Egzema - kolejna przypadłość do kolekcji?

124 Komentarzy
Witajcie!
Na dziś przygotowałam post z recenzją, jednak nastąpiła zmiana planów. Zamiast recenzji poczytacie kolejny odcinek z serii moich skórnych problemów.

Obudziłam się rano z obolałymi, swędzącymi dłońmi. Początkowo zaspana (popsuł mi się ekspres do kawy...) nie zwróciłam na to większej uwagi. Do momentu, aż nie przystąpiłam do porannej toalety. W łazience zauważyłam, że moje palce wskazujące pokryte są drobnymi, twardymi pęcherzykami! Na kciuku i palcu środkowym również zauważyłam zaczątki takich pęcherzyków.


Przestraszyłam się nie na żarty. Pomyślałam, że może to ta nieszczęsna, siedząca we mnie bakteria gronkowca spowodowała coś takiego.
Jeśli nie wiecie, o co chodzi z gronkowcem, poczytajcie sobie TUTAJ i TUTAJ - w tych postach opisałam moje ubiegłoroczne problemy z liszajcem.


Uważni czytelnicy na pewno zwrócą uwagę na fakt, że już wcześniej miewałam problemy ze skórą na dłoniach (pisałam o tym TUTAJ), jednak wtedy skóra była mega wysuszona, piekąca, a dziś żadnego szczególnego wysuszenia nie zaobserwowałam. Skóra była w normalnym stanie, bo na noc posmarowałam ją dobrze nawilżającym Hipoalergicznym balsamem do dłoni PAT&RUB.


Cudem udało mi się umówić na wizytę do dermatologa jeszcze na dzisiaj (najbliższe wolne terminy były za ponad 10 dni i to prywatnie!, ale przemiła pani rejestratorka wcisnęła mnie gdzieś pomiędzy innych pacjentów).
Pojechałam i drżącym głosem opowiedziałam pani dermatolog całą historię leczenia liszajca i moich problemów z suchą skórą dłoni w zimie.


Trafiłam do nowej pani dermatolog, ponieważ ta, która leczyła mnie rok temu, prawdopodobnie już nie przyjmuje.
Dermatolog uspokoiła mnie, że na pewno nie jest to liszajec, a "jedynie" egzema... Powiedziała, że mam po prostu skórę skłonną do alergii i podrażnień i że pewnie podrażnił mnie jakiś detergent.
Wtedy mnie oświeciło! Od dłuższego czasu do mycia rąk używałam mydła w płynie Dove i nie miałam żadnych problemów. Dwa-trzy dni temu przerzuciłam się jednak na mydło kupione przez moich rodziców - jakiś tani "noname", rzadki jak woda i ledwo pieniący się. To pewnie to coś tak mnie załatwiło...
Pani dermatolog zleciła mi Oxycort w sprayu 2-3 razy dziennie, a kiedy pęcherze zaschną, radziła nawilżać dłonie czymś delikatnym a intensywnym, jak na przykład Cetaphil.



Co do liszajca - dermatolog stwierdziła, że już go nie ma. Uspokoiła mnie, że nie mogę nikogo tą bakterią zarazić, że jestem niegroźna dla otoczenia (o co się bardzo się martwiłam).
Poruszyła także problem mojego trądziku. Po wysłuchaniu mojej tasiemcowej historii leczenia, obejrzeniu wyników badań hormonalnych i oględzinach stanu mojej cery orzekła, że szaleństwem byłoby przepisywanie mi retinoidów doustnych, ponieważ u mnie trądzik nie jest aż tak bardzo zaogniony. Nie ma też sensu dowalać mi leków typu Diane. Zapisała mi dwa specyfiki - Zineryt na twarz oraz Izotrex Gel na plecy i dekolt. Mam przyjść do kontroli w drugiej połowie sierpnia. Jeśli Zineryt i Izotrex nie pomogą, dostanę antybiotyk doustny na 4 miesiące (niestety nazwa tego antybiotyku wyleciała mi z głowy).

Eh, zobaczymy, co z tego wszystkiego będzie...

Na pocieszenie w tym kiepskim dniu, przybyła do mnie paczka od Sigma Beauty, a w niej... cudowności!


Po kolei:

Odręcznie napisany liścik <3

Pędzel Sigma F70 do korektora - cudowny!

Baza pod cienie (a właściwie cień do powiek w kremie) w kolorze Unveil czyli pięknie lśniące, metaliczne (nie brokatowe) złoto o lekko karmelowym zabarwieniu.

I mój hit, który totalnie skradł mi serce- mini-lusterko Cleopatra <3

Na koniec, jeśli już jesteśmy w temacie pędzli od Sigma, pokażę Wam fajny schemat, który pomoże w rozwiązaniu dylematu, jaki pędzel do podkładu dobrać:

Źródło

Pozdrawiam! :*


Podone posty:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...