Obudziłam się dziś z cerą tak ładnie ukojoną i solidnie nawilżoną, że postanowiłam opowiedzieć Wam o moim ukochanym ostatnio kremie na noc. Odkryłam go dzięki Monoi Tiara - dystrybutorowi kosmetyków organicznych takich marek jak Bio-Logical, Go&Home, Like Oranges, czy #SPORTis.

Moim kremowym nocnym ulubieńcem jest Bio-Logical - My Beauty Sleep Intensywny krem na noc.
Jak być może niektórzy z Was pamiętają, jakiś czas temu zachwalałam Wam dziennego brata bliźniaka - Bio-Logical - My Morning Detox Lekki krem na dzień (kliknij w nazwę kremu, a przeniesie Cię do jego recenzji).


"Nawet Śpiąca Królewna będzie rano zazdrosna o wygląd Twojej skóry!"
Tak producent zachwala My Beauty Sleep. I jak możecie się domyślać z pierwszych zdań tej notki - w mojej opinii nie jest to czcze gadanie.


Kiedy pierwszy raz aplikowałam ten krem, byłam troszkę zdziwiona jego lekką konsystencją. Producent obiecywał odżywienie, regenerację, w składzie 5 "cennych olejków" z masłem karite, a na skórze coś leciutkiego... Dałam mu jednak szansę.
Aplikacja jest bajeczna, krem świetnie się rozprowadza i bardzo szybko wchłania, pozostawiając na twarzy ochronną, nietłustą warstwę. Pachnie bardzo subtelnie, ledwo wyczuwalnie. Zapach ten określiłabym jako ziołowo-kwiatowy, naturalny.
Nie zapycha skóry, nie podrażnia.


Efekty jego działania można podzielić na trzy etapy:
1. Natychmiastowo - krem działa jak kołderka dla skóry. Jak miękki, ciepły kocyk, pod którym każdy chciałby się skryć po ciężkim dniu i móc wreszcie zasnąć spokojnie. Przynosi natychmiastową ulgę, rozluźnia cerę po całym dniu pod makijażem.

2. O poranku - skóra jest wyraźnie nawilżona, znikają wszelkie przesuszenia. Cera staje się miękka, sprężysta, drobne zmarszczki powstałe z powodu odwodnienia skóry lekko się spłycają. Co ważne - jeśli wieczorem po demakijażu zobaczymy na skórze jakieś zaczerwienia, niedoskonałości, możemy mieć pewność, że na rano My Beauty Sleep pięknie je ukoi i rozjaśni.

3. Przy dłuższym stosowaniu - efekt nawilżenia i ujędrnienia skóry utrwala się. Krem nie wpływa na zapychanie cery.


Krem zamknięty jest w szklanym opakowaniu z pompką, dzięki czemu producent zapewnia pełną higienę i komfort przy aplikacji kremu.
Kosmetyk jest do kupienia w Monoi Tiara (tutaj) za cenę 85,90zł za 50ml.


Skład kosmetyku zasługuje na pochwałę - 99% składników pochodzenia naturalnego, 39% składników z upraw ekologicznych.

INCI: (water) aqua, triticulum vulgare (wheat) straw water*, hamamelis virginia (witch hazel) leaf water*, macadamia ternifolia (macadamia) seed oil*, coco caprylate caprate, borago officinalis (borage) seed oil*, butyrospermum parkii (shea) butter*, cetearyl alcohol, behenyl alcohol, glycerin, argania spinosa (argan) kernel oil*, opuntia ficus indica (prickly pear) seed oil*, linum usitatissinum (linseed) seed oil*, glyceryl stearate citrate, cetearyl glucoside, glyceryl caprylate, tapioca starch*, fragrance**, tocopherol, benzyl alcohol, potassium sorbate, sodium benzoate, dehydroacetic acid, citric acid, citronellol**, linalool**

*składniki z upraw ekologicznych
**składniki z olejków eterycznych



Ocena: 6/6 (Polubiłam My Morning Detox, pokochałam My Beauty Sleep. Możecie się śmiać, ale każdego wieczoru wprost nie mogę się doczekać aplikacji tego kremu, by poczuć na swojej skórze to wrażenie otulania relaksującym 'kocykiem' w kremie, a potem nie mogę doczekać się poranka, by zobaczyć ten efekt nawilżenia, wygładzenia, usunięcia oznak zmęczenia. Od teraz jeśli ktoś zapyta mnie o ulubiony krem na noc, zawsze będę odpowiadać: My Beauty Sleep.)




Dziękuję firmie Monoi Tiara za możliwość wypróbowania na własnej skórze tego kosmetycznego cuda.



Jak Wy wynagradzacie cerze całe dnie pod makijażem? Jaki jest Wasz sprawdzony krem na noc?


Witajcie Kochani!
Mam nadzieję, że Wasz weekend upłynął równie miło jak mój. W sobotę wybrałam się do kina na "Wiecznych chłopców". Film okazał się być lekki i poprawiający nastrój - właśnie czegoś takiego było mi trzeba. Zabawne dialogi, pozytywne zakończenie, a do tego jedna z najfajniejszych ścieżek dźwiękowych, jakie ostatnimi czasy słyszałam.

Spacer w przepięknej jesiennej scenerii za rękę z ukochaną osobą, piękna pogoda, pozytywny film i jeszcze lepsze plany na kolejny weekend - to wszystko sprawiło, że jestem naładowana pozytywną energią, czuję się świetnie.
Jestem pewna, że Wy też nieraz macie tak dokonały humor, że mogłybyście tańczyć w drodze do szkoły/uczelni/pracy, że uśmiechacie się do przechodniów i nawet nieukładające się włosy nie są w stanie popsuć Wam nastroju.

Jeśli ktoś spytałby mnie, kiedy kobiety wyglądają najładniej, odpowiedziałabym bez wahania, że właśnie wtedy, kiedy są szczęśliwe. Nawet Pan Einstein zgadza się ze mną:



Uśmiech, dziewczyny!
W ramach zapobiegania jesiennemu przygnębieniu polecam jak najwięcej małych przyjemności. I nieważne, że czekolada kaloryczna, ta boska torebka taka droga, że powinnyśmy sprzątać czy gotować zamiast oglądać kolejny odcinek ulubionego serialu. Najważniejsze, by ładować nasze wewnętrzne akumulatory jak największą ilością pozytywnej energii :)

Zdradźcie mi, jakie są Wasze małe przyjemności, skutecznie poprawiające humor w jesienne wieczory?
Kiedy wybierałam się na wakacje do Grecji, obowiązkowym punktem było pomalowanie paznokci i zabezpieczenie ich w taki sposób, by wytrzymały bez większego uszczerbku przez tydzień.
Po pokryciu ich dwoma warstwami niezawodnych lakierów Rimmel uświadomiłam sobie, że nie mam top coatu. OPI jest już gęsty jak gluty, Seche Vite przypomina galaretkę, a Essence jest tak beznadziejny, że lepiej nie ryzykować. Wtedy olśniło mnie, że przecież w paczce z Igraszek Kosmetycznych dostałam mnóstwo kosmetyków Eveline, w tym właśnie top coat o tajemniczej nazwie Płynne Szkło. Zanim nałożyłam go na paznokcie, sprawdziłam opinie w internecie. Większość nie była przychylna, jednak z braku lepszej alternatywy postanowiłam zaryzykować...


W ciągu ostatnich kilku tygodni testowałam Płynne Szkło od Eveline jeszcze kilka razy, w połączeniu z lakierami różnych marek - Rimmel, Essie, a także Eveline. Efekty za każdym razem były dokładnie takie same.


Płynne Szkło zamknięte jest w klasycznej szklanej butelce. Pędzelek jest średniej grubości, nabiera dość dużo lakieru, ale mimo to nie mam do niego większych zastrzeżeń.
Konsystencja topu jest niestety trochę za gęsta - ja preferuję rzadsze lakiery nawierzchniowe, które umożliwiają nałożenie cieńszej warstwy.
Zapach określiłabym jako specyficzny, intensywny jak we wszystkich lakierach, więc tej kwestii się nie czepiam.



Żeby móc właściwie ocenić ten kosmetyk, odniosę się do obietnic producenta. Płynne Szkło z założenia ma za zadanie utrwalać manicure (aż do 10 dni), ograniczać odpryskiwanie lakieru, dodawać blasku (tworząc na powierzchni lakieru warstwę przypominającą lśniące szkło) i chronić paznokcie przed rozdwajaniem i żółknięciem. Producent nie obiecuje przyspieszenia wysychania lakieru.



Jak obietnice sprawdziły się w praktyce? Otóż moim zdaniem zaskakująco dobrze! Paznokcie pomalowane jakimkolwiek lakierem i pokryte dodatkowo Płynnym Szkłem spokojnie wytrzymują w świetnym stanie przez tydzień. Jeśli pod 'evelajnowy' top coat nałożymy lakier Eveline lub Essie, efekt świetnej trwałości i mocnego blasku utrzymuje się nawet do 9 dni. Szok!
W kwestii ochrony paznokci przed żółknięciem i rozdwajaniem nie potrafię się wypowiedzieć, ponieważ zawsze pod lakier kolorowy nakładam odżywkę (aktualnie Micro Cell 2000).


Czy w takim razie Płynne Szkło jest ideałem? Rewelacyjnie przedłuża trwałość, nadaje blask...
Jest jednak pewna cecha tego top coatu, która sprawia, że mimo wszystko nie potrafię go polubić. Wysycha w żółwim tempie, delikatnie rzecz ujmując.
Moją porą malowania paznokci z reguły jest godzina 16-17. Kładę się spać około 2 w nocy, a na rano budzę się z pięknymi wzorkami na pazurkach... Bez przesady! Nakładam top na całkowicie wyschnięty lakier, czekam 9 godzin zanim się położę, a mimo to Płynne Szkło nie wysycha! Ja rozumiem, że czasem lakier potrzebuje więcej czasu do całkowitego utwardzenia, ale to jest już przegięciem.

Na zdjęciach lakier Rimmel Salon PRO 702 Simply Sizzling pokryty top coatem Płynne Szkło Eveline. Palec serdeczny dodatkowo ozdobiony brokatowym topem Essence z edycji Snow White 02 The Huntsman. Manicure ma 5 dni, w tym czasie jedynie końce lekko się starły (jednak na żywo w ogóle tego nie widać). Widać natomiast odciśnięte wzorki... Tutaj i tak jest to ledwo dostrzegalne, bo paznokcie malowałam przed południem, a i tak mimo ponad 12 godzin wysychania w trakcie snu pościel odcisnęła się na powierzchni lakieru.


Drugim problemem są bąbelki powietrza, które ten top coat jakimś diabelskim sposobem potrafi zrobić nawet na idealnie pomalowanych pazurkach. Nie wiem, od czego to zależy - zawsze staram się nakładać go cienkimi warstwami, a mimo to czasami potrafi niemiłosiernie zbąblować (zwłaszcza nałożony na lakier Essie).

Dodam jeszcze, że top coat Płynne Szkło można kupić w większości większych i mniejszych drogerii za cenę około 12zł za 12ml

Ocena: 2/6 (Biorąc pod uwagę jego właściwości nabłyszczające i utrwalające - jest ideałem, jednak tragicznie długi czas wysychania i tendencja do bąblowania czynią z niego prawdziwego mordercę nawet najlepszego manicure. Bo na co mi 10-dniowa trwałość popsutego manicure? Nie mam zamiaru przez 10 dni oglądać na moich paznokciach bąbelków powietrza i odciśniętych z pościeli wzorków. Nie polubię go.)


Eveline ma swoje hity, ale jak widać nie każdy kosmetyk tej marki jest godny uwagi.
Znacie Płynne Szkło? Jaki jest Wasz ulubiony top coat?


Witajcie Kochani!

Chwilowe zwątpienie i lekki jesienny dołek pokonane. Piękna pogoda sprzyja dobremu nastrojowi, perspektywa kilkudniowego wyjazdu w góry dodatkowo podnosi mi poziom endorfin. Nie żebym była jakąś wielką fanką górskich spacerów, wprost przeciwnie - jestem raczej "góralką nizinną". Cieszy mnie jednak myśl o spędzaniu czasu z bliską osobą oraz zaplanowany maraton filmowy.
Zanim rozpocznę leniuchowanie w górskiej miejscowości, przygotowałam dla Was klika ciekawych (mam nadzieję) wpisów. Pierwszy z nich przedstawi Wam moje spojrzenie na zawartość wrześniowego pudełka ShinyBox.

Kiedy otworzyłam to pudełko, byłam troszkę zawiedziona. W środku wiało pustką. ShinyBox przyzwyczaił mnie do wypełnionych po brzegi kartoników, do pełnowymiarowych produktów. Gdy spytałam Was o zdanie, część - tak jak ja - nie była zachwycona. Inni natomiast uważali, że nie ilość się liczy, a jakość, dlatego lepiej dostać miniaturkę Phenome niż pełnowymiarowy kosmetyk Bielendy.
Jak ostatecznie wyszedł mój bilans?
Tym razem nie jest to ranking, na końcu wyjaśnię Wam, dlaczego.




Phenome Rebalnace Szampon do włosów przywracający równowagę skóry głowy
Pachnie przepięknie, bardzo odświeżająco (jak miętowa guma do żucia). Pieni się bardzo dobrze, jest wydajny, dobrze oczyszcza włosy i skórę głowy. Stosowany codziennie przez kilka dni nie wywołał u mnie podrażnień ani nie powodował swędzenia skalpu. Nie wpływał też negatywnie na przetłuszczanie się włosów, nie obciążał ich. Nie jest to jednak mój ideał. Dlaczego? Po pierwsze ze względu na bardzo wysoką cenę- 250ml kosztuje aż 75zł. Dla mnie to stanowczo za dużo. Po drugie bazą tego szamponu jest Ammonium Lauryl Sulfate. OK, nie jest to SLS czy SLES, ale jeśli już kupuję sobie szampon do codziennego stosowania i płacę za niego 75zł, to wolałabym, żeby nie było w nim laurylsulfatów.




Toni&Guy Classic Shine Gloss Serum
Jedno z lepszych serum na końcówki, jakie stosowałam. Pięknie wygładza włosy - wyglądają jak potraktowane prostownicą. Rzeczywiście dodaje włosom blasku, a jednocześnie nie obciąża ich. Pachnie cudownie, jak dobrej jakości eleganckie perfumy. Pompka trochę się zacina. W składzie mamy niegroźne silikony - jeden lotny oraz kilka łatwych do usunięcia nawet przy pomocy delikatnych detergentów. W składzie również isododecane - substancję ropopochodną. Skład taki sobie - za prawie 40zł za 30ml spodziewałabym się czegoś więcej. Mój hit w kategorii serum - Jedwab z Green Pharmacy - nadal pozostaje niepokonany.




Scottish Fine Soaps Au Lait Mleko do ciała
Mleczko ma rzadką konsystencję - może nie dosłownie jak mleko, ale coś jak śmietanka. Jego zapach kojarzy mi się z mydłem, jest dość trwały, ale po kilku chwilach na skórze pachnie przyjemniej - bardziej jak perfumy niż typowo mydlanie. Dobrze się rozprowadza, szybko wchłania, nawilża przyzwoicie - bez szału, ale nie mam też powodów do narzekania. Skład rozczarowuje już na wstępie: parafina na trzecim miejscu :/ Jestem zawiedziona, że producent ładuje do balsamu olej mineralny i życzy sobie za opakowanie prawie 50zł...




Glazel Kredka do oczu z aplikatorem
Kredki do oczu po prostu nie są dla mnie. Prędzej sobie oko wydźgam niż narysuję równą kreskę. Przemęczyłam się dwa razy i poddałam się. Taka kredka jest niezła na linię wodną, jednak ja nie stosuję czarnego koloru na linię wodną, bo to optycznie zmniejsza moje oczy. Na górną powiekę kredka Glazel okazała się trochę za twarda - niezbyt komfortowo malowało mi się nią kreskę. Na plus zaliczam trwałość. Intensywność koloru średnia. W cenie 23zł moja mama (specjalistka od czarnych kredek) pewnie znalazłaby coś o wiele lepszego (o ile dobrze pamiętam, chyba Eveline miała świetną kredkę za kilka złotych).



Paese Róż z olejkiem arganowym nr42
W opakowaniu kolor wydawał się pięknym połączeniem różu i brzoskwini, idealnym dla mojej ciepłej karnacji. Niestety na skórze na pierwszy plan wybija się intensywny róż, brzoskwinka gdzieś zanika. Róż jest nieźle napigmentowany, nienajgorzej zmielony. Na skórze jednak miałam problem, by odpowiednio go rozblendować - albo nie chciał współpracować z pędzlem, albo znowu totalnie się ścierał. Trwałość tego kosmetyku bardzo mnie zawiodła - już po 2-3 godzinach pigment nie był widoczny na mojej skórze (ja wiem, że moja cera ma tendencję do "zjadania" różu, lepiej trzyma się na niej bronzer). Na plus zaliczam przyjemny zapach kosmetyku.




Dermo Pharma Serum z kwasem traneksamowym
Zawartość saszetki teoretycznie powinna wystarczyć mi na dwa razy, jednak zachłanna Kasia wywaliła od razu wszystko na dłoń i była zmuszona zaaplikować wszystko naraz :P Tego kosmetyku nie jestem w stanie ocenić. Serum kwasowe musi być aplikowane przez długi okres czasu, by móc ocenić, jak wpływa na blizny i przebarwienia. Powiem Wam jedynie, że ten specyfik miał żelową, ale dość rzadką konsystencję, był przezroczysty, pachniał nienajgorzej. Na skórze pozostawiał lepką warstewkę, dlatego ja nie nakładałam już po nim kremu na noc. Na rano moja skóra była lekko zaczerwieniona, ale podrażnienie zniknęło po umyciu twarzy i nałożeniu kremu na dzień.



PODSUMOWANIE:
Zawartość tego pudełka niestety nie zachwyciła mnie. Najlepsze chyba okazało się serum Toni&Guy, drugie miejsce przyznałabym dla szamponu Phenome. Nie jestem jednak zachwycona na tyle, bym chciała w przyszłości kupić któryś z tych kosmetyków (powodem jest tutaj głównie ich stosunkowo wysoka cena). Reszta kosmetyków zupełnie poza rankingiem - nie byłam zadowolona z żadnego z nich.


I jeśli to pudełko miało mnie przygotować na jesień, to przykro mi bardzo, ale ja zgłaszam nieprzygotowanie.


Witajcie Kochani!

Wracam do Was, mam ogromną nadzieję, że na stałe :)

Jakiś czas temu w ramach Pięknego Początku Tygodnia pokazywałam Wam filmik promujący akcję Shy Camera Dove. Dla przypomnienia wrzucam go poniżej raz jeszcze.



Akcja fajna, prawda?
Spodobała się również Panom z youtubowego kanału Abstrachuje.tv. Przygotowali oni swoją męską wersję tej reklamy. Zobaczcie (ostrzegam, niektóre sceny są trochę... nieapetyczne :P):


Moim zdaniem filmik jest bardzo pomysłowy, zabawny, ale... zastanawiam się, czy jego przesłanie jest prawdziwe? Czy faceci rzeczywiście zawsze są takimi macho, dumnymi z tego, co dla kobiet byłoby raczej powodem do krępacji, a wręcz tematem tabu? :P
I pytanie najważniejsze- czy stosunek do swojego ciała, do tego co w nas ludzkie i nikomu z nas raczej obce nie jest zależy od płci? Ok, ja rozumiem, że kobieta raczej włosków na brzuchu grzebieniem nie czesze, ale czy kobieta nie może porozrzucać brudnych skarpet po pokoju? Czy to wyłącznie przywilej mężczyzn? Przecież nie wszystkie kobiety są pedantkami (patrz: ja :P - ok, skarpet nie rozrzucam, ale na przykład mój tata czy mój chłopak też tego nie robią).

Kobietki, jak to jest u Was? Jesteście "proud as f*ck"?
Uważacie, że pomiędzy kobietami a mężczyznami jest aż tak kolosalna różnica?
Umieram z ciekawości, co sądzicie na ten temat :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...