Jeśli ktoś Wam powie, że blogerki są pazerne, zazdrosne, złe i i w ogóle niefajne, kopnijcie go ode mnie w zadek.
Oczywiście - pewnie w blogosferze jak i wszędzie znajdą się jakieś "przyjemniczaki", których lepiej omijać szerokim łukiem. Ja jednak (odpukać w niemalowane i "tfu tfu tfu" trzy razy przez lewe ramię) jak dotąd trafiałam w blogosferze na osoby promieniujące tak pozytywną energią i mające tak dobre serca, że totalnie przeczyły wizerunkowi "złej, pazernej blogerki".
Ostatnio wydarzyły się u mnie takie rzeczy, w które blogosferowy sceptyk pewnie by nie uwierzył, gdyby nie były udokumentowane zdjęciami...

Wyobraźcie to sobie - wrzucacie na fanpage zdjęcie swoich połamanych paznokci. Chwilę później dostajecie maila od kogoś, kogo nawet nigdy na oczy nie widzieliście i kto nie widział Was. W wiadomości ten ktoś pisze, że chce Wam podarować najlepszą na rynku odżywkę do paznokci. Szok? Pewnie, ale to jeszcze nic. Przychodzi paczka (za którą ten ktoś nie chciał nawet zwrotu kosztów przesyłki, nie mówiąc o zapłaceniu za odżywkę czy wymianie za coś), a w niej poza odżywką Micro Cell 2000 mnóstwo innych cudowności - moje ukochane serum na końce włosów Green Pharmacy, mydełko The Body Shop, Clinique, Estee Lauder, Balea, Roberto Cavalii, Dermedic...
Tym pomocnym skrzatem jest Kasia Sweet & Punchy. Kasiu, raz jeszcze przesyłam Ci ogromne, ogromne podziękowania!
I co - że niby blogerki zazdrosne i pazerne?


Ok, idziemy dalej.
Może pamiętacie, że jakiś czas temu cieszyłam się niesamowicie z planowanego wyjazdu na Igraszki Kosmetyczne. Czekałam na ten dzień, odliczałam tygodnie i dni. Kiedy wreszcie nastał, problemy zdrowotne nie pozwoliły mi jechać do Warszawy. Załamana musiałam zrezygnować z poznania na żywo blogerek, które od długiego czasu znam z blogowej rzeczywistości. Oglądając relacje dziewczyn z Igraszek Kosmetycznych byłam z jednej strony szczęśliwa, że wszystko tak świetnie się udało (uwielbiam takie inicjatywy!), a z drugiej potwornie smutna, że ja nie mogłam w tym uczestniczyć.
Po spotkaniu Organizatorki poprosiły mnie o dane- sądziłam, że ma to może związek z jakimiś statystykami w stylu "z jakich miast przyjechały blogerki na Igraszki". O sprawie zupełnie zapomniałam, wciągnięta w wir pracy.
Pewnego dnia dzwoni siostra:
- Kasia, masz przesyłkę
- Spoko, to pewnie ShinyBox.
- W takim razie to jakiś zmutowany ShinyBox, bo ta przesyłka jest ogromna!
Po powrocie do domu okazało się, że przyjechała do mnie paczka tak wielka, jakby mi ktoś szafkę sprezentował. Ważące 7kg paczkowe monstrum skrywało... poigraszkowe gifty od sponsorów.
Organizatorki mogły wziąć te gifty dla siebie - obdarować rodzinę, zrobić rozdanie na własnych blogach, zyskując przy tym nowych obserwatorów. Mogły i pewnie nikt nie miałby do nich o to pretensji. A one wysłały gifty do mnie, zupełnie bezinteresownie. Po prostu zabrakło mi słów, by opisać moje zdziwienie i radość jednocześnie, że komuś się chciało dla mnie tak fatygować.
Dla Organizatorek - Smykusmyka, Kuny Domowej i CosmeFreak'a - przesyłam wirtualne uściski (mając ogromną nadzieję, że w przyszłości zrealizuję je w realnej wersji).












sponsorzy Igraszek Kosmetycznych

Wielki karton po brzegi wypełniony kosmetykami!


Na koniec jeszcze trochę pozytywów:

Przybyła do mnie przesyłka od mojej imienniczki, która prowadzi świetnego bloga - Polskie blogi kobiece na świecie. Znajdziecie tam linki do blogów Polek mieszkających w różnych stronach świata. Kasia niedawno organizowała ogromne rozdanie z nagrodami marki The Body Shop. Ja wygrałam w ten sposób truskawkowe masełko do ust (mniam!). Kochana Kasia dołączyła do przesyłki przepiękną karteczkę :) Kasiu, dziękuję!


Kiedyś zachciało mi się udziału w konkursie Fortuny (taaak, ta firma od soków :P) organizowanym u Pauli. Przygotowując się do niego, przeżyłam sporo przygód - jechałam przez całe miasto, by kupić sok, obudziłam w weekendowy poranek wszystkich sąsiadów... Ale opłacało się - wygrałam i niedawno otrzymałam nagrodę - pięknego, niebieskiego iPoda Shuffle <3


Czy może być piękniej?
Jak tu nie kochać życia, kiedy człowiek spotyka na swojej drodze same tak pozytywne wydarzenia i tak wspaniałych ludzi.
Mam sporo powodów do uśmiechu i Wam również życzę, by nigdy Wam tego nie zabrakło :)


Witajcie!

Na dziś przygotowałam post podsumowujący moje pierwsze wrażenia po wypróbowaniu masełka The Body Shop z nowej serii Honeymania. Nie traktujcie tego posta jak pełnej recenzji, gdyż opiera się on wyłącznie na miniaturce 50ml, opiszę Wam jednak podstawowe właściwości nowego masełka, byście mogli wywnioskować, czy warto rzucać się na tą serię, kiedy już wejdzie do sprzedaży (a stanie się to na początku września).


Masełka The Body Shop zamknięte są zawsze w płaskich, plastikowych słoiczkach z charakterystycznymi etykietami na nakrętce. Tak jest również w przypadku miniaturek - wyglądają dokładnie jak pełnowymiarowe opakowania, tyle że pomniejszone z 200ml, do pojemności 50ml.


Takie miniaturowe opakowania kosztują 20zł. Moim zdaniem to fajna opcja- możemy sprawdzić, czy zapach i właściwości nam odpowiadają, bo w pełnowymiarowe opakowanie musimy zainwestować aż 65zł, co wydaje mi się niestety ceną zbyt wysoką.


Minusem jest dla mnie również dostępność kosmetyków The Body Shop. Jeszcze do niedawna w moim mieście był sklep tej marki, jednak parę miesięcy temu podjęto decyzję o zamknięciu go. Wielka szkoda! Choć nie kupowałam tam regularnie, nie jestem jakąś wielką fanką marki, to jednak kilka ich kosmetyków bardzo mi się podoba (np. fuksjowy cień z limitowanej edycji sygnowanej przez Leonę Lewis, do którego wzdycham, odkąd pokazywała go Siouxie), czasami kupowałam tam również prezenty dla bliskich (moja siostra do tej pory ma perfumy, które kupiłam jej tam rok temu - choć jest to tylko woda toaletowa, ma świetną trwałość i ciekawy zapach). Teraz najbliższy sklep TBS mam w Katowicach, a nie uśmiecha mi się jeździć pociągiem na zakupy kosmetyczne...


Wracając jednak do serii Honeymania - powstała z myślą o ochronie dziko żyjących pszczół z lasów deszczowych Etiopii. The Body Shop wspiera lokalnych zbieraczy miodu z regionu Sheka, którzy pozyskują miód tradycyjną metodą, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, niezagrażającą pszczołom. Dzięki TBS etiopscy zbieracze miodu mają stały dochód, a tym samym wspierane są tradycyjne metody chroniące pszczoły i przyrodę lasów deszczowych w Etiopii.
Fajnie, prawda?
Może uznacie to za naiwne, ale ja lubię kupować kosmetyki, które w jakiś sposób służą nie tylko mojemu dobru i przyjemności, ale też wspierają wyższe cele.

Kosmetyki The Body Shop nie są testowane na zwierzętach.

Źródło



Cała seria Honeymania składa się z 7 kosmetyków:
- mydełko (w kształcie plastra miodu, przepiękne!)
- balsam do ust
- woda toaletowa
- żel pod prysznic
- miód do kąpieli
- peeling do ciała
- masło do ciała




Poza tym, że kupując masełko Honeymania wspieramy etiopskie pszczoły i zbieraczy miodu z regionu Sheka, dostajemy naprawdę fajny kosmetyk!
Ma typowo maślaną konsystencję, jednak pod wpływem ciepła dłoni bez problemu się aplikuje - łatwo go rozprowadzić na skórze, nie bieli. Co ważne - naprawdę szybko się wchłania, pozostawiając jednak delikatny, nie lepiący się film ochronny (przyznam, że ja właśnie tego oczekuję od masła - ma być konkretnie; całkowitego wchłaniania spodziewam się po balsamie, a nie po maśle).


Zdecydowanie największym plusem masełka jest jego cudowny zapach.
Wiecie, że nie lubię zapachu miodu? Spytacie- "po co w takim razie zgłosiłaś się do testowania tego kosmetyku?!". Odpowiedź jest przewrotna - chciałam krytycznym okiem spojrzeć na miodową serię The Body Shop. Mój plan się nie powiódł, bo zapach masełka totalnie mnie oczarował.
Dla jednych będzie to plus (dla mnie jest :P), dla innych minus - masło Honeymania nie pachnie miodem. Zapach określiłabym jako mocno kwiatowy, słodki. Gdybym miała opisać go jednym słowem, powiedziałabym: nektar.


Kiedy jako mała dziewczynka dowiadywałam się, jak powstaje miód, tak właśnie wyobrażałam sobie zapach nektaru, który zbierają z kwiatów pszczoły. Choć w gruncie rzeczy nektar to rozwodniony miód (pszczoły "obrabiają" nektar tak, by doprowadzić do odparowania z niego nadmiaru wody, dodają również odrobinę kwasu mrówkowego, by zakonserwować powstały miód w naturalny sposób), wyobrażam sobie, że tak on właśnie pachnie.


Ok, wiemy już, że kosmetyk jest przyjemny w użyciu i że pięknie pachnie. Zapach ten utrzymuje się na skórze dobrych kilka godzin. To jednak nie wszystko. Masło to w końcu kosmetyk pielęgnacyjny, więc jak jest z właściwościami pielęgnacyjnymi masła?
Powiem Wam, że również w tej kwestii TBS mnie nie zawiodło. Masło optymalnie nawilża skórę, nawet w tych partiach, które u mnie mają wybitne skłonności do przesuszania (łydki, grrrrrr!). Co ważne- jest to nie tylko pobieżne działanie. Masło wnika w skórę, sprawiając, że jest odżywiona, miękka i elastyczna przez cały dzień. Kosmetyk nie wywołał u mnie żadnych podrażnień.


Dziewczyny żartowały, że 50ml wystarczy na posmarowanie jednej nogi. Nic bardziej mylnego ;) Masło okazało się całkiem wydajne - mi wystarczyło na 4 naprawdę solidne aplikacje na całe ciało.


Na uwagę zasługuje skład masła - jest przyjazny dla skóry. Na początku składu mamy takie specjały jak masło kakaowe oraz masło shea. Szkoda tylko, że miód znajduje się w drugiej połowie składu. Na plus zaliczam brak parafiny czy oleju mineralnego oraz brak parabenów. Poniżej zamieszczam Wam dokładny skład INCI, bo na zdjęciu niewiele widać.


INCI: Aqua, Theobroma Cacao Seed Butter / Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Butyrospermum Parkii Butter / Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, C12-15 Alkyl Benzoate, Ethylhexyl Palmitate, Cera Alba, Sesamum Indicum Seed Oil, Parfum, Bertholletia Excelsa Seed Oil, Dimethicone, Mel, Caprylyl Glycol, Phenoxyethanol, Xanthan Gum, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate, Disodium EDTA, Tocopherol, Geraniol, Sodium Hydroxide, Linalool, Limonene, Citric Acid, Cl 15985 / Yellow 6, Cl 19140 / Yellow 5.


Podsumowując... Czy Honeymania zasługuje na uwagę? Moim zdaniem jak najbardziej tak! Jeśli nie przerażają Was ceny kosmetyków The Body Shop, jeśli lubicie kwiatowy, słodki zapach - koniecznie zwróćcie uwagę na kosmetyki z tej serii.



P.S. Podrzucam Wam jeszcze piękny spot promujący serię Honeymania:



P.S. 2 - Będzie mi bardzo miło, jeśli oddacie głos na moją recenzję w konkursie The Body Shop. Potrzebuję jedynie (lub aż :P) 20 głosów, by jury konkursowe wzięło moją recenzję pod uwagę.
(jeśli za pierwszym razem nie pokaże się Wam opcja oddania głosu, kliknijcie "wejdź do aplikacji", a następnie zaakceptujcie to, co się tam wyświetli, potem wejdźcie w poniższy link raz jeszcze)

Z góry baaaardzo pięknie dziękuję :*


https://www.facebook.com/TheBodyShopPoland?sk=app_194911060671281&app_data=rev_48&x=1&fa_ref=nf
Witajcie Kochani!

Na dziś mam dla Was notkę o lekkiej i bardziej aktualnej, wakacyjnej tematyce. Pokażę Wam dzisiaj podróżny zestaw pędzli Sigma Travel Kit w wersji Make Me Cool.
Notkę dedykuję cierpliwej Subiektywnej ;)



Zestaw kosztuje 65$, co przy aktualnym kursie walut daje kwotę około 210zł (do tego należy sobie jeszcze jednak doliczyć koszty przesyłki [razem= 85,45$ czyli ok. 270zł] + ewentualny podatek VAT naliczony przez polski Urząd Celny [23% od wartości pędzli + kosztów przesyłki, czyli 270zł + 62zł = 332 zł] ).
Ewentualnie możemy polować na promocję lub...
zamówić zestaw na stronie jedynego oficjalnego polskiego dystrybutora Sigmy - Everyday Makeup - tam zestaw kosztuje 300zł (do tego doliczmy ok. 15zł za przesyłkę i mamy ostatecznie kwotę 315 zł).

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o zakupach na SigmaBeauty.com, odsyłam Was do tutorialu, który kiedyś przygotowałam - wystarczy kliknąć w poniższy banner:




Zestaw składa się z 7 pędzli Sigma, które teoretycznie powinny umożliwić nam wykonanie podstawowego makijażu. Pędzle są numerowane jak klasyczne pędzle Sigmy, mają też taką samą ilość i długość włosia, różnią się jednak długością trzonka. Wersja podróżna jest krótsza, dzięki czemu zajmuje mniej miejsca w naszym bagażu. Poniżej zobaczycie porównanie klasycznego pędzla do pudru oraz pędzla do różu z ich podróżnymi odpowiednikami.




Na pierwszy rzut oka wszystkie pędzle w tym zestawie wykonane są z właściwą dla Sigmy dbałością o jakość. Włoski są gęste, dobrze przytwierdzone do trzonka, nic nie odstaje. Jak będą sprawdzać się w akcji? Zobaczymy. Pełną ocenę będę mogła im wystawić dopiero po dłuższym czasie. Na razie podczas pierwszych kilku myć jedynie pędzel do aplikacji cieni na całą powiekę (E55) stracił jednego włoska - zdarza się ;)

Jestem jednak trochę zawiedziona etui na pędzle. Turkusowa tuba pokryta skóropodobnym materiałem jest wykonana nieźle, ale nie perfekcyjnie. Pięknie wyglądające przeszycia są tylko dla ozdoby - całość została sklejona klejem, który gdzieniegdzie wypłynął troszkę spod materiału.

Tutaj jest ładnie...

i tu też...

... ale tu już nie :(

Kiedy weźmiemy ją w dłoń, czujemy, że jest dość ciężka. Sprawdzałam - tuba z pędzlami waży 35dag. Dużo? Niedużo? Jeśli planujemy podróż samolotem, wiemy, że każdy dekagram ma czasem znaczenie. W tym przypadku jednak waga odpowiada solidności - tuba jest twarda i mocna, więc będziemy mieć pewność, że nie zgniecie się nawet w mocno wypchanej walizce.
Czy pędzle są w niej dobrze chronione? Mam co do tego wątpliwość... Jeśli w czasie podróży tuba przechyli się tak, że pędzle znajdą się włosiem do dołu, włosie może się trochę zgnieść i odkształcić.
Na plus należy zaliczyć fakt, że rozłożona tuba może być ładnym i praktycznym stojakiem na pędzle.


Poniżej przedstawiam Wam po kolei wszystkie pędzle wchodzące w skład podróżnego zestawu Sigma Make Me Cool:

E30 Pencil
Pędzel z naturalnego włosia, służy do precyzyjnej aplikacji cieni w załamaniu, zewnętrznym kąciku oka, na dolnej i górnej linii rzęs

E30 Pencil

E40 Tapered Blending
Pędzel z naturalnego włosia, służący do blendowania cieni na powiece.

E40 Tapered Blending

Sigma E40 Tapered Blending w porównaniu z Maestro 497

E55 Eye Shading
Pędzel z naturalnego włosia, służący do aplikacji cienia na całą ruchomą powiekę.

E55 Eye Shading

E65 Small Angle
Pędzel z włosia syntetycznego, służący do nakładania eyelinera w żelu lub kremie, precyzyjnej aplikacji cieni na dolnej i górnej linii rzęs, a także do brwi.

E65 Small Angle

Sigma E65 Small Angle w porównaniu z pędzlem do eyelinera Essence

F30 Large Powder
Pędzel z naturalnego włosia służący do aplikacji pudru na całą twarz.

Od góry: Sigma F30 Powder w klasycznej wersji, Sigma F30 Powder w wersji travel oraz pędzel do pudru Essence

F40 Large Angled Contour
Pędzel z naturalnego włosia, przeznaczony do konturowania twarzy.

Od góry: Sigma F40 Large Angled Contour w klasycznej wersji, Sigma F40 Large Angled Contour w wersji travel oraz pędzel do różu Essence.

F60 Foundation
Pędzel z włosia syntetycznego w kształcie "kociego języka". Przeznaczony do aplikacji podkładu płynnego i kremowego, może również służyć do nakładania maseczki i kremu lub do aplikacji korektora na większą powierzchnię skóry. Już mogę Wam powiedzieć, że jest koszmarnie trudny w czyszczeniu - trzeba się sporo namachać, by wypłukać cały podkład spomiędzy włosków.

F60 Foundation

Dla mnie ten zestaw to spełnienie marzeń - wszystkie podstawowe pędzle w jednym miejscu, spakowane w praktyczną tubę. Nie ukrywam, że przekonały mnie też cudne, turkusowe trzonki i skuwki <3
Co Wy sądzicie o takich zestawach? Przydatne, czy raczej niepotrzebne? Może wolicie zabierać na wyjazd sprawdzone pędzle, które używacie codziennie? A może jakiegoś pędzla brakuje Wam w tym zestawie? Ja dodałabym tu jeszcze Sigma F70 Concealer, ponieważ jest to pędzel wielofunkcyjny - i do korektora na drobne niedoskonałości, i do bazy pod cienie, i do cieni w kremie, i do pomadki na usta.
Jestem ciekawa, co Wy sądzicie :)
Witajcie!

Pomyślałam, że za tak długą przerwę w blogowaniu należy się jakaś nagroda dla Czytelników. Wtedy przypomniałam sobie o mini-OPIkach, które kiedyś kupiłam z myślą o Was, potem totalnie o nich zapomniałam.

Czas na przeprosinowe mini-rozdanie.

Co jest nagrodą?
Zestaw 3 miniaturek lakierów OPI (nowiutkie, nieśmigane, kupione specjalnie dla Was):
- O.P.I. - Save Me (z kolekcji sygnowanej przez Nicki Minaj) 3,75ml
- O.P.I. - Kiss Me On My Tulips (z kolekcji holenderskiej) 3,75ml
- O.P.I. - Unfor-Greta-Bly Blue (z kolekcji niemieckiej) 3,75ml




Co musicie zrobić, aby wziąć udział?
Wypełnijcie poniższy formularz - kiedy wykonacie wszystkie konieczne do wzięcia udziału zadania, będziecie mogli przejść do zadań fakultatywnych. W razie problemów z aplikacją, piszcie w komentarzach lub na maila.

WAŻNE: Wasze odpowiedzi zapisują się automatycznie po każdym pytaniu, nie musicie klikać nic, by "wysłać ankietę" :)

a Rafflecopter giveaway

Ilość czasu, jaka Wam pozostała na zgłoszenie, pokazana jest w formularzu powyżej ;)
A poniżej banner konkursowy, który możecie dowolnie kopiować i udostępniać:


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...