Płać i nie płacz - o prywatnej opiece medycznej

72 Komentarzy
Mówi się czasem: "płać i płacz".
A dlaczego ja mam płakać, skoro za coś płacę? Masochistą nie jestem, by wydawać kasę na coś, co nie będzie dla mnie dobre.
Dziś opowiem Wam o tym, dlaczego leczę się prywatnie i mimo, że płacę, to nie płaczę.

Źródło

Podejrzewam, że spór pomiędzy zwolennikami niepublicznej i publicznej opieki medycznej jest równie nierozwiązywalny jak kwestia pierwszeństwa jajka i kury. Każdy z Was na pewno ma swoje doświadczenia i swoją opinię.
Ja, im jestem starsza, tym częściej wybieram prywatne gabinety lekarskie. Wolę oszczędzić na ciuchach czy kosmetykach, niż oszczędzać na zdrowiu.
Dlaczego?



Miło panią widzieć...
W placówkach NFZ zdarzają się oczywiście lekarze z pasją, traktujący pacjenta jak człowieka, nie jak natrętną muchę. Mi niestety raczej nie zdarza się trafiać na takich. Wchodzę do gabinetu i widzę skwaszoną minę. Ton głosu wyraźnie sugeruje niezadowolenie. Czy to moja wina, że się, kurde, przeziębiłam?! A nawet jeśli, to zadaniem lekarza jest leczenie, a nie osądzanie.
W prywatnych gabinetach wita mnie uśmiech. Ja wiem, że w większości przypadków to uśmiech kierowany do mojego portfela, ale... zawsze to uśmiech, a nie skwaszona mina.





Czas to pieniądz
Idę do zwykłej przychodni na zwykłą wizytę u zwykłego lekarza. To nic, że jest półtoragodzinne opóźnienie (może lekarz taki dokładny? to się chwali!), że ktoś niezarejestrowany próbuje się przede mnie wepchać, opóźniając wszystko jeszcze bardziej. To naprawdę nic. Wreszcie wchodzę do gabinetu... 2 minuty, recepta, do widzenia. Czyli jednak nie był taki dokładny? A no nie był, tylko jakaś starsza pani go zagadała, a że kopertę grubą dała, to bidula musiał słuchać.
W prywatnym gabinecie lekarz wyznaczył sobie tyle czasu na danego pacjenta, by zdążyć ze wszystkim i nie trwonić czasu kolejnego pacjenta, czyli mojego czasu. A czas, to pieniądz - dla mnie i dla niego.



Gabinet dentystyczny czy kowal? Czasem łatwo o pomyłkę.
Próbowałam leczyć kanałowo zęba na NFZ. Po pierwsze - dostałam termin za 2 miesiące. Ok, odczekałam swoje i przyszłam. Będąc w gabinecie, nie miałam pewności, czy przypadkiem nie pomyliłam adresu i nie poszłam do kowala. Kiedy pani próbowała wypełnić kanały (co powinno być zrobione mega sterylnie) nie posiadając nawet ślinociągu, podziękowałam. W ogóle to byłoby leczenie nie do końca darmowe, bo NFZ refunduje tylko niektóre usługi - np. wypełnienie jednego kanału. Za kolejne już trzeba płacić. A skoro i tak muszę liczyć się z kosztami, to dlaczego u kowala, a nie u profesjonalisty?



Płacę, więc wymagam!
W zwykłych przychodniach kłóciłam się ze starszyzną (niektórzy nie uznają czegoś takiego jak opóźnienie i zakładają, że skoro mieli na 12:00, to o tej porze wchodzą i głęboko w d... mają to, że ja miałam na 11:30 i dalej czekam). Nieraz zdarzało mi się, że lekarz nie mówił mi nawet, jaka jest diagnoza, tylko zapisywał leki i kazał spadać. To w prywatnym gabinecie mogłam liczyć na dogłębne diagnozowanie i przedstawienie takich metod leczenia, o których wcześniej nie słyszałam. W prywatnym gabinecie jest asystentka doktora, która trzyma mnie za rękę, kiedy się denerwuję. W prywatnym gabinecie mam muzykę rozluźniającą i filiżankę herbaty, zamiast krzyku kłócących się o kolejność pacjentów. W prywatnym gabinecie jestem takim samym człowiekiem jak pan doktor, nie natrętną muchą. I (o dziwo!) w prywatnym gabinecie sugerują mi tańsze rozwiązania!




Lekarz lekarzowi nierówny
Tak sobie czasem myślę - gdybym to ja była świetnym lekarzem, miała genialne umiejętności, ogromną wiedzę, dwadzieścia dyplomów, które by tą wiedzę potwierdzały - to czy chciałabym siedzieć na posadce w przychodni i brać jakąś pensję z NFZ, pracować na przestarzałym sprzęcie, czy wolałabym zainwestować, otworzyć coś swojego i kosić gruby szmal? Odpowiedź dla mnie jest oczywista. I oczywiste staje się to, dlaczego bardziej wierzę w prywatne leczenie.





Reklama dźwignią handlu
Po co przychodnia podlegająca pod NFZ miałaby się reklamować? I tak mają aż za dużo pacjentów, na wizytę u specjalistów czeka się po parę miesięcy, na zabiegi nawet latami. Po co mają się starać o utrzymanie dobrej opinii? Wystarczy, że leczą za darmo.
Lekarz w prywatnym gabinecie musi się starać. Bo zła opinia rozchodzi się szybciej, niż dobra. Jeśli ja powiem znajomym: "Nie idźcie do niego, bo źle leczy", to oni prawdopodobnie nie pójdą. Jeśli jednak powiem im: "Idźcie, bo jest świetny", to może pójdą i może przekażą pozytywne odczucia jeszcze dalej. Jednak lekarz musi się starać. I za to staranie jestem skłonna płacić.



Oczywiście od każdej reguły są wyjątki. To też nie jest tak, że skoro płacę za leczenie, to mam 100% pewności, że nie trafię na partacza. Lubię czasem iść do kilku lekarzy tej samej specjalizacji i skonsultować diagnozę i sposób leczenia. Wolę też słuchać niż czytać na temat lekarza - to znaczy bardziej liczę się z opinią znajomych niż z opiniami wyczytanymi w internecie.
Naturalnie nie jest tak, że zawsze każdego na takie prywatne leczenie stać. Ja też nie szastam pieniędzmi na prawo i lewo, ale tak jak pisałam wcześniej - zdrowie jest u mnie priorytetem i dopóki będzie mnie na to stać, będę płacić za leczenie się u kogoś, do kogo mam zaufanie.

Źródło


Jestem ciekawa, jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii. Zdaję sobie sprawę z tego, że moja opinia może być dość kontrowersyjna, ale wynika wyłącznie z moich doświadczeń w tym temacie, a niestety są one już całkiem spore.
Chętnie poczytam Wasze opinie i podyskutuję na ten temat :)

Buziaki! :)


Podone posty:

72 komentarze:

  1. nfz.. szkoda gadac. bez pieniedzy czlowiek nie ma co sie leczyc publicznie, smutna rzeczywistosc :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pół biedy, jeśli to jakaś "niedroga" choroba - gorzej, jeśli człowiek musi się poddać drogiemu leczeniu i ma do wyboru kosmiczny kredyt lub zbieranie od dobrych ludzi lub czekanie X miesięcy, by leczyć się na NFZ :/

      Usuń
  2. Dentysta jedynie prywatnie... co reszty mam mieszane uczucia... chociażby ginekolog... jestem w trzeciej ciąży i nadal pod opieka NFZ. Lekarz swietny, wszystkie badania zrobione... a na żadnego prywatnego w moim mieście bym grosza nie wydala... wizyta 5 min i tylko plac.. a przy porodzie i tak udaje ze cie nie zna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karolino, nie pierwszy raz spotykam się z opinią, że ginekolog, położna czy w ogóle te okołoporodowe sprawy lepiej jednak na NFZ. Ja się w tej kwestii nie wypowiadam, bo do ginekologa chodzę tylko profilaktycznie, nawet antykoncepcji hormonalnej mi nie zapisuje, więc nie wiem, ale jeśli kiedyś będę w ciąży, będę się mocno wahać, czy oddać się pod opiekę prywatną czy publiczną.

      Usuń
    2. U mnie to samo... Z mamą chodzimy tylko na nfz, bo wizyty prywatne nie są szczególnie szczęśliwe. Jest trójca - jeden pan niedowidzi... Drugi, to tak jak napisała Karolona - wchodzisz na "5minut" i jeszcze jest kręcenie nosem jak chcesz się dopytać o inne zagadnienie niż to z którym przyszłaś... :/
      A trzeci "prywaciarz" ( :D ) ma terminy i poślizg w przyjmowaniu pacjentek lepszy niż w publicznej przychodni i siedziało się nie raz do północy (mimo że pracę powinien kończyć o 17). Ale to był oddany sprawie chłop, wnikliwie dopytywał, szukał rozwiązań i przyczyn nawet w kobiecej psychice :D Spoko, ale nie zawsze ma się czas na czterogodzinne czekanie ;)

      Usuń
  3. Nfz... oj tak, sama mam z nimi przeboje, bo pomimo płacenia składek genialny system ma problem z odczytaniem tego. Nie ja jedna, w sumie dużo osób ma z tym problem. W zasadzie to chciałabym jednak Ci przypomnieć, że leczenie w NFZ JEST płacone z naszej kieszeni - w końcu te składki po coś się odprowadza (może niewysokie, ale jednak). Sama kiedy mogę lecę na NFZ, ale jeśli coś zaczyna się knocić, albo nie podoba mi się podejście lekarza to biegnę prywatnie. Staram się zachować równowagę między pieniędzmi, a jakością leczenia. Jeśli masz możliwość korzystania z gabinetów prywatnych, to wcale się nie dziwię, że to robisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tenebrity, racja... Nawet mi o tym nie mów, bo szlag człowieka trafia, że płaci za coś, z czego i tak nie korzysta. Przykład - moja siostra, która ma poważnie chory kręgosłup, ale na tyle młody, że rehabilitacja przyniosłaby spore efekty. Zanim dostanie się do lekarza, zanim przejdzie kolejkę do rehabilitacji, wychodzi na to, że rehabilituje się 2 tygodnie w roku. Za to moja ciocia, której nic strasznego w gruncie rzeczy nie jest, jęczy, że ją boli kręgosłup i ciągle żuli od lekarza skierowanie na jakąś rehabilitację. I teraz najlepsze: jak dostanie skierowanie na ćwiczenia, to bierze tylko dlatego, żeby nie było, że udaje, ale i tak na te ćwiczenia nie chodzi. Chodzi tylko na masaże i ewentualnie krioterapię, bo tam jej przyjemnie. A miejsce na gimnastyce zajmuje, a w tym czasie ktoś młody i naprawdę chory mógłby korzystać! Trafia mnie, jak pomyślę, że składki pracujących osób idą na takich gagatków jak moja ciotka...

      Usuń
  4. Leczę się prywatnie u stomatologa, na więcej już ciężko sobie pozwolić jak się ma rentę. :/ Nie lubię nfz, to prawda. Zdarzają się wyjątki, na przykład u mojej endokrynolog, zawsze jestem miło widziana, choć rzadko. Powinnam być raz na pół roku, nfz pozwala raz na 2 lata. Jednak w którymś momencie uratował mi życie. Nie stać by było mnie na leczenie około 60tys zł, być może nawet więcej. Nie otrzymałam od razu bo się czeka, czekałam prawie 3 miesiące w trybie pilnym, ale dostałam, wyleczyli. Prywatnie nie byłoby to możliwe u mnie. Zanim ktokolwiek by się poskładał. już by mnie nie było, albo bym czekała na przeszczep. Mimo to uważam że bardzo kuleje ten system, tak samo od strony zawodowej, nie mam ochoty wracać, o mało mnie nie wykończyli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daisy, to bardzo smutne, co piszesz... Straszne jest to, że osoby naprawdę potrzebujące regularnych wizyt czy badań muszą tak długo czekać! Moja siostra ma to samo z rehabilitacją - powinna się rehabilitować właściwie bez przerwy, a NFZ pozwala jej korzystać z rehabilitacji raz na rok przez 2 tygodnie... Czasem jednak są takie sytuacje, których finansowo człowiek nie jest w stanie przeskoczyć, dlatego ja cieszę się leczeniem prywatnym, dopóki mogę pokryć jego koszty, ale zdaję sobie sprawę z tego, że w poważniejszych przypadkach człowiek jest skazany na publiczną służbę zdrowia. Ważne tylko, by w takich sytuacjach ta służba zdrowia nie zawiodła.

      Usuń
    2. Wiesz, tu chodzi już o życie i wszystkie dodatkowe badania robią Ci bez łaski. Miałam tak że co 2 tygodnie musiałam jeździć na kontrole, co 2 tygodni badania krwi żeby kontrolować morfologię, wtedy gwałtownie spadała, wszystkie ukryte stany zapalne się pogłębiają. Wątpię czy wystarczyłoby mi na same wizyty i podstawowe badania, nie wspominając o leczeniu. Za to dentystę na nfz omijam z daleka choć też staję przed wyborami.

      Usuń
  5. sama lecze sie prywatnie chociaz mam przychodnie pod domem, a haracz i tak trzeba im placic, to zwykly podatek i tyle, nie da sie z niego wykrecic, wiec placi sie podwójnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja staram się o tym nie myśleć, bo mnie coś trafia. Tym bardziej, że znam parę starszych osób, które łażą po lekarzach tylko po to, by w poczekalni sobie poplotkować, u doktora ponarzekać, a jak im zleci leczenie lub - jeszcze lepiej - zabieg, to są mega szczęśliwe, bo mają asa w rękawie podczas dyskusji na temat tego, kto jest najbardziej chory. True story.

      Usuń
  6. Cóż... temat rzeka.. ja na swoje zdrowie wydałam zapewne tysiące złotych.... ale żyje i to jest najważniejsze. Na życiu i zdrowiu się nie oszczędza - co nie znaczy, że nie korzystam z usług NFZ... wydawać ok. tysiąc złotych na tomograf, który robię kilka razy w roku... nie byłoby mnie stać. Nie wspominam o lekach i leczeniu. Nie taki zły NFZ jak, go wszyscy przedstawiają. Czasami trzeba zacisnąć zęby. Spotkałam wielu wspaniałych lekarzy w swoim życiu... ale głównie pracujących w różnych klinikach w Polsce oraz zagranicą (Krakowskie kliniki do nich nie należą). Jest jak jest... i raczej niewiele się zmieni. My to taki naród musimy ponarzekać ;) nie zdając sobie sprawy jak jest w innych krajach w wielu jest zdecydowanie gorzej. Trzeba docenić to co się ma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety doceniam tylko to, że stać mnie raz na pół roku dać 100zł za wizytę u endokrynologa, bo ci na NFZ chcieli mnie nieźle załatwić - miałabym średnio bezpieczną operację, a tak obyło się bez tego. Ale fakt, że radioterapię załatwiałam sobie na NFZ, bo skoro była taka możliwość, to wolałam, by te 600zł pokryli z moich składek, a nie z tego, co mam w kieszeni ;)

      Usuń
    2. Trzeba sobie radzić :)

      Usuń
  7. Oj tak. Obecna pani dermatolog jest super, natomiast poprzednia z NFZ... koszmar. Nie dość że miała minę gorszą od grumpy cat to jeszcze była opryskliwa. Wciskała mi tonę próbek, które miałam sprawdzić (jak można w 2 dni sprawdzić skuteczność leku?) do tego jak powiedziałam, że robią mi się krosty 3w1 to stwierdziła, że wymyślam, a gdy krem mnie podrażnił i ciągle pogarszał stan cery (polecany przez "panią", ale bez recepty) i kupiłam sobie coś innego co się sprawdzało to zostałam obrzucona błotem, że leczę się sama. Dobrze, że zmieniłam lekarza. Obecnie chodzę do prywatnego lekarza, ale nie muszę płacić za wizytę bo mam gdzieś ubezpieczenie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, takie historie tylko utwierdzają mnie w mojej opinii.... :/ moja mama miała przejścia z dermatologami... Pamiętam, bo byłam wtedy z nią w przychodni - najpierw czekałyśmy 7 godzin na wizytę, bo mama nie była zarejestrowana, a sprawa była pilna, więc lekarz zgodził się przyjąć ją w wolnej chwili, a wolna chwila nastąpiła po 7 godzinach, a potem stwierdził, że nie jest w stanie jej pomóc, że tak musi być. Wystarczyła jedna wizyta u prywatnego lekarza, by dobrać leki i bezpowrotnie pożegnać się z problemem.

      Usuń
  8. Stomatolog i ginekolog tylko prywatnie. Teraz mój mąż zalicza.lekarzy prywatnie, z konieczności bo państwowe wizyty za.kilka miesięcy lub rok...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie tak to jest w polskiej Służbie Zdrowia - w oczekiwaniu na wizytę u specjalisty pacjent może kopnąć w kalendarz zanim nawet dowie się, na co właściwie choruje. Beznadzieja :/

      Usuń
  9. O tym dlaczego Twoja (i moja) wizyta w zwykłej przychodni trwa 5 min, a pozostałych ludzi - już jutro u mnie na blogu :D
    Co do reszty poruszonych przez Ciebie kwestii - tutaj mam różne doświadczenia, też trochę inną optykę (bom sama medykiem, na szczęście nie dohtórem, więc mogę sobie wmawiać, że mnie to nie dotyczy, bo przecież u mnie w pracy inaczej to wygląda, choć wciąż na NFZ), ale kilka rzeczy trafnie wypunktowałaś :)
    Skwaszona mina - serwuję taką swoim pacjentom zawsze, gdy się spóźniają - niech wiedzą, że nie jestem zadowolona z darmowych nadgodzin, które przez nich wyrabiam ;p

    Czas to pieniądz - podpisuję się wszystkimi kończynami swymi. Choć prywatnie też zdarza mi się czekać, ale ZAWSZE jestem za to przeproszona i nigdy nie jest tak, że lekarz stara się odrobić trochę czasu wywalając mnie po 5 min.

    Stomatolog vs kowal - tu mam (niestety) rzeźnicze doświadczenia w pewnym prywatnym gabinecie, ale to tylko wyjątek potwierdzający regułę - prywatne gabinety bywają lepiej wyposażone (choć w mojej przychodni jest bardzo przyzwoicie, tylko długie terminy).

    Płacę więc wymagam - temat rzeka :) Osobiście nienawidzę takich pacjentów, ale rozumiem, że tu bardziej chodziło o różnicę w obsłudze klienta (której placówce NFZ refunduje zakup kawy i asystenta/pielęgniarkę lekarzowi?), niż zapłaciłam, to chcę poznać całą medycynę i wszystkie sposoby leczenia danego schorzenia, choć 3/4 nie mogą być u mnie zastosowane ;p

    Lekarz lekarzowi nie równy - tutaj wspomnę tylko, iż lekarze mają obowiązek uzbierania w ciągu roku odpowiedniej liczby punktów zawodowych, w placówkach państwowych jest ich więcej. Założenie działalności gospodarczej w naszym kraju bardziej przypomina akt masochizmu, niż przedsiębiorczości, a jak dołożyć do tego kredyt na lokum, sprzęt to wcale się nie dziwię, że większość siedzi głównie na NFZ. A, i jeszcze możliwość prowadzenia badań naukowych. Jakbym miała się określić, których lekarzy wolę i do jakich chodzę, to tych, co pracują na jeden etat w państwówce i drugi prywatnie - pierwsze dla wiedzy i umiejętności, drugie dla pieniędzy na przetrwanie kolejnego miesiąca :)

    Reklama - tutaj całkowicie się zgadzam, jeszcze dodałabym, że mocno irytuje mnie, że takie zwykłe przychodnie nie mają (przynajmniej moja nie ma) porządnej strony internetowej, podanych godzin pracy lekarzy, czy w ogóle spisu lekarzy - niewielkie rzeczy za niewielkie pieniądze, a drastycznie zmieniają postrzeganie placówki.

    Uff, walnęłam tasiemca ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natik, bardzo Ci dziękuję za taki ciekawy komentarz i za spojrzenie z troszkę innej strony, niż moja własna (czyli wyłącznie ze strony pacjenta). Z niecierpliwością będę oczekiwać na Twój jutrzejszy post :) U mnie niestety nieraz zdarzyło się, że lekarz najpierw zagadał się z jakąś staruszką, a mnie "załatwił" w kilka minut. W prywatnych gabinetach rzeczywiście słychać w przypadku opóźnień słowo "przepraszam", w publicznych - nigdy mi się to nie zdarzyło. Ale w sumie trochę to rozumiem, bo lekarz ma takie a nie inne normy, dziennie ma przyjąć tyle czy tyle pacjentów, więc na każdego z nich przypada niewiele czasu, a nie wszyscy przychodzą z błahym przeziębieniem.
      Z tym "płacę, więc wymagam". chodziło mi o to właśnie ludzkie traktowanie i informowanie pacjentów. Kiedy wykryto jakieś nieprawidłowości z moją tarczycą, poszłam do endokrynologa-chirurga na NFZ. Po przejrzeniu moich badań koleś spytał tylko, kiedy będę mieć miesiączkę za pół roku. Nie powiedział mi, co mi dolega, ani nie wspomniał o operacji - musiałam się tego domyślić po pytaniu o termin miesiączki. Endokrynolog prywatny zlecił więcej badań, wyjaśnił mi jak cepowi, co mi dolega, przedstawił możliwe drogi leczenia, wszystkie za i przeciw i pozwolił zdecydować, którą metodę chcę wybrać.
      Strony internetowe - to byłoby mega wybawienie! Dla mnie to idiotyczne, że muszę iść do przychodni i fotografować lub odpisywać karteczkę z godzinami pracy mojego lekarza...

      Usuń
    2. Z tym informowaniem pacjentów rzeczywiście bywa różnie. Nie można zakładać przecież, że pacjent czyta w myślach lekarza i jeszcze rozumie co mu się tam błąka między uszami, więc jak ma zadać odpowiednie pytania? A nawet jak zada, to czy uzyska na nie odpowiedź?
      Pamiętam mojego pierwszego ortopedę, który powiązał dokuczający mi ból palucha z dną moczanową - bez wywiadu, bez badań, bez rtg. Nim się sprawa wyjaśniła (żadna dna, zwykłe zwyrodnienie..) obstawił mnie masą leków i restrykcyjną dietą. Oczywiście na moje pytanie - skąd taka diagnoza? nigdy nie dostałam odpowiedzi :)

      Usuń
    3. Mnie to właśnie zawsze rozbraja totalnie, jak lekarz wymyśli sobie jakąś diagnozę nie wiadomo skąd (jak Ci powie, jaka to diagnoza, to już spory plus). Istnieje przecież coś takiego, jak badania, można je przynajmniej pacjentowi zasugerować... Mnie przez pół roku leczono antybiotykami i silnymi antywirusami na herpes, a po badaniach okazało się, że to nie herpes, tylko gronkowiec i to jeszcze oporny na ten antybiotyk, który brałam pół roku.
      Druga sprawa, która w kwestii diagnozowania mnie wkurza, to to, co często robią u mnie lekarze pierwszego kontaktu: przychodzę z kaszlem i katarem. Lekarz osłucha, obada, wypisze antybiotyk i tyle. A o to, czy ja mam zapalenie gardła, czy może oskrzeli, czy obustronne ropne zapalenie płuc, czy może nic mi nie jest, muszę się już sama dopytać, bo po co pacjenta o takich rzeczach informować? Jeszcze w internecie sprawdzi i zacznie się sam leczyć ;P

      Usuń
  10. Z tym NFZ to trochę jest tak, że to chory system. Na każdego pacjenta w przychodni jest przeznaczone 10 min. Co to jest? Tak naprawdę samo wypełnienie papierów (dokładne) czasem tyle trwa. Przedłużasz wizyty, dostajesz op, że jest opóźnienie, zatacza się błędne koło. Jak jeszcze studiowałam stomatologię byłam na praktykach i starszych lekarzy, którzy przyjmowali zarówno na NFZ jak i prywatnie. Traktowali z jednakowym szacunkiem wszystkich pacjentów, używali tych samych materiałów i wręcz namawiali do bezpłatnego leczenia, co naprawdę mnie baardzo pozytywnie zaskoczyło. Oczywiście są ludzie i ludzie oraz lekarze i lekarze ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą w 100%! Wiadomo, że w publicznej przychodni lekarz musi przyjąć określoną liczbę pacjentów, a że jest to spora liczba, na każdego przypada dosłownie kilkanaście minut i to nie jest ich wina, że są opóźnienia. Zresztą kiedyś przy prywatnej wizycie też zdarzyło mi się sporo czekać, bo przede mną był starszy pan z dość poważnym problemem, więc to zrozumiałe.
      Tacy lekarze, jak ci stomatolodzy, o których wspominasz, to skarby. Szkoda, że nie wszyscy mają takie podejście :/

      Usuń
  11. Miałam przyjemność być pod skrzydłami fantastycznego lekarza rodzinnego na nfz. Był tak fantastyczny, że wybył do stolicy :) Był to jedyny przypadek kiedy udało mi się trafić na dobrego lekarza w ramach nfz. Jestem jak najbardziej za leczeniem się prywatnie. Mimo że portfel czasem "cierpi" wiem, że lekarz poświęci mi uwagę, zajmie się mną dokładnie i co najważniejsze udzieli mi odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania. Przez rok leczyłam się prywatnie u dermatologa i uważam, że była to najlepsza decyzja w moim zdrowotnym życiu :D Po pierwsze pani doktor wszystko bardzo dokładnie mi tłumaczyła, potrafiłyśmy przegadać z godzinę! A po drugie, w końcu ktoś wyleczył mój trądzik.

    Jeśli chodzi o nfz, to o pomstę do nieba wołają też takie studenckie przychodnie. Byłam raz i po tym co usłyszałam od pani doktor (kompletne bzdury) już nigdy więcej tam nie pójdę. I kolejna kwestia - ileż ja się namęczyłam z ewuś - system nie potrafił przyjąć do wiadomości, że jestem ubezpieczona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, z ewusiem też miałam przejścia - tym bardziej, że wtedy mój tata założył własną działalność (a wcześniej z jego pracy byłam ubezpieczona), ja zaczęłam pracować, a ewuś tego wszystkiego nie ogarnął. Jeszcze akurat w tym czasie trafiłam do szpitala i codziennie musiałam podpisywać oświadczenie, że na sto procent jestem ubezpieczona i modlić się, żeby to się jakoś odkręciło, bo jak nie, to kazaliby mi za ten szpital płacić :/

      Usuń
  12. och, zdecydowanie wolę leczyć się prywatnie. fakt, trzeba zapłacić,ale jakość usługi nieporównywalnie lepsza. nigdy nie zapomnę, że kiedy poszłam kilka razy do ginekologa w przychodni, zawsze po wyjściu czułam się zeszmacona, a ginekolog prywatny traktował mnie z szacunkiem.

    w UK jest troszkę inaczej; lekarze są mili i uprzejmi, ale poświęcają pacjentowi niewiele czasu i czasem mam wrażenie, że nie są do końca pewni swoich diagnoz :/ dlatego staram się leczyć prywatnie w Polsce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się jeszcze nie zdarzyło iść do ginekologa na NFZ, ale to tylko dlatego, że mam wykupiony pakiet w LuxMed, inaczej pewnie bym chodziła do zwykłego ginekologa, bo nie mam żadnych problemów (odpukać). Ale weź tu idź na pierwszą wizytę do ginekologa, który tak niefajnie traktuje pacjentów - można się zrazić na całe życie :/

      Usuń
    2. moja pierwsza w życiu cytologia (w przychodni) to był koszmar! babka była tak niedelikatna, że czułam się, jakbym została zgwałcona :(

      Usuń
  13. Co do leczenia na NFZ to się nawet wypowiadać nie będę, bo to temat rzeka i nie starczyłoby tu miejsca żeby wszystko opisać, niestety w większości przypadków negatywnie. Niestety jeśli chodzi o lekarzy prywatnych to też coraz więcej leci tylko na kasę i traktuje pacjentów tak jak tych, którzy przychodzą leczyć się państwowo, a większość nawet nie potrafi postawić prawidłowej diagnozy. Ja osobiście wydałam już kupę kasy na endokrynologa (niedoczynność tarczycy) i każdy z nich bierze tylko kasę i tyle. Wypisze jakąś receptę i koniec, a na problem z chudnięciem powiedzą Ci "niech pani nie ćwiczy i je minimum 2000 kcal dziennie" - tylko jeśliby się do tego zastosować to i nawet człowiek z w pełni sprawną tarczycą byłby gruby. Poza tym nic dziwnego, że leczenie na NFZ jest takie tragiczne skoro jak dzwonisz żeby się zarejestrować na NFZ to wizyta za 3 miesiące, a jak powiesz, że chcesz prywatnie to możesz przebierać w datach i godzinach i możesz mieć wizytę choćby za 5 minut. Po prostu pula wizyt na NFZ jest wykorzystywana jako wizyty prywatne, więc normalnie się człowiek zapisać nie może, a że sobie w godzinach pracy robią prywatnie to i często pieniądze dostają i z NFZ i do kieszeni od pacjenta prywatnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikki, sama się leczę na tarczycę, więc szczerze Ci współczuję. Mi udało się trafić do dobrego endokrynologa, który mnie zdiagnozował i przynajmniej dowiedział się, co mi tak naprawdę dolega. Lekarze na NFZ w ogóle nie byli zainteresowani - jak coś jest nie tak, to wyciąć tarczycę i będzie po problemie. Wśród lekarzy prywatnych też oczywiście są naciągacze, jak w każdej branży :/

      Usuń
  14. W życiu nie leczyła bym zębów w NFZ to rzeźnicy, a prawda jest taka że w kolejkach siedzą starsze panie które chcą sobie pogadać, pożalić się jakie to one nie są biedne i w rezultacie na wizytę u zwykłego lekarza przeznaczyć trzeba cały dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabi, ja popełniłam ten błąd, że leczyłam zęby na NFZ - teraz przez totalnie bezmyślne zalecenia ortodonty muszę wyrwać kolejne 2 zęby (wcześniej na jego polecenie wyrwałam 4 totalnie zdrowe!) i wstawić 4 implanty. Oszczędzanie na ortodoncie kosztowało mnie mnóstwo bólu i kosztować będzie sporo kasy. Ale cóż, mądry Polak po szkodzie...

      Usuń
  15. Tak szczerze mówiąc, od kiedy w pracy mam za grosze prywatną opiekę medyczną to nie byłam nigdzie tam gdzie jest NFZ. I zgadzam się z Tobą jeśli chodzi o podejście do pacjenta. Po takim czasie już wiem, że jeżeli kiedykolwiek zmienię pracę i nie będę miała takiej opieki prywatnej - sama ją sobie wykupię. Bo tak naprawdę, jak przypominam sobie te wojny z dziadkami i babciami na korytarzach, to słabo mi się robi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Mi opiekę medyczną wykupuje firma, w której pracuje mój chłopak - kosztuje to kilkadziesiąt złotych miesięcznie, ale wizytę u specjalistów mam w ciągu kilku dni, jeśli potrzebuję - czasem nawet w tym samym dniu, a nie za pół roku czy rok.

      Usuń
  16. Ja do ginekologa i dentysty zawsze chodzę prywatnie :) nie trawię jak u zwykłych lekarzy na wszystko trzeba czekac godzinami, a wizyta trwa 5 sekund i jeszcze Cie poganiają. W pełni się zgadzam z tym postem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z reguły zawsze jest miło, kiedy ktoś się z Tobą zgadza. Tym razem jednak przykro mi, że też masz takie niefajne doświadczenia z publiczną opieką zdrowotną.

      Usuń
  17. Jak dla mnie nfz może zostać zlikwidowany bo i tak leczę się prywatnie w większości chorób .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na razie też - martwię się tylko, co by było przy jakiejś poważniejszej chorobie, w której koszty leczenia rosną na kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy :/ Wtedy ani zapłacić, ani na NFZ liczyć...

      Usuń
  18. Odpowiedzi
    1. Oj taaak, zwłaszcza, jak jest jakaś "grubsza" sprawa ;)

      Usuń
  19. Dobrze, że my mamy znajomą, która jest dentystką, więc problemów nie robi, podobnie jak moja lekarka rodzinna, ale kiedy były poważniejsze problemy ze zdrowiem, znacznie poważniejsze, to lekarz dał skierowanie na badanie za kilka miesięcy, gdzie po tym czasie, to już może nie byłoby kogo leczyć. Oczywiście trzeba było wyskoczyć z 550zł żeby mieć badanie za 3 dni:} moja koleżanka też miała taką nieciekawą sytuacje. Wydawało się, że będzie musiała zrezygnować ze studiów właśnie przez te problemy ze zdrowiem. Wszystko miało wyjaśnić się po jednym badaniu, ale oczywiście najbliższy termin w maju (a to było jakoś w listopadzie). Dziewczyna przerażona, w domu za bardzo się nie przelewa, ale miała uskładane pieniądze na obóz i badanie zrobili chyba w ciągu 2 dni... ja rozumiem, że nie ma miejsc, że kolejki itd. ale to za co się płaci w takim razie jak kiedy jest konieczność, to brakuje terminu i trzeba prywatnie iść?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też sobie zadaję to pytanie. Spoko, rozumiem, że na głupią morfologię mogę sobie poczekać, ale jak jest podejrzenie jakiejś poważniejszej choroby, to naprawdę powinni jakoś sensowniej to rozplanować i umożliwić ludziom szybsze diagnozowanie. Przecież są takie przypadki, kiedy dosłownie dni mają znaczenie. Pół biedy, jeśli masz kasę i możesz zrezygnować z czegoś na rzecz leczenia. Gorzej, jeśli taki problem dotknie osoby, której się nie przelewa :/ Smutno się słucha o takich sprawach.

      Usuń
    2. No bo jak u nas pracuje się całe życie, ma się emeryture za którą albo kupisz leki i opłacisz rachunku, albo rachunki i jedzienie, no to sorry, skąd mają brać ludzie na badania po 500-600zł?!? dziwne, że w innych państwach ludzie pracują i gdy są na emeryturze stać ich żeby gdzies jechać i zobaczyć kawałek świata, a u nas zazwyczaj emerytura=wegetacja.

      Usuń
  20. Zapraszam do mnie na opowiastkę o NFZ. ;)

    Mój brat jest stomatologiem i pracuje na NFZ w przychodni, jak i prywatnie. Nie ma różnicy, jeśli chodzi o jego pracę i uprzejmość, ale akurat tak go wychowali nasi rodzice.

    Poza tym masz rację, ja ostatnio często chodzę prywatnie do lekarzy, m.in. endokrynologa i jutro akurat kardiologa. Na NFZ endokrynolog mnie nieźle załatwił, a lekarze na NFZ olali moje dolegliwości z klatką piersiową aż trafiłam do szpitala z poważnymi problemami z sercem i teraz dopiero zaczyna się hardcore... :(
    Nie warto chodzić na NFZ do specjalistów, których nie znamy albo nikt nie poleca. Zdarzają się świetni lekarze na NFZ, znam kilku i są ok, ale to zazwyczaj lekarze POZ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, jestem w szoku po przeczytaniu Twojego posta! Mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej i szybko wróci Twoje dobre samopoczucie. Trzymaj się!
      Twoja historia pokazuje, jak ludzie stereotypowo myślą o osobach młodych - "skoro młody, to silny i zdrowy". Niby tak powinno być, ale niestety w rzeczywistości nie zawsze tak jest. Moja siostra na przykład ma 20 lat, a jest już dość poważnie schorowana. Stałyśmy kiedyś na przystanku, na ławce siedziały 3 staruszki i przechwalały się, która to bardziej chora. Popatrzyły na mnie i na moją siostrę, westchnęły i jedna z nich powiedziała: "Nie ma to jak być takim młodym i zdrowym...". Normalnie padłam. Daję sobie rękę uciąć, że ta babina by się z moją siostrą jednak nie chciała zamienić.

      Usuń
    2. Po dzisiejszej wizycie prywatnej u kardiologa mogę powiedzieć tylko jedno: NIGDY WIĘCEJ NFZ!!!!!!
      Tachykardia zatokowa, blok prawej odnogi pęczka Hisa, serce hiperkinetyczne, niedomykalność zastawki mitralnej i najprawdopodobniej zatorowość płucna. Tak, świetnie, w wieku 23 lat grozi mi zawał. Obłęd! Mam dość lekarzy na NFZ, ale mnie załatwili bagatelizując moje wołanie przez 7 lat o pomoc, że boli mnie w klatce piersiowej. Tłumaczą każdy ból głupią nerwicą. Ręce opadają! :((

      Usuń
  21. Do internisty chodzę na NFZ, ale zaglądam do przychodni z niechęcią, bo trzeba tam odczekać swoje... Lekarze przyjmują tam na godzinę, a bywają też ludzie, którzy przyjdą przede mną i mimo późniejszej godziny mówią, że teraz ich kolej, bo byli pierwsi ode mnie... Ale nie przetłumaczysz niektórym. W mojej przychodni lekarze są raczej ok, nie spóźniają się (do 15 minut spóźnienie jestem w stanie zrozumieć), ale najbardziej nie mogę zdzierżyć innych pacjentów. Najgorsze są jednak starsze panie, które wchodzą "tylko zapytać", albo "tylko przepisać receptę" i siedzą pół godziny. Podsumowując - internista na NFZ, pozostałych lekarzy odwiedzam prywatnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej jest, kiedy lekarz ma listę pacjentów i zaprasza ich po kolei do gabinetu - inaczej zawsze się znajdzie jakaś menda społeczna, która będzie chciała się robić cwana i wepchać się przed kolejkę. Ale starsze osoby często tak mają, że nie szanują cudzego czasu. Moja kochana ciocia na przykład rejestruje się na konkretną godzinę, ale przychodzi do lekarza o tej porze, o której jej pasuje. I guzik ją obchodzi, że o tej godzinie powinien być przyjęty ktoś inny - ktoś, kto może ma pracę i małe dzieci, a ona jest emerytką z gatunku tych, które na nic nigdy nie mają czasu. Grrrr, jak ja nie trawię takich ludzi :/

      Usuń
  22. Ja na kasę chorych chodzę do lekarza rodzinnego, dentysty, ginekologa i alergologa i z każdej wizyty jestem zadowolona. Dentystka to super babeczka, dzięki której przestałam się bać. Rejestrując się zawsze czekam maks. tydzień. Ginekolożka to jeszcze lepsza kobieta. Uśmiechnięta, miła. Czujesz się u niej jak u przyjaciółki i nie ma mowy o opóźnieniach itp. U lekarza rodzinnego narzekać mogę jedynie na innych pacjentów, którzy zawsze próbują się wepchnąć, ale co poradzisz.. Ogólnie jestem zadowolona, nigdy nie miałam złych sytuacji z NFZ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyny, mega Wam zazdroszczę takich pozytywnych odczuć :) Super, że udało Wam się trafić do fajnych lekarzy przyjmujących na NFZ. Takie pozytywne osoby jednak się w służbie zdrowia zdarzają - mam nadzieję, że kiedyś i ja na takich trafię :)

      Usuń
  23. Miałam niewesołą sytuację z laryngologiem - umówiłam się na konkretną godzinę w przychodni, jednak jak przyszłam, stało przede mną kilkanaście osób. Kiedy zapytałam pielęgniarki, czy dostanę się dzisiaj, to odpowiedziała "Nie wiadomo, bo pan doktor kończy za godzinę" - jasne, a zostało mu w kolejce około 30 osób...
    Czym prędzej stamtąd wyszłam i zadzwoniłam do pierwszej lepszej prywatnej kliniki. Efekt? Za 2 godziny miałam wizytę. Wyszło mnie o wiele drożej, ale przynajmniej odetkali mi ucho ;)

    Z dentystami jest podobnie - byłam i prywatnie i publicznie, i w tym drugim przypadku było tragicznie....niestety aktualnie zębów nie leczę, bo mnie nie stać :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luthienn, ja chodziłam do ortodonty na NFZ. Zlecił mi wyrwanie 4 zdrowych zębów, bo to miało mi pomóc. Nie wspomniał tylko o tym subtelnym fakcie, że od razu po tym powinnam mieć założony stały aparat... No i w ten sposób zostały mi luki między zębami, zęby obok się psują mimo solidnego dbania o nie, bo się dziąsła obsuwają i w efekcie czeka mnie wyrywanie dwóch kolejnych i wstawianie czterech implantów... To co moi rodzice zaoszczędzili kiedyś na ortodoncie, ja wydam teraz na implanty...

      Usuń
    2. Cooo?? :o Bardzo współczuję! Ja miałąm wyrwane cztery zdrowe czwórki, ale od razu założony miałam aparat. Co prawda luki nie mam, ale za to mam duże zęby i jeszcze mam za mało miejsca. Ech, ci lekarze........

      Usuń
  24. Szczerze, mieszkam w UK i naprawde bardzo wam zazdroszcze sluzby zdrowia, jakbyscie ty mialy na interniste z przeziebieniem czekac 3 tygodnie/ na bank szybciej byscie wyzdrowialy/ to by was strzelilo.... a po 3 tygodniach kazalby wam lekarz paracetamol wziasc... internista tutaj od wszytskiego ejst, jak chcesz do specjalisty to musisz z 2 lata do internisty chodzic i blagac o skierowanie.... internista-ginekolog, laryngolog, dermatolog... itd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tajko, ja bym się przekręciła z takim leczeniem - szlag by mnie trafił, że tak błahe sprawy mogą trwać tak masakrycznie długo :/ Przecież wypisanie skierowania to parę minut roboty, a lekarz powinien się cieszyć, że pacjenta do kogoś innego odesłał...

      Usuń
  25. Hej, jestem ciekawa czy poza leczeniem prywatnym opłacasz normalnie składki nfz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Czasem mnie trochę skręca, że w sumie to z nich nie korzystam, ale jak nagle się przydarzy jakaś nieoczekiwana sytuacja, to lepiej być ubezpieczonym, niż martwić się, ile każą za szpital płacić.

      Usuń
    2. Ja muszę płacić, bo swoja firma. W sumie jakbym zamknęła działalność to muszę płacić składki tylko ze względu na fakt chorego serca i strachu przed ewentualnym rachunkiem, jeśli trafiłabym nagle do szpitala :/
      Strach chorować i umierać w tym kraju.

      Usuń
  26. jak miałam ostre zapalenie kłębuszkowe nerek to mnie w całym krakowie tylko jeden lekarz przyjął na teraz, babka powiedziała, że gdybym poczekała do terminu to wtedy miałabym dializy.... Do neurologa muszę zapłacić bo termin na nfz jest za pół roku, serio? to za co my płacimy? Niestety ja jestem za prywatnymi lekarzami jak Ty. U dentysty płacę 50 złotych więcej niż na nfz a wiem że nie stracę zębów : )

    OdpowiedzUsuń
  27. Zupełnie się zgadzam. Płacę na prywatną służbę zdrowia i korzystam z komfortu jaki mi oferuje. Kasa odciągana z pensji idzie w błoto.

    OdpowiedzUsuń
  28. Masz sto procent racji we wszystkim, o czym napisałaś. Ja na szczęście nie choruję dużo, ale są sytuacje, kiedy trzeba iść do lekarza. Na szczęście moja przychodnia ma bardzo sympatycznych pracowników i zawsze są uśmiechnięci, jest czysto, schludnie i nie ma nigdy z niczym problemu. Ale do dentysty w życiu bym nie poszła z NFZ- przecież to jest jakaś katastrofa. Ich najlepsza metoda na leczenie to wyrywanie. I to tyle. I faktycznie nigdy nie ma się pewności co do sterylności, kiedy narzędzia leżą już wyjęte na stoliku.

    OdpowiedzUsuń
  29. Na NFZ i tak płacisz, jeżeli pracujesz. A wcale taki lekarz z NFZ mało nie zarabia, na pewno nie specjaliści. Są zatrudniani na kontrakty, to pielęgniarki w przechodniach niestety mają kiepską płacę;/ Wiem coś o tym z dobrego sprawdzonego źródła...

    Odkąd mam pakiet medica z pracy mojego męża do lekarza pierwszego kontaktu i ginekologa chodzę z medica. Ale do ortopedy szłam z NFZ, onkologa również chodzę z NFZ bo mam tu dobrego lekarza i dzięki temu nie płacę też za USG piersi, które muszę wykonywać co pół roku. Więc chyba NFZ nie taki zły jak go malują. Do dentysty chadzam do prywatnego gabinetu, który ma kontrakt z NFZ dzięki czemu za ściąganie kamienia i zwykłe konsultacje nie płacę nic, jedynie dopłacam za uzupełnienie ubytków w zębach i jestem zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie stać mnie na prywatną opiekę medyczną. Prywatnie mogę iść do dentysty i gina, ale na inne sprawy raczej mnie nie stać. Niestety, jestem skazana na NFZ przynajmniej póki się uczę, i z tej racji nieraz chce walić się głową w ścianę...
    Sytuacja ma miejsce w przychodni dermatologicznej. Siedzę ja, matka z dwójką dzieci, małżeństwo, jakaś pani i pan - bardzo zajęty, bo non stop nawija przez telefon. Wszyscy porejestrowani miesiąc wcześniej, czekamy grzecznie na swoją kolej z karteczkami w dłoniach. Wchodzi starszy pan w towarzystwie swojego syna. Siadają na krzesłach, czekają, starszy pan jęczy, narzeka. Jedna z pań wyrywa mnie z zamyślenia pytaniem "A na którą jest pani zarejestrowana?" - i w tym momencie dopiero co przybyli panowie zorientowali się, że trzeba się rejestrować. Zaczęły się pytania czy go przepuścimy, granie na emocjach "bo to starszy człowiek i potrzebuje pomocy" - i to nie było proszenie, a próba wymuszenia tego. Mi było w sumie wszystko jedno, póki nie usłyszałam "ależ ci ludzie to teraz haniebna hołota, za moich czasów, jak była wojna, było zupełnie inaczej" z ust starszego pana. Nie po to przychodzę do lekarza rejestrując się miesiąc wcześniej, by być obrażaną i wysłuchiwać takich rzeczy. Nie moja wina, że urodził się w takich czasach, czasy się zmieniły, a ja czekałam w kolejce z wyjątkowo paskudną i natrętną grzybicą skóry, z którą nie mogłam sobie poradzić już pół roku.
    Koniec końców jakoś się wepchnął, ale musiałam naprawdę gryźć się w język żeby mu nie odparować czymś. Mam szacunek do starszych osób, naprawdę - ale on też ma swoje granice.

    OdpowiedzUsuń
  31. Ja wychodzę z założenia, że jak do dentysty to TYLKO prywatnie...

    OdpowiedzUsuń
  32. Ja się długo leczyłam państwowo, teraz leczę się prywatnie. O tym drugim mogłabym napisać wcale nie krótszy elaborat niż o nfz. W prywatnym gabinecie słyszałam, że jestem inteligentna i poczytam sobie w internecie dlaczego boli, w innym dentystka chciała mi leczyć zdrowe zęby, w jeszcze innym dietetyczka ważyła mnie, drukowała gotowy excell z dietą i wypuszczała za drzwi po 5 minutach nerwowo patrząc na zegarek i kasując 150 zł. Nie ma reguły, trzeba szukać lekarzy, którzy przy okazji są porządnymi ludźmi, a to łatwe nie jest :)

    OdpowiedzUsuń
  33. A mój lekarz internista i pediatra mojego synka są na nfz. I ja sobie chwalę. Mój lekarz jak przyszłam do niego z bólem głowy - sądziłam, ze mi powie, że mam brać ibuprom - zrobił mi bardzo dokładny wywiad i badania neurologiczne, a potem wysłał na ekg. Do tego do ginekologa chodzę na nfz. Mój lekarz w tej samej klinice przyjmuje na kasę i na nfz i nie ma różnicy, bo byłam i tak i tak. A czasem Ci za kasę też lecą na akord :/

    OdpowiedzUsuń
  34. po przebojach ze stomatologiem państwowym chodze tylko do prywatnego, az gęsia skórka mi wyskoczyła na samo przypomnienie...

    dermatolog mnie zbył, pytam co zrobic z trądzikiem a ona nawet nie zapytała co sie z nim dzieje itp tylko spojrzała na twarz i w sekunde zapisała na kartce maść i do widzenia.
    co w tym kraju sie dzieje?!

    OdpowiedzUsuń
  35. Ja tylko na NFZ chodzę do mojej Pani doktor rodzinnej, gdy się przeziębienie. Natomiast ze wszystkim innym niestety trzeba prywatnie, chyba,ze 3-4 miesiące chce czekać;/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo :*
Uprzejmie proszę o niereklamowanie swoich blogów.
Komentarze zawierające spam, obraźliwe uwagi itp będą przeze mnie usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...