Ten kosmetyk zna (przynajmniej ze słyszenia/czytania) chyba każda włosomaniaczka. Zdecydowana większość osób zachwala jego działanie. Są jednak wyjątki, u których się nie sprawdził.
Mowa oczywiście o Masce do włosów Crema al Latte Krem z proteinami mlecznymi Kallos.
Jesteście ciekawi, jak przyjęły ją moje włosy?


Opakowanie: gigantyczny, litrowy plastikowy słoik z zakrętką. Opakowanie jest niestety bardzo nieporęczne- łatwo wyślizguje się z dłoni zwłaszcza na początku stosowania, kiedy jest pełne i bardzo ciężkie. Musimy też grzebać łapami w masce, a wiadomo, że bezpieczniej i bardziej higienicznie byłoby np. w przypadku tubki czy opakowania z pompką.
Słoik zawiera aż 1000ml maski- taka ilość sprawia, że samemu ciężko zużyć kosmetyk, zanim się popsuje. Dlatego polecam kupować ją "do podziału" z rodzinką, współlokatorami czy innymi włosomaniaczkami ;)


Użytkowanie:
+ zapach: pierwsze, co rzuca się w oczy (a raczej w nos) po odkręceniu zakrętki. Intensywny, słodki, ale nie mdły, waniliowo-mleczny zapach. Długo utrzymuje się na włosach, rozchodzi się po całej łazience podczas aplikacji.
+ konsystencja: gęsta, typowa dla masek do włosów.
+ rozprowadzanie na włosach: bezproblemowe. Maska jest "śliska", ale nie w tym sylikonowym znaczeniu. Dzięki temu dobrze rozprowadza się na włosach.
+ wydajność: rewelacyjna- zwłaszcza przy litrowej pojemności :P Tak serio- maska nakładana tylko na długość włosów, nie na skalp, wystarcza naprawdę na bardzo długo.
+ spłukiwanie: bez większych problemów, spłukuje się tak jak inne maski czy odżywki, nie pozostawiając na włosach tłustego filmu
+ nawet po kilku miesiącach od otwarcia opakowania i stosowania maski (czyt. maczania w niej mokrych łap), kosmetyk nie zepsuł się- nie zmienił zapachu, koloru, konsystencji ani właściwości

Efekty:
+ nawilża włosy
+ wygładza
+ sprawia, że włosy są bardziej lśniące
+ zmiękcza (włosy są cudownie miękkie w dotyku)
+ ułatwia rozczesywanie
+ dzięki powyższym właściwościom- zapobiega mechanicznym uszkodzeniom włosa
+ nie obciąża włosów
+ nie wzmaga przetłuszczania się
+ może być stosowany zarówno jako "szybka odżywka" (nałóż, odczekaj minutę i spłucz) oraz jako maska (nałóż na włosy i skalp, owiń workiem foliowym, ręcznikiem i siedź jak Beduin przez godzinę lub dwie, potem spłucz).

Skład: Nie za długi, jednak dość skomplikowany. Dużo w nim składników o długich, skomplikowanych nazwach. Jedyny pozytyw- proteiny mleczne, niestety w składzie na dość odległym miejscu. Nie ma parabenów ani silikonów- za co wielki plus.

INCI: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Dipalmytoylethyl Hydroxyethymonium, Methosulfate, Parfum, Benzyl Alcohol, Citric Acid, PEG-5 Cocomonium Methosulfate, Methylchloroisothiazolinone, Sodium Glutamate, Hydrolized Milk Protein, Hydroxypropyltrimonium Hydrolyzed Casein, Methylisothiazolinone, Sodium Cocoyl Glutamate, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride


Dostępność: sklepy internetowe, Allegro, niektóre drogerie (ja kupiłam w drogerii Firlit w Krakowie)
Cena: ok. 16 zł za 1000 ml

Ocena: 5/6 (Odkąd poznałam tą maskę, nie wyobrażam sobie, by mogło zabraknąć jej w mojej łazience. Uwielbiam efekt, jaki daje moim włosom po aplikacji. Bardzo lubię też zapach. Nieco obniżam punkty za taki-sobie skład oraz za nieporęczne opakowanie, w którym trzeba grzeeeebać paluchami. Plus za niską cenę i dużą wydajność).





Znacie krem z proteinami mlecznymi Kallos? A może zdążyłyście już dotrzeć do innych wariantów masek Kallos?


O ile w zimie moja skóra wypija tony maseł i gęstych balsamów, o tyle w lecie stawiam na lekkie, szybko wchłaniające się mleczka i lotiony. W poprzednich latach najczęściej wybierałam Tonizujące mleczko do ciała z serii Intensywna Pielęgnacja Ujędrniająca Skórę od Garnier. Tym razem w letnie poranki po prysznicu towarzyszy mi Soraya SPA Antycellulitowe mleczko do ciała.
Jak się sprawdziło?


Opakowanie: zwykła plastikowa butelka- niestety nieprzezroczysta. Ma estetyczną, przyciągającą wzrok etykietkę zawierającą wszystkie potrzebne informacje. Dozownik tradycyjny. Ogólnie- opakowanie się sprawdza, balsam łatwo z niego wypływa.


Użytkowanie:
+ konsystencja - lekka, dość rzadka. Łatwo się rozprowadza, szybko wchłania
+/- zapach - dość przyjemny, choć typowo perfumowany. Po dłuższym czasie stosowania zaczyna się nudzić
+ brak podrażnień - przynajmniej w moim przypadku
+ bardzo wydajny

Efekty:
- nawilżanie - bardzo lekkie, aż za bardzo... mleczko nie nawilża głębszych warstw skóry, tak więc możemy zapomnieć o stosowaniu go na bardziej przesuszone miejsca.
- po aplikacji - mleczko pozostawia nietłusty, ale lepki film na skórze. Co prawda nie przeszkadza to w założeniu ubrań, jednak skóra jest jakaś taka... niefajna w dotyku.
- ujędrnianie - zerowe. W ogóle nie zauważyłam takiego efektu w miejscach, które smarowałam tym mleczkiem. A musicie wiedzieć, że używam go już naprawdę długo.
- działanie antycellulitowe - zerowe. Nie mam zaawansowanego cellulitu, jednak ten balsam nie poradził sobie nawet z mini-mini pomarańczową skórką.


Dostępność: drogerie małe i duże
Cena: ok. 17 - 20 zł za 400ml

Skład: parafina na samym początku składu, co już wywołuje moje niezadowolenie. Do tego parabeny. Dla przyzwoitości dodano kilka roślinnych ekstraktów oraz kofeinę. Nie jest tragicznie, ale nie ma powodów do pochwał.

INCI: Aqua, Paraffinum Liquidum, Glycerin, Ceteareth-12, Urea, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Caffeine, Butylene Glycol, Magnolia Biondii Bud/ Flower Extract, Magnolia Biondii Bark Extract, Hydrolyzed Algin, Chlorella Vulgaris, Maris Aqua, Tetrahydroxypropyl Ethylenediamine, Carbomer, DMDM Hydantoin, Methylparaben, Propylparaben, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Amyl Cinnamal, Citral, Citronellol, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalol


Ocena: 2+/6 (Jeśli miałabym określić go jednym słowem, powiedziałabym- słaby. Nie tragiczny, ale słaby właśnie. Pachnie nienajgorzej, wydajny, dobrze się rozprowadza, opakowanie ujdzie. Niestety kiepskie nawilżanie i paskudny lepki film na skórze oraz zero ujędrnienia czy walki z cellulitem- to cechy, które w moich oczach dyskwalifikują go jako towarzysza na kolejne lato.)








Czym Wasza letnia pielęgnacja różni się od zimowej? Cały rok stosujecie takie same kosmetyki do pielęgnacji ciała czy też zmieniacie mazidła zależnie od pory roku?
Czekam na Wasze komentarze :)


O tych dwóch żelach do higieny intymnej miałam zamiar napisać Wam już dawno, dawno temu. Przygotowałam już sobie nawet ich recenzje, jednak wciąż coś mnie powstrzymywało przed kliknięciem "publikuj posta". Teraz postanowiłam połączyć dwie notki w jedną i stworzyć recenzję porównawczą. Będzie to nawet cała seria takich recenzji.

Żelu do higieny intymnej używam codziennnie. Nie mam wobec tego kosmetyku wielkich wymagań- ma dobrze oczyszczać, ale nie podrażniać. Wybierając taki żel zwracam baczną uwagę na skład- szukam tych specyfików, które nie mają SLS czy SLES, a zawierają kwas mlekowy.

Jak spisały się u mnie kolagenowy żel BingoSpa i kupiona w Biedronce za grosze Intimea?

Zaczniemy od Żelu do higieny intymnej Collagen Pure BingoSpa.


+ Opakowanie: bardzo wygodne- plastikowa przezroczysta butelka z pompką (mały minus za papierową etykietę, która namaka i nieestetycznie obdziera się z butelki)
+/- Zapach: przyjemny, mydlany, taki sam jak cała kolagenowa seria BingoSpa; niestety moim zdaniem zbyt intensywny- w higienie intymnej wolę mniejszą ilość substancji zapachowych
+ Konsystencja: dość gęsta, kremowo-żelowa => wydajny
+ Pieni się bardzo intensywnie
+ Oczyszczanie: całkiem ok. Co prawda nie jest to efekt "morskiej bryzy w majtkach" (jak pisała pewna blogerka, niestety przez sklerozę nie pamiętam już, kto dokładnie), jednak można poczuć się świeżo.
+ Nie podrażnia, nie uczula, nie  powoduje swędzenia
+/- Skład: niestety żel zawiera niefajne detergenty. Ma jednak na pocieszenie całe mnóstwo naturalnych ekstraktów w składzie, kolagen oraz wielbiony przeze mnie kwas mlekowy.

INCI: Aqua, Sodium Laureth-2 Sulphate, Sodium Dodecylbenzenesulfonate, Cocamide DEA, Sodium Chloride, Styrene/Acrylates Copolymer, Soluble Collagen, Propylene Glycol, Aqua, Rosmarinus Officinalis Extract, Chamomilla Recutita Extract, Arnica Montana Extract, Lamium Album Extract, Salvia Officinalis Extract, Nasturtium Officinale Extract, Arctium Majus Extract, Citrus Medica Limonum Peel Extract, Hedera Helix Extract, Calendula Officinalis Extract, Tropaeolum Majus Extract, Lactic Acid, Propylene Glycol (and) Chamomille Extract, DMDM-Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiasolinone, Hexyl Cinnamic Aldehyde, Parfum


Cena: 8zł za 300ml
Dostępność: sklep internetowy BingoSpa (TUTAJ), wybrane sklepy stacjonarne

Ocena: 5-/6 (Byłam bardzo zadowolona z tego żelu i pewnie stosowałabym go nadal, gdyby nie fakt, że odkryłam coś jeszcze lepszego ;) Kolagenowy żel dostaje mały minus za detergenty w składzie i słabą stacjonarną dostępność).







Biedronkowy żel do higieny intymnej kupuje czasem moja mama, kiedy ja zapomnę o tym kosmetyku. Jak się spisuje Emulsja do higieny intymnej o właściwościach ochronnych Intimea?


- Opakowanie: jest w miarę wygodne, choć ja osobiście preferuję opakowania z pompką. Niestety jest nieprzezroczyste, więc nie widać, ile kosmetyku w nim jest.
+ Zapach: przyjemny, delikatny
- Konsystencja: kremowo-żelowa, niezbyt gęsta, kolor biały- ma tendencję do spływania z dłoni
- Pieni się bardzo słabo- wytwarza raczej emulsję niż pianę. Aby porządnie się umyć, wylewam go na dłoń bardzo dużo, przez co jest potwornie niewydajny.
- Oczyszczanie: kiedy stosuję ten żel, mam wrażenie, jakbym wykonywała syzyfową pracę- myję się, a bez przerwy czuję się jakaś taka... niedomyta. Jakby ten żel w ogóle nie oczyszczał
+ Podrażnienia: u mnie nie wywołał podrażnień ani swędzenia
+/- Skład: detergentów ci u nas dostatek. Na pocieszenie mamy wyciąg z nagietka, kwas mlekowy i alantoinę. Substancja zapachowa przed ekstraktami, o wiele wyżej niż w żelu BingoSpa.

INCI: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Laureth Sulfate (and) Cocamidopropyl Betaine (and) Coco-Glucoside, Cocamide DEA, Parfum, Sodium Styrene/Acrylates Copolymer, Butylene Glycol, Chamomilla Recutita Extract, Lactic Acid, Allantoin, Disodium EDTA


Cena: ok. 3zł za 300ml
Dostępność: sieć sklepów Biedronka

Ocena: 2/6 (Niestety ten żel zupełnie nie przypadł mi do gustu. Plus jedynie za niską cenę, dobrą dostępność i zbawienny kwas mlekowy w składzie :P).









Jak widać- tą bitwę bezkonkurencyjnie wygrywa BingoSpa.
Dodam jeszcze, że  ten żel kupiłam sobie sama, nie otrzymałam go w ramach współpracy.

Czy Wy stosujecie specjalne kosmetyki do higieny intymnej czy też używacie zwykłego żelu pod prysznic? Może macie jakieś ulubione specyfiki do higieny intymnej?

Pozdrawiam! :*
Co kryje się pod skrótem UTR? Kim jest agent do zadań specjalnych?
UTR to skrót od ukraiński tonik rumiankowy :P
Jakie zadania wchodzą w skład jego kompetencji? Przekonacie się, czytając recenzję Kremowego toniku do twarzy do cery wrażliwej Dr. Sante Camomile allergy STOP! (cóż za nazwa).


Tonik kupiłam oczywiście w sklepie internetowym Kalina w promocyjnej cenie (to właśnie promocyjna cena skusiła mnie na jego zakup).
Tonik ma za zadanie delikatnie oczyszczać, odświeżać, łagodzić wszelkie podrażnienia. Przywraca skórze odpowiednią barierę i wyrównuje utratę lipidów. Działa antyseptycznie, tonizująco i nawilżająco. Równocześnie nie zapycha i nie wzmaga przetłuszczania się cery.
Tak przynajmniej obiecuje producent. Jak jest naprawdę?

Opakowanie: półprzezroczysta plastikowa butelka. Estetyczna, z ładną grafiką. Poręczna, choć nie posiada żadnego konkretnego aplikatora.


Użytkowanie: tonik ma konsystencję lejącą, jednak kremową. Jest białego koloru- przypomina trochę gęste mleko. Dobrze rozprowadza się na twarzy (ja robiłam to przy pomocy wacika kosmetycznego).
Pachnie delikatnie, takim... kremem. Moja mama wyczuwa w tym zapach świeżego rumianku- ja niestety chyba mam zbyt niewrażliwy nos, by poczuć tam rumianek. W każdym razie zapach jest przyjemny.
Tonik jest bardzo wydajny- wystarczy nalać na wacik kroplę wielkości złotówki, by przemyć całą twarz, szyję i dekolt.

Efekty: Po zastosowaniu toniku można poczuć się jak po nałożeniu kremu- skóra zaczyna się rozluźniać, staje się nawilżona i gładka. Właścicielki cery mieszanej i tłustej właściwie po tym toniku mogłyby już zupełnie odpuścić sobie krem. Ja jednak za każdym razem nakładałam jakieś mazidło.
Przy dłuższym stosowaniu tonik nie podrażnia,  nie wysusza skóry (nie zawiera w składzie alkoholu). Przyjemnie koi i nawilża skórę. Co ważne- nie zapycha, pomimo kremowej konsystencji. Nie wzmaga też przetłuszczania się skóry.
Co prawda nie można liczyć na działanie tak silnie kojące jak wykazuje np. d-panthenol. Ten tonik nie likwiduje podrażnień, a jedynie zapobiega przesuszaniu cery. Efekt nawilżenia jest jednak dość powierzchowny- utrzymuje się jedynie do kolejnego mycia twarzy. Tonik nie nawilża głębszych warstw skóry, nie odżywia jej.
Ma działanie antyseptyczne, jednak nie wpływał w żaden sposób na zmniejszenie się moich zmian trądzikowych.

Skład: niezbyt zachęcający- mamy dużo chemii, parabeny bardzo wysoko w składzie. Roślinnych ekstraktów niewiele, w dodatku są na samym końcu składu, nawet za substancjami zapachowymi.

INCI: Aqua, Ethylhexyl Cocoate, Glyceryl Stearate Citrate, Allantoin, Phenoxyethanol, Polymethacrylate, Hydrogenated Polydecane, Trideceth-6, Panthenol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Cyclopenthasiloxane, C30-45 Alkyl Cetearyl Dimethicone Crosspolymer, Butylene Glycol, Glycosphingolipids, Mannan, Parfum, Bisabolol, Zingiber Officinale Root Extract, Glycine Soya (Soybean) Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract


Cena: 8,50 zł za 200ml (obecnie w promocji- 7,65 zł)
Dostępność: sklep internetowy Kalina

Ocena: 4-/6 (Polubiłam go, pomimo beznadziejnego składu. Co prawda nawilżał tylko wierzchnie warstwy skóry, jednak nie wymagam od niego zbyt wiele- w końcu to tylko tonik, a nie bogaty krem na noc. Dobrze sprawdzał się pod makijaż, nie szkodził mojej cerze. Poza tym jest niedrogi. Mimo to nie sądzę, bym kiedyś do niego wróciła).







Macie swoje ulubione toniki?
Ja aktualnie testuję Bandi do cery wrażliwej i mam mieszane uczucia. Chyba wrócę do mojej ulubionej wody różanej.



Specjalnie skomplikowałam tytuł posta, coby nie było takie oczywiste, czego będzie dotyczyć dzisiejsza notka (tak wiem, złośliwa jestem).
Choć "nano-argentum" brzmi groźnie, wprost jak coś zagrażającemu naszemu życiu (przynajmniej mi w pierwszej chwili z czymś takim się skojarzyło :P), jednak w rzeczywistości sprawa jest prosta i bynajmniej niegroźna ;)
Argentum to po prostu łacińska nazwa srebra! Tak więc dzisiejsza notka będzie dotyczyć mydeł z nanosrebrem. Pod lupę wzięłam mydło w kostce oraz mydło w płynie z firmy Nanomedical.
Dostałam je już jakiś czas temu od mojej kochanej cioci, która wie, że walczę z problemami trądziku i zakażenia skóry bakteriami gronkowca i paciorkowca.

Tak cały zestaw prezentował się zaraz po tym, jak go dostałam.

Mydła z nanosrebrem wykorzystują najnowsze zdobycze nanotechnologii oraz znane od wieków bakteriobójcze właściwości srebra. Polecane są dla osób borykających się z problemami skórnymi oraz do mycia skóry wokół stomii. Producent zaleca również stosowanie mydeł zapobiegawczo.

Zacznę może od opisania mydła w płynie Nanomedical.


+ Opakowanie: wygodna przezroczysta plastikowa butelka z pompką
+ Zapach: przyjemny, delikatny, mydlany, nie utrzymuje się na skórze
+/- Konsystencja: gęsta (= dość wydajny), nieco "glutowata", kolor żółty
- Pienienie się: mydło w kontakcie z wodą nie tworzy piany, a jedynie emulsję
- Oczyszczanie: porównywalne do zwykłych drogeryjnych mydeł. O wiele lepiej w tej kwestii radzi sobie wersja kostkowa.
+  Nawilżanie: mydło pozostawia skórę niewysuszoną, nie podrażnia i nie przesusza nawet przy dłuższym stosowaniu
+ Przy problemach skórnych: oczywiście nie ma się co łudzić, że jedno mydło zupełnie rozprawi się z trądzikiem czy zakażeniem bakteryjnym, na które antybiotyk nie pomaga. Jest jednak dobrym uzupełnieniem kuracji- nie podrażnia delikatnej skóry, delikatnie oczyszcza nawet podrażnioną i pokrytą ranami skórę. Czy zapobiega zakażeniom? Tego sprawdzić nie potrafię, jednak podejrzewam, że cudów nie uczyni.


Skład (mydło w płynie): Nanosrebro niestety na szarym końcu... Oj, coś mi się wydaje, że tutaj większe właściwości bakteriobójcze ma już kwas borowy (Boric Acid), gdyż znajduje się w składzie wyżej niż nanosrebro.

INCI: Sodium Tallowate, Sodium Cocoate, Aqua, Glycerin, Sodium Chloride, Sodium Hydroxide, Tetrasodium Etidronate, Aqua Mineralis Therapeutica, Boric Acid, Isopropyl Alcohol, Propyl Alcohol, Alcohol, Nano Silver




Mydło w kostce:


+ Opakowanie: kartonik, bez żadnych udziwień, estetyczny
+ Kostka jest nieduża, wygodnie trzyma się ją w dłoni, ma jasnobeżowy kolor
+ Konsystencja: nie ma tendencji do rozmakania się
+ Pienienie się: mydło w kontakcie z wodą wytwarza niezbyt obfitą, ale jak dla mnie wystarczającą pianę
+ Oczyszczanie: dość silne, porównywalne z Alepią i C-Soap
- Nawilżenie: może nieco przesuszać cerę
+ Wydajne, nie topi się zbyt szybko
+/- Zapach: początkowo pachnie jak zwykłe szare mydło, z czasem zupełnie traci zapach
+ Przy problemach skórnych: radzi sobie tak samo jak mydło w płynie



Skład (kostka): Wielka szkoda, że nanosrebro znajduje się na samym końcu- zapewne w ilościach śladowych.

INCI: Sodium Tallowate, Sodium Cocoate, Aqua, Glycerin, Sodium Chloride, Sodium Hydroxide, Tetrasodium Etidronate, Aqua Mineralis Therapeutica, Boric Acid, Isopropyl Alcohol, Propyl Alcohol, Alcohol, Nano Silver


Dostępność mydeł: "dobre sklepy medyczne" - jak pisze producent. Ja osobiście jeszcze nigdy nie widziałam mydeł Nanomedical na sklepowej półce. Można za to znaleźć je w medycznych sklepach internetowych

Cena: 16 zł za 500ml mydła w płynie; 9 zł za 100g mydła w kostce

Ocena: 3+/6 (Mydło oczyszcza, nie podrażnia- ogólnie mówiąc spełnia swoje zadanie. Nie ma jednak jakiegoś wybitnie pozytywnego wpływu na moją skórę. Być może wynika to z faktu, że najważniejszy jego składni- nanosrebro- znajduje się na samym końcu składów... Zapewne ma to związek z ceną- mniej nanosrebra= niższa, przystępna cena. Ja jednak wolałabym dopłacić, a mieć pewność, że nanosrebra jest w kosmetyku na tyle dużo, że mogę liczyć na skuteczną ochronę przed bakteriami.)



Wykończyłam już 500ml mydła w płynie i jedną kostkę- drugą męczę cały czas i już powoli widać światełko w nano-mydlanym tunelu.

Aktualnie coraz bardziej popularne są kosmetyki, w których wykorzystuje się nanotechnologię. Sama miałam przyjemność nie tylko stosować mydła z nanosrebrem, ale również być na wykładzie na temat nanowody, zorganizowanym przez firmę Nantes.

Czy Wy słyszeliście coś na temat nanocząstek w kosmetykach? Może same stosujecie preparaty z nanowodą, nanosrebrem lub innymi nanodziwadłami? ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...