Nie należę do fanek Avonu. Wręcz przeciwnie- nie ufam tym kosmetykom. Zbyt wiele razy zawiodłam się na ich działaniu. Ostatnio jednak (głównie przez moją siostrę, której przyjaciółka została konsultantką) wpadło mi w ręce kilka avonowych kosmetyków, o których działaniu warto wspomnieć (i uczynię to już niebawem).

Dziś opowiem Wam trochę o Rozświetlającym balsamie do ciała japońskie sake i ryż. Ten balsam wpadł w moje ręce za sprawą Majaleny, u której dawno, dawno temu udało mi się wygrać rozdanie.
Zaczęłam stosować go jeszcze podczas majowego wyjazdu do Wrocławia, potem troszkę o nim zapomniałam i czekał na mnie aż do lipca.

Zanim się zorientowałam, że nie mam zdjęć tego balsamu, zdążyłam go już rozciąć...

Opakowanie: niewielka, plastikowa miękka tubka. Praktyczna w podróży, estetyczna, kosmetyk łatwo z niej wypływa. Szkoda tylko, że nie widać, ile balsamu jeszcze w niej pozostało, a ile już zużyliśmy.

Użytkowanie i efekty: balsam ma bardzo lekką konsystencję- jest to raczej delikatne mleczko niż typowy balsam. Rozprowadza się na skórze bez żadnych problemów, nie bieli. Jest średnio wydajny.
Pachnie dość specyficznie- zapach bynajmniej nie przypomina ryżu, ani tym bardziej alkoholu jakim jest sake. Moim zdaniem jest to zapach bardzo zbliżony do tego, co czuć na skórze po nałożeniu samoopalacza- każdy, kto narzeka na utlenianie, będzie wiedział, co mam na myśli. Mi jednak ten specyficzny zapach przypadł do gustu.
Balsam ma za zadanie rozświetlać- zawiera dość duże drobinki brokatu. Myślę, że to akurat mogli sobie darować- drobinki utrzymują się na skórze góra godzinę, potem przenoszą się na ubranie, twarz, włosy lub podłogę. Poza tym jest ich niedużo, więc tak naprawdę nie rozświetlają skóry, tylko zalśnią gdzieniegdzie i tyle.
Zaskoczyła mnie kwestia nawilżania- pomimo ultralekkiej konsystencji balsam całkiem nieźle radził sobie z nawilżaniem skóry! (co prawda nie poradzi sobie z bardzo suchą skórą, ale moim zdaniem zapewnia przyzwoity poziom nawilżenia) Nawet moje przesuszone łydki całkiem go polubiły. Jednocześnie dzięki lekkiej konsystencji balsam szybko się wchłania, więc był idealny podczas gorących dni, kiedy nie lubię mieć na sobie warstwy tłustego mazidła.
Dodam, że balsam mnie nie uczulił.

Skład: parafina- olej mineralny (który u mnie nie wywołał żadnego wysypu niespodzianek), parabeny... Ekstrakty i naturalne oleje na samym końcu składu. Ogólnie- nieciekawie.

INCI: Aqua, Glycerin, Paraffinum Liquidum, Propylene Glycol, Ethylhexyl Palmitate, Petrolatum, Stearic Acid, C12-15 Alkyl Ethylhexanoate, Caprylic/Capric Tryglyceride, Glyceryl Stearate, Mica, Parfum, Triethanolamine, Cetearyl Alcohol, Methylparaben, Carbomer, Propylparaben, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Ceteareth-20, Disodium EDTA, Oryza Sativa Brain Oil, Rice Ferment Filtrate (Sake), Camelia Synesis Extract, Glycine Soja Extract, Cl 77891



Dostępność: Internet, konsultantki Avon, stoiska z kosmetykami Avon
Cena: ok. 30zł za 150ml (ja miałam tubkę 50ml)

Ocena: 2+/5 (Plus za lekką konsystencję, szybkie wchłanianie, niezłe nawilżenie. Minus za kiepski skład, efekt dyskotekowego rozświetlenia. Zapach taki sobie, myślę, że nie każdemu się spodoba. Ogólnie: nie będę polecać, ale nie będę też odradzać zakupienia tego balsamu).


Słyszałam, że seria Planet Spa jest chyba najbardziej udana ze wszystkich kosmetyków firmy Avon. Może Wy polecicie mi coś godnego wypróbowania spośród bogatej gamy Planet Spa?


P.S. Kochani, w sklepie internetowym Kalina są już dostępne toniki do włosów z serii Receptury Babuszki Agafii (ten w wersji wzmacniającej zachwalałam Wam TUTAJ). Jeśli ktoś jest chętny na zakup tego cudeńka, odsyłam Was tu:
- tonik WZMACNIAJĄCY
- tonik REGENERUJĄCY
Koszt za buteleczkę to 11zł + przesyłka.
Jeśli chcecie kupić, radzę się pospieszyć, bo mogą rozejść się jak ciepłe bułeczki ;)

Zdjęcie ze strony http://kalina-sklep.pl

Witajcie kochani!

Powoli rozpoczynam przygotowania do wakacyjnych wyjazdów. Tak, wreszcie gdzieś wyruszam. Najpierw czeka mnie wyprawa na wschód Polski, potem lecę do Włoch. Dlatego postaram się przygotować na zapas kilka notek, żebyście nie nudzili się podczas mojej nieobecności.

Dziś chciałabym napisać o kilku sprawach.

Po pierwsze: pamiętacie notkę o moich wymarzonych butach? Jeśli nie, odsyłam Was TUTAJ.
Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze i porady! Próbowałam zdziałać coś wkładkami, watą, zapiętkami, jednak za każdym razem pięta wysuwała się z czółenek.
Dlatego podjęłam męską decyzję- oddaję je.
Jak pisała Zyskowa - jeszcze nie dojrzałam do tego związku :P


Po drugie- małe chwalenie się. Niedawno wygrałam w rozdaniu u Enki (My little pleasures) zestaw kosmetyków. Paczka dotarła do mnie przedwczoraj, jednak dopiero dziś mam możliwość pokazania jej Wam.
Zestawem jestem zachwycona- każdy z tych kosmetyków będę stosować z przyjemnością. Płukanka Marion pomoże mi w stworzeniu posta porównaniowego "Marion vs Yves Rocher". Masło Sephora już teraz potwornie mnie kusi, jednak dzielnie walczę z jego urokiem i zużywam otwarte mazidła.

Pomadko-błyszczyk Celia Nude 601, Sephora masło do ciała o zapachu jeżyny i porzeczki, Marion spray do włosów oraz kąpiel do włosów z serii z octem z malin, BeBeauty żel do stóp, miniaturka perfum Aura by Swarovski, saszetki: Marion do pielęgnacji stóp, Marion maska do włosów z octem z malin oraz Celia nawilżająca maska do włosów

Jakby cudowności kosmetycznych było mało, dostałam od Enki również zestaw biżuterii. Co najlepsze- Enka idealnie trafiła w mój gust! I w rozmiar mojej dłoni (mam bardzo szczupłą dłoń, większość bransoletek z niej spada- a tu suprajs- jest idealnie!)


Dziękuję Ci, Enka, raz jeszcze :*


Trzecia sprawa- pokażę Wam, jaki prezent wybrałam dla mojej siostry z okazji jej 18stych urodzin.
Wiedziałam, że Asia jest zakochana w pewnym limitowanym zapachu od The Body Shop. Skoro perfumy są limitowane, obawiałam się, że do jej urodzin mogą zniknąć ze sklepowych półek (Asia urodziła się 29 września). Dlatego zaszalałam i już kupiłam (i nawet już wręczyłam :P) cudowny letni zapach- The Body Shop Love Etc... Sun Kiss EDT. Do kompletu dodałam jeszcze pięknie pachnące (i podobno skuteczne) masło do ust o zapachu smoczego owocu (taaaak, to masełko wspierające fundację TBS- mój kapsel wsparł Fundację Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt - VIVA!).
Pochwalę się, że moja siostra jest chyba zadowolona z prezentu :)



I ostatnia na dziś- czwarta sprawa: powoli kończy mi się łopianowy olejek do włosów Green Pharmacy- częstowałam nim prawie całą rodzinkę, stąd takie duże zużycie. Aby nie było braków w zaopatrzeniu, w drogerii Firlit kupiłam aż 2 takie olejki xD Jedna buteleczka tego cuda kosztuje jedynie 5,60zł!



Jak spędzacie weekend?
U mnie piękna pogoda, dlatego wyruszam na spacer (co prawda spacer po galerii handlowej, ale oj tam oj tam :P).
Pozdrawiam!
Witajcie kochani!

Dzisiejsza notka będzie dotyczyć mydła w kostce z minerałami z Morza Martwego i oliwą z oliwek C-Soap. Skąd więc w tytule nawiązanie do Alepii? Otóż mydło C-Soap jest w moim odczuciu bliźniaczo podobne do Alepii! Dlatego też padło podejrzenie, czy aby w mydlanych żyłach C-Soap i Alepii nie płynie ta sama mydlana krew? ;)

Mydło C-Soap produkowane jest w Jordanie, natomiast Alepp- w mieście Aleppo w Syrii. Syria co prawda graniczy z Jordanem, jednak Aleppo leży na drugim końcu kraju niż granica syryjsko-jordańska... Ale cóż, może tatuś Aleppo i C-Soap lubił podróżować :P



Ok, koniec żarcików, czas na poważną recenzję mydła w kostce z minerałami z Morza Martwego i oliwą z oliwek C-Soap.
Mydełko to wygrałam jakiś czas temu w konkursie zorganizowanym na Facebook'u przez importera (o ile się nie mylę, chyba jedynego na całą Polskę) kosmetyków C-Soap - Relax Życia.


Opakowanie: tradycyjny kartonik. Grafika oszczędna, ale estetyczna. Wszystkie potrzebne informacje są- tak więc plus. W kartoniku mydło zabezpieczone dodatkowym foliowym opakowaniem- co prawda kolejny śmieć, który wywołuje we mnie wyrzuty sumienia (toż przecież to się za 100 lat nie zdegraduje!), jednak skutecznie zabezpiecza mydło przed wilgocią, wysychanie, wywietrzeniem zapachu.

Użytkowanie:
- zapach: bardzo podobny do Alepii Excellence Oliwka 100%. Zbliżony też do naszego tradycyjnego szarego mydła, jednak nieco bardziej delikatny i oliwkowy. Moim zdaniem przyjemny- nie czuć w nim sztucznych perfum, nie znudzi się, a wręcz przeciwnie- ja bardzo polubiłam ten zapach w trakcie używania zarówno C-Soap jak i Alepii.
- konsystencja: kostka jak kostka. Niestety jednak w czasie lipcowych upałów, kiedy mydełka pozostała około połowa, kostka zaczęła zmieniać się w glutowatą mydlaną galaretkę... Tutaj również zauważam podobieństwo do Alepii, która też wykazywała tendencję do rozmiękczania się.
- piana: mydło wytwarza coś, co przypomina bardziej emulsję niż pianę, jednak przyjemnie myje się nim twarz i dłonie (reszty ciała nie próbowałam)
- inne właściwości: tak jak Alepia- mocno szczypie w oczy i w nos, więc trzeba uważać.

Efekty:
- oczyszczanie: super! Zarówno C-Soap jak i Alepia dają uczucie bardzo czystej skóry, a przy tym nie wysuszają jej zanadto. Miałam jednak wrażenie, że w kwestii nawilżania skóry Alepia dawała nieco bardziej odczuwalne efekty (niewiele, ale jednak).
- podrażnienia: zero. Mydełko sprawdza się nawet przy bardzo wrażliwej cerze.

Skład: różni się od Alepii, jednak również jest krótki (5 składników) i sympatyczny.


Dostępność: niestety bardzo kiepska- mydełko możemy kupić w sklepie internetowym Relax Życia. Nigdzie indziej go nie widziałam.
Cena: 18zł za 90g

Ocena: 4/6 (Powyżej już go wychwaliłam, więc teraz napiszę, za co odjęłam punkty- po pierwsze kiepska dostępność, nieco wysoka cena [200g Alep dostaniemy w Biolander za 17zł], tendencja do okropnego rozmakania się oraz odrobinę mniej nawilżenia niż w przypadku Alepii. Mimo to jednak uważam, że niewątpliwie jest to mydłu zasługujące na uwagę- fani Alepii na pewno będą z niego zadowoleni).





Nie pytam, czy znacie to mydełko- spytam o to, czym Wy najchętniej myjecie Waszą twarz?
Ja przyznaję się do tego, że najczęściej sięgam po mydło- Alep lub coś innego o sympatycznym składzie.
Dzień dobry kochani! Pobudka! Wstawać, wstawać- nie ma marudzenia ;)

Sprawdzając rano pocztę email natrafiłam na mail od ekipy GlossyBox- temat: "Totalne zmiany w GlossyBox"
A więc stało się... To, co zapowiadali na karteczce w sierpniowym pudełeczku:


I niespodzianka nadeszła. Oto, jak dziś wygląda strona GlossyBox.pl :

Jakieś takie znajome mi się to wydaje :P
 Inaczej wyglądaj też podstrony:


Czy "Totalna Zmiana" to jedynie nowy wygląd strony? Otóż nie!

Przyznam, że ja nie zagłębiałam się jeszcze w odkrywanie każdej podstrony, jednak pierwsze nowości, które zauważyłam, to:

1. Nowy "Profil Piękna"
Pytania nie różnią się wybitnie od poprzedniej wersji- mamy jedynie mniej możliwości wyboru. Np. w kwestii włosów ktoś mógłby chcieć zaznaczyć: proste + przetłuszczające się albo suche + kręcone + grube - jednak mamy możliwość wyboru tylko jednej odpowiedzi.
Za to nowy Profil Piękna jest lepiej opracowany pod względem graficznym:




2. Opłata przelewem
Wreszcie- to, na co chyba wszystkie subskrybentki czekały najbardziej- GlossyBox możemy teraz opłacić zwykłym przelewem online z konta bankowego.
Przyznam szczerze, że nie wiem, jak będzie to funkcjonować- czy wybierając tą opcję będziemy musiały wykonać polecenie zapłaty, czy GB samodzielnie ściągnie sobie od nas te 49zł miesięcznie... Nie wiem. Jednak pomimo tych niepewności skorzystam z tej opcji.


3. Pakiety "3x... 6x GlossyBox"
GlossyBox udostępnia nam również możliwość zapłacenia z góry za 3 lub za 6 pudełeczek. Kupując pakiet "3x GB" oszczędzamy 15zł, natomiast w przypadku "6x GB" otrzymujemy jedno pudełko w gratisie, tak więc 49zł zostaje w naszej kieszeni.
Moim zdaniem świetna opcja- kiedy dysponujemy większą gotówką, możemy zapłacić z góry, nie martwiąc się potem, że w kolejnych miesiącach możemy tych 49zł nie mieć.


Jak Wam podobają się zmiany wprowadzone na stronie GlossyBox.pl?
Ja jestem zachwycona! Muszę się przyzwyczaić do nowego wyglądu strony, jednak nowe opcje wynagradzają mi to chwilowe zagubienie ;)

Dodam jeszcze tylko, że niniejszy post napisany jest z mojej własnej inicjatywy, nie współpracuję z ekipą GlossyBox.
Wszystkie zdjęcia w notce, z wyjątkiem pierwszego przedstawiającego karteczkę z lipcowego pudełka, są screenami ze strony www.glossybox.pl

... długość wkładki, oczywiście!

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Najpierw zakochałam się w wyglądzie. Potem poznałam zapach, dotyk skóry- moje serce biło już tylko w rytmie, który wystukiwały jego obcasy. Wiedziałam, że to ten jeden jedyny. Wiedziałam, że musi być mój!

Ryłko - czółenka model RW9200BY_Z16 - mój ideał!
Kolor perfekcyjny, fason klasyczny- pasujący do wszystkiego, obcas nie za duży, nie za mały, bardzo stabilny.
I najważniejsze- rozmiar 35!







Jak to zazwyczaj w miłości bywa- trzeba się do siebie dopasować.
Okazało się, że rozmiar 35 jest na mnie za duży!
Robiłam jednak wszystko, by dopasować się do nich- w sklepie pani użyczyła mi dwie pary wkładek oraz napiętki... I stał się cud- nie spadały mi ze stopy.
Więc kupiłam.
W domu jednak czar prysnął- nie pomogły dwie pary grubych wkładek oraz płatki kosmetyczne upchane w czubki.

Tego nie robi się kobiecie! Zjawia się taki czółenkowy "rycerz na białym koniu", a potem nagle za duży. No rzeczywiście!
Wszyscy oni są tacy sami ;(

Czy będziemy musieli się rozstać? Czy nasz związek przetrwa tą próbę?
Na razie planuję poszukać specjalnych wkładek do luźnego obuwia oraz żelowych zapiętków. Jeśli to nie pomoże, wybiorę się do szewca- może on coś poradzi.
Trzeba spróbować wszystkiego- zwłaszcza, że te czółenka nie są "dużo za duże", nie odstają mi od pięt, a mimo to spadają skubane.
Jeśli mimo tych wszystkich prób mój luby postanowi odejść do innej kobiety, wybierze jakąś młodą dziunię z większą stopą... No cóż, będę musiała się z tym pogodzić, mimo że chyba pęknie mi serce- taka miłość nie zdarza się codziennie.


Piszcie, jak się Wam podoba mój wybranek serca?
Może Wy znacie jakieś sprawdzone metody na zmniejszenie luźnych czółenek?

Pozdrawiam i życzę miłego weekendu!


P.S. Próbuję szczęścia w rozdaniu u Sagi - dziewczyna rozdaje bardzo ciekawe, indyjskie kosmetyki do pielęgnacji włosów.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...