Deklarowałam, że nie jestem wielką fanką owocowych zapachów Yankee Candle, jednak w upalne letnie dni po prostu nie da się palić nic innego. Jedzeniowe, słodkie, otulające czy tym bardziej przyprawowe woski zakopałam na dnie pudełka. Do łask wróciły owocowe aromaty, zwłaszcza te inspirowane egzotycznymi owocami takimi jak mango, ananas, melon, marakuja. Dziś o jednym z nich - Mango Peach Salsa, który za kilka dni będziecie mogli kupić w promocyjnej cenie, bo w sierpniu będzie to zapach miesiąca.



Mango Peach Salsa należy do owocowej linii YC. Łączy w sobie słodkie owocowe nuty mango i brzoskwini, przełamane dla równowagi aromatem różowego pieprzu. Brzmi interesująco :)



Ja niestety w Mango Peach Salsa nie wyczuwam różowego pieprzu - dla mnie to woń składająca się wyłącznie z owocowych nut. W kompozycji dominuje słodki, soczysty owoc mango, na drugim planie przebija się równie słodka brzoskwinia. Całość jest naprawdę smakowita, słodziutka, ale jednocześnie orzeźwiająca, jak przystało na owocowy zapach YC.



Dostępność: stacjonarnie lub online (np. w Goodies)
Pora roku: lato
Pora dnia: przedpołudnie, popołudnie
Przy gościach: tak
Intensywność:






Mango Peach Salsa jest bardzo podobny do Waikiki Melon - zarówno ze względu na zapach jak i kolor wosku (Melon jest jednak bardziej rześki, kwaskowy). A jako że mam dużą świecę Waikiki Melon, to kolejnej o podobnym zapachu sobie nie sprawię. Gdyby nie to, pewnie skusiłabym się na Mango Peach Salsa, tym bardziej że szykuje się na niego świetna promocja (w sierpniu będzie zapachem miesiąca). Polecam, jeśli chcecie przenieść się myślami na egzotyczną plażę.


Nie od dziś wiadomo, że antyperspiranty Rexona - dzięki technologii motionsense - są wprost stworzone dla osób, które kochają ruch. A kiedy najlepiej można sprawdzić ich skuteczność? Oczywiście podczas letnich aktywności, na przykład takich, jakie w przyszłym tygodniu szykują się w sopockiej plaży.



W przyszły piątek w Zatoce Sztuki (31.07.2015) o 20:00 odbędzie się Rexona Fresh Party - klubowa impreza w rytm muzyki serwowanej przez DJ'ów: Neevald, Mibro, Pequeno, Matush, Jordy Jay, Milkwish, Mibroto oraz gwiazdę wieczoru DJ'a Jerry Ropero. Swoją obecność na imprezie zapowiadają też polscy celebryci: Natalia Siwiec, Marcelina Zawadzka i Rafał Maślak.



Kolejnego dnia (01.08.2015) o 10:00 i 13:00 miłośnicy tańca będą mogli wziąć udział w treningu Rexona Stay Dance, który poprowadzą laureaci programu You Can Dance - Natalia Gap i Brian Poniatowski. Taneczne zmagania odbędą się na sopockiej plaży w strefie Fit & Family, przy wejściu 15/16.

Jeśli się wybieracie, możecie dołączyć do wydarzeń na Facebooku:
Rexona Fresh Party
Rexona Stay Dance


Ktoś się wybiera? Ja strasznie żałuję, ale nie mogę się pojawić, a na pewno będzie fajnie, imprezowo, wakacyjnie i energetyzująco! :)

Jakiś czas temu dostałam cudowną przesyłkę, ale nie było jeszcze okazji pochwalić się jej zawartością. Dziś nadrabiam i przy okazji mam dla Was mały konkurs :)

Paczka była ogromna i ciężka, a zawierała kosmetyki Lirene i Under20 oraz różne fantastyczne gadżety, które idealnie wpisują się w te upalne letnie dni. Zresztą sami zobaczcie.

Jednym z takich gadżetów jest piękny biały kapelusz z szerokim rondem. Nie ruszę się bez niego na plażę ;)

Książki, które umilą mi wakacyjny relaks. Maybe someday już przeczytane - całkiem ciekawa książka, wciąga i pozwala się zrelaksować. Dom na jeziorze dopiero zaczęłam.

VitalCode - olejki (o których niebawem napiszę, bo są po prostu genialne!) i wielgachny balsam do ciała

Wakacyjny niezbędnik - kremy z filtrem i balsam po opalaniu. Uwielbiam! <3 Kiedyś narzekałam, że ten SOS RATUNEK balsam po przedawkowaniu słońca ma zbyt gęstą konsystencję - teraz jest idealny, lekki i łatwo się rozprowadza, więc spokojnie można go aplikować na obolałą, poparzoną skórę (choć mam nadzieję, że uda się Wam i mi samej w tym roku uniknąć takich atrakcji).

Rajstropy w sprayu to opcja dla tych, którzy opalać się nie lubią lub jeszcze nie zdążyli pozbyć się bladości a'la córka młynarza.

Byłam bardzo ciekawa fluidów z serii My Color Code, dopasowanych do czterech typów urody. Teraz mogę je testować na własnej skórze.

Dostałam też coś do higieny intymnej. Zobaczymy, czy produkty Lirene przebiją mojego ulubieńca Facelle.

Zanim wcisnę się w kostium kąpielowy, warto byłoby pozbyć się cellulitu i ujędrnić trochę swoje ciało. Lirene mi w tym pomoże! Poza specjalnymi kosmetykami dostałam też świetny masażer, który sprawi, że skórka pomarańczowa zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ;)

Under 20 wprowadziło bardzo ciekawe kremy matujące BB. Testuję aktualnie jeden z nich i za jakiś czas dam Wam znać, czy to kosmetyk godny uwagi.

Cały pakiet maseczek i peelingów... Sporo z nich już zniknęło.

Kolejny super prezent - trzymiesięczny pakiet dietetyczny w serwisie kalorynka.pl

Wśród prezentów były jeszcze dwa zestaw kremów do twarzy oraz kolorowa opaska do włosów w stylu pin-up girl, ale przez moją sklerozę zapomniałam je sfotografować :/


A na koniec czas na obiecany konkurs. Zasady są banalne - wystarczy w zgłoszeniu podać swojego maila, bym mogła się skontaktować w razie wygranej. To jedyny obowiązkowy punkt. Dodatkowy punkt otrzymujecie za obserwowanie bloga oraz za udostępnienie informacji o konkursie w dowolny sposób. Czas na zgłoszenia macie do 01.08 włącznie, następnego dnia podam wyniki tutaj oraz na Facebooku. A do wygrania kosmetyki widoczne na poniższym zdjęciu.



Powodzenia!



EDIT:
Nagrodę zdobywa Kamila. Gratuluję i już piszę do Ciebie maila :)
Wszystkim dziękuję za udział i zapraszam do dalszego śledzenia mojego bloga i portali społecznościowych. Już z początkiem tygodnia będziecie mieli kolejną szansę na nagrodę - tym razem będzie to coś dla Panów :)


Jeśli znalibyście moją rodzinę, od razu moglibyście stwierdzić, że moje zamiłowanie do kosmetyków odziedziczyłam po tacie. Tata uwielbia dobrej jakości kosmetyki, docenia te naturalne, tym bardziej że ma wrażliwą i wymagającą cerę. Ostatnio testował produkty włoskiej marki Intesa - Deodorant Stick Ylang-Ylang oraz After Shave Liposomi, czyli antyperspirant w sztyfcie i przeciwzmarszczkowy krem-żel po goleniu z liposomami. Jesteście ciekawi, jak się u niego sprawdziły?




Antyperspirant w sztyfcie o zapachu Ylang-Ylang ma za zadanie na długo zapewnić poczucie świeżości i przyjemny zapach. Jego składniki działają antyseptycznie, kojąco, relaksująco, nie wysuszając przy tym skóry, dzięki czemu produkt ten polecany jest także dla osób o bardzo wrażliwej skórze. Co istotne, kosmetyk nie zawiera parabenów.




Antyperspirant ma specyficzny zapach - męski, rześki, ale z ziołową nutą. Tacie zupełnie nie przypadł do gustu ten zapach. Nie jest tak kremowy w swojej konsystencji jak inne znane mi antyperspiranty w sztyfcie - przypomina raczej utwardzoną wazelinę i zostawia na skórze tłustą warstwę, która na szczęście szybko się wchłania i nie tłuści ubrania. Na plus zasługuje jego wydajność.
Ogólnie można powiedzieć, że jest to całkiem niezły produkt, bo spełnia swoje zadanie - odświeża i chroni przed przykrym zapachem przez długi czas. Niestety w oczach taty totalnie dyskwalifikuje go zapach.





Krem-żel po goleniu przeznaczony jest dla panów, którzy potrzebują przeciwzmarszczkowej prewencji ;) Dzięki aktywnym liposomom działa na skórę uelastyczniająco i wygładzająco. Jak przystało na balsam po goleniu, ma także za zadanie łagodzić wszelkie podrażnienia i przynosić skórze ukojenie.




Kosmetyk ma rzeczywiście kremowo-żelową, lekką konsystencję, dzięki czemu łatwo się rozprowadza bez konieczności naciągania i dodatkowego podrażniania skóry, a także szybko wchłania i przynosi efekt orzeźwienia. Na drugim miejscu w składzie ma alkohol, co może powodować podrażnienia i pieczenie przy bardzo wrażliwej skórze, ale za to działa odkażająco, jeśli przy goleniu powstaną jakieś drobne ranki. Pachnie przyjemniej i intensywnie, typowo dla męskich kosmetyków.Jest bardzo wydajny.
Ten produkt przypadł tacie do gustu już zdecydowanie bardziej niż antyperspirant. Wchłania się bardzo dobrze, dzięki czemu nawilża i odświeża, nie pozostawiając tłustego filmu na skórze. Jest idealny na lato. Ma przyjemny zapach, nie powoduje podrażnień i nie zapycha skóry.





Kosmetyki marki Intesa znajdziecie w perfumeriach Douglas w cenie 22,90zł za antyperspirant i 32,90zł za balsam po goleniu. W ofercie dostępne są również inne produkty tej marki.
Więcej informacji o kosmetykach Intesa znajdziecie na Facebooku: TUTAJ.



Tata, zapytany o to, czy kupiłby sobie te kosmetyki ponownie, odpowiedział, że antyperspirant na pewno nie, chyba że w innej wersji zapachowej, natomiast balsam po goleniu jak najbardziej, bo jest lepszy niż inne tego typu kosmetyki, które dotąd stosował.

Znacie kosmetyki Intesa? Jakich kosmetyków najchętniej używają Wasi tatusiowie, dziadkowie, mężowie, partnerzy?


Kosmetyki otrzymałam do testów od www.onlyyoumagazine.pl
Azjatyckie kosmetyki są naprawdę godne uwagi, jednak od ich zakupu skutecznie odstraszała mnie słaba dostępność. O zakupie w sklepie stacjonarnym mogłam tylko pomarzyć, na Allegro ceny windowano do kosmicznych rozmiarów, a kupując na Ebayu nigdy nie miałam pewności, czy dostanę oryginalny produkt czy może podróbkę. Na szczęście od niedawna mamy możliwość zakupu w 100% oryginalnych produktów u wyłącznego polskiego dystrybutora marki Skin79 - Dystrybucja Kosmetyków Hurt-Detal z Piotrkowa Trybunalskiego, który dba o odpowiednie warunki transportu i przechowywania kosmetyków, gwarantuje też ich oryginalność.



Jakiś czas temu otrzymałam do wypróbowania najpopularniejszy w Polsce azjatycki BB krem - Skin79 HOT PINK Super+ Beblesh Balm Triple Function. Jak się sprawdził przy mojej mieszanej, trądzikowej cerze? Czy zdał egzamin podczas tropikalnych upałów?



BB krem zamknięty jest w charakterystycznym opakowaniu z pompką. Prezentuje się przepięknie, ale ma jedną wadę - pompki nie da się w żaden sposób zablokować, co utrudnia ewentualny transport kosmetyku - musimy przewozić go w kartoniku, a większość z nas raczej nie trzyma kartoniki po kosmetykach na pamiątkę ;)
Przy okazji omawiania opakowania poruszę jeszcze jedną ważną kwestię - jeśli kupujecie kosmetyki Skin79, zwracajcie uwagę na logo - niedawno marka odświeżyła logo. Oryginalne produkty Skin79 od polskiego dystrybutora posiadają też na opakowaniu napisy w języku polskim.




Azjatyckie kremy BB charakteryzują się tym, że łączą w sobie działanie koloryzujące (zastępują podkład, fluid) i pielęgnujące. Hot Pink od Skin79 rozjaśnia skórę (a więc sprawdzi się przy cerze trądzikowej, z przebarwieniami i skłonnej do zaczerwienień), chroni przed promieniowaniem słonecznym (zawiera filtr SPF30 PA++), ma także działanie przeciwzmarszczkowe. Dzięki formule Matte Finish Melting zapewnia efekt naturalnego zmatowienia.
Po kilku tygodniach stosowania trudno ocenić, czy obietnice producenta mają pokrycie w rzeczywistości. Mogę potwierdzić jedynie skuteczność zawartego w nim filtru (słońce mnie nie łapie w tych miejscach, gdzie aplikuję makijaż). Krem nie zapycha porów skóry, nie wzmaga przetłuszczania, a wręcz przy dłuższym stosowaniu reguluje tłuszczenie się cery.




Najważniejsze jednak dla mnie było to, jak Hot Pink sprawdził się w roli podkładu. Ma konsystencję charakterystyczną dla azjatyckich kremów BB (pozornie gęstą, ale rozprowadza się bezproblemowo i nie smuży nic a nic). Najbardziej polubiłam aplikowanie go gąbką a'la Beautyblender. Ma bardzo delikatny, przyjemny dla nosa zapach, ledwo wyczuwalny podczas nakładania. Po kilku sekundach od aplikacji zastyga na skórze, dając efekt, którzy rzeczywiście można nazwać naturalnym matem (ja jednak zawsze matuję go pudrem, by utrwalić makijaż). Po zastygnięciu rewelacyjnie wtapia się w skórę, nie podkreśla porów ani zmarszczek, zyskuje też nieziemską trwałość - normalnie jest nie do zdarcia, nawet przy tak tłustej cerze jak moja. Makijaż z jego użyciem przetrwał nawet te mega upalne dni, w które wszystkie inne produkty po prostu z twarzy spływały. Kryje naprawdę rewelacyjnie, co zresztą widać na zdjęciach. Nie daje przy tym efektu "szpachli".


Ten makijaż już znacie. Do jego wykonania użyłam właśnie Skin79 Hot Pink. Krem idealnie wtopił się w cerę, dzięki czemu kolor skóry na twarzy nie odcina się od koloru skóry na szyi.



Skin79 Hot Pink BB Cream kupicie online (TUTAJ DOSTĘPNA LISTA) w cenie około 130zł za 40g (aktualnie trwa promocja). Zachęcam też do zaglądania na Facebooka, gdzie znajdziecie informacje o nowościach i aktualnych promocjach.



Spojrzałam na ten krem krytycznym okiem. Chciałam pokręcić nosem i wytknąć mu wszystkie wady, ale nie mam co wytykać. Hot Pink okazał się po prostu fantastyczny w swoim działaniu. Pokochałam go za super krycie, nieziemską trwałość, umiejętność wtapiania się w nasz naturalny odcień skóry (dla mnie wydawał się trochę za jasny, ale dobrze rozprowadzony jest po prostu niewidoczny, nie odcina się od koloru skóry na szyi; sprawdziła go też moja siostra, która ma znacznie jaśniejszy i chłodniejszy ton skóry niż ja).
Jednym słowem: ulubieniec. Na pewno na jednym opakowaniu się nie skończy.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...