UWAGA!!!
Komentarze do tego posta zostały ukryte, by adresy mailowe Uczestników konkursu nie zostały wykorzystane przez rozsyłaczy spamu!!!


Witajcie Kochani!

Kiedy rano zobaczyłam za oknem pierwszy tej zimy śnieg, aż mnie zmroziło. Czas rozgrzać atmosferę!
Moim zdaniem do tego celu (poza grzańcem i ciepłym kocykiem) najlepsze są emocje związane z rozdaniami i konkursami, a ja będę mieć ich dla Was sporo...
Zaczynamy już dziś :)


Powoli dobiega końca kampania "Dove. Odkryjmy w sobie piękno". Jej celem było skłonienie do dyskusji społecznej na temat definicji piękna, szersze spojrzenie na pojęcie piękna - nie tylko jako cechy zewnętrzne, ale również (przede wszystkim!) jako dostrzegalne zadowolenie, samoakceptacja, pewność siebie. Ostatecznym celem miała być poprawa samooceny jak największej liczby Polek.
Mam szczerą nadzieję, że Dove się udało!

Źródło: Dove

Przyznam, że dużo dał mi udział w tej kampanii. Pomyślałam sobie, że skoro mam promować na blogu zmianę samooceny na bardziej pozytywną, powinnam zacząć przede wszystkim od siebie. Przez cały czas trwania kampanii dzielnie walczyłam z moimi kompleksami, czego ukoronowaniem było pokazanie się innym blogerkom w kostiumie kąpielowym i bez makijażu (oczywiście miałam przed tym opory, ale przecież nie od razu Kraków zbudowano).
To nie jest tak, że nagle uznałam "jestem idealna, nie muszę nic ze sobą robić". Wiem, że mam parę kilo za dużo, okropną cerę, ale staram się nie psuć sobie nastroju roztrząsaniem własnych wad - pracuję nad tym, by zmienić to, co mi się w sobie nie podoba, ale bardziej skupiam się na podkreślaniu tego, co we mnie ładne - długie i błyszczące włosy, duże oczy, itd.
Codziennie rano patrząc w lustro mówię sobie "Jesteś piękna!" i pozytywnie zaczynam dzień.

Źródło: Dove

Podobno powtarzane często zdania zagnieżdżają się w naszej podświadomości i powoli stają się naszymi przekonaniami. Dlatego też na zakończenie kampanii "Dove. Odkryjmy w sobie piękno" chcę Was skłonić, byście zaczęły powtarzać sobie "Jestem piękna!" (tak jak robię to ja).
Zacznijcie teraz!

Mała mobilizacja:
Spośród osób, które w komentarzu napiszą "Jestem piękna" i podadzą swojego maila (wyłącznie w celu kontaktu w razie wygranej), rozlosuję 3 balsamy Dove (po jednym dla każdego ze zwycięzców).
Nie musicie być obserwatorami bloga! (choć oczywiście będzie mi miło, jeśli zostaniecie tutaj na dłużej), możecie pisać komentarze anonimowe. Warunek jest następujący: jeden adres email = jedno zgłoszenie.
Balsamy zostaną przyznane losowo.


Macie czas do niedzieli włącznie! W poniedziałek 2.12 ogłoszę wyniki.
Jeśli chcecie zwiększyć swoje szanse, możecie również zgłosić się na Facebooku: TUTAJ (lub klikając w poniższy banner).


Powodzenia :)


UWAGA!!!
Komentarze do tego posta zostały ukryte, by adresy mailowe Uczestników konkursu nie zostały wykorzystane przez rozsyłaczy spamu!!!
Choć podobno nie powinno się oceniać niczego 'na oko', ponieważ - jak mówi stare powiedzenie - "na oko chłop w szpitalu umarł", ja dzisiaj ocenię krem na oko. A raczej pod oko. Zapraszam na recenzję: Orientana Maska-krem pod oczy na noc z czereśni japońskiej.
Kosmetyk otrzymałam do wypróbowania od marki Orientana.


Kiedy zaczęłam stosować ten krem, okazało się, że ciężko mi ocenić efekty jego działania. Pomyślałam więc, że poproszę o pomoc moją rodzinkę, ponieważ wśród naszej czwórki każdy ma inny problem związany z okolicami oczu - cienie, zmarszczki, wrażliwe oczy. Byłam ciekawa, jak Orientana poradzi sobie z poszczególnymi problemami.
Na początek jednak opiszę Wam ogólnie właściwości tego kosmetyku.


Maska-krem pod oczy z czereśni japońskiej przeznaczona jest do codziennego stosowania na noc dla wszystkich typów skóry. Jej zadaniem jest silne nawilżenie, odżywienie skóry pod oczami, zniwelowanie cieni i przebarwień, a także odmłodzenie. Zawiera antocyjany - substancje o właściwościach odmładzających, które działają kilkadziesiąt razy mocniej niż witamina C i witamina E.
Brzmi kusząco, prawda?


Kosmetyk zamknięty jest w niewielkiej tubce, charakterystycznej dla kremów pod oczy. Ubolewam jednak nad tym, że tubka nie jest dodatkowo zabezpieczona kartonikiem (przynajmniej ja taką "gołą" dostałam :P) - ja wiem, że kartonik to dodatkowe śmieci, a przecież trzeba dbać o środowisko, bla bla bla, ale na tubce nie zmieściły się niektóre ważne informacje - np. dokładny sposób stosowania. Przecież nie każdy kupujący ma chęć i możliwość zajrzenia na stronę Orientany i sprawdzenia, jak stosować ten kosmetyk.


Konsystencję maski określiłabym jako kremowo-żelową. Jest to taki "mokry" krem o lekkiej formule, umożliwiającej delikatne rozprowadzenie bez konieczności naciągania skóry pod oczami.
Wchłania się średnio - potrzeba kilku minut, by skóra wokół oczu wchłonęła kosmetyk. Nie traktuję tego jednak jako minus - w końcu to krem na noc, więc możemy sobie dać czas na wchłanianie kosmetyku.


Pachnie bardzo delikatnie, jakby słodkimi owocami.
Krem jest naprawdę wydajny. Ostatnio nawet moja mama ze zdziwieniem stwierdziła: "Ten krem się chyba nigdy nie skończy!".


Skład kosmetyku jest krótki, w miarę przyjazny dla delikatnej skóry wokół oczu - krem nie zawiera parafiny, oleju mineralnego, silikonów ani parabenów. Jedyny minus to mirystynian izopropylu (isopropyl myristate) na drugim miejscu w składzie - jest to substancja, która może sprzyjać zapychaniu porów skóry.

Poza tym w składzie mamy trehalozę z wodorostów (cukier o działaniu silnie nawilżającym, wiążącym wodę w skórze), ekstrakt z czeremchy amerykańskiej (to chyba właśnie to, co producent nazywa czereśnią japońską... w każdym razie owoce czeremchy są bogate w witaminę C, antocyjany, bioflawonoidy i naturalne kwasy owocowe), i ekstrakt z trzęsaka morszczynowatego (opóźniający procesy starzenia się skóry).

INCI: Aqua, Isopropyl Myristate, Seaweed Trehalose, Glycerin, Prunus Serotina Extract, Tramella Fuciformis Extract, Allantoin, Disodium EDTA.


Kosmetyki Orientana dostępne są online lub stacjonarnie (wykaz sklepów znajdziecie TUTAJ).
Cena tego kremu do 40zł za 20g.


OK, kiedy wiemy już wszystko o ogólnych właściwościach kremu i możemy prognozować, jakich efektów można się spodziewać po aplikacji, zobaczmy, jak krem poradził sobie z różnymi problemami:

Zaczynamy od mojej siostry.


PROBLEM: Cienie pod oczami, cienka skóra wokół oczu, opuchlizna po przebudzeniu.

OPINIA: "Krem Orientana naprawdę porządnie nawilża. Lekko rozjaśnia skórę wokół oczu, jednak nie zniwelował zupełnie cieni pod oczami. Nie radził sobie też z opuchlizną poranną, jednak nie czepiam się, bo producent tego nie obiecuje."


Co ja o nim myślę?


PROBLEM: Budowa oka sprzyjająca powstawaniu zmarszczek, lekkie cienie, skłonność do zapychania porów (tak, nawet pod oczami, co zresztą widać na zdjęciu).

OPINIA: Krem Orientana przyjemnie koił skórę wokół oczu po całym dniu pod makijażem. Od razu po wchłonięciu delikatnie napinał skórę. Solidnie nawilżał, dzięki czemu drobne zmarszczki mimiczne lekko się spłycały (niestety jednak nie zniknęły zupełnie). Miałam wrażenie, że troszkę zapychał moją skórę - pod oczami pojawiały się drobne białe krostki (co widać na zdjęciu).


Czas na opinię mamy.


PROBLEM: Zmarszczki, wiotkość skóry, utrata elastyczności, opadająca powieka, skłonność do opuchnięć, bardzo widoczne cienie pod oczami, pigmentacja skóry wokół oczu ciemniejsza niż na reszcie twarzy.

OPINIA: "Krem Orientana przede wszystkim silnie nawilżył moją skórę, dzięki czemu wygładziły się drobne, płytkie zmarszczki, jednak te naprawdę głębokie pozostały nienaruszone. Nie poradził sobie również z moimi okropnymi cieniami pod oczami - owszem, delikatnie rozjaśnił skórę, ale jest to ledwo dostrzegalny efekt."


I na koniec... Jak śpiewała Natalia Kukulska: "Co powie tata?"


PROBLEM: Zmęczenie oczu, skłonność do podrażnień (tatę podrażnia jakieś 90% kremów pod oczy), budowa oka sprzyjająca powstawaniu zmarszczek mimicznych, opadająca powieka.

OPINIA: "Co najważniejsze- krem Orientana nie wywołał u mnie podrażnień, moje oczy bardzo dobrze go tolerowały. Sprzyjał regeneracji skóry wokół oczu po całym dniu pracy, dawał ukojenie, miałem wrażenie, że nawet lekko chłodzi zaraz po aplikacji. Silnie nawilżał skórę i wygładził płytsze zmarszczki."


Najbardziej zadowolony z tego kremu był tata, stąd mogę wnioskować, że jest to kosmetyk idealny dla posiadaczy wrażliwych oczu, osób szukających naturalnych i delikatnych produktów, które ukoją skórę wokół oczu, silnie nawilżą. Niestety jego właściwości przeciwzmarszczkowe i redukujące cienie nie były na tyle silne, bym mogła polecić go osobom, które takich właściwości w kosmetykach pod oczy szukają.


Może ktoś z Was zna Maskę - Krem pod oczy z Orientany?
A może znacie inne kosmetyki tej marki?
Jestem ciekawa Waszych opinii.

P.S. Poza tematem samego kosmetyku powiem Wam, że dzięki temu rodzinnemu testowaniu zauważyłam, że moja mama i moja siostra mają identyczną budowę oka, natomiast kształt moich oczu (i układ zmarszczek na dolnej powiece :P) jest mocno zbliżony do kształtu oczu mojego taty ;)


Kosmetyk otrzymałam do wypróbowania od marki Orientana.
Fakt otrzymania kosmetyku za darmo nie wpłynął na moją opinię o nim.


Witam Was weekendowo :)
Choć pogoda (przynajmniej w Krakowie) nie rozpieszcza - jest szaro, ponuro... - ja nie poddaję się złemu nastrojowi i biegnę do kina na polecany przez krytyków film Kapitan Phillips. Dam znać, czy mi się spodoba ;)

Jeśli zaglądaliście wczoraj na blogowy profil na Instagramie lub Facebook'u, z pewnością wiecie, że wypróbowałam wczoraj nowy kosmetyk - nowość w ofercie marki Dove: Regenerującą maskę z aktywatorem ciepła i technologią Keratin Repair Actives.


Co to takiego?
Jest to zestaw: saszetka (zawierająca maskę do włosów w ilości wystarczającej do jednorazowego użytku) oraz aktywator ciepła.
Maska, dzięki ciepłu, ma głęboko wnikać we włosy, by pomagać w odbudowie protein, w efekcie czego włosy mają być mocne, lśniące i odporne na uszkodzenia.


Jak stosuje się taką kurację?
Na umyte, mokre włosy aplikujemy najpierw maskę - w saszetce znajduje się dość spora jej ilość, jednak ze względu na formę opakowania musimy zużyć ją jednorazowo. Maska ma postać gęstego kremu, pachnie jak produkty Dove z serii Intense Repair, czyli moim zdaniem przyjemnie. Dobrze rozprowadza się na włosach - czuć, że zawiera silikony, które dają taki specyficzny "poślizg" na włosach. Maskę aplikujemy od połowy włosów, by nie obciążać ich przy skórze głowy.
Na maskę nakładamy aktywator ciepła. Ma on formę płynno-żelową, dzięki czemu nie spływa z dłoni, dobrze się aplikuje, jest bezzapachowy. W kontakcie z maską aktywator zaczyna wytwarzać delikatne ciepło, które jednak bardzo szybko stygnie. Ciężko mi powiedzieć, czy tak krótkotrwałe ciepło jest w stanie otworzyć łuski włosa, by zwiększyć wchłanianie substancji aktywnych...
Maskę trzymamy na włosach 3 minuty, następnie obficie spłukujemy.



Jakie są efekty?
Po wyschnięciu moje włosy były bardzo przyjemne w dotyku, miękkie, ale sypkie, nie obciążone. Miałam nawet wrażenie, że stały się grubsze, zyskały na objętości. Efekt ten utrzymuje się nawet po kolejnym myciu włosów. Maska nie wpłynęła negatywnie na przetłuszczanie się włosów i nie wywołała u mnie podrażnień.


Czym różni się maska z aktywatorem ciepła od zwykłej maski czy odżywki?
Po tym wynalazku moje włosy były bardziej sypkie i lżejsze niż po zwykłych maskach. Równie dobrze się rozczesywały i były równie lśniące.

Maska regenerująca Dove z aktywatorem ciepła będzie dostępna niebawem w sieci drogerii Rossmann za cenę ok. 16 zł.


Skład maski... no cóż, typowo drogeryjny. Mamy silikony (na szczęście te z kategorii niegroźnych, usuwalnych przy pomocy lekkiego szamponu), parafinę, ale do tego również proteiny i keratyna.

INCI (maska): Aqua, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Stearamidopropyl Dimethylamine, Behentrimonium Chloride, Lactic Acid, Glycerin, Trehalose, Paraffinum Liquidum, Petrolatum, Amodimethicone, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Keratin, Gluconolactone, Cetrimonium Chloride, Parfum, Sodium Chloride, Dipropylene Glycol, Disodium EDTA, PEG-150 Distearate, PEG-7 Propylheptyl Ether, PEG-180M, Adipic Acid, DMDM Hydantoin, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Alcohol, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Linalool, Cl 15985, Cl 19140.

INCI (aktywator ciepła): PEG-8, Aqua, Sodium Lactate.


Czy warto kupić tę maskę?
Moim zdaniem nie. Jej działanie nie różni się aż tak znacząco od działania zwykłych odżywek Dove, bym chciała za jednorazową aplikację zapłacić ok. 16 zł.

Jeśli ciekawi jesteście tego efektu rozgrzewania i wiecie, że proteiny służą Waszym włosom, możecie się skusić.
Jestem ciekawa, jakie wrażenie zrobiłaby ta maska na Was.

Jesteście zainteresowani?

Pozdrawiam Was weekendowo :)

Witajcie!

Wczoraj popołudniu odwiedził mnie kurier, przynosząc listopadowe pudełko ShinyBox. Niestety światło było już tak słabe, że nie byłam w stanie zrobić zdjęć i pokazać Wam jego zawartości "na gorąco" (w takich sytuacjach za każdym razem obiecuję sobie, że w końcu odłożę kasę na dobre oświetlenie..).

Listopadowy ShinyBox zaskoczył mnie już samą szatą graficzną - pudełko w tym miesiącu jest czerwono-czarne. Wielka szkoda, że bibułka w środku również nie była czerwona (czepiam się, wiem, ale lubię, kiedy wszystko się ładnie komponuje).




Ciekawi zawartości?


Tradycyjnie - ulotka z opisem zawartości

Ulotka i naklejka DeeZee + rabat


La Rosa - Mineralny cień do powiek nr 82 Carmelian
Trafił mi się piękny kolor cienia - jasny, cielisty beż z rozświetlającymi drobinkami. Uwielbiam takie cienie w codziennym makijażu, więc La Rosa z pewnością zostanie przeze mnie zużyta bez przymusu. Zobaczymy, jak będzie z aplikacją, bo sypkiego cienia używałam ostatnio w liceum, czyli kilka lat temu :P

La Rosa - Lakier do paznokci nr 103
O ile cień idealnie trafił w mój gust, to kolor lakieru jest totalnym przeciwieństwem tego, co lubię mieć na paznokciach. Nr 103 to smutny szaro-fioletowy odcień o metalicznym wykończeniu. Za to pędzelek jest całkiem fajny - płaski i dość szeroki, taki jak lubię. Spróbuję przemóc moją niechęć do tego koloru i wypróbować lakier.

Mariza - Matujący puder ryżowy
Ekipa ShinyBox po raz kolejny chyba czyta mi w myślach ;) Właśnie kończy mi się puder sypki i miałam zamiar kupić jakiś. Shiny trafiło idealnie - mocne matowienie skóry to właśnie to, czego mi trzeba. Super, że to puder z Marizy - jeszcze do niedawna miałam bardzo niefajne zdanie o tej marce, ostatnio jednak przekonuję się do nich powoli. Seria Selective jest naprawdę niezła.

BingoSpa - Maska do twarzy ze 100% olejem winogronowym
Kiedyś byłam fanką BingoSpa, ostatnio (przyznaję się) totalnie zapomniałam o tej marce. Miałam dotąd dwie maseczki do twarzy od Bingo i obydwie spisywały się dość dobrze - mam nadzieję, że z tą będzie podobnie. Skład ma trochę przydługi, ale olej winogronowy na drugim miejscu w składzie pozytywnie mnie zaskoczył. Maseczka już poszła w ruch - nałożyłam ją podczas porannej kąpieli. Na razie jednak nie powiem Wam nic o efektach jej działania ;)

AA Body Care Program - Ujędrniający balsam do ciała
Mam teraz tyle napoczętych balsamów i maseł do ciała, że nie wiem, kiedy zdążę to zużyć. Nie wiem też, czy jest sens, żebym zaczynała testy AA, bo od kilkunastu dni stosuję mocno ujędrniające serum termoaktywne Yasumi, więc nie chcę mieszać dwóch kosmetyków o tym samym przeznaczeniu... Może podaruję AA mamie :)

Corine de Farme - Krem 2 w 1 przeciwzmarszczkowy
Saszetka poleci do mamy, bo mi jeszcze zmarszczki niestraszne ;)

Romantic - Szampon regenerujący i Balsam do włosów regenerujący
Romantic to marka należąca do Forte Sweden (tak samo jak m.in. Corine de Farme). Zaciekawił mnie ten duet. Zobaczymy, czy po Romantic moje włosy rzeczywiście będą się układać pięknie jak na randkę :)


WOW! Muszę przyznać, że ShinyBox trzyma wysoki poziom ustanowiony w październiku. W listopadzie pudełko wypełnione jest aż 5 pełnowymiarowymi kosmetykami, do tego saszetkowe próbki 3 kosmetyków. Nie są to może produkty z wysokiej półki cenowej, ale ja nie narzekam - już wartość samej Marizy, BingoSpa i AA przekracza cenę, jaką płacimy za pudełko.
Mi do szczęścia brakuje tylko innego koloru lakieru, ale cóż ;)

Jak Wam się podoba zawartość i design listopadowego pudełka Shiny?


Witajcie Kochani!

Jeśli śledzicie blogowy profil na instagramie lub facebooku, z pewnością wiecie, jak spędziłam ostatni weekend. Wraz z kilkoma innymi blogerkami i ambasadorkami marki Dove wybranymi na Facebook'u miałam przyjemność uczestniczyć w Weekendzie Piękna Dove. Było to zwieńczenie całorocznej akcji "Dove. Odkryjmy w sobie piękno".
O moje piękno wewnętrzne i zewnętrzne zadbano w czterogwiazdkowym hotelu Afrodyta Business & SPA w Radziejowicach pod Warszawą. Spędziłam tam dwa cudowne dni, podczas których oddawałam się przyjemnościom zabiegów kosmetycznych, uczestniczyłam w warsztatach prowadzonych przez psychologa i dermatologa, a także jeszcze lepiej poznawałam kosmetyki marki Dove.



Zanim przejdę do relacji z tego weekendu, kilka słów podziękowań.
Po pierwsze przesyłam mega mega uściski dla Kasi z agencji PR Kalicińscy.com, dzięki której mogłam wziąć udział w akcji "Dove. Odkryjmy w sobie piękno" (chyba nie muszę pisać, że była to dla mnie niesamowita przygoda i mobilizacja do walki z własnymi kompleksami), oraz dla Kasi z Dove, która towarzyszyła nam podczas weekendu, skłaniała do integracji już w busie i cierpliwie odpowiadała o produktach Dove.


Uściski również dla wszystkich dziewczyn - blogerek (Agaty, Mileny, Ilony, Gosi, Magdy, Agaty, Sylwii, Kamili, Anity)  i ambasadorek, które razem ze mną były w SPA Afrodyta i sprawiły, że ten weekend upłynął mi tak wspaniale, w przesympatycznej atmosferze.
Szczególne uściski dla Agaty (za to, że zgodziła się dzielić ze mną pokój), Mileny (za to, że nauczyła mnie pływać :P) oraz dla Gosi i Magdy (za - chyba tradycyjną już - warszawską kawkę pożegnalną w Złotych Tarasach).

Ok, czas na zdjęcia. Prawie wszystkie, które widzicie poniżej, są autorstwa Roberta - fotografa, który był z nami przez cały wyjazd i dzięki któremu mogłam się w pełni zrelaksować, zamiast biegać dookoła z aparatem i polować na dobre ujęcia. Robert zrobił mega robotę - zdjęcia są moim zdaniem genialne. Moje zdjęcia poznacie po tym, że są żenującej jakości, bo pstrykane na szybko komórką.

Integracja zaczęła się już w busie ;)



Kierowca busa stwierdził, że zapamiętał moją walizkę jako najcięższą... Oj tam, oj tam :P
Na miejscu czekała już na nas Kasia z niespodzianką - bransoletkami Dove dla wszystkich uczestniczek Weekendu Piękna :)

Bransoletki pięknie się prezentowały nawet w jacuzzi ;)

A propos jacuzzi - zobaczcie, jak mogłyśmy zadbać o siebie w SPA:

manicure
grota solna
jacuzzi

basen, w którym nawet ja pływałam, dzięki sprytnemu patentowi Mileny :D

zabiegi SPA na twarz i ciało

Łazienkowe "selfie" z wykorzystaniem lustra. Żenada, wiem :P doceńcie, że pokazuję się Wam w szlafroku w rozmiarze XL (true story).
Ja wybrałam peeling owocowy i masaż aromatycznymi olejkami de Lamer. Nie żałuję swojej decyzji. Już sam peeling pozwolił mi się rozluźnić, a podczas masażu totalnie odpłynęłam. Jeśli kiedyś w ofercie SPA zobaczycie masaż de Lamer, koniecznie wypróbujcie! Jest to masaż względnie delikatny, ale mocno rozluźniający i rozgrzewający mięśnie. Po takim masażu człowiek ma ochotę wypić ciepłą herbatę i zagrzebać się w miękkiej pościeli, by podtrzymać rozgrzanie organizmu :)



Zrelaksowane po masażach i kąpielach, szalałyśmy na imprezie (ok, ja nie szalałam :P):









Następnego dnia czekały nas warsztaty - najpierw z przesympatyczną panią psycholog dr Joanną Heidtman, następnie z dermatolog dr Moniką Serafin.


Dr Heidtman skłoniła nas nawet do zatańczenia poloneza ;)


Dr Serafin opowiedziała nam o potrzebach różnych typów skóry oraz podważyła kilka kosmetycznych mitów.




Stwierdzenie, że było cudownie, to za mało - żałuję, że nie mogę oddać w tym wpisie wszystkich pozytywnych emocji, jakich doświadczyłam podczas tego weekendu. Cieszę się, że poznałam kosmetyczne pasjonatki z różnych stron Polski, choć zabrakło czasu, by porozmawiać z każdą dziewczyną tyle, ile bym chciała.

Było świetnie, mimo mojego pecha - zaraz po przyjeździe złamał mi się paznokieć, a potem było już tylko z górki - potworny ból głowy, opuchlizna i w efekcie wróciłam do domu wyglądając jak chomik z jajkiem z lewym policzku. Diagnoza: zapalenie okostnej. Ała :P


Pozdrawiam :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...