Witajcie Kochani!

O tym, że dziś Halloween, nikomu chyba przypominać nie trzeba.
Dla mnie nie jest to jakieś wybitnie ważne święto - ot, po prostu jeden z ciekawych okresów w roku, podczas którego niektóre sklepy i restauracje udekorowane są dyniami, na blogach i vlogach pojawiają się nieziemskie makijaże imitujące poranioną skórę lub wygląd żywego trupa, a wielbicielki manicure prześcigają się w wymyślaniu strasznych zdobień.

Przyznaję, że ja nie obchodzę Halloween, ale lubię atmosferę towarzyszącą temu świętu. Lubię dyniowe dekoracje i straszliwe makijaże. Jeśli kiedyś będę mieć dziecko (co raczej mało prawdopodobne :P) z przyjemnością będę pomagać mu w wyborze strasznego kostiumu na halloweenowy bal przedszkolaków :P


Tymczasem, żeby wczuć się w atmosferę jesieni, naszło mnie ostatnio na pomarańczowe paznokcie. Od kilkunastu dni na moich pazurkach gości wyłącznie intensywnie pomarańczowy Mollon PRO o numerze 99. Idealnie wkomponowuje się w tło złotych jesiennych liści i jasnoniebieskiego jesiennego nieba. Aby dodać mu nieco bardziej strasznego charakteru na Halloween, postanowiłam tą paznokciową namiastkę dyni przełamać mocno kontrastującym kolorem, a nawet inną fakturą - wybrałam polecany przez Atqę Wibo WOW Glamour Sand nr 4.
Wyszedł z tego moim zdaniem całkiem udany halloweenowy manicure - prosty jak konstrukcja cepa, idealny dla leniwców i manicurowych anty-talentów jak ja (dla mnie nawet głupi french jest za trudny xD).


Nie będę się tutaj zagłębiać w opisywanie właściwości tych lakierów. Mollona stosuję już co prawda dość długo, ale zawsze pokrywam go top coatem, więc o jego trwałości niewiele mogę powiedzieć. Zdradzę Wam jedynie tyle, że ma pół-żelową konsystencję, nie jest w pełni kryjący - pomimo 2 warstw końcówki paznokci nadal są widoczne. Daje ładny blask, wysycha przyzwoicie, dobrze się aplikuje pomimo dość cienkiego pędzelka. Możecie go kupić np. na targach, bo to produkt z serii profesjonalnej (na ostatnich krakowskich targach LNE widziałam stoisko Mollona z tymi właśnie lakierami).


Lakier Wibo kupiłam wczoraj. Po tym, jak zobaczyłam go u Atqi, musiałam go mieć. Zjeździłam pół krakowskich Rossmanów w poszukiwaniu nr 4. W większości Rossmanów trzy pozostałe kolory stały nietknięte, a nr 4 wymieciony jak po tajfunie. Teraz się temu nie dziwię, bo widzę, że jest naprawdę piękny. Za cenę niecałych 7zł naprawdę warto go kupić.


Dajcie znać, co sądzicie o tych dwóch lakierach i czy podoba Wam się taki halloweenowy manicure dla leniwych? :)
Ciekawa jestem też, co sądzicie na temat tego święta? Świętujecie, malujecie się, przebieracie, czy może jednak dyniowo-straszydłowa gorączka w ogóle do Was nie przemawia?



Miłego Halloween :)


Chyba każdy z nas ma gdzieś w świadomości obraz takiej kobiety: zjawiskowo piękna, otoczona aurą tajemniczości, skupiająca na sobie wszystkie spojrzenia. Wystarczy zobaczyć ją raz, wystarczy kilka sekund, by nie móc o niej zapomnieć. Dla mężczyzn jest obiektem westchnień, kobiety marzą, by być jak ona. Klasycznie elegancka, piękna i pewna siebie.

Mam nadzieję, że moim opisem udało mi się przywołać w Was wyobrażenie takiej kobiety. Zamknijcie oczy i wyobraźcie ją sobie dokładniej... Jaką ma fryzurę, makijaż? W co jest ubrana? Jak pachnie?


Kiedy ja próbuję wyobrazić sobie taką tajemniczą, zjawiskową kobietę, zawsze przychodzi mi na myśl elegantka w 'małej czarnej', z czerwoną szminką na ustach. Uroda nie jest ważna, bo kluczem do męskiego serca jest charyzma, pewność siebie, aura tajemniczości... i zapach. Zniewalający, urzekający zapach, który idealnie uzupełnia zmysłową układankę. Na przykład taki jak Non Ti Scordar Di Me od Dr. Taffi.


Kosmetyki marki Dr Taffi to dla mnie zupełna nowość. Jeszcze 2 miesiące temu wiedziałam o nich tylko tyle, że są naturalne i produkuje się je we Włoszech. Te dwa fakty zdeterminowały moje początkowe podejście, bo jak wiecie, kocham wszystko co naturalne i uwielbiam wszystko co włoskie.


Kiedy w paczce, którą otrzymałam w ramach współpracy z marką, znalazłam perfumowany balsam do ciała Non Ti Scordar Di Me, wpadłam w lekkie zdziwienie. Wszystkie kremy perfumowane, które miałam do tej pory, opierały się na schemacie: parafina, żeby było tłuste + ogromna ilość substancji zapachowych + ewentualnie jakieś silikony nadające gładkości skórze + często gęsto parabeny...
Gdzie tu miejsce dla naturalnych składników?!
Zdziwienie ustąpiło jednak miejsca zaciekawieniu i... przekorze, ponieważ pomyślałam sobie, że skoro marka podająca się za naturalną wysyła blogerce kosmetyk bazujący na parafinie, silikonach i parabenach, sama strzela sobie w kolano.
Wtedy rzuciłam okiem na skład i aż wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Przeczytałam go chyba z 10 razy i nigdzie nie znalazłam parafiny ani żadnych innych pochodnych oleju mineralnego, silikonów, parabenów. Kurcze, ten kosmetyk rzeczywiście jest naturalny! Nie dość, że pachnie, to jeszcze pielęgnuje. Pozytywny szok. Sami rzućcie okiem na skład:


.... a ja zajmę się opisem właściwości tego balsamu:
Jest to kosmetyk o dość rzadkiej, 'lotionowej' konsystencji. Dzięki temu szybko się rozprowadza i błyskawicznie wchłania, pozostawiając na skórze nietłustą warstewkę ochronną. Nie zapycha skóry, u mnie nie wywołał podrażnień. Nawilża bardzo przyzwoicie jak na kosmetyk o tak lekkiej konsystencji - nawilżenie skóry utrzymuje się cały dzień, nawet w tych partiach, które skłonne są do przesuszeń (u mnie np. łydki). Skóra jest po nim miękka i gładka, miła w dotyku


Ok, właściwości pielęgnacyjne są ważne i w tym przypadku zasługują na pochwałę. Jednak to, co wybija się w tym balsamie na pierwszy plan, do zdecydowanie jego zapach. Balsam nosi nazwę Non Ti Scordar Di Me, co w wolnym tłumaczeniu znaczy Nie zapomnij mnie... i idealnie pasuje do tego zapachu. Ten balsam po prostu pachnie tajemniczością, kobiecością, elegancją.


Trudno go jednoznacznie określić. Pytałam rodzinę i przyjaciół o to, by powiedzieli mi, z czym kojarzy im się ten zapach. Mój chłopak stwierdził, że jest bardzo niejednoznaczny, tajemniczy. Mama uznała, że jest ziołowo-waniliowo-kokosowy, natomiast ciocia określiła go jako... tabakowy.
Mi kojarzy się właśnie z taką piękną, tajemniczą kobietą, która pojawia się w życiu niektórych mężczyzn, trzymając w ręku klucz do wszystkich serc, a potem nagle znika bez śladu, pozostawiając niezatarte wspomnienie.


Używając bardziej przyziemnych określeń, powiedziałabym, że ten zapach ma w sobie ziołowe nuty, ale jest równocześnie słodki, waniliowo-kokosowy. Zaliczyłabym go zdecydowanie do ciepłych woni, ale co ważne, nie dusznych, nie migrenogennych ;) Jest bardzo elegancki, uniwersalny. Zwraca na siebie uwagę, otula noszącą go kobietę aurą tajemniczości.

Mówiąc już całkiem fachowo, w zapachu Non Ti Scordar Di Me znajdziemy następujące nuty zapachowe:
- pieprz i słodkie przyprawy
- jaśmin i hiacynt
- wetiweria i wanilia


Zapach jest bardzo trwały - na skórze utrzymuje się kilka godzin, na ubraniu... kilkadziesiąt (właściwie aż do prania jest wyczuwalny na tkaninach).
Jeśli ktoś chciałby go zintensyfikować, ma do dyspozycji piankę do kąpieli (43zł za 200ml) oraz wodę perfumowaną (115zł za 60ml) z tej samej serii. Sam balsam kupicie w cenie 71 zł za 200ml w sklepie internetowym (TUTAJ) lub stacjonarnie - w Galerii MM w Poznaniu. 



Czy polecam?
Powiem tak: zapach jest dla mnie idealny, przepiękny, wprost magiczny. Nie jestem jednak pewna, czy forma balsamu perfumowanego mnie przekonuje. Lubię, kiedy balsam ma mniej intensywny zapach, bo jednak nie potrafię zastąpić balsamem perfum w tradycyjnej formie. Dlatego balsam Non Ti Scordar Di Me zużyję z przyjemnością, a potem może skuszę się na zakup wody perfumowanej z tej samej serii.



Ciekawa jestem Waszej opinii na temat balsamów perfumowanych - lubicie tego typu kosmetyki czy jednak preferujecie klasyczne perfumy w szklanej buteleczce z atomizerem?




Marce Dr. Taffi dziękuję za przekazanie bosko pachnącego kosmetyku do testów ;)
Jednocześnie zaznaczam, że fakt otrzymania go za darmo nie wpłynął na moją opinię.


Moje hasło do rekomendacji: KEEPCALM

Witajcie Kochani!

Mam nadzieję, że ten przedłużony o godzinę weekend był dla Was przyjemny, relaksujący, motywujący... że miło go spędziliście :) A na dobry początek tygodnia mam dla Was małą niespodziankę...




Wielkimi krokami zbliża się listopad, a także zakończenie kampanii Dove. Odkryjmy w sobie piękno, w ramach której publikowałam posty z serii Piękny Początek Tygodnia.
Wyszukiwanie inspirujących tematów, cytatów i grafik było dla mnie ciekawym wyzwaniem - zawsze starałam się, by publikowane w ramach PPT teksty były dla Was motywujące, skłaniające do przemyśleń (bo takie właśnie były dla mnie). Mam ogromną nadzieję, że choć raz udało mi się wywołać na Waszych twarzach uśmiech, a być może i wpłynąć choć trochę na to, jak postrzegacie własne piękno.

Źródło: Dove

Ze swojej strony dziękuję, że byliście tutaj ze mną, że czytaliście i komentowaliście każdy wpis z cyklu Piękny Początek Tygodnia.
Bardzo chciałabym poznać Wasze zdanie na temat tej serii postów, dlatego proszę Was o wypełnienie poniższej ankiety. Spośród wszystkich osób biorących udział w tej ankiecie wylosuję jedną, do której poleci zestaw szampon + odżywka + serum z serii Dove Split Ends Rescue.
NIE MUSICIE BYĆ OBSERWATORAMI BLOGA! Wystarczy tylko odpowiedzieć na pytania i zostawić swój adres email, bym mogła się skontaktować ze zwycięzcą. Bardzo proszę o szczere odpowiedzi.
Wyniki ogłoszę dokładnie za tydzień.





Zapraszam do udziału, nagroda czeka:


Źródło: L'Occitane
Witajcie Kochani!

Dziś chciałabym opowiedzieć Wam o bardzo fajnej akcji, w której mam przyjemność uczestniczyć. Jakiś czas temu znana pewnie większości z Was firma L'Occitane zaprosiła mnie do projektu zwanego "Akademia Zmysłów L'Occitane". Jest to roczna akcja, w ramach której co miesiąc otrzymywać będę kosmetyczne boxy, których zawartość inspirowana będzie co miesiąc innym kosmetycznym składnikiem. L'Occitane bardzo u mnie zaplusowało tą inicjatywą - nie jest to typowa akcja "testuj-opisz". Nie mam obowiązku pisać nic na temat kosmetyków, które dostaję. Pomyślałam jednak, że może i Wy zechcecie wspólnie ze mną rozwijać swoje zmysły w Akademii Zmysłów L'Occitane :) Zapraszam w takim razie na pierwsze zajęcia teoretyczne. Dziś skupimy się na... maśle shea.





Nasiona masłosza
Źródło: L'Occitane
Masło shea pozyskuje się z nasion afrykańskiego drzewa z gatunku masłosz Parka. Ma właściwości silnie nawilżające. Zawiera korzystne dla skóry człowieka kwasy tłuszczowe i fitosterole.
Swego czasu stosowałam masło shea w czystej postaci, jednak nie miałam cierpliwości, by czekać, aż tłusta warstewka wchłonie się w skórę. Dzięki temu jednak wiem, że czyste masło shea ma postać białej pasty, która mięknie i topi się pod wpływem ciepła. Jego zapach jest praktycznie niewyczuwalny.






Źródło: L'Occitane
Marka L'Occitane bardzo mocno kojarzona jest właśnie z masłem shea. Nie wiem, czy wiecie, ale L'Occitane wykorzystuje w swoich kosmetykach wyłącznie masło shea pozyskane na zasadach zrównoważonego rozwoju - importują przetworzone masło shea z Burkina Faso, dbając o to, by produkowane było ono tradycyjną metodą z uwzględnieniem zasad ochrony środowiska, a pracujące przy tym kobiety otrzymywały uczciwe wynagrodzenie i miały zapewnioną opiekę socjalną. L'Occitane płaci 80% kwoty z góry, by sfinansować produkcję. Pomaga też kobietom z Burkina Faso zwiększyć wydajność i pozyskać nowych partnerów handlowych.
Brzmi jak bajka?
Jest to jednak fakt. Liczby mówią same za siebie - w 2012 roku L'Occitane kupiło 550 ton masła shea!
Dzięki tym działaniom na rzecz kobiet z Burkina Faso, L'Occitane zostało wyróżnione w ramach Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju.







Powiem Wam szczerze - kosmetyki L'Occitane są nie na moją kieszeń. Przekonuje mnie jednak filozofia firmy.
Pokażę Wam, co znalazło się w pierwszym boxie od L'Occitane. Wszystkie te kosmetyki już wypróbowałam, więc zdjęcia opatrzę moim krótkim komentarzem.

L'Occitane-box ;)


L'Occitane - Silnie nawilżający krem do ciała o zapachu Subtelnego Fiołka
Krem pochodzi z najnowszej limitowanej edycji Kwiaty Miłości Masło Shea. Poza kremem do ciała znajdziemy w niej również balsam do ust, krem do rąk oraz charytatywne mydło (100% zysków z jego sprzedaży przekazane zostanie na pomoc osobom z upośledzeniami wzroku). Mydełko ma zapach różany, natomiast pozostałe kosmetyki z linii Kwiaty Miłości występują w trzech zapachach - Subtelny Fiołek, Zmysłowy Jaśmin i Czuła Róża.

Cena takiej kremowej fiołkowej przyjemności to (niestety) 85zł za 100ml.

Masło shea na drugim miejscu w składzie - to lubię! :)

Jak pachnie Subtelny Fiołek?
Jest na tyle subtelny, że ukrył się za aromatem... malin. Moim zdaniem ten krem pachnie zupełnie jak słodka, domowa konfitura malinowa. Najbliżsi zgadzają się z moimi spostrzeżeniami :P Mimo to zapach baaaardzo mi się spodobał. Utrzymywał się na skórze godzinę, na ubraniu kilka godzin. 

Jak widzicie na zdjęciu, krem do ciała ma naprawdę gęstą konsystencję (nie maślaną, ale właśnie taką jak bardzo gęsty krem). Mimo to nie ma problemów z jego aplikacją - dobrze się rozprowadza i szybko wchłania, pozostawiając skórę aksamitną i nawilżoną na cały dzień. Nie jest to może efekt wow, ale ja byłam zadowolona z jego działania.

L'Occitane - Krem do rąk Masło Shea
W boxie poświęconym temu składnikowi nie mogło zabraknąć kultowego produktu marki L'Occitane. To chyba jeden z najlepiej rozpoznawalnych kremów do rąk na świecie xD


Krem ma pozornie toporną konsystencję, jednak świetnie się rozprowadza i bardzo szybko wchłania. Pozostawia dłonie nawilżone, ale nie lepkie. Przynosi szybkie ukojenie spierzchniętej skórze. Pachnie właśnie tak, jak wyobrażam sobie zapach klasycznego kosmetyku pielęgnacyjnego - kremowo, z perfumowaną nutką. Wbrew pozorom jest bardzo wydajny - wystarczy odrobina, by nawilżyć całe dłonie. Dla mnie to jeden z ulubieńców. Niestety jest drogi - za 30ml zapłacimy 29,90zł, natomiast za 150ml - 90zł.

Trzy próbki - serum (silnie nawilżające, kremowe), krem do ciała Masło Shea (bardzo gęsty, działający jak opatrunek na suchą skórę) oraz krem do twarzy (również gęsty i treściwy, dla mnie niestety trochę za ciężki).


Jestem bardzo ciekawa, co sądzicie o akcji "Akademia Zmysłów L'Occitane"?
Ja jestem zachwycona i bardzo dumna, że mogę brać w niej udział. Poznawanie nowych zapachów, konsystencji, dotyk miękkiej skóry po aplikacji tak silnie nawilżających kosmetyków... to jest to! :)

Miłego weekendu, Kochani! :)

Witajcie,
dziś mam dla Was recenzję kosmetyku, który na okres jesienno-zimowy (choć nie tylko) powinien zagościć w każdej kosmetyczce. Jest to serum niezawodnie radzące sobie z suchymi skórkami. Zainteresowani?
W takim razie poczytajcie o Dermedic HydraIn3 Hyaluro Serum nawadniające twarz, szyję i dekolt.
Jakiś czas temu dostałam go od marki Dermedic do wypróbowania, potrzebowałam jednak sporo czasu, by wyrobić sobie o nim opinię.


Opakowanie: serum zamknięte jest w eleganckiej, szklanej buteleczce. Szklany zakraplacz z gumową pompką umożliwia higieniczne i bezproblemowe dozowanie nawet niewielkich ilości serum na skórę.


Właściwości:
+ Konsystencja - serum ma konsystencję rzadkiego mleczka; płynna konsystencja nie wpływa negatywnie na komfort aplikacji, ponieważ serum aplikuje się dosłownie po kropelce, dlatego tak mała ilość nie spływa z twarzy.
+ Wchłanianie - kosmetyk wchłania się błyskawicznie, pozostawiając skórę gładką, ale nie tłustą. Za efekt natychmiastowego wygładzenia odpowiedzialne są chyba zawarte w składzie dwa silikony.
+ Zapach - subtelny, przyjemny, kremowo-ogórkowy, nie utrzymuje się na skórze
+ Wydajność - zdecydowanie na plus. Ja stosuję go 2-3 razy w tygodniu i po kilku miesiącach nadal nam ponad połowę buteleczki.


Efekty stosowania:
To serum to cudotwórca w płynie. Zanim go odkryłam, moja cera nigdy nie była tak nawilżona, nie wiedziałam nawet, że nawilżenie cery może osiągnąć taki poziom. Stosuję go 2-3 razy w tygodniu pod krem na noc, najczęściej po delikatnym peelingu. Na drugi dzień rano budzę się z cerą idealnie miękką, sprężystą, wypoczętą. Serum daje efekt odświeżenia cery, poprawia jej koloryt, wygładza delikatne zmarszczki mimiczne i ujędrnia. Jeśli wieczorem po demakijażu zauważam na swojej twarzy przesuszone miejsca, mogę mieć pewność, że po aplikacji tego serum do rana wszystkie suche skórki znikną.
Dlaczego nie stosuję go codziennie, jak zaleca producent? Bo uważam, że co za dużo, to niezdrowo. Mojej cerze w zupełności wystarczają 2-3 aplikacje w tygodniu, jednak podejrzewam, że posiadaczki cery suchej będą musiały aplikować go częściej.
Jak sprawdza się pod makijaż? Ja aplikuję go tylko na noc - dla mnie na dzień byłby za ciężki, moja cera szybko się przetłuszcza. Jeśli jednak macie cerę normalną lub suchą, z powodzeniem możecie stosować go pod krem na dzień lub nawet zamiast kremu.



Skład: już na drugim miejscu w składzie mamy kwas hialuronowy, stąd tak silne właściwości nawilżające serum. Poza tym również wysoko w składzie trójglicerydy, gliceryna, olej ze słodkich migdałów oraz skwalan. Do tego dwa silikony- lotny cyclopenthasiloxane oraz rozpuszczalny w wodzie dimethicone. Na końcu składu znajdziemy śladowe ilości isoparafiny (na szczęście kosmetyk stosowany 2-3 razy w tygodniu nie wywołał u mnie zapchania cery). Plus za brak parabenów - w końcu to kosmetyk apteczny.

INCI: Aqua, Sodium Hyaluronate, Hydrogenated Polydecene, Caprylic / Capric Triglyceride, Glycerin, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Squalane, Cyclopentasiloxane (and) C30-40 Alkyl Ceteareth Dimethicone / Crosspolymer, PEG-20 Methyl Glucose Sesquistearate, Glyceryl Polymethacrylate (and) Glycoprotein (and) Yeast Extract (Faex Extract) (and) Aleuritic Acid, Tocopheryl Acetate, Polyacrylamide (and) C 13-14 Isoparaffin (and) Laureth-7, DMDM Hydantoin (and) Methylchloroisothiazolinone (and) Methylisothiazolinone, Parfum


Cena: ok. 40zł za 30ml
Dostępność: apteki


Ocena: 6/6 (Nie dziwię się, że Nawadniające serum Dermedic zbiera same pozytywne opinie - ja również go uwielbiam. Jest moim SOS na przesuszoną, zmęczoną skórę. Pomaga, kiedy po ciężkim dniu nie mam siły ani czasu na maseczkę, a chcę, by następnego dnia moja cera prezentowała się dobrze. Polecam go zwłaszcza na zimę, ale nie tylko posiadaczkom cery suchej (jak sugeruje na opakowaniu producent) - cera normalna, mieszana czy tłusta także wymaga nawilżenia, a do tego celu takie serum, z porządnym hialuronowym kopem, będzie idealne.)




Znacie markę Dermedic?
Na polskim rynku pojawili się stosunkowo niedawno, ale szturmem zdobywają uznanie. Dla mnie to już drugi sprawdzony kosmetyk tej marki. Polecam Wam również Kojący krem nawilżający z serii Dermedic Emolient Linum (kliknijcie w nazwę kremu, a przeniesie Was do recenzji).


Dziękuję marce Dermedic za przekazanie kosmetyku do testów.
Jednocześnie zaznaczam, że fakt otrzymania kosmetyku za darmo nie wpłynął na moją ocenę.



Witajcie Kochani!

Wczoraj przybył do mnie październikowy ShinyBox. Byłam strasznie ciekawa tej edycji, ponieważ chyba pierwszy raz pudełko wyprzedało się tak szybko. Kusiło mnie, by zajrzeć do środka i przekonać się, co wpłynęło na taką popularność październikowej edycji - zawartość czy może nowy design pudełeczka?
Macie ochotę zajrzeć tam razem ze mną? :)

Październikowa edycja pudełeczka sygnowana jest znakiem różowej wstążki, symbolizującej walkę z rakiem piersi. Zmienił się również ogólny design opakowania. Wszystko to ma związek z dniem 15 października, kiedy to obchodzony jest Europejski Dzień Walki z Rakiem Piersi. Super, że ekipa ShinyBox dba nie tylko o urodę kobiet, ale również przypomina o ważnych dla zdrowia kwestiach :) Do pudełeczka dołączona była również kartka ilustrująca, jak powinno się wykonywać samobadanie piersi (niestety jej zdjęcie gdzieś mi się zapodziało na dysku...).


Tak prezentuje się zawartość październikowego ShinyBoxa
Rabat do sklepu mineralnie.pl oraz na zakup pudełka ShinyBox
Organique Hot&Spicy Korzenny płyn do kąpieli
Mmmmmm, co za zapach! Ten płyn pachnie tak apetycznie, że ciężko powstrzymać się przed spróbowaniem go (moja siostra uważa, że pachnie jak syrop na kaszel). Nie dam się jednak zwieść pozorom - w buteleczce wszystkie płyny ładnie pachną, ich prawdziwą 'moc' poznaje się w akcji, czyli podczas kąpieli. Wypróbuję, ocenię i dam znać, czy pozytywne pierwsze wrażenie będzie podtrzymane.

The Body Shop Nawilżająca maseczka do twarzy z witaminą E
Odkąd zamknięto sklep TBS w Krakowie, marka ta zaczęła mnie coraz bardziej ciekawić (zgodnie z zasadą, że zawsze najbardziej chcemy tego, czego nie możemy mieć), dlatego bardzo ucieszyła mnie ta maska. Zobaczymy, czy spełni pokładane w niej nadzieje.

SYIS Botoksujące płatki pod oczy Hexapeptide
Ok, mam 23 lata, więc moją cerę na pewno nie można zaliczyć do kategorii dojrzałych i z problemami zmarszczek. Niestety jednak budowa moich oczu sprawia, że na dolnej powiece tworzą mi się okropne, wkurzające zmarszczki - raz głębsze, raz płytsze, zależnie od nawilżenia skóry. Jestem bardzo ciekawa, co Syis z nimi zrobi.

Seche Vite Dry Fast Top Coat
Ten kultowy top jest mi już znany, jakiś czas temu miałam właśnie taką miniaturkę. To zdecydowanie najlepszy wysuszacz, jaki znam, niestety ma jedną sporą wadę - bardzo szybko gęstnieje, dlatego nawet takiej miniaturki nie byłam w stanie zużyć do końca. Ogólnie jednak jestem z niego zadowolona, ale o szczegółach opowiem w notce podsumowującej październikowe pudełko, czyli za kilkanaście dni.

Goldwell Balsam na włosy 60-sekundowy
Nie mam pojęcia, czego się spodziewać po tej odżywce - nie znam marki Goldwell, ale patrząc na cenę pełnowymiarowego opakowania (64zł za 200ml) moje wymagania są spore...

FlosLek ELESTABion S Szampon dermatologiczny
Nie mam łupieżu (odpukać!), ale na saszetce napisane jest, że ten szampon może być stosowany również profilaktycznie, więc wypróbuję i ocenię podstawowe właściwości.

Full of Fashion Koronkowe bransoletki
Raczej nie jest to biżuteria w moim stylu, nawet kolory nie są 'moje', ale... te bransoletki podobno są teraz hitem modowym m.in we Włoszech, dlatego dam im szansę - może raz w życiu będę mieć modny gadżet zanim stanie się modny :P A tak serio - kobieta zmienną jest, więc może je polubię.


Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii o październikowym ShinyBoxie.
Moim zdaniem pudełko o wiele fajniejsze niż wrześniowe. Pierwsze wrażenie pozytywne.

Pozdrawiam :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...