Witajcie!

Dzisiaj chciałabym pokazać Wam, jak wygląda polsko-czeska granica... na paznokciach. Do naszych sąsiadów przeniosłam się przy pomocy lakieru O.P.I. z europejskiej kolekcji. "Can't Find My Czechbook" połączyłam z "OY-Another Polish Joke!" w dwóch wersjach - jako top coat oraz jako osobny lakier-detal na paznokciu serdecznego palca.


Nie będę rozpisywać się na temat właściwości obu lakierów, ponieważ używałam wysuszacza, który znacznie przyspieszył proces wysychania i zapewne wpłynął też na trwałość lakieru.
Mogę tylko powiedzieć, że krycie błękitnego "Can't Find My Czechbook" oceniam jako niezłe (nałożyłam 2 warstwy, lakier rozprowadzał się bez większych problemów pomimo cienkiego, niewygodnego pędzelka), natomiast krycie złotka "OY-Another Polish Yoke" już takie fajne nie jest - aby uzyskać całkowite krycie, potrzebowałam aż 5 warstw.
Konsystencja obu lakierów jest niezbyt gęsta.




KOLOR:
"Can't Find My Czechbook" to intensywny odcień morskiego błękitu o kremowym wykończeniu. "OY-Another Polish Joke" to bezbarwna baza ze sporą ilością maleńkiego złotego shimeru o ciepłym, pomarańczowawym odcieniu. Wysycha, dając "półmatowe" wykończenie.
Razem oba lakiery tworzą piękną, typowo letnią kompozycję.

Wersja nr 1:





Wersja nr 2:

mały gość się wprosił





Mi o wiele bardziej podoba się wersja numer 2 - ze złotkiem jako osobnym lakierem. Na top coaty preferuję lakiery o większych, bardziej widocznych drobinkach.

Co sądzicie? Która wersja bardziej Wam się podoba i czy lubicie takie połączenie kolorów?
Witajcie Kochani!

Na początek przypominam Wam o tym, że konkurs, w którym możecie wygrać aparat cyfrowy Samsung oraz dwa zestawy kosmetyków Dove trwa jeszcze tylko przez tydzień. Dokładniejsze informacje znajdziecie, klikając w poniższy baner:


Na dziś przygotowałam notkę bardziej praktyczną niż te, które w serii Piękny Początek Tygodnia ukazywały się do tej pory. W te gorące dni marzę tylko o jednym - o chłodnej wodzie. A jak mówi znane chyba wszystkim powiedzenie:


... dlatego dziś post o wodzie.

Nie muszę chyba powtarzać, jak ważne jest odpowiednie nawodnienie organizmu, zwłaszcza w tak upalne dni jak dzisiejszy. Być może pamiętacie, że jakiś czas temu zamieściłam notkę na ten temat. Znajdziecie ją, klikając w poniższy banner.


Jeśli nie lubicie smaku wody, możecie dodawać sobie do niej świeżo wyciśnięty sok z cytrusów, listki mięty czy domowy sok owocowy (malinowy, truskawkowy, pigwowy, jagodowy - mniam! polecam ten domowy, ponieważ jest zdrowszy niż sklepowy, ale od biedy kropelkę sklepowego też możecie wykorzystać).

Nie tylko picie chłodnej wody jest korzystne w upalny dzień - także oklepywanie twarzy zimną wodą - metoda pielęgnacyjna stosowana przez Azjatki. Odkąd obejrzałam poniższy filmik, bardzo zaciekawił mnie ten pomysł. Na razie jednak nie mam czasu go wypróbować - rano mam 30 minut na przygotowanie się, więc 150 klepnięć w grę nie wchodzi :P Mam zamiar wypróbować, kiedy skończę pracę i będę mieć więcej czasu dla siebie.


Trzymajcie się! :*
Witajcie!
Jak mija Wam niedziela?

Na dziś przygotowałam dla Was recenzję maseczki, którą stosuję już od dłuższego czasu i wypróbowałam ją na różne sposoby, otrzymując za każdym razem inny efekt... A mowa o Dr Irena Eris CLEANOLOGY Maseczka kojąco - wygładzająca do cery suchej i wrażliwej.


Jest to kosmetyk który wygrałam w rozdaniu u Amethyst (sponsorem był serwis bangla.pl).

Opakowanie: maseczkę dostajemy w półprzezroczystej plastikowej tubce (półprzezroczysta = pod światło widać, ile w niej jest) o dość dużej zawartości 75ml. Tubka umieszczona jest w kartonie z opalizującej różowej tektury. Całość prezentuje się elegancko, jest praktyczne i bezproblemowe w użyciu.


Jak jej używałam:
1. Zamiast kremu na noc - stwierdziłam, że ma niezły skład, konsystencję jak krem, więc czemu nie? To był błąd- maska nie dawała żadnych efektów.
2. Na kilkanaście minut + zmywanie tonikiem - maska zadziałała, ale zmywanie jej tonikiem to katorga, zużyłam chyba z 10 wacików i cały czas miałam wrażenie lepkiej twarzy.
3. Na kilkanaście minut + zmywanie wodą - ten sposób okazał się dla mnie najlepszy - maska działa, ze zmywaniem nie ma problemów.


Stosowanie:
+ Konsystencja - kremowa, ale niezbyt gęsta. Dobrze rozprowadza się na twarzy, pozostawiając efekt jak po nałożeniu dość grubej warstwy kremu do twarzy. Nie bieli.
+/- Zapach - maseczka pachnie bardzo ładnie, jak eleganckie perfumy. Niestety moim zdaniem jej zapach jest zdecydowanie zbyt mocny - czuję go przez cały czas aplikacji, po zmyciu maski, po skropieniu twarzy tonikiem, po nałożeniu kremu. Nie jestem zwolenniczką stosowania tak intensywnie perfumowanych kosmetyków pielęgnacyjnych, zwłaszcza do twarzy.
+ Czas aplikacji - ja nakładam ją na 10 - 30 minut, zależnie od tego, ile trwa moja kąpiel (bo z reguły nakładam maseczkę, kąpię się, a po kąpieli spłukuję maskę)
+/- Zmywanie - zależnie od wybranej metody - tonikiem (jak zaleca producent) zdecydowanie nie. Wodą jest ok.
- Podczas aplikacji maska piecze w skórę, choć moja cera do jakiś wybitnie wrażliwych nie należy. Na szczęście jednak nie podrażnia.


Efekty:
Producent sporo nam obiecuje:
- łagodna maseczka - nie do końca się z tym zgodzę, w końcu piecze podczas aplikacji
- ukojenie - i tak, i nie - cera po aplikacji jest taka ogólnie ukojona, ale z większymi podrażnieniami kosmetyk sobie nie radzi
- nawilżenie - maska nawilża cerę, owszem, ale nie jest to efekt "wow". Dla cery normalnej czy tłustej sprawdza się nieźle, ale jestem przekonana, że dla cery suchej byłaby za słaba.
- natychmiastowe wygładzenie - z tym się zgodzę, cera po aplikacji maski jest bardzo gładka, jednak w pewnej mierze jest to zasługa silikonu obecnego w składzie maski.


Skład: bardzo dobry, choć dość długi. Sporo w nim naturalnych olei. Nie ma parafiny, oleju mineralnego ani parabenów. Co ciekawe- substancje zapachowe pod koniec składu, nie wiem więc, skąd tak intensywny zapach kosmetyku. Może mi trafiła się maseczka z serii, w której ktoś przez przypadek dodał aromat dwa razy?

INCI: Aqua, Hydrogenated Polydecene, Glycerin, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Caprylic/Capric Triglyceride, Sorbeth-30, Cetyl Alcohol, Canola (Canola) Oil, C14-22 Alcohol, Dimethicone, Hydrogenated Olive Oil Decyl Esters, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, C12-15 Alkyl Benzoate, C12-20 Alkyl Glucoside, Tocopheryl Acetate, Allantoin, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Seed Extract, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Tromethamine, Tribehenin, Ethylhexylglycerin, Xanthan Gum, PEG-10 Rapeseed Sterol, Ceramide 2, Sodium Hyaluronate, Laminaria Ochroleuca Extract, Palmitoyl Oligopeptide, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Parfum, Butylphenyl Methylpropional, Linalool, Benzyl Salicylate, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Limonene, Hexyl Cinnamal, Citronellol, Alpha-Isomethyl Ionone, Geraniol, CI 16035.


Dostępność: dobrze zaopatrzone drogerie (nie jestem pewna, ale w Rossmanie chyba jej nie widziałam. Być może w SuperPharm się pojawia); online

Cena: 59,00 zł za 75ml

Ocena: 3/6 (Maska nawilża, wygładza skórę, ale nie jest to efekt, który by mnie satysfakcjonował. Znam maseczki, które działają intensywniej, a kosztują o wiele mniej. Poza tym skoro u mnie kosmetyk nie spisał się nadzwyczajnie, a ja mam skórę mieszaną, to u posiadaczek cery suchej pewnie byłoby jeszcze gorzej. Obniżam punkty również za uczucie pieczenia podczas aplikacji i za zbyt intensywny moim zdaniem zapach.)





Znacie serię CLEANOLOGY?
Jakie macie zdanie o kosmetykach marki dr Irena Eris?

Pozdrawiam! :*
Witajcie Kochani!
Dziś ostatni post z cyklu "3 dni z Sigma". Jeśli nie widzieliście poprzednich, zapraszam do lektury:
Dzień 1: tutorial jak zamawiać z SigmaBeauty.com; program Sigma Affiliate
Dzień 2: sigmowe pędzelki

Na koniec zostawiłam sobie moje złotko- Sigma Eye Shadow Base Unveil, czyli bazę pod cienie do powiek w kolorze lśniącego złota o ciepłym odcieniu. Pochodzi z zestawu Dare. Moim zdaniem ten kosmetyk równie dobrze może być używany samodzielnie jako cień w kremie.


Opakowanie: bazę otrzymujemy w kartoniku (pancernie zapakowanym! :P). W kartoniku mamy plastikowy słoiczek o przedziwnym, śmiesznym kształcie, w którym znajdziemy 5g bazy. Pod czarną zakrętką baza dodatkowo zabezpieczona jest plastikowym wieczkiem. Zachwyca dbałość o szczegóły- do wieczka doczepiony jest maleńki plastikowy listek (dosłownie! wygląda jak miniaturowy listek z tymi wszystkimi żyłkami, które przez prawdziwy liść przechodzą), który umożliwia podniesienie wieczka.

Mały minus związany z opakowaniem:
Posiadaczki długich paznokci będą mieć problem z wydobywaniem bazy (chyba, że użyją pędzelka, wtedy problem znika). Otwór w słoiczku jest mały i kiedy baza będzie już na wykończeniu, może być problem z jej wydobyciem z opakowania.


Dostępność: jedynie sklep internetowy producenta- TUTAJ
Cena: 13$ za 5g

Baza ma kremową, ale nie tłustą konsystencję. Nie jest zbyt miękka, dlatego do jej aplikacji przydaje się twardszy pędzel - taki jak opisywany wczoraj Sigma F70 do korektora - moim zdaniem jest idealny do tej bazy.


Pigmentację bazy oceniam jako bardzo dobrą.
Baza pięknie opalizuje - nie zawiera drobinek brokatu, daje jedynie taki opalizujący blask. Pięknie będzie komponować się z opaloną cerą.
Dobrze się rozciera, współpracuje z pędzlem, łączy się z innymi cieniami - czy to sypkimi, prasowanymi, wypiekanymi, kremowymi.

Na zdjęciu po prawej widać, jak baza odbija światło.

Trwałość bazy jest rewelacyjna - nakładam ją na powieki rano, a wieczorem makijaż jest dokładnie w takim samym stanie jak zaraz po nałożeniu. Bez żadnych poprawek w ciągu dnia.
Kolor nie blaknie, nie "rozpływa się", pozostaje w tym miejscu, w którym go nałożymy.
Baza nie zbija się w załamaniach powieki i sprawia, że nałożone na nią cienie sypkie również zyskują na trwałości.

To zdjęcie idealnie oddaje jej kolor.

Ze względu na kolor, baza nie jest neutralna i nie nadaje się do każdego makijażu. Ja uważam, że można ją traktować bardziej jak cień w kremie niż bazę.
Poniżej przygotowałam dla Was trzy proste, ale bardzo efektowne (zwłaszcza na lato) makijażowe propozycje z wykorzystaniem tej bazy:

1. Najprościej jak się da
Baza Sigma Unveil nałożona na całą ruchomą powiekę. W wewnętrzny kącik nałożyłam odrobinę rozświetlacza. Dodałam brązową kreskę na górnej powiece oraz na linii wodnej. Rzęsy wytuszowane.



2. Dziewczyny lubią brąz

Baza Sigma Unveil nałożona na całą ruchomą powiekę. W wewnętrznym kąciku najjaśniejszy cień z czwóreczki MeMeMe Goddes Eyes. W zewnętrznym kąciku i załamaniu perłowy cień Grasha w czekoladowym kolorze. Bez kreski na powiece, jedynie wytuszowane rzęsy.
Ta wersja makijażu jest moim zdaniem najbardziej delikatna. Chyba, że zamiast Grashki wezmę brąz z palety MeMeMe - wtedy robi się mocniej, bo MeMeMe jest iskrzący i ciemniejszy.



3. Turkusowe oczko
Uwielbiam połączenie złota/brązu/beżu oraz turkusu. W tym makijażu ponownie nałożyłam bazę Sigma Unveil na całą powiekę. W wewnętrznym kąciku nałożyłam złoty cień z palety Sleek Storm (w pierwszym rzędzie drugi od lewej), a w załamaniu i na dolnej powiece Maybelline Color Tattoo - cień w kremie w kolorze Torquoise Forver. Na linii wodnej kredka Bourjois Contour Clubbing w odcieniu Blue Remix. Plus oczywiście tusz do rzęs.
Czuję, że ten makijaż zagości na mojej powiece podczas wakacyjnej imprezy- będę w nim zorbę tańczyć :P


Bardzo trudno mi ocenić tą bazę - jest to pierwsza kolorowa baza w mojej kolekcji, więc nie jestem pewna, co o niej sądzić. Nie używam jej codziennie.
Biorąc pod uwagę jej cenę (ok. 40zł + przesyłka + ewentualny podatek VAT) myślę, że lepiej kupić stacjonarnie jakiś cień w kremie - chociażby mój ulubiony Maybelline Color Tattoo (hipernapigmentowany, hipertrwały).
Ale nie powiem, żeby nie kusiło mnie wypróbowanie innych kolorów Sigma Eye Shadow Base ;)


Na koniec przypominam Wam tutorial - jak kupować na SigmaBeauty.com, w razie gdyby ktoś z Was zdecydował się kupić bazę lub coś innego:




Przypominam też o tym, że do 29 lipca na SigmaBeauty.com trwa promocja -20%.
Wystarczy przy zamówieniu wpisać hasło SBAP20  



Stosujecie kolorowe bazy pod cienie?
A przy okazji makijażowych tematów - może polecicie mi jakąś fajną kredkę do oczu - poszukuję brązu oraz jasnego beżu (takiego na linię wodną), najlepiej w wersji wodoodpornej i w cenie, która nie zwali mnie z nóg ;)
Będę bardzo wdzięczna za porady :)

Pozdrawiam! :*
Witajcie!
Mam nadzieję, że zdążyliście zapoznać się z wczorajszym postem - pierwszym z serii o Sigma Beauty, ponieważ już dziś kolejna notka. Tym razem parę słów na temat pędzli Sigma, które posiadam.
Pokażę Wam trzy pędzle z serii do twarzy:
- F10 Powder/Blush
- F40 Large Angled Contour
- F70 Concealer



Używam ich codziennie od około 7 tygodni, myję co 2-3 dni. Pełną recenzję będę mogła im wystawić dopiero po dłuższym czasie eksploatacji, kiedy okaże się, czy po kilku miesiącach, a może nawet latach stosowania nadal są w tak dobrym stanie. Dlatego za jakiś czas pojawi się update do tej notki.
Na razie kilka słów, pierwsze wrażenia, początkowe oceny...



Zaczynamy od pędzla do pudru Sigma F10, ponieważ przybył do mnie jako pierwszy i od razu podbił moje serce. Wcześniej do aplikacji pudru używałam pędzla z Essence. Nie powiem, by Essence był zły - za cenę kilkunastu złotych nie wymagałam cudów, a otrzymałam całkiem niezły, bardzo wytrzymały pędzel. Co prawda w kwestii ilości włosia i jego miękkości nawet do pięt nie dorasta Sigmie, ale przy tak ogromnej różnicy cenowej jest to dla mnie zrozumiałe i do wybaczenia (Essence kosztuje kilkanaście złotych, Sigma - 18$).


F10 jest pędzlem przeznaczonym do pudru i różu, jednak ja używam go wyłącznie do pudru (do różu i bronzera preferuję ukośnie ścięty pędzel). Dobrze sprawdza się też do delikatnego rozświetlenia kości policzkowych.

Wykonany jest z cudownie miękkiego naturalnego włosia kozy o długości 4cm i średnicy ok. 2cm. Włosie przycięte jest w półokrągły kształt. Ułożone średnio gęsto - to znaczy dużo gęściejsze niż w przypadku Essence, ale nawet w połowie nie tak zbite, jak w pędzlach kabuki. W porównaniu do pędzla do pudru Essence - pojedynczy włos w pędzlu Sigmy jest o wiele cieńszy, ale ogólnie włosów jest więcej, co pozytywnie przekłada się na komfort użytkowania pędzla. Kiedy aplikowałam puder przy pomocy Essence, włosie pędzla czasem kuło mnie w policzki - przy Sigmie nic takiego się nie dzieje, pędzel idealnie muska cerę, jest bardzo miękki i delikatny. Dzięki niemu aplikacja pudru to prawdziwa przyjemność.
Nie sprawia problemów z myciem, wysycha dość szybko.





Włosie osadzone jest w spłaszczonej, niklowanej srebrnej skuwce, która się nie odkształca ani nie rysuje, dobrze utrzymuje włosie. Od pierwszego użycia mój pędzel F10 nie zgubił ani jednego włoska!
Trzonek pędzla jest średnio długi (15cm razem ze skuwką), wykonany z drewna pomalowanego czarną, lśniącą emalią.
Pędzel jest bardzo dobrze wyważony, świetnie leży w dłoni i pozwala bez problemu manewrować po całej twarzy. Sprawia wrażenie bardzo solidnie wykonanego, choć wbrew pozorom wcale nie jest ciężki.
Sigma dba o szczegóły - pięknie prezentują się holograficzne napisy na trzonku i wygrawerowana na skuwce nazwa firmy.




U kogo sprawdzi się Sigma F10?
Myślę, że to pędzel na tyle uniwersalny, że będą z niego zadowolone zarówno osoby początkujące, jak i makijażowe profesjonalistki. Jest moim zdaniem dostatecznie duży, by bez problemu rozprowadzić puder, a zarazem na tyle mały, by uzyskać precyzję aplikacji.



Kolejny w kolejce jest Sigma F40 służący do aplikacji różu i bronzera. Używam go zgodnie z przeznaczeniem, aplikuję nim bronzery lub róże na kości policzkowe (nie używam go do kosmetyków w formie kremu lub musu).


Tak samo jak F10, F40 również wykonany jest z naturalnego włosia kozy. Kolor biały uzyskano dzięki utlenieniu. Włosie jest bardzo miękkie, delikatne, nie sztywne. Pojedyncze włosy są cienkie, ale jest ich na tyle dużo, by pędzel dobrze spełniał swoją funkcję.
Włosie ścięte jest ukośnie, dzięki czemu idealnie przylega do policzka. Długość włosia to od 3 do 4 cm, a średnica wynosi około 1,7cm. Ten pędzel również zapowiada się na bardzo wytrzymały - jak dotąd nie zgubił ani jednego włoska.
Nie ma problemów z domyciem go - choć białe włosie szybko "farbuje się" od kolorowych różów czy bronzerów, w myciu wszystko ładnie schodzi. Pędzelek szybko wysycha.




Aplikacja różu czy bronzera przy jego pomocy jest zupełnie inna niż przy użyciu pędzla do różu Essence. Essence ma o wiele bardziej sztywne włosie- czuć, że to włosie syntetyczne. Dlatego pędzel Essence nabierał więcej kosmetyku, przyzwyczaiłam się, by tylko muskać nim powierzchnię różu czy bronzera. Pędzel Sigmy jest inny - bardziej miękki i mniej sztywny, a przez to delikatniej sunie po powierzchni kosmetyku, więc można pozwolić sobie na mocniejsze myzianie nim bez obawy o to, że nabierzemy na pędzel pół opakowania różu i będziemy wyglądać jak matrioszka z przemrożonymi polikami.


Skuwka i trzonek F40 jest dokładnie taki sam jak w F10. Ta sama długość, ten sam materiał, ten sam wygląd. Również idealne wyważenie, przyjemnie trzyma się go w dłoni i doskonale manewruje po twarzy.




U kogo sprawdzi się Sigma F40?
Polecam go osobom, które lubią precyzyjną aplikację bronzera czy różu. Jeśli wolicie bardziej rozblendowany efekt, możecie sięgnąć na przykład po opisany powyżej F10.
F40 jest na tyle delikatny, nabiera tak niewielkie ilości kosmetyków, że nawet osoby niewprawione w makijażu nie zrobią sobie nim krzywdy (czyt. "efektu rumianej matrioszki").



Na koniec malutki beniaminek - Sigma F70 do korektora. Jest to precyzyjny pędzel przeznaczony do pokrywania korektorem trudno dostępnych miejsc, takich jak skrzydełka nosa czy okolice oczu. Ja używam go do dwóch rodzajów korektora - pod oczy (lżejszy korektor) i na niedoskonałości (w tej roli używam mocno kryjącego, gęstego BRTC Blemish Recover Balm), a także do aplikacji bazy pod cienie do powiek oraz cieni w kremie. Do korektora pod oczy sprawdza się nieźle, ale nie perfekcyjnie - nie zostawia smug, ale niewystarczająco blenduje korektor, muszę dodatkowo wklepywać kosmetyk palcem, by lepiej stopił się ze skórą. Przy zakrywaniu niedoskonałości sprawdza się świetnie, nie pozostawia smug. Ale prawdziwy czad jest przy aplikacji bazy i cieni w kremie. Pozwala na aplikację higieniczną, szybką i precyzyjną. Do tej roli jest idealny, nie wiem, dlaczego producent o tym nie wspomina!



F70 wykonany jest z trójkolorowego syntetycznego włosia, przyciętego do długości 1,2 cm, ułożonego w kształt "języczka". Włosie jest zbite i dość sztywne, na szczęście nie kujące, wręcz przyjemnie miękkie na końcu. Nic nie wypada, nic nie odstaje, pędzel jest naprawdę solidny.
Ze względu na zbicie i sztywność włosia, konieczna jest większa uwaga przy myciu tego pędzelka - tym bardziej, że rozprowadza się nim płynne/kremowe kosmetyki. Czas wysychania jest nieco dłuższy niż w przypadku F10 i F40, ale umyty na wieczór do rana spokojnie wyschnie przy takiej temperaturze, jaką mamy teraz.




F70 również ma spłaszczoną skuwkę gwarantującą dobre trzymanie włosia. Trzonek tego pędzla jest dość długi - ma aż 17cm, co sprawia mi trochę problemów. Często podczas aplikowania nim korektora uderzam końcem trzonka o lustro. Jestem krótkowidzem, muszę zbliżyć się do lustra, by widzieć wszystkie niedoskonałości, dlatego wolałabym, by ten pędzel miał o 2-3 cm krótszy trzonek. Nie mogę jednak narzekać na jego wyważenie - jest lekki, dobrze leży w dłoni, zapewnia precyzję.




U kogo sprawdzi się Sigma F70?
Fanki cieni w kremie i kolorowych baz pod cienie będą zachwycone!


Podsumowując - F10 i F40 to moje must have - są po prostu genialne. Czy warte swojej ceny (18$ za F10 i 16$ za F40)? Biorąc pod uwagę ich właściwości i zakładając, że wrażenie solidności przełożyć się na wieloletnią trwałość tych pędzli- powiem TAK. Warto zainwestować te kilkadziesiąt złotych, by mieć pędzle dobrej jakości, umożliwiające wykonanie precyzyjnego makijażu i służące nam wiele lat.
Pędzlem F70 jestem totalnie zachwycona. Co prawda do aplikowania korektora równie dobrze wystarczają mi moje palce, ale do aplikowania bazy i przede wszystkim cieni w kremie jest niezastąpiony. Jeśli lubicie cienie w kremie lub kolorowe bazy, koniecznie kupcie sobie pędzel o takim kształcie i twardości włosa. Jest to jeden z najtańszych pędzli z całej oferty Sigma (10$), dlatego naprawdę polecam w niego zainwestować.

Pędzle Sigma produkowane są w Chinach.
Produkty Sigma nie są testowane na zwierzętach. Naturalne włosie do produkcji pędzli pozyskiwane jest w sposób niekrzywdzący zwierzęta.

Ja jestem fanką pędzli Sigma. Przygotowałam sobie już małą wishlistę pędzli, które mi się marzą:



Na koniec polecam Wam również dwie świetne grafiki przygotowane przez Sigma - umożliwiają one wybór idealnego dla nas pędzla do podkładu i pędzla do różu, zależnie od naszych potrzeb. Oferta Sigmy jest naprawdę spora, dlatego takie wskazówki są naprawdę pomocne:

 Który pędzel do pudru byłby dla Was idealny?


I który pędzel do różu kusi Was najbardziej?

Wybór pędzli na rynku jest ogromny - Sigma konkuruje z M.A.C (choć podobno pędzle Sigma są idealnymi tańszymi nieco odpowiednikami pędzli M.A.C'a), Sephora, Maestro, Real Techniques, Hakuro, Zoeva, Kozłowski, Ecotools i innymi markami. I powiem szczerze - ja nie wiem, która z tych marek robi najlepszy pędzel do pudru, najlepszy pędzel do różu i najlepszy pędzel do korektora. Nie obchodzi mnie to, ponieważ te pędzle, które mam od Sigmy w zupełności zaspokajają moje potrzeby i nie widzę sensu kupowania kolejnych pędzli o tym samym przeznaczeniu. Mam nadzieję, że Sigma będzie mi służyć przez ładnych parę lat, a potem się zobaczy :)

Jeśli macie wątpliwości odnośnie tego, jak zamawiać ze strony Sigma Beauty, czy w Polsce można kupić pędzle Sigma, jakie opłaty może nam naliczyć Urząd Celny, itd... - odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie w poprzednim poście, wystarczy kliknąć w banner poniżej:




I pamiętajcie, że tylko do 29 lipca na hasło SBAP20 macie 20% rabatu w sklepie SigmaBeauty.com!
(klikajcie w banner poniżej, a przeniesie Was na stronę Sigmy)



Pozdrawiam :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...