Witajcie kochani!

Być może pamiętacie, że jakiś czas temu pokazywałam Wam wygrany na Facebook'u cień do powiek ZAO Make-Up Organic. Dziś przyszedł czas na jego recenzję.


W notce prezentującej firmę ZAO (link TUTAJ) pokazywałam Wam bliżej opakowanie tego cienia i opisywałam filozofię firmy. Teraz, żeby się już nie powtarzać- jedynie mały skrót.

ZAO Make-Up Organic to francuska firma, która produkuje organiczne kosmetyki do makijażu w opakowaniach wielokrotnego użytku. Są to produkty certyfikowane przez EcoCert oraz Cosmetique BIO Charte Cosmebio.
Produkty firmy ZAO są dystrybuowane w Polsce przez Biolander.


Zapraszam na recenzję, przed Wami ZAO Perłowy cień do powiek nr 105 Złoty Piasek.

Opakowanie: bardzo estetyczne, wygodne, praktyczne. Bambusowe pudełeczko jest solidne, możemy go używać wielokrotnie, wystarczy dokupić wkład. Dodatkowo umieszczone jest w materiałowym woreczku, który chyba stanowi dodatek, ale ja nie potrafię go wyrzucić ;)


KOLOR: Złoty Piasek to jasny, ciepły brąz ze złotym połyskiem. Na mojej skórze jest jedynie nieco ciemniejszy, w lecie, kiedy się opalę, będzie się być może zlewał ze skórą. Kolor ten poleciłabym osobom o ciepłej tonacji skóry. Jest idealny jako „podkład” pod makijaż w brązach albo do rozcierania brązowych czy beżowych cieni. Ja też czasem nakładam go solo- wtedy uzyskuję delikatny efekt w stylu „no makeup”.



CIEKAWOSTKA: Kolor i właściwości cienia pozwalają używać go również jako... pudru brązującego! Próbowałam i byłam zadowolona! Efekt jest delikatny, bo pigmentacja delikatna i kolor jasny. Bardziej wyraźny efekt dałby pewnie na jaśniejszej niż moja skórze. Ale ładnie się blenduje, nakłada bezproblemowo nie tworząc plam.

WYKOŃCZENIE: Producent określa ten cień mianem perłowego, jednak jest to nieprawda- Złoty Piasek nie ma nic wspólnego z perłą! Jest aksamitny, zawiera złote drobinki rozświetlające (nie za duże, nałożone na bazę osypują się), ale nie ma tego charakterystycznego, perłowego blasku.

Tutaj cień wyszedł perłowy- w rzeczywistości bardziej widoczne są niewielkie, złote drobinki zawarte w cieniu.

PIGMENTACJA: raczej delikatna. Bez bazy cień jest właściwie niewidoczny, daje jedynie blask. Na bazie (ja stosuję Lumene) kolor znacznie zwiększa swoją intensywność, ale wciąż nie jest to jakiś mega napigmentowany cień.
Cień na bazie Lumene

APLIKACJA: cień ma fajną konsystencję, jest nieco twardszy niż zwykłe cienie (mniej więcej tak jak cienie wypiekane). Może trochę się obsypywać, jeśli nałożymy go na pędzel za dużo, ale wystarczy strzepnąć go ze skóry pędzlem.

TRWAŁOŚĆ: ja nigdy nie stosuję cieni bez bazy, bo moje powieki są bardzo tłuste i już po godzinie potrafią popsuć cały makijaż. Na bazie Lumene cień ZAO trzyma się cały dzień, nie obsypuje się, drobinki rozświetlające dobrze przyklejają się do bazy i nie migrują na inne rejony twarzy.

Cień na bazie Lumene + eyeliner Wibo + maskara Sexy Pulp Yves Rocher

Co ważne- cień nie spowodował u mnie podrażnienia, nie „gryzł się” z soczewkami kontaktowymi, które noszę. Producent zapewnia, że cienie ZAO mogą być stosowane nawet przy bardzo wrażliwych oczach i skórze, gdyż są to produkty organiczne i bardzo delikatne.

SKŁAD: Organiczny, certyfikowany. Cienie ZAO zawierają takie składniki aktywne jak mikronizowany proszek bambusowy, organiczny puder ryżowy, sproszkowane srebro oraz skwalan.

Dostępność: online: w sklepie internetowym Biolander (http://biolander.com), stacjonarnie: ul. Francuska 25A Warszawa – sklep stacjonarny Biolander.

Cena: 59zł za wkład 3g + opakowanie; 29,50zł za wkład 3g

Ocena: 5/6 (Zachwyciła mnie możliwość stosowania cienia jako pudru brązującego, urzekło opakowanie. Cena nie jest najniższa, ale rekompensuje ją organiczny skład i opakowanie wielokrotnego użytku. Poza tym właścicielki palet magnetycznych mogą kupić sam wkład. Za co obniżam punkty? Za delikatną pigmentację i za zmyłkę w nazwie- nie jest to cień perłowy. Mimo to z czystym sumieniem polecam!)






Czy od czasu, kiedy pierwszy raz pokazywałam Wam kosmetyki ZAO, udało Wam się z nimi zapoznać?
Wiem, że niedawno firma poszukiwała testerek- może którejś z Was udało się załapać do testów? :)
I w ogóle co sądzicie o organicznych kosmetykach do makijażu?

I na koniec info dla VLOGEREK - Biolander poszukuje vlogerek do testów ZAO. Jeśli nagrywasz filmiki, zgłoś się- masz szansę na wypróbowanie organicznych kosmetyków do makijażu :) Link, pod którym należy się zgłaszać: TUTAJ

Miłego wieczoru!


Witajcie kochani!

W poprzedni poniedziałek chwaliłam się Wam pozytywnym rozpoczęciem tygodnia. Dziś uczynię to samo, ponieważ dzisiejszy dzień był dla mnie pełen pozytywnych wrażeń!
Razem z Blanką, Atqą, Angel i Arsenic miałam przyjemność uczestniczyć w otwarciu Instytutu Zdrowia i Urody Yasumi przy Bonarka 11 w Krakowie.
Zapraszam Was na fotorelację z tego wydarzenia.

Na początek parę słów o Yasumi:
"Instytut Zdrowia i Urody YASUMI został stworzony z myślą o osobach, które cenią sobie piękny wygląd, witalność i dobre samopoczucie. Wykwalifikowani kosmetolodzy i masażyści z Yasumi przy użyciu najwyższej jakości produktów, takich jak: Organique, MediDerma, Kryolan oraz własnej linii kosmetycznej YASUMI i innowacyjnego sprzętu skutecznie pomogą przywrócić blask piękna."
* źródło informacji




Atqa zajadała się truskawkami :)

Przywitano nas po królewsku :)
Pyszności!

Gościem specjalnym była Pani Ewa Wachowicz - opowiadała nam o sekretach swojej urody. Wszystkie zachwycałyśmy się nieskazitelną cerą, piękną figurą i niesamowitymi włosami Pani Ewy.
Na zdjęciu również przesympatyczna Pani Właścicielka Yasumi.
To zdjęcie pozwoliłam sobie pożyczyć z fanpage Yasumi.
Pani Ewa Wachowicz pozuje z Panią Właścicielką oraz personelem Instytutu Zdrowia i Urody Yasumi.

* źródło zdjęcia

Panie udzielały nam indywidualnych konsultacji, podpowiadały, na jakie zabiegi kosmetyczne się zdecydować i jak właściwie pielęgnować skórę.

Zwiedzałyśmy wszystkie zakamarki nowego Yasumi, odkrywałyśmy arsenał specjalistycznych maszyn, jakimi salon dysponuje.





I'm in heaven :)
W jednym z gabinetów, w którym wykonuje się rytuał SPA, można poczuć się naprawdę niebiańsko- tak właśnie wygląda sufit w tym gabinecie!

Drugi gabinet przeznaczony na rytuał SPA ma sufit, który imituje nocne niebo.

Niesamowicie podoba mi się estetyka całego Yasumi - przestrzenie Instytutu Zdrowia i Urody urządzone są w świetnym stylu, a równocześnie bardzo funkcjonalnie.

Poznajecie, kto tam zza biurka poluje z obiektywem na lakiery Essie? :)
Taaaak, to Blanka! :*
Z Yasumi nie wypuszczono nas z pustymi łapkami. To piękne pudełko zawierało same skarby...

Bon do wykorzystania na zabiegi pielęgnacyjne w Yasumi.



Pendive to mój fav- jest z drewna, ma magnesik, który ułatwia jego zamykanie, a do tego nagrane są na nim informacje na temat Yasumi.

Yasumi to nie tylko sieć salonów kosmetycznych- to również marka kosmetyków.
Ja będę mieć możliwość wypróbować płyn micelarny Yasumi oraz...

Krem do twarzy Yasumi

Bambusowa szczotka do masażu ciała




Bardzo się cieszę, że mogłam uczestniczyć w takim wydarzeniu.
Teraz pozostaje mi tylko rozważyć, na co wykorzystam mój bon na zabiegi pielęgnacyjne w Yasumi, sesese :)


Pochwalcie się, jak Wam mija pierwszy dzień tygodnia?



P.S. Na koniec wisienka na torcie- jedno z niewielu dzisiejszych zdjęć, na którym nie zamknęłam oczu :P Autorka: Blanka :*


Witajcie kochani!
Dziś mam przyjemność zaprosić Was na pokaz przedpremierowy ;) Choć lakier ten był już wcześniej pokazywany w blogosferze (na przykład u jego "mamusi"- Amethyst - TUTAJ), to swoją premierę na drogeryjnych półkach będzie miał dopiero w marcu.


Uwodzicielski Flirt to lakier z kolekcji Nail Obsession, w której kolory lakierów zaprojektowały blogerki (moim zdaniem to genialna inicjatywa!). Będzie to edycja limitowana, dostępna w drogeriach Rossman jedynie od marca do końca sierpnia 2013 roku.
Kolory w kolekcji są soczyste, intensywne- będą więc idealne na wiosnę i lato. Aby podkreślić ich charakter, producent zdecydował się nadać im formułę imitującą lakier żelowy.

Ja parę dni temu otrzymałam buteleczkę lakieru Uwodzicielski Flirt od samej jego projektantki- Amethyst, za co serdecznie dziękuję :* Większość kolorów z tej kolekcji od razu wpadła mi w oko, a Uwodzicielski Flirt był jednym z tych, które najbardziej chciałam wypróbować.
Co z tego wynikło? Poczytacie poniżej - zapraszam Was na recenzję Wibo - Nail Obsession Gel Like Nail Lacquer - Nr 4 Uwodzicielski Flirt by Amethyst.


Właściwości lakieru:

+ Konsystencja - dość rzadka, ale nie na tyle, by się rozlewała po płytce. Dobrze się rozprowadza.

+ Czas wysychania - niektóre dziewczyny mocno mnie nastraszyły, że lakiery z blogerskiej serii potrafią schnąć w nieskończoność. Tymczasem Flirt wysechł bardzo szybko! Nie musiałam nawet posiłkować się żadnym wysuszaczem.

- Pędzelek - raczej cienki, niestety nie przepadam za takim kształtem pędzelka. Zawsze sobie nim pół palca ubabram :P


+ Krycie - tu znowu naoglądałam się zdjęć, na których lakiery z blogerskiej serii prześwitywały po 3 warstwach. A Flirt pokrył płytkę już przy jednej cienkiej warstwie! Dla pełnego koloru nałożyłam potem drugą warstwę. Krycie świetne!

- Błysk - żelowe lakiery charakteryzują się tym, że kryją nieszczególnie mocno, ale za to błyszczą nieziemsko bez konieczności nakładania top coatu. Niestety ten lakier nie ma w sobie tego charakterystycznego, żelkowego błysku. Lśni jak zwykły kremowy lakier. Ja musiałam nałożyć top, by uzyskać błysk jaki lubię.

+ Trwałość - zdecydowanie na plus. Lakier trzymał się u mnie 5 dni. W 3 dniu zaczęły ścierać się końcówki i stopniowo ścierały się coraz bardziej, jednak nie powstawały odpryski.

+ Zmywanie - w porządku. Lakier wymaga nieco więcej tarcia niż zwykły kremowy lakier, ale zmywa się dobrze, kolor nie rozchodzi się na skórki.


KOLOR
Amethyst założyła, by było to połączenie różu i fioletu, kojarzące się z romantycznymi randkami.
Moim zdaniem po części udało się to uzyskać- mamy tu połączenie różu i fioletu, które daje odcień-kameleon. W świetle słonecznym wygląda jak soczysta, ciemna fuksja. W sztucznym świetle ma jednak więcej fioletu- wygląda wtedy jak ciepły, przełamany różem fiolet.
Lakier nie ma kremowego wykończenia- zawiera różowy shimer, który nadaje lakierowi ciepły blask. Nie są to jednak jakieś duże, kiczowate drobinki- raczej delikatne, widoczne dopiero przy dokładnym przyglądaniu się.
Uwodzicielski Flirt ma się kojarzyć z romantycznymi randkami. Mi osobiście kojarzy się raczej z gorącymi letnimi imprezami na egzotycznych plażach. Jest to odcień dość jaskrawy, moim zdaniem odważny. Myślę, że świetnie sprawdzi się na lato.


Dostępność: drogerie Rossman (od marca do sierpnia 2013)

Cena: 5,69zł za 8,5ml

Ocena: 5/6


Uwodzicielski Flirt w świetle słonecznym
Uwodzicielski Flirt w sztucznym oświetleniu


Jak podoba się Wam kolorystyczna propozycja Amethyst?
Ciekawa jestem, z czym Wam kojarzy się ten odcień? :)
Witajcie kochani!

Kiedy kosmetyk pielęgnacyjny sięga dna, to znak, że czas na jego recenzję. Dlatego dziś opowiem Wam o moim zimowym wybawicielu. Był to rycerz odważny i szlachetny, a co ciekawe- płci pięknej (w końcu Ewelina jej na imię). Jej tajną bronią były procenty. Procentów aż 10.
A mowa o... Eveline - Aksamitne Dłonie - Wygładzająco - nawilżający eliksir do rąk i paznokci 10% mocznika.

Niestety zapomniałam o fotkach, kiedy opakowanie jeszcze było w całości...

Tak jak wspominałam Wam jakiś czas temu (a dokładniej w TYM poście)- moje dłonie zimą potrzebują mocznika. Inaczej obsypują się krostkami, zaczynają się wysuszać i pękać, choćbym je nawet w oleju moczyła dniami i nocami. Jedynie krem z mocznikiem jest w stanie mi pomóc.
Moim ostatnim odkryciem była Isana 5% Urea, ale kiedy wybrałam się po nią do Rossmana, okazało się, że akurat została wykupiona... Na szczęście na półce z kremami zobaczyłam Eveline, która ma w sobie aż 10% mocznika. To był strzał w 10 :D


Opakowanie: krem zamknięty jest w miękkiej, plastikowej tubce. Estetyka opakowania średnio przypadła mi do gustu, ale do funkcjonalności nie mogę się przyczepić. Na opakowaniu znajdują się wszystkie potrzebne informacje. Tubkę „z klapką” możemy bez problemów nosić w torebce.


Użytkowanie:
+ Konsystencja – krem ma lekką, kremową konsystencję, dobrze rozsmarowuje się na dłoniach.
+/- Wchłanianie – krem wchłania się bardzo szybko i bezproblemowo, za to plus. Niestety pozostawia na skórach taką lekko lepką warstewkę, co bardzo mnie wkurza, dlatego wolałam stosować ten krem wyłącznie na noc.
+ Zapach – perfumowany, ale przyjemny, nie męczący, nie nudzi się w trakcie stosowania kremu. Utrzymuje się jakiś czas po aplikacji kremu.
+ Wydajność – standardowa, raczej na plus.
+ Krem mnie nie podrażnił, a wręcz przeciwnie- koił podrażnienia.


Efekty:
Nazwa nie kłamie – krem rzeczywiście dawał mi efekt aksamitnych dłoni. Bardzo skutecznie nawilżył. Wystarczyło stosować go jedynie raz dziennie, by dłonie były w doskonałej formie przez całą resztę dnia. Rozprawił się z moją „zimową alergią”, zniknęły przesuszenia, podrażnienie, wysypka.
Na stan paznokci nie wpłynął.


Skład: Skład jest całkiem niczego sobie jak na drogeryjny krem za parę złotych. Nie mamy parafiny ani innych odmian oleju mineralnego. Już na trzecim miejscu w składzie jest najważniejszy dla mnie mocznik. Mały minus za silikon i parabeny, ale w kremie do rąk jakoś je przeboleję. Poza tym na plus masło shea, kolagen, elastyna, wyciąg z cytryny, brzoskwini, czereśni, z dzikiej róży, z alg, aloesu i lukrecji.

INCI: Aqua, Glycerin, Urea, Glycine, Soya Oil, Cetyl Alcohol, Caprylic/Capric Trigliceride, Butyrospermum Parkii (Shea Butter) Fruit, Sodium Polyacrylate, Ceteareth-20, Dimethicone, Betaine, Hydrolyzed Collagen/Hydrolyzed Elastin, Citrus Medica Limonum (Lemon) Juice, Algae Extract, Prunus Persica (Peach) Fruit Extract, Prunus Avium (Sweet Cherry) Fruit Extract, Rosa Canina Seed Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Extract, DMDM Hydantoin, Phenoxyethanol/Methylparaben/Buthylparaben/Ethylparaben/Propylparaben, Parfum, Linalool, Buthylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate, Hydroxycitronellal, Citronellol, Limonene, Alpha-Isomethyl Ionone.


Dostępność: większe i miejsce drogerie (np. Rossman)

Cena: ok. 6zł za 100ml

Ocena: 5+/6 (Świetny krem z bardzo dobrym składem, łatwo dostępny, tani. Gdyby nie to, że zostawia lepki film, byłby moim hitem. Mimo tego małego minusa jestem bardzo zadowolona, że go kupiłam- był to wybór w ciemno, a okazał się bardzo słuszny. Nie wykluczam, że będę wracać do tego kremu- na noc lepka warstewka mi nie przeszkadza, a jedna aplikacja zapewnia komfort i miękkie dłonie na cały dzień).


Kremy Eveline są chyba dość znane. Stosowałyście kiedyś któryś z nich? (nie pamiętam, ile dokładnie ich jest, ale wiem, że na pewno więcej niż jeden wariant).
Jeśli Wasze dłonie również lubią mocznik tak jak moje, Eveline mogę Wam polecić z czystym sumieniem :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...