Dosłownie - oblewanie się rumieńcem. Recenzja Benefit BeneTint

75 Komentarzy

Zastanawiam się, czy twórca związku frazeologicznego "oblewanie się rumieńcem" przewidział, że kiedyś siostry Jane i Jean Ford wymyślą 'rumieniec w płynie'? A może to siostry Ford zainspirowały się frazeologią przy tworzeniu BeneTint'u?
Niezależnie od tego, co było inspiracją do jego stworzenia, BeneTint jest kosmetykiem kultowym. Na jego temat powiedziano/napisano już chyba wszystko. Mimo to uznałam, że jak zawsze mam ochotę dorzucić moje 'trzy grosze' ;)

BeneTint posiadam w postaci miniaturki - 4ml - którą dostałam od Marti :*


Opakowanie: miniaturka ma dokładnie takie samo opakowanie jak pełnowymiarowa wersja (z tą oczywiście różnicą, że pojemność jest mniejsza :P) - szklana, przezroczysta buteleczka z zakrętką, w którą wbudowany jest pędzelek. Pędzelkiem można jedynie "kicnąć" odrobinę na skórę, nie polecam jednak rozcierać nim BeneTintu. Jest do tego celu zbyt wąski i zbyt sztywny.


BeneTint na POLICZKACH
Ja stosuję go w ten sposób, że na środek policzka (tam, gdzie są największe "pućki" :P) nakładam 2-3 kropki i szybko rozcieram je palcami w kierunku ucha i skroni. Ważne jest, by robić to szybko, bo BeneTint błyskawicznie wysycha.
Nakładam go na podkład i puder, bo bez tych dwóch kosmetyków nie ma mojego makijażu. Wygodniej rozciera się kosmetyk na niepokrytej podkładem skórze, dłużej też się wtedy utrzymuje, ale na podkładzie i pudrze też nie ma tragedii. Wtedy trwałość benefitowych rumieńców zależy w dużej mierze od trwałości podkładu, bo rumieńce ścierają się stopniowo razem z podkładem.
EFEKT: Mega naturalny, zdrowy rumieniec. Cudownie dopasowuje się do koloru cery, więc pasuje właściwie do każdej karnacji (wypróbowałam na sobie, siostrze i mamie, a każda z nas ma inną karnację). Skóra wygląda po prostu na zdrową, wypoczętą, świeżą, odmłodzoną.

Nawet sobie nie wyobrażacie, jak ciężko było potem ten "rumieniec" na dłoni wyczyścić! :P

BeneTint na USTACH
Stosuję go w ten sposób, że pędzelkiem delikatnie rozprowadzam po wargach i odczekuję, aż wyschnie. Na tak przygotowane usta nakładam błyszczyk- najczęściej przezroczysty lub czerwony. Kolor BeneTintu "wgryza" się w usta, utrzymuje się po zniknięciu błyszczyka.
EFEKT: Wzmocniony kolor ust. Usta wydają się przez to pełniejsze, bardziej zdrowe. Nie podkreśla suchych skórek, ale też nie nawilża ust.

To był mój wigilijny makijaż. Na policzkach miałam właśnie BeneTint (w połączeniu z Goddes Rocks MeMeMe), usta również maźnęłam BeneTintem, a następnie nałożyłam błyszczyk Illamasqua w kolorze Succubus.

Ogólnie:
Jest to idealny kosmetyk dla osób, które preferują makijaż "no makeup". Daje piękny, bardzo naturalny efekt.
Jest zabójczo trwały - nałożony na czystą skórę (w sensie: bez podkładu i pudru) jest ciężki do usunięcia (kiedy robiłam swatche na dłoni, nie mogłam potem wyczyścić tej czerwonej plamy xD).
Ma piękny, różany zapach.
Ogromnym plusem jest wydajność tego kosmetyku- ja stosowałam go już wiele, wiele razy, a prawie nie ubywa z buteleczki. Dlatego moim zdaniem warto sprawić sobie miniaturkę, bo pełnowymiarowe opakowanie może być za duże i nie zdążycie zużyć go w odpowiednim czasie (a szkoda byłoby wyrzucać).
Jedyny minus, jaki ja w tym kosmetyku dostrzegam to aplikacja - chcąc czy nie chcąc, musimy rozsmarować go na policzkach palcami, a wtedy pigment wgryza się też w skórę naszych palców i potem naprawdę trudno się go zmyć.
Cena moim zdaniem jest w pełni adekwatna do jakości i wydajności kosmetyku.


BeneTintowe "inspiracje"
Różne firmy (Technic - Cheek Tint, MeMeMe - Pussy Cat, Models Own) inspirowały się BeneTintem, tworząc swoje wersje różu w płynie. Niestety w chwili obecnej nie mam porównania z żadnym z nich.

Dostępność: drogerie Sephora oraz sklepy online, Allegro, ebay (wtedy jednak nie mamy pewności, czy kupujemy oryginał)
Cena: ok. 130zł za 15ml, ok. 30-40zł za 4ml

Ocena: 6-/6 (Dla mnie to kosmetyk idealny. Małym minusem jest jedynie aplikacja. Jeśli chodzi o cenę- owszem, nie jest mała, ale moim zdaniem adekwatna. Ja jednak i tak w przyszłości nie mam zamiaru kupować pełnowymiarowego opakowania, a jedynie miniaturkę- w zupełności mi wystarczy i to na długi czas ;)


Stosujecie tinty? Jak Wam się podoba pomysł płynnych róży?
I który kolor byście wybrały - czerwony BeneTint czy różowy PosieTint?

Źródło zdjęcia: http://www.sephora.com



Podone posty:

75 komentarzy:

  1. Chciałabym umieć go aplikować bo choćbym nie wiem jak próbowała nałożyć róż w płynie wyjdzie mi jedna wielka plama xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BeneTint jest pod tym względem niegroźny- jest delikatnie napigmentowany, więc robiąc tylko 2-3 kropki nie wyjdzie plama :) chyba, że nałożysz go więcej- wtedy efekt będzie bardziej wyrazisty i plama może się pojawić.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Nie znasz BeneTintu? No co Ty, to nawet taki drewniak jak jak zna (a ja zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatnia :P).

      Usuń
  3. Ja czerwieni niestety nie lublu, nie pasuje mi niestety ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na polikach BeneTint wychodzi taki raczej.... hm, ciężko to opisać- taki rumieniec po prostu, nie jakaś czerwona plama ;)
      Ale jeśli masz chłodną tonację skóry, to raczej chyba lepiej sprawdziłby się różowy PosieTint :)

      Usuń
  4. na bank zrobiłabym sobie nim plamy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty- jak ja sobie nie robię (czyt. makijażowa kaleka) to znaczy, że jest naprawdę niegroźny ;P

      Usuń
  5. miałam miniaturkę, ale nie przypadł mi do gustu, zresztą posie tint też nie, nie dla mnie konsystencja, zbyt wysuszająca, a przy posie podkreślająca niedoskonałości na policzkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dobrze, że mi piszesz, że Posie podkreśla niedoskonałości, bo już miałam kupować miniaturkę. Ale skoro tak, to nie byłoby to najlepsze rozwiązanie, bo niedoskonałości Ci u mnie dostatek ;P

      Usuń
    2. ech miniaturkę można zaryzykować;) u mnie przynajmniej podkreślał, nawet takie o których nie miałam pojęcia bo przed aplikacją nie były widoczne:D no ale ma wielu zwolenników, więc to może po prostu moja skóra;)

      Usuń
    3. Ja mam niedoskonałości całą masę, więc podejrzewam, że skoro u Ciebie podkreślał, to ze mnie mógłby zrobić potwora :P Poza tym mam wrażenie, że Posie jest raczej dla dziewczyn z chłodną tonacją cery, a Bene dla osób o cieplejszej tonacji. A że ja wolę cieplejsze kolorki, to chyba jednak pozostanę przy Bene :)

      Usuń
  6. Chcialabym go moc przetestowac, wyglada swietnie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jest świetny! Southgirl, poluj na miniaturkę :)

      Usuń
  7. Mam oba i co do bohatera dzisiejszego postu widzę, że mamy zupełnie odmienne zdanie. Już kiedyś o nim pisałam, dla mnie to mały koszmarek. PosieTint, niby lepiej, ale i tak nie polubiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj, wielka szkoda, że Ci nie pasował :/ Ja się z nim bardzo polubiłam :)

      Usuń
  8. wszystko pieknie fajnie. tylko jaka jest ta cena?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajjjjjj, skleroza! Pogodowa, dobrze, że mi przypominasz o tym. Pełnowymiarowe opakowanie około 130zł w Sephora, miniaturki widuję na Allegro za około 30-kilka złotych.

      Usuń
    2. miło ze się do czegoś przydałam ;) oo ta miniaturka to wg. mnie spokojnie wystarczy zwłaszcza ze piszesz iz jest wydajny ;D chyba sie skusze.

      Usuń
    3. Taaaak, ja nawet jestem skłonna powiedzieć, że lepiej kupić miniaturkę, bo pełnowymiarowe opakowanie może być aż za duże, by można go było zużyć zanim by się przeterminowało.

      Usuń
    4. powinni robić opcję mini i opcję pełnowymiarową.

      Usuń
    5. dokładnie! Niestety miniaturka jest dostępna chyba tylko w zestawach :/ A jeśli masz kogoś znajomego w UK, to poluj, bo tam często do gazet dołączają miniaturki Benefitowych kosmetyków.

      Usuń
    6. mam koleżanke ;p musze się chyba do niej uśmiechnąć ;)

      Usuń
    7. W takim razie koniecznie się uśmiechnij :D I obserwuj blogi- w blogosferze zawsze pojawia się jakaś informacja odnośnie tego, kiedy do zagranicznych gazet dołączane są jakieś fajne gratisy :)

      Usuń
  9. Czasami noszę tint na ustach.
    I bardzo dobrze się w nim czuję :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam go rownież w wersji miniaturowej i przyznaję,ze skóry ciężko go zmyć:) lubię też jego efekt na ustach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też! Właściwie nie mogę się zdecydować, czy wolę go na ustach czy na polikach- w każdej formie bardzo mi się podoba :)

      Usuń
  11. Obawiam się, że nie umiałabym tego używać:) Ogólnie jakoś niespecjalnie interesuję się benefitem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stref, skoro ja nie mam problemów z jego nakładaniem, to Ty też na pewno byś sobie poradziła :)

      Usuń
  12. bosko wyglądałaś w wigilię :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja dopiero się zaprzyjaźniam z różami, więc takiego produktu bym się bała;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On jest naprawdę bardzo delikatnie napigmentowany, więc jestem pewna, że poradziłabyś sobie z jego aplikacją :)

      Usuń
  14. Odpowiedzi
    1. Tak? Ojej, ja myślałam, że każdy już zetknął się z BeneTintem ;)

      Usuń
  15. Nie stosowałam go, jakoś mam obawy do różu w takiej postaci, ale może kiedyś swoje nastawienie zmienię ;)
    Miłego weekendu Kochana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też miałam spore obawy, ale okazało się, że zupełnie niesłusznie- ten róż jest niegroźny, nawet ja radzę sobie z jego aplikacją, a ja talentu do nakładania róży i bronzerów nie mam :P

      Usuń
  16. Oj przetestowałabym :) Może gdzieś uda mi się dorwać miniaturkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Allegro widziałam je po 30-kilka złotych. Najlepiej byłoby mieć kogoś znajomego w UK, bo tam czasami dołączają miniaturki do czasopism. Szkoda, że u nas gazety nie pomyślą o takich gratisach ;)

      Usuń
  17. ja za różami nie przepadam, więc pewnie nie byłabym zachwycona :P boje sie takich płynnych wynalazków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie też doszłam do wniosku, że wolę jednak bronzery albo takie bronzero-róże w morelowym, beżowym kolorze. BeneTint jednak mnie przekonuje, bo jest bardzo naturalny i nie gryzie się z bronzerem, co niestety często mi się zdarza przy innych różach (mam wrażenie, że jeśli nałożę i bronzer, i róż, i rozświetlacz, to robi mi się jedna wielka plama na policzku).

      Usuń
  18. Ja nie stosowałam, chociaż kusi i to bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szarona, jeśli będziesz mieć kiedyś możliwość, to zapoluj na miniaturkę :) Koszty nie są wtedy tak duże, a zawsze to możliwość wypróbowania :)

      Usuń
  19. patrząc na kolor w buteleczce, można sie przestraszyć, ale roztarty wygląda fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! W buteleczce jest mega ciemny, jak krew :P

      Usuń
  20. Fajny gadżet, ale jak patrzyłam na nie w Sephorze, to nie wyglądały po roztarciu na ręcę jakoś rewelacyjnie, więc byłoby mi żal pięniędzy zwłaszcza, że tinty Benefitu tanie nie są. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda :/ Niestety do najtańszych nie należą, ale mi BeneTint bardzo odpowiada :)

      Usuń
  21. te płynne kosmetyki benefitu u mnie średnio się sprawdzają, stanowczo wolę róże i bronzery w kamieniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bronzery też wolę w kamieniu, natomiast róże w kamieniu jakoś przestały mi pasować- sama nie wiem czemu :/

      Usuń
  22. Fajnie wygląda;) Chociaż znając mnie, zrobiłabym sobie nim krzywdę;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaśśś, na pewno byś sobie poradziła- ja jestem "makijażową kaleką", a daję sobie radę :)

      Usuń
  23. no, no, dotąd nie wiedziałam o jego istnieniu, a lubię takie udające naturę kosmetyki, ciekawa jestem jak bym sobie poradziła z aplikacją :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Margaretko, na pewno dałabyś sobie radę bez problemu- jest delikatnie napigmentowany, więc ciężko sobie nim zrobić krzywdę ;)

      Usuń
  24. róż tak :) ale nigdy w takiej formie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko, jestem przekonana, że gdybyś go spróbowała, polubiłabyś go tak samo jak ja :)

      Usuń
  25. bardzo, Ci ładnie w tym odcieniu:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Ładnie Ci w tych kolorach.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jakoś nigdy nie miałam zbytniego parcia na zakup jakiegokolwiek tintu z Benefitu. Zainteresowały mnie jedynie rozświetlacze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie właśnie bardziej od rozświetlaczy kusiły właśnie tinty. Choć oczywiście Benefitowym rozświetlaczem też bym nie pogardziła ;P

      Usuń
  28. Strasznie kusi mnie ten produkt :) Mam jakąś tanią angielską podróbkę za funta ale może zanim przetestuję oryginał skuszę się na Technica albo MeMeMe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Technic podobno ma identycznie właściwości jak BeneTint. Też muszę go wypróbować i porównać :)

      Usuń
  29. Mam,ale z innej firmy i go nie używam jedynie czasami do ust

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, a to czemu? Nie odpowiada Ci jego efekt na policzkach? :)

      Usuń
  30. Właśnie dlatego mnie się nie spodobał, bo ja nie jestem zwolenniczką make-up no make-up :D

    OdpowiedzUsuń
  31. Nigdy jeszcze nie używałam płynnego różu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja osobiście bardzo polubiłam taką formę różu, więc polecam :)

      Usuń
  32. Ja też nie stosowałam :) słyszałam o domowym sposobie z buraczków dla osób, które (tak jak i ja:P) przeraża mazianie płynnego koloru palcami. Ze względów na opisane przez Ciebie wgryzanie się koloru w paluszki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaak, też o tym słyszałam- Alina Rose ostatnio podawała przepis :) Mnie jednak przeraża troszkę wizja "gotowania sobie różu" xD

      Usuń
    2. "Zgotuj sobie własny los", albo "nawarzyłaś sobie różu, to go użyj" :D hahaha! W sumie nie wiem, jeszcze nie próbowałam :) ale mam ambicje w wolnej chwili :) No bo w sumie wiem, że nie uczuli.

      Usuń
    3. Picola, może uznasz mnie za wariatkę, ale mnie jakoś odrzucają robione własnoręcznie kosmetyki. To znaczy nie takie, które ktoś zrobi- np. jakieś mydełka czy balsamy w kostkach, które czasem widuję na blogach, oczywiście mnie kuszą. Ale takie kosmetyki, które ja zrobię. Jak sobie tam wymieszam dwa składniki, to jeszcze pół biedy. Ale np. jak kiedyś próbowałam sobie tonik zrobić i spray do włosów, to po prostu wyszła masakra- po paru dniach męczenia się i przełamywania, wylałam mieszanki do zlewu i odetchnęłam z ulgą :P Dlatego też wywar z buraczków jest raczej nie dla mnie ;)

      Usuń

Dziękuję za każde słowo :*
Uprzejmie proszę o niereklamowanie swoich blogów.
Komentarze zawierające spam, obraźliwe uwagi itp będą przeze mnie usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...