Witajcie,
dziś mam dla Was ogromną porcję wakacyjnych zdjęć. Jak już wspominałam, tegoroczne wakacje ponownie dane mi było spędzić we Włoszech - mieszkałam w Ostii, a więc miałam niedaleko zarówno na plażę jak i do Rzymu. Był to wyjazd zorganizowany na własną rękę, dlatego sami sobie gotowaliśmy (co w praktyce sprowadzało się do korzystania z "gotowców" i dopychania boską włoską pizzą :P) i sami odgrywaliśmy rolę własnych przewodników po rzymskich atrakcjach. Jeżdżenie metrem po Rzymie i spacerowanie po uliczkach w centrum Wiecznego Miasta nie sprawiało nam żadnej trudności - Rzym jest miastem doskonale oznaczonym, dopasowanym do wszechobecnych turystów. Ogromnym ułatwieniem było oznaczenie stacji metra nazwami atrakcji turystycznych, które znajdują się w pobliżu.

Spośród paru tysięcy zdjęć wybrałam te, które uznałam za najfajniejsze. Mam nadzieję, że Wam się spodobają.

Port w Ostii jest największym portem Rzymu. Cumują tam żaglówki i jachty, charakterystycznych dla polskich portów kutrów rybackich raczej tam nie znajdziemy ;)


Hasło przewodnie tegorocznych wakacji
Pierwszego dnia trafiliśmy na wietrzną pogodę, dzięki czemu na zdjęciach mogliśmy uwiecznić takie oto fale. Na szczęście z każdym kolejnym dniem robiło się coraz cieplej i bardziej słonecznie.
Rozwiana, ale jaka zadowolona :)


Pocztówki powędrowały do rodziny pocztą watykańską.


Rozbawiły mnie magnesy doskonale imitujące paczki makaronów, butelki włoskich win czy nawet puszki z warzywami Bonduelle w wersji mini. Szkoda tylko, że ceny wysokie - 8€ za takie maleństwo...

A to już Muzea Watykańskie, w których należałoby spędzić co najmniej tydzień, by docenić każde ze zgromadzonych tam dzieł sztuki.

Zgredek mówi hello :P



Muzea Watykańskie można by zwiedzać, mając cały czas głowę w górze - tak pięknie dekorowanych sklepień nie widziałam nigdzie indziej.




Sfera con sfera, czyli kulka w kulce, a dla nas po prostu "Wielki Pomidor" (ze względu na to, że autorem tej tajemniczej rzeźby jest artysta o wdzięcznym nazwisku Pomodoro).


Kultowe schody przy wyjściu z Muzeów Watykańskich

Moja ukochana Pieta - znów mogłam się pozachwycać.



Lody, duuuuużo lodów! Kalorie? Oj tam, oj tam...


Most św. Anioła

Zamek św. Anioła i brudny Tybr, fuj!

Fontanna Neptuna na Piazza Navona

Piazza Navona zrobił na mnie niesamowite wrażenie - gwar, mnóstwo roześmianych ludzi, piękne widoki, atmosfera czysto włoska, a do tego wszystkiego muzyka na żywo w wykonaniu ulicznych grajków - bajka!

Piazza Navona

Pomnik Giordano Bruno na Campo de' Fiori

Zaciesz przed Panteonem :P

Serce mi pękło, kiedy zobaczyłam, że moja ukochana Fontanna di Trevi jest w remoncie...
Pomnik Ojczyzny - Vittoriano

Pomnik Ojczyzny - Vittoriano

Forum Romanum

Koloseum

Łuk Konstantyna Wielkiego

Wnętrze Bazyliki św. Pawła za Murami


Bazylika św. Pawła za Murami


Brama kawalerów maltańskich - turyści ustawiają się w kolejce, by przez dziurkę od klucza zobaczyć Bazylikę św. Piotra w Watykanie.

Widok rzeczywiście jest niesamowity, choć niestety prawie niemożliwy do uchwycenia na zdjęciu.

Usta Prawdy to obowiązkowy punkt wycieczki, choć kolejki do zrobienia sobie zdjęcia są ogromne.

Circo Massimo

Termy Karakalli




Widoki z Vittoriano - Forum Romanum i Koloseum



Trójwymiarowe freski w kościele św. Ignacego Loyoli

Tutaj nawet galeria handlowa wygląda mega elegancko i ekskluzywnie... ale kolejka do damskiej toalety niemiłosierna, a warunki - jak zwykle we włoskich toaletach - spartańskie. Pozycja "na Małysza" była koniecznością!

Schody Hiszpańskie

Tutaj fontanna również w remoncie. W ogóle na każdym kroku natykaliśmy się na jakiś remont, renowację, itp. Fajnie, że o to dbają, ale szkoda, że akurat wtedy, kiedy ja się tam pojawiłam :P


Lans w Antico Caffe Greco - najstarszej kawiarni w Rzymie. Przepiękne, mega klimatyczne miejsce!

Piazza del Popolo - na ostatnim zdjęciu widok ze wzgórza Pincio

Tegoroczne wakacje zaliczam do bardzo, bardzo udanych. Nie potrafię porównać ich z ubiegłorocznymi (kiedy to odwiedziliśmy grecką wyspę Zakynthos), ale na pewno lepsze od tych sprzed dwóch lat (gdy również byliśmy w Rzymie, ale wtedy nie dopisała nam ani pogoda, ani zdrowie). Nachodziłam się, naoglądałam, napstrykałam fotek, ale też sporo czasu spędziłam na plaży, grzejąc tyłek w promieniach włoskiego słońca.
Z Rzymu przywiozłam sobie jedynie trochę % (wino i przepyszne Limoncello), dwa lakiery Kiko upolowane na promocji i odżywkę do włosów za 1€ (znałam ją już z wakacji sprzed 2 lat) - mocno ograniczał mnie limit bagażowy.

Koniecznie dajcie mi znać, jak minęły (mijają? lub jak planujecie, by minęły?) Wasze tegoroczne wakacje? Gdzie je spędziliście, jak było?

Pozdrawiam Was ciepło!
Uffff, wreszcie jestem. Długo zbierałam się do tego, by wrócić do pisania na blogu, ale moja nieobecność trwała już od tak dawna, że chwilami wydawało mi się, że po prostu zapomniałam, jak pisać. Mimo wszystko przełamałam się (choć ta notka rodzi się w bólach :P) i oto jestem.


Jeśli śledzicie blogowe profile na portalach społecznościowych, na pewno wiecie, że w te wakacje ponownie odwiedziłam Włochy (o czym opowiem Wam dokładniej jutro) oraz że wyprowadziłam się od rodziców i wreszcie zamieszkałam z moim chłopakiem. Dla kogoś, kto przez 20 lat mieszkał w jednym miejscu, z rodzicami, siostrą i psem, była to ogromna zmiana. Bałam się, że nie poradzę sobie z rolą "perfekcyjnej pani domu" - do tej pory gotowałam jedynie dla przyjemności, a takie sprawy jak pranie czy codzienne zakupy w ogóle nie wchodziły w zakres moich obowiązków. Okazało się jednak, że nie jest wcale tak źle - gotowanie i sprzątanie sprawia mi ogromną frajdę. Nawet rosół wyszedł mi pyszny (choć zawsze wydawało mi się, że rosół to już wyższa szkoła jazdy). 
Najfajniejsze z tych wszystkich domowych spraw jest kupowanie różności do domu. Nigdy nie sądziłam, że zakup dywanika łazienkowego czy silikonowej formy do ciasta może dać tyle radości ;) 
I tak oto stałam się panią domu. Dobrze mi w tej roli, dobrze mi się mieszka pod Szczęśliwą Kasiową Trzynastką. Tęsknię jedynie za Olisem - moim psem (chociaż nie wiem, czy nadal mogę mówić o nim "mój") - czasem mam wrażenie, że słyszę chrobotanie jego łapek o płytki na podłodze.
Przede mną jeszcze jeden krok do osiągnięcia pełnej dorosłości - praca. Choć taką dorywczą pracę mam cały czas, szukam teraz czegoś na stałe. Na razie idzie to opornie, ale nie załamuję się i dalej ślę w świat moje CV ;)


Nie obiecuję Wam, że to już ostatnie moje zniknięcie, że już nigdy, itd. Traktuję bloga jako hobby, a więc na liście moich życiowych priorytetów pisanie tutaj niestety wypada poza ścisłą czołówką. Oczywiście będę się mocno starała bywać tu regularnie, tym bardziej dlatego, że w najbliższym czasie chciałabym opowiedzieć Wam o kilku naprawdę świetnych kosmetykach i kosmetycznych gadżetach, o tym, jak przebiegła moja mineralna rewolucja, jak minęły mi wakacje, a także pokazać Wam kolekcję moich kosmetyków, którą (z powodu przeprowadzki) musiałam wreszcie uporządkować.


Dziękuję Wam za to, że nadal tu jesteście, że mam do kogo wracać.
Pozdrawiam!


Wiecie, że uwielbiam lakiery Essie. 
Kolory zamknięte w tych charakterystycznych, kanciastych buteleczkach mają w sobie to coś, co sprawia, że zakochuję się prawie w każdym, który zobaczę, a wizyta w SuperPharm i spojrzenie na szafę Essie powoduje u mnie oczopląs, ślinotok i zawężenie mojego słownika do trzech słów: "o, jaki piękny!".
Cenię te lakiery także za ich świetne właściwości - kupując nawet bardzo jasny, pastelowy kolor z oferty Essie mam pewność, że nie zniechęci mnie smużenie, słabe krycie, kiepski czas wysychania czy niewystarczająca trwałość.

Wśród wszystkich urzekających kolorów z oferty Essie mam trzy ulubione cukiereczki. Nazywam je tak, bo razem wyglądają po prostu słodko :) Uwielbiam nosić je na paznokciach, zwłaszcza latem. Zobaczcie, jakie są piękne.




ESSIE - CREWED INTEREST
Kolor to rozbielona brzoskwinia, pasująca właściwie do każdej karnacji i sprawiająca, że paznokcie wyglądają elegancko, czysto, ale dłonie nie są blade, jak to często bywa przy lakierach nude.
Na kilku blogach czytałam, że trudno się go aplikuje, że smuży. U mnie nic takiego się nie dzieje, aplikuję go błyskawicznie, pokrywając paznokcie dwiema warstwami. W tych miejscach, gdzie moje paznokcie mają "garby", pojawiają się czasem lekkie prześwity, ale nie jest to tak widoczne, bym była skłonna nakładać trzecią warstwę lakieru.







ESSIE - TART DECO
Był to pierwszy lakier Essie w mojej kolekcji i jak dotąd jest moim ulubionym ze wszystkich koralowych lakierów, jakie mam. Jest soczysty, ale nie neonowy - odcień złamano odrobiną bieli. Najbardziej lubię go na swoich paznokciach latem, kiedy skóra dłoni jest lekko opalona, ale każda inna pora roku też jest dobra, jeśli najdzie mnie ochota na koralowe paznokcie.






ESSIE - WHERE'S MY CHAUFFEUR?
Wszechobecne miętowe lakiery mogą się już znudzić. Idealny turkusowy Where's My Chauffeur nie znudzi mi się chyba nigdy. Jest to jasny turkus o przewadze niebieskiego tonu, delikatnie zgaszony szarością. Trudno na zdjęciach uchwycić jego prawdziwy kolor. Internetowe swatche bardzo różnią się od siebie. Zresztą sami zobaczcie- na żywo Where's My Chauffeur wygląda tak jak na zdjęciu po prawej.

źródło / źródło

Moje zdjęcia były robione w pełnym świetle, dlatego też kolor lakieru wygląda na jaśniejszy i bardziej intensywny.






Jak Wam się podobają moje cukiereczki? ;)


Witajcie!
Ostatnio mam trochę spraw na głowie - zaczynam pracę, w międzyczasie szukam innej (fuck logic :P), przygotowuję się do pierwszej w moim życiu przeprowadzki, dlatego bywam zakręcona i na blogu mnie mniej.
Na dziś przygotowałam krótkie podsumowanie moich czerwcowych zużyć. Zapraszam do czytania i oglądania.



Na początek grafika interaktywna dla tych z Was, którzy wolą taką własnie formę postów denkowych:


nie kupię ponownie



nie wiem, czy kupię ponownie



kupię ponownie




A dla tradycjonalistów...

FACELLE INTIM - Lotion do higieny intymnej
Pozycja obowiązkowa w mojej łazience. Tani i uniwersalny
Czy kupię ponownie: TAK

BABYDREAM - Uniwersalny żel do mycia
Najlepszy szampon do codziennego mycia włosów! Niezastąpiony do mycia pędzli.
Czy kupię ponownie: TAK

BALEA - Szampon figa i perła
O ile odżywka z tej serii sprawdza się u mnie nieźle, szampon okazał się porażką. Teoretycznie miał za zadanie oczyścić włosy, jednocześnie je zmiękczając i ułatwiając rozczesywanie. W praktyce obciążał i sprawiał, że miałam wrażenie, jakbym w ogóle nie umyła włosów.
Czy kupię ponownie: NIE

CMO - Odżywka do włosów piwo i pszenica
Ten kosmetyk znalazł się w rosyjskiej edycji pudełka PinkJoy. Odżywka służyła moim włosom, ale efekty były porównywalne z efektami po użyciu odżywek Balea. Dlatego też zostanę wierna Balei - będzie taniej i łatwiej z dostępem (bo odżywka CMO jest do kupienia chyba wyłącznie online w cenie 14,90zł za 200ml).
Czy kupię ponownie: NIE

BATISTE - Suchy szampon Cherry
Pomimo ciężkich, duszących zapachów, suche szampony Batiste są najlepszymi z dostępnych na polskim rynku w tym przedziale cenowym. Jeśli też je lubicie lub jeśli chcecie je wypróbować, koniecznie wybierzcie się jutro do Biedronki - dostaniecie je tam za 10,99zł! (tylko nie bierzcie wersji Wild - pachnie okropnie! jak bazarowe perfumy dla starszej pani...)
Czy kupię ponownie: TAK

DELIA Hair Fashion - Jedwab do włosów
Męczyłam go długo, bo pojemność ogromna jak na produkt, który aplikuje się jednorazowo w ilości liczonej na krople, a poza tym działanie średnie. Zdecydowanie bardziej wolę Jedwab z Green Pharmacy.
Czy kupię ponownie: NIE

APIS - Nektar do ciała z miodem, mleczkiem pszczelim i olejkiem arganowym
Całkiem niezły balsam o przyjemnym zapachu, odpowiednio gęstej konsystencji, z dobrymi właściwościami i przyjaznym składzie (zero parafiny, oleju mineralnego, silikonów czy parabenów!). Do tego w przyjaznej cenie (ok. 13zł za 200ml). Jestem na tak!
Czy kupię ponownie: TAK

DELAWELL - Zmysłowy scrub solny do dłoni, stóp i ciała
Całkiem przyjemny kosmetyk, wpisujący się w mój peelingowy gust - ostry, natłuszczający. Jest jednak dość drogi (39zł za 260ml, 65zł za 650ml). Nie wiem, gdzie mogę kupić ten kosmetyk, poza tym cena nie zachęca, więc prawdopodobnie nie sięgnę po niego ponownie.
Recenzja: TUTAJ
Czy kupię ponownie: NIE

BALNEOKOSMETYKI - Biosiarczkowy żel głęboko oczyszczający do mycia twarzy
Całkiem przyjemny kosmetyk, który nie tylko dobrze oczyszczał skórę, ale i delikatnie peelingował, nie powodując przy tym podrażnień, nawet przy codziennym stosowaniu. 
Recenzja: TUTAJ
Czy kupię ponownie: MOŻE

NONI CARE - Krem pod oczy
Trudno mi go ocenić, bo moja skóra wokół oczu nie jest szczególnie wymagająca. Krem przyzwoicie nawilżał, nie spowodował żadnych podrażnień.
Czy kupię ponownie: NIE

PERFECTA - Koktajlowa maseczka S.O.S. na twarz i pod oczy
Do użycia zachęciła mnie informacja o tym, że kosmetyk zawiera kwas hialuronowy. Niestety chyba jednak było go w masce za mało, bo nie odczułam większych efektów - ot, lekkie nawilżenie twarzy jak po użyciu przeciętnego kremu. Maska zawiera dodatkowo rozświetlające drobinki (które mają udawać 24-karatowe złoto :P). Jest ich tak dużo, że po wysmarowaniu się maską zaczęłam przypominać mima stojącego na krakowskim Rynku :P
Czy kupię ponownie: NIE

BRTC - Blemish Recover Balm
Kiedyś uwielbiałam ten BB krem. Uważałam, że jest stworzony dla osób takich jak ja - z cerą trądzikową, które mają sporo do zakrycia. Teraz doszłam do wniosku, że jednak jest dla mnie za ciężki. Sprawdzał się co prawda w roli korektora, ale chyba już nie zamówię kolejnego opakowania, bo teraz w ruch poszły kosmetyki mineralne i... na razie straciłam ochotę na powrót do płynnych podkładów i tradycyjnych korektorów ;)
Czy kupię ponownie: NIE (raczej nie)

WIBO - Eyeliner
Tani, a dobry. Lubię go, chociaż ostatnio zdradzam go z Eveline. Kiedyś Eveline podrażniał moje oczy, teraz jest ok. Wibo jednak w niczym nie ustępuje Eveline, obydwa lubię tak samo.
Recenzja: TUTAJ
Czy kupię ponownie: TAK

Znacie któryś z tych kosmetyków?
Może coś szczególnie przyciągnęło Waszą uwagę?

Pozdrawiam! :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...