Czy kupię ponownie: TAK





 Lierac Hydra Chrono + balsam do cery odwodnionej - miniaturka
Z pierwszej edycji GlossyBoxa. Bardzo go polubiłam- wydajny, pięknie pachnie, nawilża, a nie przetłuszcza. Szkoda tylko, że kosztuje dość sporo.
Czy kupię ponownie: TAK






Krem Nivea
Mój uniwersalny kremik do demakijażu oczu- bez niego ani rusz.
Czy kupię ponownie: TAK



 





H&M Spray do ciała Exotic Guava
Pachnie ładnie, ale nie na długo. Nie nawilża, cudów nie czyni. Używałam go jako odświeżacza powietrza, bo jego zapach na ciele nieszczególnie mi się podobał- wolę coś bardziej trwałego.
Czy kupię ponownie: NIE











 Maść HudSalva Hudosil - miniaturka
Z lutowego KissBoxa. Bardzo fajna i niesamowicie wydajna (joł). Stosowałam na łokcie i dłonie. Mam zamiar na zimę kupić duże opakowanie.
Czy kupię ponownie: TAK












Marilou BIO Creme Visage Nuit organiczny krem na noc
Wygrany u Taniki :* Maleństwo, które działa cuda. Więcej nie zdradzę, bo recenzja się szykuje.
Czy kupię ponownie: TAK











CeraNova z bratkiem - suplement diety
Drugie zjedzone opakowanie ;) W ramach programu ambasadorskiego
Czy kupię ponownie: NIE WIEM (czekamy na efekty, więc na razie decyzji nie ma :P)











Ava maseczka do twarzy Bio Alga
Troszkę droga, ale skuteczna- bardzo dobrze nawilża.
Czy kupię ponownie: NIE WIEM (znam tańsze, a równie dobre)













 Dr Irena Eris szampon do włosów przetłuszczających się Nu'Fusion - próbka
Zastosowałam ją po gorącej kuracji Marion, by zmyć ewentualne pozostałości silikonów mocniejszym detergentem. Jeśli ktoś używa szamponów z SLS, to polecam- bardzo fajny do włosów przetłuszczających się.
Czy kupię ponownie: TAK/NIE (tak, gdybym wróciła do pielęgnacji SLS. nie, bo nie wrócę xD)










 Marion Hair Theraphy gorąca kuracja do włosów
Dostałam te saszetki w ramach współpracy z portalem Uroda i Zdrowie. Niezłe, ale nie na tyle dobre, bym chciała je kupować.
Czy kupię ponownie: NIE










Ava maseczka do twarzy z ekstraktem z pomidora
Niezła, ale szału u mnie nie ma.
Czy kupię ponownie: NIE















Mydło Alep Excellence Oliwkowe 100% Bio
Wygrane u Taniki :* Cudowne- myje, a nie wysusza skóry. W 100% naturalne- to lubię.
Czy kupię ponownie: TAK
















 Chusteczki do demakijażu Alterra z aloesem
Ich recenzję macie TUTAJ. Kupiłam drugie opakowanie, ale teraz leżą i się kurzą. Rozmazują makijaż, zamiast go ścierać, wysuszają skórę.
Czy kupię ponownie: NIE









I wiecie, co Wam powiem na koniec?
Muszę przestać zużywać tyle kosmetyków, bo pisanie notki ze zużyciami zajmuje mi zdecydowanie za dużo czasu -,-
Witajcie kochani!
Dzisiaj notka na szybko, bo pakowanie nagli. Pokażę Wam mój tonik, którego używam nieprzerwanie od ponad miesiąca. Jest nieco zmiksowany- jego bazę stanowi Woda Różana Dabur, do której dolałam 10ml 100% Kolagenu od BingoSpa. Tak więc będziecie mieć recenzję dwóch produktów w jednym :P


Zacznę od 100% kolagenu- dostałam go od BingoSpa za jakiś konkurs (skleroza, już nie pamiętam, co to było). Początkowo miałam zamiar stosować go samodzielnie, ale uznałam, że moja skóra nie wymaga jeszcze tak silnej interwencji, więc dolałam go do wody różanej.


Opakowanie: mała szklana buteleczka z plastikową zakrętką. Totalnie apteczny wygląd ;)

Użytkowanie i efekty: 100% kolagen jest przezroczystą cieczą. Ma niezbyt przyjemny, chemiczny, lekowy zapach. Posmarowana nim skóra jest mocno ściągnięta (jak po liftingu), jednak efekt ten ustępuje po zastosowaniu kremu. Kolagen jak wiadomo działa na skórę rewitalizująco i odmładzająco- ja tylko raz użyłam go w takiej czystej formie, a poza tym zmarszczkami moja cera mnie jeszcze nie dręczy, więc o efekcie przeciwzmarszczkowym się tu nie wypowiadam. Wiem jednak, że moja mama stosowała swego czasu czysty kolagen i rzeczywiście skóra wyglądała o wiele młodziej. Moje 10ml kolagenu dolane do wody różanej wzmocniło efekt ściągnięcia skóry po aplikacji (sama woda różana delikatnie ściąga skórę, a z dodatkiem kolagenu efekt był troszkę mocniejszy) i fajnie odświeżało skórę- wydawała się taka bardziej wypoczęta, świeża.

Dostępność: jest to produkt specjalistyczny, więc dostępny tylko w sklepie internetowym BingoSpa
Cena: 12zł za 10ml, 39,90zł za 100ml

Ocena: Pozwolę sobie nie oceniać tego kosmetyku za pomocą skali liczbowej. Po prostu- polecam go wszystkim, którzy chcą choć odrobinę cofnąć biologiczny zegar, ukryć drobne zmarszczki, zrewitalizować cerę. Jako samodzielny tonik ma naprawdę mocne działanie. Ale jeśli nie zależy Wam na tak silnym liftingu albo chcecie złagodzić w jakiś sposób nieprzyjemny chemiczny zapach, polecam dolać kolagen do czegoś- do wody różanej, do wody termalnej- i zrobić sobie z niego dodatek do toniku lub mgiełki do twarzy.

Skład mówi sam za siebie.

Parę kropli kolagenu na mojej dłoni, coby udowodnić, że rzeczywiście jest przezroczysty :)

Skoro już wiecie, czym odpimpowałam moją wodę różaną, skupię się teraz na niej samej. Przez parę dni stosowałam ją solo, dopiero potem dolałam kolagen.


Opakowanie: Szklana butelka z metalową zakrętką, papierową etykietą, bez żadnego dozownika czy ogranicznika. Po prostu masakra xD Po pierwsze- kupując wodę w sklepie online, musimy płacić za przesyłkę kurierską, bo pocztą nam szklanej butelki nie prześlą. Poza tym my sami raczej z taką butlą nie będziemy podróżować, bo jest duże prawdopodobieństwo jej rozbicia. Metalowa zakrętka pokrywa się od środka ciemnym osadem, który może dostawać się do wody. Poza tym podczas nalewania wody na dłoń czy na wacik, trzeba być bardzo ostrożnym, bo odkręcona butelka nie ma żadnego dozownika, ogranicznika, aplikatora- no totalnie nic. Lejemy z gwinta jak wódkę. Generalnie opakowanie oceniam jako jeden wielki minus. Oczywiście mogę sobie tą wodę przelać do czegoś innego, ale skoro kupuję gotowy kosmetyk, to oceniam całość- łącznie z opakowaniem.

Tutaj możecie zobaczyć ciemny osad, jaki metalowa zakrętka pozostawia na butelce. Kiedy nalewam na dłoń wodę różaną, ten osad czasami dostaje się też na moją dłoń i następnie na twarz :(

Użytkowanie i efekty: Woda różana jest przezroczysta- gdyby nie intensywnie różany zapach, nie odróżniłabym jej od zwykłej wody. Pachnie pięknie- nie jest to mdły, sztuczny zapach, ale prawdziwie różany, taki jak lubię. Po paru minutach od aplikacji ulatnia się- dla mnie to plus, bo nie miesza się z zapachem kremu.
Woda ma działanie tonizujące- przywraca odpowiednie pH skóry, ściąga pory- pH na skórze sobie nie mierzę, więc nie wiem, jak się sprawdza w tej kwestii, ale efekt ściągania jest odczuwalny.
U mnie woda nie wywołała żadnych podrażnień, wręcz przeciwnie- po jej zastosowaniu wydaje mi się, że skóra lepiej utrzymuje nawilżenie.
Dodam jeszcze, że ja wolę nalewać odrobinę wody na dłoń i od razu chlup na twarz, niż myziać się pomoczonym wacikiem. Niektóre toniki dają taki "poślizg", że wacik bez problemu jeździ po skórze. Woda różana Dabur nie ma takiego działania, więc mi jakoś nie odpowiada aplikowanie jej wacikiem.
Kosmetyk jest bardzo wydajny.

Dostępność: stacjonarnie- tragicznie. Nigdy nie widziałam jej w żadnej drogerii. Natomiast online dostępna jest w kilku drogeriach (między innymi Helfy, Paatal, Deesis, Zielarnia24). Ja moją kupiłam na Paatal
Cena: 10-12zł za 250ml

Ocena: 5-/6 (Za samo działanie należy jej się 6, jednak ocena leci w dół przede wszystkim za beznadziejne opakowanie i słabą dostępność stacjonarnie. Mimo to polecam- jeśli ktoś upoluje, na pewno będzie zadowolony- nawet, jeśli nie lubi zapachu różanego :P)



Taka porcja wody różanej wystarczy mi do zmoczenia całej twarzy i szyi

To by było na tyle, jeśli chodzi o odpimpowywanie wody różanej ;)
Dzisiaj chciałabym się z Wami pożegnać, bo jutro już mnie w Krakowie nie będzie. Wyjeżdżam na kilka dni do Wrocławia- oczywiście nie pozwolę Wam się nudzić- przygotowałam kilka notek, które wyświetlą się podczas mojej nieobecności. Będę też na bieżąco moderować komentarze (thanks God for Internet w komórce :P), ale niestety nie dam rady zaglądać do Was. Dlatego nie miejcie mi za złe mojej nieobecności na Waszych blogach w ciągu najbliższego tygodnia.
Życzę Wam wspaniałej majówki- wypoczywajcie i nabierajcie energii! :)
... czyli jeszcze trochę o depilacji.
Tym razem napiszę Wam troszkę o tym, jak radzę sobie z depilacją twarzy. Oczywiście z regulacją brwi rozprawiam się pęsetą, ale wąsik muszę traktować woskiem. Mam jasną karnację i naturalnie bardzo ciemne włosy, więc niewydepilowany wąsik od razu byłby u mnie widoczny. Jeszcze parę lat temu, kiedy miałam pod blokiem salon kosmetyczny, tam robiłam depilację woskiem. Jednak odkąd moja ulubiona kosmetyczka przeniosła się na drugi koniec miasta, muszę sobie radzić sama. Pomagają mi w tym plastry z woskiem- początkowo były to zwykłe Veety (cięłam je na odpowiednie kawałki), teraz wybieram raczej specjalne "twarzowe" plasterki. Od dłuższego czasu goszczą u mnie Joanna Sensual Plastry z woskiem do depilacji twarzy i to właśnie o nich będzie dzisiejsza recenzja.


Opakowanie: W niewielkim kartonowym pudełeczku dostajemy 6 plastrów (każdy z nich jest podwójny). Plastry dodatkowo zapakowane są w folię. W środku znajdziemy również małą tubkę ze specjalną oliwką- pomaga ona usunąć resztki wosku ze skóry i dodatkowo działa łagodząco. Super, że oliwka jest w tubce, a nie w saszetce, jak emulsja łagodząca dołączona do kremu do depilacji Joanna Sensual.


Użytkowanie i efekty: Plasterki łatwo rozgrzewają się w dłoniach- ja jednak zazwyczaj kładłam je na kaloryferze (lenistwo, eh). Mają wygodny rozmiar- można nimi bez problemu depilować wąsik. Wosk jak wosk- dobrze łapie nawet małe włoski i umiejętnie zerwany nie powoduje podrażnień. Mi z reguły niewiele wosku zostaje na skórze, ale zawsze po depilacji używam oliwki, by złagodzić skórę. Oliwka jest cudowna- dosyć gęsta, pachnie melonem, a dołączone 10ml jest niesamowicie wydajne- spokojnie starcza na 6 depilacji (bo na tyle wystarcza mi 6 plasterków) i jeszcze sporo jej zostaje.
Oczywiście po depilacji woskiem włoski odrastają wolniej i są słabsze, ale to nie jest zasługa tylko i wyłącznie Joanny Sensual, ale ogólny plus wyrywania włosków razem z cebulkami.

Dostępność: w Rossmanie, w mniejszych drogeriach
Cena: około 6-7zł

Ocena: 5+/6 (Piątka za same plasterki- są niedrogie, łatwo dostępne, a skuteczne. Plusik za dołączoną oliwkę. Ogólnie polecam- niczym nie ustępują plastrom Veeta, a są o wiele tańsze).





Na chwilę obecną to koniec marudzenia Wam o depilacji. Być może w przyszłości napiszę jeszcze parę słów pochwały dla mojego depilatora, ale spokojnie- dam Wam odpocząć od tego tematu ;)
Tymczasem ściskam Was mocno i wracam do pisania pracy. W międzyczasie czeka mnie powolne pakowanie się- jutro napiszę Wam o moich planach na 9-dniowy weekend majowy.
Dzisiaj już zgodnie z wczorajszą obietnicą- przychodzę do Was z recenzją oleju kokosowego Dabur Vatika. Stosuję go na moich włosach od ponad miesiąca. Jak być może część z Was pamięta, olejowanie włosów było jedną z wiosennych zmian w mojej pielęgnacji. Podjęłam też decyzję o usunięciu z mojej łazienki wszystkich włosowych specjałów, które zawierałyby w składzie detergent SLS oraz hydrofobowe silikony. Plan mojej pielęgnacji zakładał olejowanie na noc raz na dwa dni, mycie włosów wyłącznie szamponem dziecięcym Babydream oraz stosowanie masek z BingoSpa (na razie były to na zmianę Kuracja z 40 aktywnych składników oraz Maska ze spiruliną i keratyną).
Przyznam, że do systematycznych osób nie należę, jednak w tej kwestii mocno się zmobilizowałam i udało mi się spełnić mój plan. Jakie są tego efekty? Przekonacie się, czytając recenzję :)

Ja wiem, że o tym oleju każdy już pisał po sto razy, ale nie byłabym sobą, gdybym i ja nie dodała czegoś od siebie :)


Opakowanie: Plastikowa, dość miękka butelka z zakrętką. Pod zakrętką mamy plastikowy koreczek z niewielką dziurką, która umożliwia nalanie na dłoń niewielką ilość oleju. Dostępny jest w dwóch rozmiarach- 150ml i 300ml. Ja miałam mniejsza butelkę, bo był to mój pierwszy olej, więc kupiłam taką maliznę tylko na próbę ;) Na butelce znajduje się foliowa etykietka, która nie rozmaka się i nie odchodzi podczas kąpieli wodnych, jakie funduję mojemu olejowi.


Użytkowanie: Olej kokosowy w temperaturze pokojowej ma formę stałą (jest jak masełko), ale wystarczy tylko odrobinę go podgrzać, by zmienił się w ciecz. Jak to robię? Przed nałożeniem na włosy wkładam całą buteleczkę do kubka z gorącą wodą i czekam 10-15 minut. Wstrząsając buteleczkę mogę sprawdzić, ile się już roztopiło.
Jak go nakładam?  Wieczorem na suche włosy. Wylewam odrobinę na dłoń, rozcieram sobie na dłoniach, a następnie opuszkami palców wmasowuję olej w skórę głowy. Kiedy cała skóra głowy jest już pokryta olejem, wylewam na dłoń jeszcze trochę i rozprowadzam na całej długości włosa. Potem jeszcze przez kilka minut masuję opuszkami palców skórę głowy, by olej lepiej się wchłaniał. Rozczesuję włosy i idę spać ;)
Ile go nakładam? To trudne pytanie, bo nigdy tego nie odmierzam łyżeczką. Poza tym nie da się powiedzieć co do kropli, ile oleju trzeba na głowę wylać. Zasada jest taka, że im mniej, tym lepiej. Każdy milimetr skóry i włosów ma być pokryty, ale jak najcieńszą warstwą. Włosy mają wyglądać na mocno przetłuszczone, ale nie mogą ociekać tłuszczem.
Jak go zmywam? Rano zmywam olej szamponem dziecięcym Babydream. Najpierw nakładam szampon na suche włosy i delikatnie masuję. Potem spłukuję ciepłą wodą i jeszcze raz nakładam szampon- już na mokre włosy. Dokładnie masuje skórę głowy do uzyskania obfitej piany. Potem spłukuję, zawijam w ręcznik i gotowe. Po olejowaniu nie stosuję żadnej odżywki.

Efekty: Po ponad miesiącu stosowania zauważyłam, że wypada mi coraz mniej włosów. Wcześniej na szczotce znajdowałam całe kępki- teraz dosłownie kilka pojedynczych włosów. Poza tym moje włosy nabrały niesamowitego blasku- wyglądają na zdrowe, odżywione. Błyszczą się jak po użyciu prostownicy (mama się śmieje, że mogę teraz bez retuszu grać w reklamach kosmetyków do włosów, bo taki mają blask :P). Poza tym moja czupryna jest niesamowicie puszysta, uniesiona u nasady. Olej nie obciąża włosów ani nie wzmaga ich przetłuszczania się. Dokładnie zmyty nie powoduje żadnych problemów. Skóra głowy jest gładka, zniknęły podrażnienia, z którymi borykałam się od jakiegoś czasu. Nie ma też śladu łupieżu. Włosy rosną szybko (nawet za szybko! zbankrutuję przez to na fryzjera :P), na razie nie zauważyłam, by były grubsze. Poza tym przez cały dzień na moich włosach utrzymuje się delikatny kokosowy zapach oleju. Jeśli chodzi o rozczesywanie- nie jest źle. Nie tak łatwo, jak przy silikonowej pseudo-pielęgnacji, ale też  nie tak źle, jak się spodziewałam, że może być ;)

Skład: Olej oparty jest o kokos, ale zawiera w sobie również całe mnóstwo wyciągów z przeróżnych dziwnych roślin. Postaram się omówić je krótko po kolei, by lepiej przybliżyć Wam działanie oleju:
Coconut Oil (Cocos Nucifera Oil)- nierafinowany, wytłaczany na zimno olej kokosowy, uznawany za najbogatszy w składniki odżywcze, ma silne właściwości antybakteryjne, antygrzybiczne, zawiera naturalne antyoksydanty, które opóźniają proces starzenia się skóry, uelastycznia, ujędrnia i nawilża skórę
Neem (Azadirachta indica Leaf Extract) - ekstrakt z liści miodli indyjskiej, ma właściwości antybakteryjne, przeciwgrzybiczne i przeciwzapalne, znajduje zastosowanie w leczeniu schorzeń skórnych takich jak łuszczyca czy łupież
Brahmi (Cantella asiatica Plant Extract) - ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej (gotu cola), działa przeciwzapalnie, pobudza skórę do syntezy włókien kolagenu, pomaga w gojeniu się ran, wygładza skórę i poprawia jej nawodnienie
Fruit extract of Amla (Extract of Emblica officinalis) - ekstrakt z owoców liściokwiatu garbnikowego (amli), działa jako antyoksydant, przeciwdziała procesom starzenia, bardzo bogate źródło witaminy C
Extract of Bahera (Extract of Terminalia belirica) -ekstrakt z behedy, działa oczyszczająco i nawilżająco
Extract of Harar ( Extract of Terminalia chebula) - ekstrakt z migdałecznika chebulowca, działa antybakteryjnie, antywirusowo, antyoksydacyjnie, antyrodnikowo, leczy stany zapalne skóry
Kapur kachri (Hedychium spicatum rhizome Extract) -*Natalia* podpowiedziała mi, że jest to odmiana twardego imbiru, który wpływa stymulująco na porost włosów. Merci, Natalia :*
Henna (Lawsonia inermis leaf Extract) - ekstrakt z lawsonii bezbronnej, ma właściwości barwiące
Milk - mleko?!
Rosemary Oil (Rosemarinus officinalis Oil) - olej z rozmarynu lekarskiego, ma działanie antyseptyczne, pobudza krążenie krwii
Lemon Oil (Citrus limonum Oil) - olej z cytryny zwyczejnej, ma działanie antybakteryjne i antyseptyczne, rozjaśnia, oczyszcza i odświeża skórę, bogata w witaminę C, która jest antyoksydantem, pobudza do życia komórki i wzmaga produkcję kolagenu, rozcieńczona ma działanie tonizujące- przywraca skórze odpowiednie pH
TBHQ- środek konserwujący
Fragrance - środek zapachowy

Dostępność: niewielkie ekodrogerie stacjonarne lub online
Cena: od 15 do 20zł za 150ml

Ocena: 6/6 (Co prawda jest to mój pierwszy olej, więc być może mam marne porównanie, ale właściwie nie mam ochoty próbować nic innego. Kokosowa Dabur Vatika spełnia wszystkie moje wymagania. Włosy są po niej naprawdę cudowne! Nie mam z tym olejem żadnych problemów. Ląduje na mojej liście KWC)





Ściskam Was i wracam do pisania pracy, bo jestem w czarnej du........ otworze odbytniczym ;]
Miało być monotematycznie, ale... kobieta zmienną jest, dlatego nastąpiła mała zmiana planów. Dziś opowiem Wam o maseczce, z którą wiązałam bardzo duże nadzieje. Spodziewałam się cudu. Jednak kosmetyk mnie zaskoczył- w jaki sposób? Dowiecie się tego, czytając recenzję maski Montagne Jeunesse Hot Oil Facial Mask (relaksująca maseczka na ciepło z olejkiem migdałowym i morelowym).


Opakowanie: Maska sprzedawana jest w jednorazowych saszetkach o zawartości 20ml. Jak dla mnie jest to bardzo dużo- spokojnie wystarczy na dwie aplikacje. Jeśli jednak wolimy nałożyć całość na raz, możemy spokojnie pokryć grubą warstwą całą twarz, szyję i nawet dekolt. Dla mnie ta saszetka jest trochę niewygodna- jest duża, przez co mam problem z wydłubaniem maski do dna (albo saszetka jest za długa, albo po prostu ja mam za krótkie palce...).

Użytkowanie: Skoro jest to maseczka "hot", spodziewałam się, że sama z siebie będzie się rozgrzewać. Niestety tak dobrze nie ma- aby maska stała się gorąca, musimy umieścić saszetkę w gorącej wodzie na około minutę. I tutaj pojawiają się schody- maska ma konsystencję gęstego kremu, jednak pod wpływem ciepła zaczyna zmieniać się w coś, co przypomina mleko... Dlatego ja radzę nie rozgrzewać jej zbyt długo i w zbyt gorącej wodzie, bo potem nie da się jej nałożyć i trzeba czekać, aż zgęstnieje.
Maseczka ma kolor mocno rozbielonej moreli. Nie jest to maseczka stricte glinkowa (chociaż zawiera w składzie kaolin), dlatego nie ma co liczyć, że wyschnie nam na twarzy. Ma konsystencję kremową, pozostawia na dłoniach po aplikacji delikatnie tłustą warstewkę.
Niewątpliwym plusem maski jest zapach- ciężko go opisać (moja mama twierdzi, że to zapach świeżych kwiatów, mi kojarzy się z zapachem kwiaciarni- pomieszanie kwiatów, zieleniny i czegoś jeszcze... może migdałowej nutki?), ale jest intensywny, bardzo przyjemny, pozwala się zrelaksować.

Efekty: Na opakowaniu znajdziemy obietnicę głębokiego oczyszczenia i równoczesnego nawilżenia skóry. Jeśli chodzi o oczyszczenie, to szczerze powiedziawszy ciężko mi się do tego odnieść, bo właściwie nic takiego nie zauważyłam. Ale co do nawilżenia... mmmm... to jest to! Maska pozostawia skórę cudownie gładką, odżywioną, jakby odnowioną. Rzeczywiście dogłębnie i długotrwale nawilża, ale nie natłuszcza przy tym zbyt mocno. Taki efekt właśnie uwielbiam- znikają suche skórki, a równocześnie skóra nie jest przetłuszczona. Maska nie zatyka porów, nie powoduje powstawania zaskórników czy krost. U mnie nie spowodowała żadnego podrażnienia ani uczulenia.

Skład: Ogólnie można powiedzieć, że nie jest źle- pośród tradycyjnej kosmetycznej chemii nie znajdziemy parabenów. Na kolorowo zaznaczono w składzie przeróżne ekstrakty i witaminy. A więc razem z maską nakładamy na twarz takie specjały jak:
- kaolin - biała glinka
- olejek morelowy
- olejek ze słodkich migdałów
- witaminę E
- prowitaminę B5
- witaminę A
- ekstrakt z kwiatów rumianku rzymskiego
- olejek z gorzkiej pomarańczy

Dostępność: Czasami maski tej firmy pojawiają się w Rossmanie (chociaż tej akurat nigdy tam nie widziałam), podobno są też w Douglasie. Ja kupiłam moje saszetki w internetowej drogerii Paatal.
Cena: W drogeriach stacjonarnych od 5zł do nawet 7zł (!), w Paatal 1,50zł za 20ml.

Ocena: 4/6 (Może powinnam być względem tej maski bardziej surowa w ocenie, jednak kiedy pomyślę o tym, jak nawilżona i delikatna była moja cera po aplikacji, jestem w stanie wybaczyć jej kiepską konsystencję, konieczność moczenia jej w wodzie, słabą dostępność i koszmarnie wysoką cenę w sklepach stacjonarnych. Dobrze, że można ją dostać na Paatal, bo inaczej pewnie nigdy nie skusiłabym się na saszetkę maski w cenie 7zł... Podsumowując- lubię ją i nic na to nie poradzę. Cudownie nawilża, nie podrażnia, nie tłuści).



Ta pani na opakowaniu wprowadza nas w błąd. Po nałożeniu maseczki wcale nie będziemy tak wyglądać. I nie wyrosną nam z oczu listki i morelki :(

Dopiero na odwrocie saszetki widać, jak naprawdę będzie wyglądać maska po nałożeniu.

Tutaj parę informacji dla szpanerów, którzy znaju język angielski.

Cudownie kolorowy skład. Troszkę nieostry, ale mam nadzieję, że ciekawscy się doczytają :)

Dodam jeszcze tylko, że nie jestem w żaden sposób związana z drogerią Paatal - podlinkowałam ją w notce, bo uważam, że jeśli jakaś drogeria sprzedaje dużo taniej to samo, za co inni chcą o wiele więcej szmalu, to warto ją promować. Tym bardziej dlatego, że już nie raz robiłam tam zamówienie i wszystkie kosmetyki były w porządku :)

Ściskam :*

P.S. Pamiętajcie o konkursie- macie czas tylko do piątku!!! Klikajcie w zdjęcie poniżej, a przeniesie Was w odpowiednie miejsce, gdzie będziecie mogli poczytać więcej i zgłosić się, jeśli zechcecie :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...