Fani wosków i świec Yankee Candle prędzej czy później robią mały skok w bok, zdradzając królową zapachów z konkurencją. Najczęściej sięgają po produkty marki Kringle Candle. Tak też było w moim przypadku - podczas robienia jednego z zamówień, wrzuciłam do wirtualnego koszyka cztery maleństwa Kringle Candle (dwa woski i dwa tealighty, które i tak topiłam jak woski w kominku) w świątecznych zapachach. Z bogatej oferty wybrałam: Christmas, Christmas Stroll, Jingle All The Way oraz Ginger Snow Angel. Opowiem Wam pokrótce o trzech z nich.



Pierwszym, na który się skusiłam, jest Christmas. Zapach określany jako woń sosny i zimnego powietrza za oknem to naprawdę ciekawa i trudna do opisania mieszanka. Rzeczywiście jest świeży, rześki i mroźny, ale ma w sobie też coś otulającego. Leśny aromat sosny jest wyczuwalny, ale subtelny. Christmas to nie typowo leśny, choinkowy zapach. To jakby woń świeżo przewietrzonego, posprzątanego na Święta mieszkania. Moja mama mówi, że zapach ten kojarzy jej się właśnie ze świątecznymi porządkami. Ja nie potrafię sprecyzować, co przypomina mi Christmas w interpretacji Kringle Candle. Na pewno mogę powiedzieć, że to piękny, ciekawy, bardzo świąteczny zapach - oryginalny, inny niż jakiekolwiek świąteczne zapachy, które dotąd poznałam. Jeśli nudzą Was zapachy ciasteczek, choinki, korzennych przypraw, koniecznie wypróbujcie Christmas!



Drugi gagatek to Christmas Stroll czyli Świąteczny Spacer.  Według producenta znajdziemy w nim nuty sosny i ciepłego jabłecznika. Na mój nos jest to typowo leśny zapach, w którym główną rolę grają choinkowe akordy, przełamane jednak delikatną korzenną nutą. Mimo że leśne zapachy kojarzą się często z tanimi odświeżaczami powietrza, Christmas Stroll na szczęście wywołuje u mnie zdecydowanie inne skojarzenia. Gdy byłam małą dziewczynką, rodzice mieli świąteczną świecę (chyba Brise, ale pewna nie jestem) w przepięknym słoju, ozdobionym rysunkiem ośnieżonego lasu, drewnianych chatek i bawiących się w śniegu dzieci. Ta świeca towarzyszyła nam przez kilka lat, odpalana wyłącznie podczas Świąt, roztaczając pod całym mieszkaniu właśnie taki zapach jak Christmas Stroll. Dla mnie ten wosk to powrót do dzieciństwa, kiedy Święta miały w sobie nieporównywalnie większą niż teraz magię :)



Na deser zostawiłam coś cudownego - Ginger Snow Angel. Już sam "ciastek" na etykietce kusi do wypróbowania tego zapachu, a gdy podnoszę wieczko... odpływam! Imbirowy Aniołek to bardzo realistyczna mieszanka aromatów - na pierwszy plan wybija się oczywiście imbirowa nuta: energetyzująca, a jednocześnie delikatna. Znajdziemy tu również cytrusowe akordy, odrobinę korzennych przypraw i słodycz brązowego cukru. Całość jest bardzo ciekawa, absolutnie nie mdła, mega świąteczna. Jeśli lubicie zapach imbiru, będziecie zachwyceni Ginger Snow Angel! Ten zapach to idealna alternatywa dla tych z Was, który znudzeni są już typowo pierniczkowymi, korzennymi świecami, a nie ciągnie ich też do waniliowych, przesłodzonych zapachów.



Było to moje pierwsze, ale z pewnością nie ostatnie spotkanie z zapachami Kringle Candle. Ujęły mnie ciekawą formą (woski są podzielone na porcje, które łatwo odłamać, tea lighty dają się bezproblemowo kroić, nie kruszą się tak jak woski YC) i intensywnością zapachów - wiadomo, że w ofercie każdej marki zdarzają się mniej i bardziej intensywne zapachy, ale cała moja czwórka Kringle okazała się naprawdę mega intensywna.



Znacie zapachy z oferty Kringle Candle?
Jaki zapach wybieracie na tegoroczne święta - naturalne aromaty płynące z kuchni czy może coś spośród aromatycznych świec lub wosków?

Pozdrawiam! :)
Biorąc pod uwagę falę pierniczkowych zdjęć, jaka przewaliła się w ten weekend przez Instagram i Facebooka, zakładam, że pewnie Wasze pierniczki na te Święta są już gotowe. Postanowiłam jednak opublikować ten przepis, bo być może ktoś z Was - tak jak ja - zostawił świąteczne pierniczenie na ostatnią chwilę, albo może skorzysta z tego przepisu za rok.

Trzy lata zajęło mi znalezienie idealnego przepisu na pierniczki świąteczne. Dopiero w tym roku wyszły idealne - kruche przy nagryzaniu, ale absolutnie nie za twarde, rozpływające się w ustach, mocno korzenne, o odpowiednim kolorze.



Przepis zaczerpnęłam z bloga Qchenne Inspiracje, ale przy wyrabianiu ciasto wyszło mi potwornie suche, więc trochę zmieniłam składniki według własnych upodobań ;)
Z jednej porcji wyszło mi około 100 niewielkich pierniczków.


Składniki:
1 kg mąki pszennej
300g masła
250g cukru
250g płynnego miodu
4 łyżki gorzkiego kakao
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżeczki sody oczyszczonej
3 żółtka
5-7 łyżek słodkiej płynnej śmietany 30%
2-5 łyżek rumu lub innego alkoholu
1 opakowanie cynamonu
1 łyżeczka imbiru
1 łyżeczka mielonych goździków
pół łyżeczki gałki muszkatołowej
2 łyżeczki wody
szczypta soli



Masło, cukier, miód, przyprawy i kakao podgrzewamy w garnku, stale mieszając, aż masło całkowicie się roztopi i wszystkie składniki dobrze się połączą. Odstawiamy do ostygnięcia - najlepiej na balkon, wtedy szybko przestygnie.
Sodę oczyszczoną mieszamy z wodą i dodajemy do masy. Wlewamy również żółtka i dokładnie mieszamy.
Mąkę przesiewamy z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli (najlepiej do miski). Dodajemy 5 łyżek śmietany i 2 łyżki rumu. Zagniatamy. Jeśli ciasto jest za suche, dodajemy jeszcze śmietany lub rumu (albo tego i tego :P). Konsystencja ciasta ma być dość sucha i krucha.
Ciasto schładzamy chwilę w lodówce, a następnie wałkujemy na stolnicy i wykrawamy pierniczki. Ważne, by nie wałkować za cienko - im grubsze pierniczki, tym smaczniejsze ;) Jeśli ciasto jest za zimne, będzie się kruszyć, dlatego trzeba dać mu chwilę na ogrzanie. Jeśli jest za ciepłe, będzie się kleić do wałka, ale problem rozwiąże wałkowanie przez folię spożywczą lub po prostu delikatne podsypanie mąką.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni (bez termoobiegu) przez 9-10 minut (moje pierniki były dość grube - jeśli preferujecie cieńsze, możecie skrócić czas pieczenia do 7-8 minut).


Szczerze polecam ten przepis!
Pierniczki wyszły idealne :)

Piernikowa Lumpy Space Princess <3

W czasie mojej letniej przerwy od blogowania dotarły do mnie cztery ShinyBox'y, których Wam na blogu nie pokazywałam. Uznałam, że bez sensu byłoby po tak długim czasie wracać i maglować każde pudełko z osobna. Jednak wśród boxowych kosmetyków zalazłam kilka, które naprawdę polubiłam. Pomyślałam, że wspomnę o nich pokrótce.




SYLVECO Pomadka peelingująca (ShinyBox czerwiec 2014)
Recenzowałam już tę pomadkę - jeśli chcecie o niej poczytać, odsyłam Was TUTAJ. Napiszę tylko, że to świetny produkt - delikatnie peelinguje i dobrze nawilża.




SYIS Gąbeczka Make-up Blender (ShinyBox czerwiec 2014)
Ewidentnie wzorowany na gąbeczce Beauty Blender, SYISowy Make-up Blender okazał się moim hitem. Znacznie ułatwił mi aplikację sypkiego mineralnego podkładu i korektora. Nie sięgam jednak po tę gąbeczkę codziennie, bo umycie jej zajmuje trochę czasu, a wysychanie jeszcze więcej - gąbka potrzebuje 2-3 dni, by zupełnie przeschnąć.




Wspomnieć muszę o jeszcze jednym kosmetyku z czerwcowego ShinyBox'a - Peelingu solnym do ciała ORGANIQUE. Jeszcze go nie wypróbowałam (w kolejce czekały inne peelingi), ale jestem go bardzo ciekawa i wierzę, że dobrze się u mnie sprawdzi, tak jak inne kosmetyki tej marki, które do tej pory znalazły się w ShinyBox'ie.


Lipcowy ShinyBox niczym nie zachwycił mnie na tyle, bym chciała tutaj wyróżnić którykolwiek kosmetyk... Sierpniowe pudełko natomiast nadrabia za dwa miesiące:


BANDI Krem intensywnie nawilżający (ShinyBox sierpień 2014)
Nie miałam jakiś wybitnie dobrych wspomnień związanych z tą marką, jednak krem nawilżający okazał się dla mnie strzałem w dziesiątkę. Jest bardzo lekki, dzięki czemu szybko się wchłania, nie przyspiesza przetłuszczania się cery i idealnie sprawdza się pod makijaż. Równocześnie nieźle radzi sobie z nawilżaniem. Chyba sprawię sobie pełnowymiarowe opakowanie.




GLAZEL Konturówka do brwi (ShinyBox sierpień 2014)
Zawsze uważałam, że mam aż za gęste brwi i niczym nie muszę ich podkreślać. Z czasem zaczęłam stosować żel Wibo, by ułożyć niesforne włoski. Kiedy jednak ta konturówka trafiła w moje ręce, stała się podstawowym elementem codziennego makijażu. Pięknie podkreśla brwi, jest odpowiednio miękka, nie rozmazuje się przez cały dzień.




THE BODY SHOP Masło do ciała Wild Argan Oil (ShinyBox sierpień 2014)
Co za zapach! Co za działanie! W przypadku tego kosmetyku nazwa idealnie oddaje konsystencję - gęstą, maślaną, topiącą się pod wpływem ciepła dłoni. Idealnie natłuszczał i nawilżał bardzo suchą skórę. Do skóry normalnej był trochę za ciężki, ale chętnie smarowałam nim całe ciało, bo pokochałam zapach, jaki pozostawiał na skórze.




ETRE BELLE Maskara Lash X-Press & Hyaluronic (ShinyBox wrzesień 2014)
Stosuję ją ostatnio codziennie, choć niestety dobija już dna. Pisałam o niej obszerniej TUTAJ.



Jak widać, letnie boxy obfitowały w fajne kosmetyki. Widać też pewnego rodzaju sinusoidę - czerwiec super, lipiec słabo, sierpień super, wrzesień średnio. To chyba oznacza, że powinnam polecać Wam kupowanie co drugiego pudełka ;P
Dajcie znać, czy stosowaliście kiedyś któryś z tych kosmetyków?

Każdy chyba kojarzy małe, plastikowe jabłuszka, które stanowią popularną ozdobę choinkową. W moim rodzinnym domu świąteczne drzewko zawsze zdobiły całe zastępy takich jabłuszek. Mama dekorowała nimi również stroik na świąteczny stół. Jako małe dziecko wyobrażałam sobie, jak mogłyby pachnieć, gdyby były prawdziwymi, nie plastikowymi jabłkami. Yankee Candle chyba czytało mi w myślach, tworząc zapach Red Apple Wreath! :)



Red Apple Wreath to zapach z linii Festive. Połączono w nim aromat jabłek, orzechów, cynamonu i syropu klonowego. Brzmi jak przepis na dobrą szarlotkę!



Red Apple Wreath to zapach, który może towarzyszyć nam nie tylko w okresie świątecznym - moim zdaniem sprawdzi się właściwie przez całą jesień i zimę, a także w bardziej deszczowe dni wiosny i lata.
Kiedy wyczytałam, że połączono w nim nuty jabłek i cynamonu, od razu pomyślałam: "szarlotka!". Red Apple Wreath jest jednak zapachem, który określiłabym raczej jako owocowy niż ciastkowy. Cynamonu i słodyczy w nim niewiele - tyle jedynie, by osłodzić nieco kwaśny aromat jabłek i dodać głębi całej kompozycji. 
Kiedy jako dziecko dekorowałam choinkę małymi plastikowymi jabłkami, właśnie tak wyobrażałam sobie ich zapach, gdyby były prawdziwe - świeże, owocowe, ale znacznie słodsze niż zwykłe jabłka. Czerwona, błyszcząca skórka obiecuje cudownie soczyste wnętrze :)



Dostępność: stacjonarnie lub online (np. w Goodies)
Pora roku: uniwersalny
Pora dnia: uniwersalny
Przeznaczenie: relaks
Przy gościach: tak
Intensywność:







Moim zdaniem Red Apple Wreath to naprawdę ciekawy zapach. Nie określiłabym go jako typowo szarlotkowy, ale ma w sobie odrobinę cynamonu i słodyczy. Czuć w nim też orzechową nutę. Jest naprawdę ładny. Stanowi idealne towarzystwo na jesienne i zimowe wieczory.






Za parę miesięcy stuknie mi ćwierćwiecze, a ja cały czas mam w sobie duszę nastolatki. Nie ciągnie mnie do czerwieni na ustach i paznokciach, nie dla mnie klasyczne szpilki, nie zachwycam się Chanel no. 5. Wciąż częściej sięgam po słodkie, kwiatowe i owocowe perfumy: takie jak You & I od One Direction, które dostałam od perfumerii Douglas.



Co prawda muzyka zespołu raczej nie leży w moim guście, ale muszę przyznać, że "One way or another" podśpiewywałam pod nosem przez długie tygodnie ;)  Piosenka "You & I", której tytuł jest równocześnie nazwą nowych perfum sygnowanych przez członków zespołu, to romantyczna ballada o zakochanych, którzy stawiają czoła przeciwnościom losu, ale ich uczucie jest na tyle silne, że nic nie może ich rozdzielić. 


Perfumy You & I również należą do kategorii romantycznych. Na pierwszy plan wysuwa się w nich owocowa, energetyczna nuta, jednak po chwili ustępuje ona miejsca kwiatowym akordom na pralinkowej, słodkiej bazie.
You & I to zapachowa mieszanka zawierająca mango, grapefruita, kwiat brzoskwini, osmantusa, orchideę, piwonię, drzewo sandałowe, pralinę i piżmo. 



Myślę, że perfumy You & I przypadną do gustu nie tylko fankom One Direction. Zapach ten będzie idealny dla nastolatek (przez tą początkowo mocną owocową nutę kojarzy mi się z owocówkami Escady, które kochałam w licealnych czasach), ale też dla każdej młodej kobiety, która lubi takie słodkie, owocowo-kwiatowe aromaty. Perfumy spodobały się nawet mojej mamie, która jest już dojrzałą kobietą.



Jedyne do czego mogę się przyczepić, to trwałość perfum. Na skórze utrzymują się parę godzin, na ubraniach do 10h.




Co zasługuje na uwagę?
Na pewno ciekawa buteleczka perfum. Spotkałam się z opinią, że jej kształt kojarzy się z trumną... Mi przypomina bardziej jakiś ciekawie oszlifowany kamień szlachetny. Dobrze komponuje się z projektem kartonika. Różowy kolor i złote akcenty na pewno wpadną w oko grupie docelowej zapachu.
Buteleczka You & I zawiera bonus - pierścionek. Niestety jego wielkość nie jest regulowana, ale dołączona do perfum ulotka sugeruje, by nosić go na łańcuszku. 





Warto również obejrzeć sobie spot promujący zapach You & I - jest naprawdę zabawny. Założę się, że cały zespół 1D miał niezły ubaw podczas kręcenia tego filmiku ;)



Na koniec dodam jeszcze, że zapach You & I od One Direction jest dostępny w Polsce od 15.12.2014 (więc to jeszcze ciepła nowość!) wyłącznie w perfumeriach Douglas w cenie 129zł za 30ml, 175zł za 50ml i 219zł za 100ml.
Jeśli nie macie jeszcze gwiazdkowego prezentu dla nastolatki, możecie śmiało rozważyć zakup perfum You & I :)






A jeśli macie w sobie żyłkę konkursowicza, już dziś możecie powalczyć o ten (i wiele innych) prezentów w konkursie "Podaruj piękno z Douglas" - aby poznać więcej szczegółów, wystarczy kliknąć w poniższy baner:

https://www.facebook.com/PerfumerieDouglasPolska/app_139761029533870

Wczoraj trafił do mnie grudniowy ShinyBox, zrealizowany pod hasłem "Mówimy STOP nietrafionym prezentom!". Czy rzeczywiście to pudełeczko może być dobrym prezentem świątecznym? Sprawdźcie jego zawartość:





Całość prezentuje się naprawdę nieźle:




POSE - Spa Herbal Luksusowy krem pielęgnacyjny do twarzy
To gwiazda całego pudełeczka. Pięknie spakowany, w pomysłowym kartoniku, w regularnej sprzedaży takie pełnowymiarowe pudełeczko kosztuje aż 100zł, czyli dwa razy więcej niż całe pudełko ShinyBox ;) Mi trafiła się wersja ziołowa (bo w pudełku znaleźć można było różne wersje kremów do twarzy lub krem pod oczy). Pod makijaż jest za tłusty i ma średnio przyjemny zapach, ale bardzo przyjemnie nawilża i koi.






LIERAC - Płyn micelarny do demakijażu
Jeszcze nie miałam okazji go wypróbować, ale już ujął mnie pięknym zapachem. Przyda mi się na świąteczny wyjazd.




ORGANIQUE - Cynamonowe mydło glicerynowe
Grudniowe pudełeczko pachniało już przez kartonik, a to właśnie za sprawą tego mydełka. Cudowny, zimowy zapach cynamonu! Na pewno jeszcze go nie napocznę - schowam go na półkę, by wypełniło zapachem całą szafę.




APC - Zestaw cieni sypkich + brokat
Kolejna "wieżyczka" cieni tej marki. Tym razem otrzymałam cudowne, typowo świąteczne zestawienie kolorów. Na wigilijny wieczór uwielbiam właśnie taki złoty makijaż oczu - do tego klasyczna czerwona szminka i jest idealnie :) Takie cienie z powodzeniem posłużą mi też podczas przygotowań do Sylwestra i karnawałowych imprez.


bez bazy


VASELINE Intensive Care - Balsam do ciała Essential Healing
Dobrze, że marka Vaseline zagościła w pudełeczku - jest na polskim rynku dopiero od kilku miesięcy i jeszcze nie wszyscy mieli okazję bliżej ją poznać. Ten balsam mam już w swoich kosmetycznych zbiorach - TUTAJ znajdziecie jego recenzję.




VASELINE Intensive Care - Wazelina kosmetyczna Petroleum Jelly
To flagowy produkt marki. Niestety mi samej zupełnie się nie przyda - nie używam wazeliny. Ten kosmetyk znajdzie jednak zastosowanie u mojego psa. Zimą, gdy chodniki posypywane są solą, Olie nie może chodzić - bardzo cierpi, co chwila podnosi łapki w górę. Po spacerach ma też strasznie wysuszone łapki. Dlatego przed spacerami smarujemy mu poduszeczki wazeliną - to choć trochę chroni go przed podrażnieniami od soli.




SIGNAL - Pasta do zębów White Now
Pasta została opisana jako gratis, moim zdaniem całkiem fajny i na pewno przydatny. W Święta, po tym całym obżarstwie, z pewnością przyda nam się zadbanie o promienny uśmiech. Po makowcu mycie zębów obowiązkowe ;)




Przypinka to świąteczny prezent od ShinyBox. Przypnę ją do mojej torby na zakupy, gdzie wisi już przypinka sklepu Pewex z listopadowego boxa ;)



Rewelacyjne okazały się w tym miesiącu prezenty dla członków Klubu VIP - Rozgrzewający balsam do rąk PAT&RUB oraz Naturalny olejek relaksujący Love Me Green - obydwa kosmetyki w pełnowymiarowej wersji!
Moim zdaniem grudniowy ShinyBox jest naprawdę dobrze skomponowany. Nie wiem, czy w 100% nadaje się na prezent - osobiście wolę wręczać prezenty, co do których mam możliwie jak najwięcej pewności, że spodobają się obdarowanym, a wręczając ShinyBox'a mogłabym jednak nie trafić w kosmetyczne potrzeby (w przypadku np. kremu Pose) lub kolorystyczne preferencje (mam na myśli cienie APC).


Jak Wam się podoba to pudełeczko?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...