Witajcie kochani!
Po pierwsze dziękuję Wam za rosnącą liczbę obserwatorów i ogromną aktywność na moim blogu :*

Po drugie- dziś chciałabym jeszcze raz nawiązać do kwestii parabenów w kosmetykach. Już kiedyś pisałam Wam o tym i analizowałam znalezione w Internecie informacje (jeśli chcecie przypomnieć sobie treść tamtej notki, zapraszam TUTAJ). Parę dni temu (za sprawą przesympatycznych adminów fanpage BingoSpa) dotarłam do artykułu w czasopiśmie "Wiadomości Kosmetyczne" z lutego bieżącego roku- czyli najnowszego. W artykule "Co z tymi parabenami?" (str. 63-64) pani Agnieszka Saracyn Rozbicka zebrała najważniejsze informacje o parabenach, przeanalizowała krytykę oraz przytoczyła słowa ekspertów (nie są to jacyś Janowie Nowakowie, ale Rektor Wyższej Szkoły Zawodowej Kosmetyki i Pielęgnacji Zdrowia oraz Dyrektor Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego).


Screen artykułu - aby go przeczytać, kliknij w obrazek i znajdź stronę 63-64


Co nowego dowiedziałam się z artykułu?
Po pierwsze autorka zwróciła uwagę na bardzo ważną kwestię- parabeny są jednymi z najlepiej przebadanych konserwantów. Nie udowodniono ich drażniącego działania na skórę człowieka (jak sugeruje portal Stop parabenom!). W sumie to logiczne- nie sądzę, by specjaliści dopuścili do masowego użytku substancje, które powodowałyby zapalenie skóry. Zwłaszcza, że parabeny zostały uznane za bezpieczne przez instytucje Unii Europejskiej.
Bardzo ważny jest również fakt, że parabeny hamują rozwój grzybów, pleśni i drożdży w kosmetykach. Gdyby nie środki konserwujące, raczej trudno byłoby o utrzymanie świeżości kosmetyków. Dlatego w mojej głowie pojawiło się pytanie- co lepsze: parabeny czy spleśniałe kosmetyki? Mój umysł od razu zwizualizował mi przepiękny pleśniowy wykwit na kremie MAC'a i w masełku do ciała. Powiem szczerze, że jako osoba niewykształcona w kierunku kosmetologii czy jakkolwiek pojętej chemii, nie mam zbyt dużej wiedzy w tym temacie, ale chyba nawet dziecko wie, że kosmetyki nieświeże mogą wywołać prawdziwą rewolucję na naszej skórze.

Pojawia się pytanie- jeśli parabeny są takie fe fe fuj, to co zrobić? Nie stosować ich do konserwacji i pozwolić na psucie się kosmetyków? A może zastąpić je innymi konserwantami? Jeśli czymś je zastąpimy, nie będziemy mieć pewności, że to coś będzie miało lepsze działanie niż parabeny- może się okazać, że wtedy wpadniemy z deszczu pod rynnę...


Pleśń - źródło: www.uroda-wdziek.pl


Druga ważna kwestia poruszona w artykule została wspomniana w wypowiedzi prof. ndzw. dr inż. Jacka Arcta - Rektora Wyższej Szkoły Zawodowej Kosmetyki i Pielęgnacji Zdrowia. Pan prof. Arct wspomniał o tym, że sugerowane działanie proestrogenne parabenów jest fikcją- te substancje działają na organizm człowieka 100 tysięcy razy słabiej niż hormony. Co ciekawe- mają też słabsze działanie niż substancje proestrogenne zawarte chociażby w soi... Poza tym sam wzrost poziomu estrogenu w organizmie nie spowoduje od razu raka piersi- dopiero w połączeniu z mutacją odpowiedniego genu, może dać tak tragiczne skutki. Dzieje się to zazwyczaj u kobiet w okresie menopauzy, kiedy zmiany hormonalne w organizmie są znaczne.


We wspomnianym artykule "Co z tymi parabenami?" (str. 63-64 w "Wiadomości kosmetyczne") wypunktowane jest jeszcze więcej nieścisłości związanych z tematem parabenów. Myślę, że zdecydowanie warto zapoznać się z tym artykułem- zwłaszcza, że opracowuje w jasny i przystępny sposób opinie ekspertów. 


Podsumowując: tak jak już pisałam poprzednim razem- ja nie mam zamiaru panikować i wydawać fortunę na kosmetyki bez parabenów. Oczywiście wydawanie fortuny na kosmetyki to miła opcja, ale na razie taką fortuną nie dysponuję, więc mogę sobie tylko pomarzyć :P Jeśli kosmetyk sprawdza się u mnie dobrze, a zawiera parabeny, nie będę z niego rezygnować- tym bardziej po lekturze artykułu "Co z tymi parabenami?"


Zachęcam Was do lektury i do wypowiadania się tutaj, co Wy sądzicie o prarabenach?
Mamy się ich bać, czy uznać tą "parabenową aferę" za niepotrzebną panikę?



Uffff, wreszcie czas na recenzję podkładu, którego używam już od dobrych kilku miesięcy. Nałogową jego fanką jest moja mama, która stosuje go codziennie- na jej mieszanej, dojrzałej cerze sprawdza się znakomicie. Ja używam go na zmianę z moim ukochanym Bourjois Healthy Mix.
Przed Państwem recenzja Lirene City Matt. Ja używam go w kolorze 207 - beżowy, bo wydaje mi się jaśniejszy niż 204. Jednak nie jest to podkład dla typowych bledziuchów, z góry ostrzegam ;)




Źródło: www.dziecko.onet.pl

Opakowanie: Podkład zamknięty jest w niewielkim, plastikowym opakowaniu z pompką. Uwielbiam właśnie takie opakowanie w podkładach- dzięki niemu nie trzeba grzebać paluchami w kosmetyku, co niestety jest bardzo niehigieniczne. Poza tym możemy wybrać podkład do ostatniej kropelki, bez konieczności rozcinania opakowania. Nie ma też obawy o to, że nam się wyleje w podróży. Po prostu pod tym względem jest idealne.

Użytkowanie i efekty: Podkład ma dosyć lekką, płynną konsystencję- tak przynajmniej wygląda, kiedy wypływa z opakowania. Bardzo przyjemnie rozprowadza się go na skórze. Ładnie stapia się z cerą i nie daje efektu maski. Po kilku chwilach od nałożenia podkład wysycha- nie ciemnieje wtedy, ale zmienia swoje właściwości- zamienia się na skórze w matową, pudrową warstwę. Dla mnie to jest niesamowite- po wyschnięciu błyszczący i lekki początkowo podkład staje się pięknym, pudrowym wykończeniem. Właściwie nie trzeba już dodawać pudru (dopiero po 3-4 godzinach, kiedy skóra zacznie produkować sebum i przez to świecić się, można nałożyć troszkę pudru). Kosmetyk ma przyjemny, pudrowy zapach. Nieźle kryje niedoskonałości. Niestety średnio u niego z trwałością- po paru godzinach łatwo się ściera. Jednak nie waży się na skórze, nie podkreśla suchych skórek. Właściwości matujące sprawiają, że może jednak powodować przesuszanie skóry- zwłaszcza w okresie zimowym.

Skład: Na składzie kosmetyków kolorowych nieszczególnie się znam, dlatego odpuszczę sobie dokładną analizę. Jak zobaczycie na zdjęciu, podkład zawiera parabeny, jednak chyba jest to konieczne, by taki kosmetyk się nie zepsuł.

Dostępność: W większości drogerii- ja kupuję w Rossmanie, ale widziałam też w kilku okolicznych mniejszych drogeriach.
Cena: Za 30ml ok. 21zł (w promocji kupiłam za 16,99zł).

Ocena: 4/6 (Dobrze matuje, nieźle kryje, ma wygodne opakowanie i niewysoką cenę. Może jednak przesuszać skórę, niezbyt długo się trzyma na twarzy, ma niewiele kolorów do wyboru- bladolice nie znajdą chyba odpowiedniego dla siebie).

Pod ostatnim postem wiele osób pisało, że zna ten podkład. Piszcie, co o nim sądzicie, czy zgadzacie się z moją recenzją i jakiego koloru używacie.







 Wybaczcie moje tragicznie odrapane pazurki.
Zrobiłam zdjęcia po raz drugi, kiedy zmyłam paznokcie, jednak jak na złość- kolory wyszły beznadziejnie. Na tych zdjęciach przynajmniej dobrze oddany jest kolor podkładu, a to dla mnie ważne.

P.S. Moja siostra zrobiła wczoraj babeczki (Delecta - Babeczki nadziane budyniem). Wybrałyśmy białe ciasto nadziewane budyniem waniliowym. Opakowanie produktu jest niedrogie (niecałe 5zł w Kauflandzie), przygotowanie banalnie proste i szybkie (obliczyłyśmy, że przygotowanie składników, zrobienie ciasta i upieczenie zajmuje około 30minut), a efekt... mniam! Polecam :)
Na pokuszenie:

Nowy miesiąc, nowe możliwości...
Widząc na wyświetlaczu kasy należność do zapłaty, troszkę szczęka mi opadła. Niby parę rzeczy się do koszyka włożyło, a sumka całkiem niezła się uzbierała.
Oto, co znalazło się wczoraj w moim koszyku:


1. Lirene City Matt - podkład matujący, którego recenzję zamieszczę niebawem, bo nie jest to pierwsze kupione opakowanie. Używam go na zmianę z Boujrois Healthy Mix, kiedy potrzebuję większego matowania. Cena: 16,99zł.

2. Facelle Intim Senitive - żel do higieny intymnej. Byłam w szoku, kiedy sprawdziłam etykietki wszystkich żeli do higieny intymnej w Rossmanie, i tylko rossmanowy żel (najtańszy!) nie miał w składzie SLS... Cena: 5,99zł.

3. Alterra Deo-Balsam - dezodorant kulkowy z balsamem o zapachu melisy i szałwii lekarskiej. Wiele dobrego czytałam  na blogach o Alterrze, więc widząc promocję na dezodorant, od razu się skusiłam. Zapach bardzo przyjemny, odświeżający. Ciekawe, jakie będzie działanie. Cena: 5,99zł.

4. Listerine Stay White & Listerine Coolmint - uważam, że Listerine jest po prostu the best, jednak nieczęsto pozwalam sobie na niego ze względu na wysoką cenę. Tym razem jednak trafiłam na świetną promocję- duża butla przeceniona była na 12,99zł, a małą dostałam za 0,01zł!!!

5. Ziaja kremowe mydło pod prysznic pomarańcza - zakochałam się w żelach pod prysznic Ziaja- są niedrogie, wydajne, ładnie pachną i nie wysuszają skóry. Cena: 6,39zł.

6. Isana Dusch Peeling White Chocolate & Vanilla - słyszałam o nim zarówno pozytywne, jak i negatywne opinie. Postanowiłam wypróbować na własnej skórze, bo skusiła mnie niska cena i przepiękny zapach. Cena: 5,49zł.

7. Alterra Handcreme Granatapfel & Aloe Vera - skończył mi się uwielbiany czerwony Garnier, a że zbliża się wiosna i moje dłonie nie są już tak przesuszone, postanowiłam spróbować czegoś lżejszego. Okazało się, że Alterra ma fajny skład, ładnie pachnie i szybko się wchłania. Zobaczymy, jakie będą efekty dłuższego stosowania. Cena: 7,59zł.

8. Wibo Eyeliner czarny - to akurat zakup dla mojej cioci. Sama pewnie też bym się na niego skusiła, ale zniechęcił mnie fakt, że nie jest to wersja wodoodporna, a ja jednak wolę nie wyglądać jak panda w razie deszczu ;) Cena: 6,99zł.

9. Synergen antybakteryjny puder w kompakcie - wiecie, że to mój pierwszy puder? Chciałam kupić transparentny Essence albo Bourjois Healthy Balance, który aktualnie jest w promocji, ale w Rossmanie, w którym byłam, nie znalazłam żadnego z tych dwóch. Dlatego postawiłam na niedrogi Synergen, o którym kiedyś słyszałam parę pozytywnych opinii. Zobaczymy, jak będzie się sprawdzał. Cena: 8,49zł.

10. L'Oreal True Match korektor - nie jestem już w stanie przypomnieć sobie, która z blogerek mi go poleciła. W każdym razie wreszcie w niego zainwestowałam i mam. Po obmacaniu testera wydał mi się bardzo kuszący. Cena: 30,99zł.

11. Joanna Sensual plastry z woskiem do depilacji twarzy - kupiłam kiedyś plastry Veet na łydki, jednak okazały się totalnym niewypałem. Cięłam je na mniejsze kawałki i stosowałam na wąsik- do tego były idealne. Jednak cena plastrów z woskiem do twarzy Veet troszkę mnie przeraziła (28zł), więc zdecydowałam się na Joannę. Mam krem do depilacji z tej serii i bardzo go sobie chwalę- mam nadzieję, że plastry również okażą się skuteczne. Cena: 6,49zł.

12. Perfecta antybakteryjna maseczka na twarz z wyciągiem z gruszki i glinką termalną - soczysta grucha na opakowaniu mnie skusiła ;) Nawilżająca Perfecta była niezła, dlatego skusiłam się też na antybakteryjną- tym bardziej, że wiele osób poleca te maski. Cena: 1,69zł.

13. Ziaja maseczki - wzięłam po dwie z każdego rodzaju, coby mieć zapas na jakiś czas. Wszystkie je uwielbiam i chyba nie muszę zbyt wiele o nich pisać. Cena: 1,49zł.


Chciałam jeszcze kupić musujące kule do kąpieli, które wyczaiłam w gazetce z Kauflanda w baaaaardzo fajnej cenie (około 7zł). Jednak po przemierzeniu wzdłuż i wszerz całego Kauflanda i wypytaniu kilku pracownic sklepu, które patrzyły na mnie jak na wariatkę, odpuściłam sobie poszukiwania. Kule po prostu wsysło. Jednak jeśli Wy macie gdzieś w pobliżu Kauflanda, to polecam poszukać, bo kule mają piękne zapachy i ja osobiście baaaardzo chciałabym je mieć :)

A teraz czas jeszcze na małe chwalenie się i podziękowania dla Justyny (WuNoRei), od której dostałam przepiękne kawowe kolczyki! Dziękuję serdecznie! :*

Zasady:
1. Odpowiedz na 7 pytań.
2. Utwórz osobny post oraz zamieść informację, kto Cię otagował.
3. Przekaż zabawę innym blogerkom.

Obrazek ze strony www.demotywatory.pl

Nominacja przywędrowała do mnie od osoby, którą podziwiam i uwielbiam jej bloga za wspaniałe, nie tylko kosmetyczne notki- widać, że wkłada dużo serca w blogowanie i to się czuje, kiedy tylko zajrzy się na bloga...
SWEET PERELKA
Tak, tak, to Anetka mnie otagowała, za co bardzo jej dziękuję :*


A więc do dzieła!

1. CHCIWOŚĆ - najdroższy kosmetyk, jaki kupiłaś i najtańszy, jaki posiadasz?
Najwięcej pieniędzy wydałam na podkład Lancome - Teint Idole Silky Match (kara za ten grzech przyszła szybko- podkład okazał się beznadziejny i prawie 200zł poszło w błoto).
Najtańszy kosmetyk, jakiego używam, to beżowy cień do powiek- totalny "no name" kupiony na targu za 2zł... Jest niezły, ale ma za duże błyszczące drobinki i sypie się trochę.

2. GNIEW - których kosmetyków nienawidzisz, a które uwielbiasz? Jaki kosmetyk był najtrudniejszy do zdobycia?
Nienawidzę lakierów do włosów, pianek, sprayów nabłyszczających- moje włosy bardzo źle tolerują te kosmetyki, a poza tym moja fryzura nie wymaga ich stosowania.
Uwielbiam wszystko, co pachnie ładnie, dobrze działa i najlepiej, jeśli kosztuje grosze :P
Najtrudniej było mi zdobyć żel Afrodyty do skórek przy paznokciach- pół Krakowa zeszłam na piechotę w poszukiwaniu czegokolwiek do skórek...

3. OBŻARSTWO - jakie produkty są Twoim zdaniem najpyszniejsze?
Smakowite błyszczyki i pomadki do ust oraz wszystkie specjały od Farmony- kocham te owocowe zapachy!

4. LENISTWO - których kosmetyków nie używasz z lenistwa?
Odpuszczam sobie peeling do ciała- co prawda bardzo lubię ten kosmetyk, ale wizja machania łapami po całym ciele sprawia, że od razu mi się odniechciewa :P

5. DUMA - który kosmetyk daje Ci najwięcej pewności siebie?
Zdecydowanie podkład- mam bardzo nieładną cerę, dlatego wyjście z domu bez podkładu powoduje u mnie traumę- mam wrażenie, że wszyscy ludzie śmieją się ze mnie. Dobrze kryjący podkład to u mnie podstawa.
Pewności siebie dodaje mi też zapach- podstawą jest dobry antyperspirant, a do tego piękne perfumy.

6. POŻĄDANIE - jakie atrybuty uważasz za najatrakcyjniejsze u płci przeciwnej?
Nigdy nie myślałam o jakimś męskim ideale- do czasu, aż poznałam mojego obecnego chłopaka ;) Uwielbiam go za wyrozumiałość dla moich humorków- jest taką oazą spokoju. Mamy dużo wspólnych zainteresowań, potrafimy rozmawiać bez końca... Bardzo lubię, kiedy chłopak jest elegancki, zadbany, ładnie pachnie- i mój luby właśnie taki jest :)

7. ZAZDROŚĆ - jakie kosmetyki lubisz dostawać w prezencie?
Wszystkie ;) Nie wybrzydzam.

Teraz pora na tagowanie...
Do zabawy pragnę zaprosić:
Kasię z bloga In blue jeans...
Kasię z bloga Coffeeheaven91
podziwianą przeze mnie Aliss z bloga Trochę szaleństwa, trochę rozsądku
kochaną Tanikę z bloga Dobre dla urody
oraz Paulinę i Adę z bloga Taneczne dusze


Uffff, ale się rozpisałam! Pozdrawiam Was i życzę cudownego piątkowego wieczoru- mam nadzieję, że zrelaksujecie się i odpoczniecie po całym tygodniu :)
Kochani,
właśnie zawitał do mnie kurier z pierwszym polskim GlossyBoxem!
Byłam tak podekscytowana, że nie mogłam otworzyć pudełka xD Chociaż wiedziałam, co w nim znajdę, ciekawość cały czas była ogromna.
Po otworzeniu pudełka mam tylko jeden wniosek- warto było zapłacić 50zł!
Kosmetyki są rewelacyjne! Same znane, cenione marki, a pojemność próbek naprawdę duża. Same zobaczcie:








I po kolei cudowna glossyboxowa zawartość:


Lierac - balsam do cery odwodnionej Hydra-Chrono+
Marc Jacobs - Daisy Eau So Fresh
Masaki Matsushima - balsam do ciała Masaki Cherry
Nuxe - suchy olejek o wielu zastosowaniach Huile Prodigieuse
Rene Furterer - szampon Okara Protect Color
Cudowności, prawda?

Dzisiaj dostałam również paczkę z nagrodą od Małgosi - Lyna_sama (Lyna_sama bloguje kosmetycznie) - w środku znalazłam same smakowitości kosmetyczne- delikatny lakier Nail Tek i kredka Catrice oraz mnóstwo wspaniałych próbek (między innymi Clinique i Sephora). Dziękuję za przemiły liścik, który ucieszył mnie chyba nawet bardziej jeszcze niż kosmetyki :) Nieczęsto się zdarza, by w dzisiejszych czasach dostać pisany odręcznie list. Dziękuję, Gosiu! :*


A oto mój westowy pomocnik, który dzielnie pomaga mi otwierać wszystkie paczki. Zawsze musi wściubić tą swoją kosmatą mordkę i obwąchać, czy aby nie przyszło coś dla niego ;)

Olis pozdrawia wszystkich czytelników bloga!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...