Witajcie Kochani!

Dzisiejszy dzień, choć spędzony w dużej mierze w poczekalniach szpitala i przychodni, okazał się dla mnie bardzo szczęśliwy - pierwszy raz od kilku miesięcy usłyszałam pozytywne słowa z ust lekarza :)
Jest dobrze!

W 2013 roku dobrze było również w kwestii kosmetyków. Odkryłam genialne eko-kosmetyki polskiej marki, bardzo fajne produkty z drogeryjnej półki, zaprzyjaźniłam się z cudnie pachnącymi ekskluzywnymi kosmetykami z Grasse, czułam się jak gwiazda otulona mega kobiecym zapachem... Oto moi ulubieńcy w kategorii... cielesnej ;)







THE BEST OF the best...
mój największy pielęgnacyjny hit tego roku:
PAT&RUB


Długo wzbraniałam się przed wypróbowaniem kosmetyków tej marki - intuicja podpowiadała mi, że jeśli raz spróbuję, przepadnę na zawsze. Nie myliłam się.
Pierwszy raz użyłam ich w marcu, kiedy to dostałam pat&rub'owe trio na spotkaniu blogerek.
Uwielbiam te kosmetyki, co jednak nie zmienia faktu, że na moją kieszeń są stanowczo za drogie. Korzystam z uprzejmości Moniki, która zawsze wypatrzy świetne promocje (-50% na niektóre kosmetyki co jakiś czas!) i zgadza się pośredniczyć w moich pat&rub'owych zakupach (przed chwilą właśnie Moniczka zrobiła dla mnie kolejne zamówienie xD). To mnie ratuje przed zbankrutowaniem ;)

Wiele kosmetyków P&R wciąż jest dla mnie tajemnicą, wypróbowałam zaledwie małą część ich sporej oferty. Spośród poznanych w 2013 roku najbardziej przypadły mi do gustu dwa kosmetyczne skarby: peeling i balsam do dłoni.

PAT&RUB Home SPA - Stymulujący piling do ciała
Idealnie ostry, idealnie natłuszczający. Nawet pozostałe scruby z oferty P&R mu nie dorównują. Też są ok, ale jednak moim zdaniem Home SPA rządzi.

PAT&RUB Hipoalergiczny balsam do rąk
Balsamy do rąk P&R w ogóle są warte uwagi, ale ten z serii hipoalergicznej szczególnie. Uratował moje podrażnione dłonie, kiedy nawet przepisane przez dermatologa środki nie chciały skutkować.




THE BEST OF expensive cosmetics
L'Occitane Fleur D'Or & Acacia - shower gel & body milk

Wychodzę z założenia, że za krem do twarzy mogę zapłacić ponad 100zł, ale za żel pod prysznic 50zł i 80zł za balsam... już niekoniecznie. Kosmetyki L'Occitane z serii Fleur D'Or & Acacia urzekły mnie na tyle, że jestem w stanie usprawiedliwić ich wysoką cenę. Oczarowują nie tylko świetnymi właściwościami, wydajnością (175ml żelu zużywałam chyba ponad miesiąc! balsam dalej mam, a używam go prawie codziennie), ale przede wszystkim cudnym zapachem. Kąpiel z użyciem takich kosmetyków to nie tylko przyjemność dla ciała, ale i rozkosz dla zmysłów.






THE BEST OF drugstore cosmetics
Dove

Ten rok był dla mnie rokiem Dove. Nie tylko ze względu na to, że wzięłam udział w ich cudownej kampanii: "Dove. Odkryjmy w sobie piękno". Poznałam również kilka naprawdę świetnych kosmetyków, które mogę znaleźć na drogeryjnej półce i kupić nawet wtedy, kiedy z funduszami krucho.
Do moich ulubieńców z Dove zaliczają się na pewno wszystkie musy pod prysznic, seria Purely Pampering, antyperspiranty w sprayu, a także odżywka do włosów Intense Repair.







THE BEST OF perfume
Oriflame - More by Demi

More by Demi to zapach, który w 2013 roku towarzyszył mi najczęściej. Kobiecy, elegancki, wyrazisty, ale nie przytłaczający - bardzo go polubiłam. Naprawdę zaskoczyło mnie to, że perfumy Oriflame, stosunkowo nie tak drogie, mogą być tak eleganckie, trwałe i intensywne. Dodatkowy plus za piękną złotą buteleczkę.





Kategoria "BODY" zawsze jest dość obszerna. Bo ciężko nawet policzyć, ile butelek żelu pod prysznic i balsamu zużywamy w ciągu roku.
Może mimo to macie w pamięci jakiś kosmetyk do ciała, który w ubiegłym roku zrobił na Was największe wrażenie?

Pozdrawiam :)






W najbliższych dniach będę pokazywać Wam moją subiektywną listę kosmetyków, które w 2013 roku okazały się moimi hitami. Podzieliłam je na kilka kategorii.
Zaczynamy od produktów do paznokci, ponieważ pierwszy z nich jest moim numerem 1 tak ogólnie, ponad wszystkimi kategoriami.












THE BEST OF the best...
czyli coś, co było absolutnym hitem tego roku:
Parico - Micro Cell 2000 - Nail Repair


Moje paznokcie od zawsze były moją zmorą - cienkie jak papier, kruche, wiecznie połamane - niemożliwością było zapuszczenie ich choćby na 2mm. W wakacje ze względu na moją pracę przeszły same siebie - lakier odchodził z nich razem z płatami paznokci. Nawet ścięte na "zero" były połamane i rozdwojone.

Zdjęcie jest słabej jakości, bo robione telefonem, poza tym skórki okropne, wiem, ale to w czasie pracy, a tam dłonie totalnie mi się wysuszały. Nieważne. Zwróćcie uwagę na paznokcie - ścięte na zero, a mimo to połamane, porozdwajane...

Z pomocą przyszła mi Kasia, która przesłała mi właśnie Micro Cell 2000. To była moja ostatnia nadzieja.
Odżywkę stosowałam przez 3 tygodnie zgodnie z zaleceniem producenta (1 dzień - pierwsza warstwa, 2 dzień - druga warstwa, 3 dzień - zmywamy, pierwsza warstwa, itd.). Ze zdziwieniem odkryłam, że efekty były widoczne już po kilku dniach! Od 4 miesięcy stosuję Micro Cell 2000 jako bazę pod zwykły lakier.

Początek kuracji Micro Cell 2000 (5 miesięcy temu)

Miesiąc po rozpoczęciu kuracji Micro Cell 2000. Zmiany są widoczne gołym okiem.
Moje paznokcie nigdy nie były tak mocne. Mogę je troszkę zapuścić - jeszcze nie aż tak, jak mają zapuszczone niektóre z Was, ale biorąc pod uwagę ich stan wyjściowy, jest to ogromny sukces.
Dodam, że nic złego się z moimi paznokciami nie dzieje, (odpukać!!!) żadnych skutków ubocznych.
Planuję nadal stosować Micro Cell 2000 jako bazę pod lakier, a w wakacje być może ponowię taką intensywną kurację, tyle że tym razem skrócę czas z 3 do 2 tygodni.
Micro Cell 2000 do najtańszych odżywek nie należy (ok. 70zł w perfumeriach Douglas), ale biorąc pod uwagę ogromną skuteczność i wydajność, myślę, że warta jest każdej złotówki!

Aktualny stan moich paznokci






THE BEST OF nail polish
Essie - A Crewed Interest

W ogóle lakiery Essie zdobywają palmę pierwszeństwa wśród moich ulubionych lakierów w tym roku. Najlepiej trzymają się na płytce paznokcia, mają świetny pędzelek, dobrze kryją. Posiadam kilka lakierów tej firmy i do żadnego z nich nie mogę się przyczepić.
W tym roku na moich paznokciach najczęściej lądował A Crewed Interest. Moja siostra określa go jako najpiękniejszy lakier na świecie. Dla mnie jest ideałem, ponieważ - pomijając już te właściwości, które mają wszystkie lakiery Essie - jest to najbardziej uniwersalny kolor, jaki znam. Niby nude, bo delikatny i prawie cielisty, ale jednak brzoskwiniowe tony nadają mu świeżości i sprawiają, że to nude nie jest nudne. Niby się nie odznacza, a jednak przyciąga spojrzenia. Niby jest elegancki i stonowany, a mimo to ma w sobie coś dziewczęcego.
Nie udało mi się uchwycić na zdjęciu stopnia zużycia lakieru, ale pod światło widziałam, że pozostało go tylko ok. 1/3 buteleczki.



Jakie były Wasze hity 2013 w kategorii lakierów i odżywek do paznokci? A może odkryłyście jakiś fajny gadżet - pilnik, frezarkę, itp?
Piszcie w komentarzach, a może któreś z Waszych odkryć zostanie moim "The best of 2014"? ;)

Pozdrowienia :)

Witajcie,
jak być może niektórzy z Was pamiętają, w grudniu przyjechało do mnie pierwsze pudełko PinkJoy. Debiutancka kampania poświęcona była kosmetykom rosyjskim. W różowym pudełeczku znalazłam między innymi Oczyszczający peeling do twarzy z pestek moreli i wyciągiem z rumianku "Czysta linia". Wystarczyła jedna aplikacja, bym wyrobiła sobie opinię na jego temat. Co o nim sądzę? Czy opinia ta utrzymała się po kolejnych aplikacjach?
Zapraszam na recenzję.


Zanim jednak opowiem Wam o peelingu, mam dla niektórych z Was dobrą wiadomość.
Ze względu na duże zainteresowanie rosyjską kampanią PinkJoy, Pani Barbara i Pani Paulina - twórczynie PinkJoy zdecydowały się na drugą, dodatkową rosyjską kampanię. Tym razem pudełeczek będzie tylko 500 (aktualnie zostało ich około 150, więc jeśli jesteście zainteresowani, nie namyślajcie się długo!).

W dodatkowym pudełeczku znajdą się 2-3 kosmetyków z poprzedniej kampanii (będą to te, które otrzymają najwięcej "lajków" w głosowaniu na Facebooku TUTAJ - a musicie wiedzieć, że peeling, o którym Wam dziś opowiem, jak na razie prowadzi w głosowaniu) oraz inne rosyjskie kosmetyki, które na razie pozostają niespodzianką. Na pewno produktów będzie od 5 do 8, z czego co najmniej 3 będą pełnowymiarowe.

Cena PinkJoy z tej dodatkowej, specjalnej edycji to standardowe 49,90zł.
Zainteresowanych odsyłam TUTAJ, gdzie możecie zamówić PinkJoy.




Wracając do peelingu...
Przed Wami recenzja Oczyszczającego peelingu do twarzy z pestek moreli i wyciągiem z rumianku "Czysta linia".

Opakowanie:
kosmetyk zamknięty jest w metalowej tubce; szeroka zakrętka umożliwia stawianie tubki w takiej pozycji, by peeling łatwo z niej wypływał. Tubka dodatkowo osłonięta jest kartonikiem, który ja niestety gdzieś zapodziałam. Na szczęście zdjęcie składu INCI zrobiłam przed zgubieniem kartonika, ponieważ na tubce nie ma informacji o składnikach.


Stosowanie:
Peeling ma postać kremowej, średnio gęstej bazy, w której zatopione są spore ilości drobinek peelingujących. Całość jest odpowiednio gęsta - dobrze rozprowadza się na skórze, a równocześnie nie spływa spomiędzy palców podczas aplikacji.
Kremowa baza nadaje poślizg na skórze, ale bez większego problemu się spłukuje.
Drobinkami peelingującymi w tym kosmetyku są rozdrobnione pestki moreli. Ich ilość, wielkość i ostrość pojedynczej drobinki wpływają na to, że peeling ten można zaliczyć do kategorii naprawdę mocno ścierających.
Zapach peelingu określiłabym jako owocowo-rumiankowy, kremowy i raczej dość delikatny.
Wydajność peelingu jest jak najbardziej ok.


Efekty:
Wystarczyła mi jedna aplikacja, by zachwycić się właściwościami tego peelingu. Dalsze stosowanie tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Peeling świetnie radzi sobie z obumarłym naskórkiem, z przesuszonymi miejscami - pozostawia skórę bardzo gładką i miękką. Dzięki zawartości m.in parafiny, gliceryny i mocznika peeling nie tylko oczyszcza skórę z martwych komórek naskórka, ale też od razu nawilża (co prawda dla mnie akurat parafina nie jest wskazana, ale stosowana raz na czas nie robi mi krzywdy).


Skład:
jest średni - można ponarzekać na parafinę, silikon. Na plus zasługuje brak parabenów i substancje zapachowe pod koniec składu (a nie na jego początku :P). Poza tym docenić można naturalne drobinki, ekstrakt z rumianku, mocznik, białą glinkę.

INCI: Aqua, Prunus Armeniaca (Apricot), Silica, Glycereth-2 Cocoate, Cetearyl Alcohol, Paraffinum Liquidum, Glyceryl Stearate, Glycerin, Dimethicone, Zea Mays (Corn) Oil, Kaolin, Stearic Acid, Urea, Glycine Soya  (Soybean) Oil, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower/Leaf Extract, Ethylhexylglycerin, Potassium Cetyl Phosphate, Palmitic Acid, Sodium Lauryl Sulfate, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Sodium Sulfate, Triethanolamine, Sodium Chloride, Xanthan Gum, Disodium EDTA, Parfum, Methylisothiazolinone, Phenoxyethanol, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.


Dostępność:
w Polsce niestety znikoma... Nie widziałam kosmetyków z tej serii w żadnym sklepie (ale faktem jest również to, że ja nie "siedzę" w temacie rosyjskich kosmetyków, więc jeśli widzieliście gdzieś ten peeling, dajcie mi znać w komentarzach). Peeling powinien być dostępny do kupienia w sklepie online na stronie PinkJoy (o ile mnie pamięć nie myli, sklep ma ruszyć w lutym).

Cena: ?


Ocena: 5/6 (Jest to mocno zdzierający, intensywnie wygładzający peeling. Nigdy nie miałam sławnego peelingu morelowego St. Ives, ale podejrzewam, że peeling "Czysta linia" musi być do niego podobny. Polecam go osobom, które lubią takie ostre peelingi i nie mają zbyt wrażliwej skóry. Dla mnie jest naprawdę świetny. Małym minusem jest parafina w składzie, większym - ograniczona dostępność tego kosmetyku).


Czujecie się zachęceni do wypróbowania peelingu?
Może znaliście ten z St. Ives i potrafilibyście porównać obydwa?

Jeśli macie ochotę wypróbować peeling "Czysta linia", macie jeszcze szansę na zakup pudełka PinkJoy z dodatkowej limitowanej kampanii, w którym prawdopodobnie znajdzie się ten właśnie kosmetyk (+ kilka innych oczywiście).

Pozdrawiam :)

Przedświąteczne przygotowania wiązały się z porządkami- wyrzuciłam kilka produktów, które jeszcze nie dobiły dna, ale upłynęła ich data ważności, dlatego wolałam nie ryzykować nakładania ich na skórę. Do tego doszły zużyte "pustaki" i w ten oto sposób miałam całą torbę opakowań w szafie. Czas się ich pozbyć! Pora na mały przegląd.



Dla przypomnienia: legenda do obrazków

 - oznacza, że nie kupię tego kosmetyku ponownie
 - oznacza, że nie jestem pewna, czy chcę kupić ten kosmetyk ponownie
- oznacza, że jestem bardzo zadowolona z działania tego kosmetyku i na pewno sięgnę po niego ponownie


Jeśli w "dymku" pojawi się link do mojego bloga, jest to bezpośredni link do recenzji danego produktu - klikajcie, jeśli chcecie przeczytać więcej na jego temat.
















Jak Wam poszedł "projekt denko" w ostatnim miesiącu 2013 roku? Świąteczny czas sprzyjał zużywaniu kosmetyków czy wprost przeciwnie? ;)


Witajcie Kochani!
Przygotowania do Świąt, same Święta, potem sylwestrowo-noworoczny wyjazd złożyły się na to, że mój czas wypełniały głównie sprawy niezwiązane z blogiem. Potrzebowałam tej przerwy, by zmobilizować energię do załatwienia wszystkich spraw, które czekają mnie w 2014 roku.

Źródło: http://www.rockingwallpaper.com/

Będzie to dla mnie rok przełomowy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, napiszę pracę, obronię ją i zostanę magistrem. Zakończę tym samym moje studenckie życie i rozpocznę "dorosły etap". Praca, wyprowadzka z rodzinnego domu... Na razie jednak nie chcę zapeszać.
Razem z moim chłopakiem zaplanowaliśmy już tegoroczne wakacje - po raz drugi wybieramy się do Rzymu. Nie muszę chyba pisać, jak bardzo się cieszę, bo poprzednie włoskie wakacje były rewelacyjne.

Plany na 2014? ;)


Co robiłam między Świętami a Sylwestrem?
Ten czas zdecydowanie należał do Pana Grey'a. Szukałam jakiejś lekkiej, odmóżdżającej, ale wciągającej książki i na myśl przyszło mi Fifty Shades of Grey. Trafiłam idealnie - było wciągająco (na tyle, że przeczytałam całą trylogię) i jeszcze bardziej odmóżdżająco niż sądziłam, że mogłoby być :P
Po Nowym Roku - za namową siostry - sięgnęłam po pierwszą część Pieśni Lodu i Ognia: Gra o tron. Lektura wciągnęła mnie tak bardzo, że nie mogłam przestać czytać. Nie zabieram się za kolejną część tylko z tego powodu, że muszę skupić się na książkach do pracy magisterskiej :(

Ja wiem, że zawsze jestem do tyłu z nowościami książkowymi/filmowymi/serialowymi...


W tym roku ja i mój chłopak podtrzymaliśmy nasza małą sylwestrową tradycję i ponownie pojechaliśmy w góry ze znajomymi. Tym razem padło na Góry Stołowe. Sporo zwiedzaliśmy, dużo spacerowaliśmy i genialnie się bawiliśmy na sylwestrowym balu. Jako że zatrzymaliśmy się w hotelu połączonym ze SPA, nie mogliśmy odmówić sobie troszkę przyjemności i wybraliśmy się razem na masaż gorącymi kamieniami i do solankowego jacuzzi. Było mega przyjemnie, ale masażu Thalgo-De La Mer (który miałam w SPA Afrodyta) nie przebiło.

Skały Ardszpasko - Teplickie (zwane skalnym miastem) zrobiły na nas ogromne wrażenie! Trasę o długości 6km przeszłam bez większego zmęczenia, choć było sporo schodów do pokonania, jednak piękne widoki w 100% wynagradzały wysiłek.
Wyskoczyliśmy również do Pragi - miasto totalnie mnie oczarowało, zresztą nie tylko mnie - wszyscy żałowaliśmy, że mamy tylko parę godzin na zobaczenie najważniejszych miejsc.

Wszechobecne w Pradze matrioszki (nawet z podobiznami znanych piłkarzy), narodowy czeski skarb: Krecik i bardzo popularne marionetki (na zdjęciu te najciekawsze :P)

Czasami spontan jest najlepszy. Nie zaplanowaliśmy, o której dokładnie godzinie chcemy być na Moście Karola, a dotarliśmy tam o najlepszej możliwej porze: podczas zachodu słońca, kiedy rzeźby na moście sprawiały groźne wrażenie, a z mostu rozciągały się przepiękne widoki.
Odwiedziliśmy muzeum zabawek. Zachwyciłam się przedwojennymi mebelkami dla lalek, ale dla facetów największą atrakcją była konsola Pegasus i gameboy'e z lat '90 ;)

Przyglądając się bliżej niektórym zabawkom można było nieźle się przestraszyć...

Zwiedziliśmy jedyną w Polsce Kaplicę Czaszek, poznaliśmy kolegę na moim poziomie intelektualnym, a także odkryliśmy, że garncarstwo wcale nie jest takie proste, jak może się wydawać.

W drodze powrotnej do Krakowa wstąpiliśmy jeszcze do Podziemnego Miasta Osówka. Jest to wydrążony w skale kompleks hal i korytarzy. Jego przeznaczenie do dziś nie jest znane - niektórzy uważają, że miała to być tajna twierdza Adolfa Hitlera, inni, że podziemna fabryka tajnej broni dla Niemców. Jedno jest pewne - do dziś Osówka robi ogromne wrażenie.



W kwestii bloga... w najbliższym czasie szykuję małe zmiany. Zawita do mnie gość (nawet dwóch gościów :P), który pojawi się na blogu, a może nawet pojawiać się będzie systematycznie :P Do wyjścia na blogową scenę szykuje się ponownie również moja mama, która niebawem opowie Wam troszkę o bardzo ciekawym kosmetyku, który dostała do wypróbowania od Monoi Tiara.
Poza tym pokażę Wam denko z ostatniego miesiąca 2013 roku, opowiem o moich faworytach i top-debiutach minionego roku, a także postaram się opisać, jakie zapachy towarzyszyły mi w te Święta (spokojnie, będzie nie tylko o Yankee Candle :P).
Przed Świętami dostałam też sporą paczkę pędzli i akcesoriów Essence, jednak większość z nich już mam, dlatego pomyślałam, że może ktoś z Was będzie miał z nich większy pożytek. Zgadzacie się ze mną? ;)


Jak Wam mija początek roku? Snujecie jakieś plany, może macie noworoczne postanowienia? Piszcie w komentarzach.

Pozdrawiam Was ciepło!

Źródło: http://www.pinterest.com


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...